Zobacz też:
Pamięta pani 1 września 1992 roku?
Beata Sauer: Oczywiście. I nigdy go nie zapomnę. Wtedy przecież widziałam Jarka po raz ostatni.
Coś wskazywało wtedy na to, że może wydarzyć się coś złego. Jarek mówił, że czegoś się obawia?
Beata Sauer: Nie, to miał być kolejny zwykły dzień. On wyszedł do redakcji, ja miałam iść rozmawiać w sprawie pracy. Wieczorem zamierzaliśmy wspólnie wyjść do znajomych...
Jarek nie mówił pani czym się zajmuje?
Beata Sauer: Mówił dużo o swojej pracy. Dziennikarstwo nie było dla niego tylko zawodem, ono go fascynowało, podobnie jak góry. Mówił o artykułach, które napisał, o redakcji, ale o tematach, które mogły być dla niego niebezpieczne milczał.
W pierwszych dniach po zniknięciu Jarka nie wyglądała pani na załamaną. Nie widziałem paniki, ani łez...
Beata Sauer: Trzymałam się wtedy, bo całe te pierwsze dni i wysiłek wkładany był w poszukiwania, rozmowy z wieloma ludźmi. Byłam też cały czas wspierana przez przyjaciół Jarka, w tym dziennikarzy. Miałam nadzieję, że on się odnajdzie. Dopiero, gdy zostałam z tym sama, wróciłam do mojego domu rodzinnego, dopadła mnie świadomość tego, co się wydarzyło. Zamknęłam za sobą drzwi i pękłam. Przez kilka godzin nie mogłam opanować płaczu...
Minęły 22 lata. Prokuratura postawiła zarzuty trzem osobom. Wierzy pani, że coś z tego śledztwa wyjdzie?
Beata Sauer: Po raz pierwszy w to wierzę. Podczas pierwszego śledztwa w Poznaniu miałam wrażenie, że policji i prokuraturze nie zależy na ustaleniu tego, co stało się z Jarkiem.
Na jakiej podstawie pani tak sądziła?
Beata Sauer: Byłam przepytywana w policji i w prokuraturze, ale to było jak mówienie do ściany. Szczególnie policjanci sprawiali wrażenie, że mnie nie słuchają. Ja mówiłam, że Jarkowi ktoś musiał zrobić coś złego, a oni zastanawiali się, czy on nie ukrywa się w górach.
Dlaczego tak postępowali? Jak pani uważa?
Beata Sauer: Wciąż się zastanawiam nad tym, czy to była ich zła wola, czy po prostu lekceważenie.
Bagatelizowano np. pani słowa o tym, że Jarka Ziętarę chciano zwerbować do pracy w Urzędzie Ochrony Państwa...
Beata Sauer: Miałam wrażenie, że traktują mnie jak wariatkę, gdy o tym mówiłam. A dopiero po wielu latach okazało się z artykułów "Głosu", że oni mieli wtedy notesy Jarka, w których były jego osobiste zapiski na temat UOP-u. Czyli tego nie czytali, albo udawali, by nie sprawdzać tego wątku.
Krakowscy policjanci i prokurator też z panią rozmawiali. Inaczej niż poznańscy?
Beata Sauer: Zdecydowanie. To jak dwa różne światy. Nie tylko pytali bardzo konkretnie, ale przy tym dawało się cały czas odczuć, że są doskonale zorientowani w sprawie. A przecież akta mają tak wiele tomów.
Zastanawia się pani czasem nad tym, co byłoby, gdyby Jarkowi nikt nic nie zrobił, nad tym, jak potoczyłoby się wasze życie?
Beata Sauer: Czasu się nie cofnie ani nie zmieni się biegu wydarzeń. Przez długi czas myślałam, co stałoby się, gdybym tamtego dni wyszła razem z nim z domu. Może to by go tamtego dnia uratowało. Ale raczej tylko odłożyłoby wydany na nim przez kogoś wyrok...
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?