Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sport i olimpijska idea. To życie prof. Wojciecha Lipońskiego

Marek Lubawiński
Prof. Wojciech Lipoński do tej pory wydał 18 książek. Obecnie pracuje nad „Dziejami kultury europejskiej”, które ukażą się w przyszłym roku
Prof. Wojciech Lipoński do tej pory wydał 18 książek. Obecnie pracuje nad „Dziejami kultury europejskiej”, które ukażą się w przyszłym roku Romuald Świątkowski
Profesor Wojciech Lipoński wydał 18 książek. Historia sportu odgrywa w nich bardzo ważną rolę. W 1964 roku poznański uczony był na igrzyskach w Tokio rezerwowym w sztafecie 4x400 m.

Autor 18 książek, w tym monumentalnych wręcz pozycji, takich jak: „Humanistyczna Encyklopedia Sportu”, „Dzieje sportu polskiego”, „Polacy na olimpiadach”, „Historia sportu na tle rozwoju kultury fizycznej” czy wreszcie „Encyklopedia sportów świata” wydana po polsku, angielsku i francusku przez poznańską Oficynę Wydawniczą Atena pod patronatem UNESCO. W 2004 i w 2012 roku został laureatem Złotego Wawrzynu Olimpijskiego PKOl. Prof. dr hab. Wojciech Lipoński jest obecnie emerytowanym profesorem seniorem Uniwersytetu im. A. Mickiewicza w Poznaniu.

- To wszystko, co dotąd napisałem i wydałem, to uwertura do głównej opery, którą zaczynam dopiero teraz komponować - mówi Wojciech Lipoński, obecnie pracujący na Uniwersytecie Szczecińskim na Wydziale Kultury Fizycznej i Promocji Zdrowia oraz na anglistyce przy tamtejszym Wydziale Filologicznym. - Niestety, w Poznaniu zesłano mnie na emeryturę. Mogę jednak wszystkich zapewnić, że jestem jeszcze w pełni sił fizycznych i twórczych, czego przykładem jest moja praca w Szczecinie i trochę godzin zleconych na UAM, uzyskanych dzięki życzliwości pani dziekan Wydziału Anglistyki prof. Katarzyny Dziubalskiej-Kolaczyk.

Historia sportu izolowana
Wojciech Lipoński ma w swym dorobku także książki związane z historią kultury anglosaskiej, np. „Dzieje kultury brytyjskiej”i przygotowywane obecnie przez Wydawnictwo Poznańskie czwarte już wydanie „Narodzin cywilizacji Wysp Brytyjskich”. Ostatnio rozpoczął pracę szerszego zasięgu.

- Piszę w tej chwili „Dzieje kultury europejskiej” dla PWN - mówi prof. Lipoński. - W Polsce są wprawdzie dostępne dwie książki na ten temat, tłumaczone z angielskiego i niemieckiego, ale w obu o kulturze Europy na wschód od Odry nie ma nic albo prawie nic. Nawet Fryderyk Chopin nie jest wspomniany. Tak Zachód widzi naszą kulturę. Książka, którą piszę, chce ukazać równowagę kultury całej Europy, a nie tylko Europy Zachodniej. Kieruję ją zarówno do czytelników polskich, jak zachodnich, bo równolegle piszę ją po angielsku. Jan Paweł II mówił przed laty, że Europa powinna oddychać dwoma płucami, a nie tylko jednym. To będzie mottem mojej książki.
Zdaniem prof. Lipońskiego historia sportu jest izolowana od głównego nurtu dziejów, mimo że sport odgrywał bardzo ważną rolę w ogólnych losach narodów. Nie chodzi bynajmniej o to, by do historii ogólnej dopisywać wyniki czy medale olimpijskie. To niech zostanie czystą historią sportu. Ale np. w dziejach Anglii, „Deklaracja sportów” Jakuba I skierowana przeciw purytanom w 1618 roku, wywołała poważny konflikt polityczny, który przyczynił się do przewrotu Olivera Cromwella. W Niemczech ruch gimnastyczny odegrał poważną rolę w budzeniu się tamtejszego nacjonalizmu, w Czechach i w Polsce ruch „Sokoła” był ważnym elementem zachowania tożsamości narodowej. O tym wszystkim mówią liczne opracowania historyków sportu, ale zawarta tam wiedza jakoś nie przenika do ogólniejszej historiografii.

Pamięć o Wierzyńskim
- Chcę zatem, by sport był widziany również w historii uniwersalnej, a nie tylko w dziejach kultury fizycznej. W większości prac, np. anglistycznych, historii sportu poświęcam przynajmniej rozdział, jak np. w wydanej ostatnio przez UAM książce „Landmarks in British History and Culture”. Chciałbym, by inni historycy poszli tym śladem - mówi Lipoński.

- Dotyczy to również historii sztuki czy literatury, gdzie tematyka sportu od czasów antycznych odgrywała poważną rolę. Jest o tym dużo w opracowaniach specjalistycznych, ale w ogólnych historiach np. literatury po prostu nic. Weźmy choćby literackie tradycje fair play. Już William Szekspir w „Burzy” i „Królu Janie” pisał o roli fair play w walkach rycerskich. Proszę więc zauważyć, że pojęcie „czystej gry” ma już ponad 450 lat i nie dotyczy tylko sportu, ale i historii kultury ogólnej, w tym etyki uniwersalnej. W tradycji polskiej literatura i sztuka o tematyce sportowej cierpi w podobny sposób. Dotyczy to m.in. postaci wielkiego poety skamandryckiego Kazimierza Wierzyńskiego. Odniósł sukces międzynarodowy, gdy zdobył złoty medal na olimpijskim konkursie literatury podczas igrzysk w Amsterdamie w 1928 za tomik „Laur olimpijski”. Do czasu nagród Nobla dla Czesława Miłosza i Wisławy Szymborskiej był to najszerzej znany w świecie tomik poezji polskiej, tłumaczony na wszystkie główne języki. Przyniósł on kulturze polskiej, a zarazem naszemu sportowi niemniej chluby niż niejeden złoty medal naszych sportowców. Tymczasem biografowie Wierzyńskiego ledwie raczą wymieniać ten tomik, jeden z nich obdarzył go mianem „poetyckiego tupnięcia nogą”, które nie odegrało w literaturze polskiej większego znaczenia - kontynuuje Lipoński.

Staram się, gdzie mogę, zniwelować te niesprawiedliwe oceny. W mojej książce „Sport literatura-sztuka” jest duży rozdział o Wierzyńskim, wcześniej starałem się przywrócić pamięć o tym tomiku podczas ogólnej konferencji poświęconej skamandrytom w Toruniu, co opublikowano w księdze tej ważnej dla polonistyki konferencji. Na forum międzynarodowym poświęciłem Wierzyńskiemu sporo uwagi w serii artykułów językach angielskim, francuskim, niemieckim i hiszpańskim, m.in. w wydawanym w Lozannie głównym czasopiśmie MKOl „Olympic Review”, a także tomie prac zbiorowych „L’art et Sport” wydanym we Francji. Robię to, bo publikacje w języku polskim, niewątpliwie potrzebne w kraju, nie przysparzają jednak wiedzy o naszej kulturze i sporcie w świecie - dodaje.
Igrzyska w Tokio
Wojciech Lipoński to także znakomity przed laty lekkoatleta, 12-krotny reprezentant Polski i olimpijczyk z Tokio w 1964 r.

- W dzieciństwie niewiele wskazywało na to, że będę uprawiał sport wyczynowy - opowiada prof. Lipoński. - Miałem dwa poważne wypadki drogowe, zapalenie opon mózgowych, z wielkim trudem się poruszałem, ale kilkuletnia rehabilitacja dała efekty. Zacząłem biegać już podczas nauki w Technikum Łączności, które wtedy mieściło się w pocztowych budynkach przy obecnej ul. Święty Marcin w Poznaniu. Na igrzyskach w Tokio ta szkoła miała dwóch olimpijczyków - mnie i strzelca Kazimierza Kurzawskiego, dzisiaj związanego z wrocławską AWF.

Potem prof. Lipoński trenował w poznańskiej Warcie, a po rozpoczęciu studiów filologicznych na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w AZS. - W Warcie trenowałem pod kierunkiem znakomitego trenera pana Ignacego Kopcia i sprintera Janusza Jarzembowskiego, od których dużo się nauczyłem - wspomina Lipoński.

- Miałem zły start, na sto metrów, mój najlepszy wynik 10,6 nie kwalifikował do reprezentacji Polski na tym dystansie, więc zacząłem biegać z większym sukcesem na 400 m. W 1964 roku wynikiem 48,0 pobiłem 30-letni przedwojenny rekord Wielkopolski na tym dystansie Klemensa Biniakowskiego (48,8). W AZS miałem szczęście do trenerów: Janusza Jackowskiego i Janusza Ludki. Mój wynik poprawiałem potem kilkakrotnie do 46,9. Dziś to niewiele, ale trzeba pamiętać, że biegaliśmy wtedy na bieżni żużlowej, i to bez żadnego wspomagania. Nominacja olimpijska w 1964 to była dla mnie wielka sprawa.

Do Tokio Wojciech Lipoński pojechał, ale był tylko rezerwowym. - W stolicy Japonii o miejsce w sztafecie 4x400 rywalizowałem z Marianem Filipiukiem - mówi poznański olimpijczyk z 1964 roku. Trener Gerard Mach postawił jednak na Filipiuka. Sztafeta 4x400 zajęła w Tokio szóste miejsce, biegnąc w składzie Filipiuk, Ireneusz Kluczek, Stanisław Swatowski i Andrzej Badeński.

- W roku olimpijskim 1964 biegałem w sztafecie, która dwa razy biła rekord Polski - 23 sierpnia w Warszawie 3.06,8 i 13 września w Kolonii 3.06,0. Do moich największych sukcesów sportowych zaliczam piąte miejsce na akademickich mistrzostwach świata w Budapeszcie w 1965 roku. W tym samym roku na mityngu w Zurychu pokonałem między innymi Amerykanina Michaela Larrabee’ego, mistrza olimpijskiego z Tokio. Byłem drugi, wygrał mistrz Imperium Brytyjskiego Menzies Campbell.
Kłopoty z doktoratem
Karierę sportową skończył w wieku niespełna 26 lat, przynajmniej o pięć lat za szybko, po perypetiach z doktoratem.

- Na UAM uznano, że tematyka związków sportu z literaturą sugerowana przeze mnie jako asystenta stażystę, jest niepoważna. Straciłem nie tylko pracę, ale i wewnętrzną motywację, stąd decyzja o rozstaniu z bieganiem. Ale doktorat na własną odpowiedzialność i tak napisałem. Ukazał się w 1974 jako książka „Sport - literatura - sztuka” w nakładzie 10 tys. egzemplarzy. Za tę pracę otrzymałem gratulacje prezydenta MKOl Avery Brundage’a, i to był początek mojej międzynarodowej kariery jako eksperta olimpijskiego. Dziś jestem wykładowcą sesji głównych i „supervising profesorem” seminariów doktorskich Międzynarodowej Akademii Olimpijskiej w Antycznej Olimpii.

Podziękowanie z Korei
Przygoda profesora z olimpizmem i ruchem olimpijskim nie skończyła się z karierą wyczynową. Warto przypomnieć w tym miejscu dwa wydarzenia. - Z wielką satysfakcją wspominam mój udział w komitecie organizacyjnym igrzysk w Seulu - mówi Lipoński.

- Byłem członkiem komisji ewaluacji kulturowej. Efektem naszej pracy była trzytomowa publikacja „Rola olimpiad w pokojowym zbliżeniu świata”, gdzie zamieściłem tekst o olimpiadzie jako katalizatorze zbliżenia międzynarodowego, zmian w widzeniu Republiki Korei przez polskie społeczeństwo. Przy tym trzeba mieć na uwadze ówczesną sytuację polityczną. W koreańskiej prasie, m.in. w dziennikach „Hankook Ilbo” i „Korea Times” oraz w kwartalniku „Korea and World Affairs” opublikowałem wtedy sporo artykułów, a w polskich mediach podjąłem się łamania politycznych lodów między Polską a Koreą Południową. Między innymi w „Polityce” ukazał się mój wywiad z merem Seulu Yum Bo Hyonem. To było wtedy wydarzenie, bo ówczesna Polska uważała Koreę Południową za kraj nieprzyjazny, uznając tylko Koreę Północną. Koreańskie zmagania olimpijskie oglądałem jako ekspert komitetu organizacyjnego. Z satysfakcją przyjąłem podziękowanie koreańskiego ministra sportu, doceniającego moje zaangażowanie, co tu dużo mówić, w istotnym zbliżeniu narodów polskiego i koreańskiego.
Olimpijski negocjator
Niewielu sympatyków sportu pamięta, że na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych w naszym kraju równolegle działały dwa komitety olimpijskie - oficjalny pod kierownictwem Aleksandra Kwaśniewskiego i solidarnościowy w Gdańsku kierowany przez Grzegorza Perskiego, a popierany przez Lecha Wałęsę.

- Miałem za sobą doświadczenie konsyliacyjne z Korei, od 1986 byłem ekspertem MKOl, stąd od ówczesnego prezydenta Juana Antonio Sama-rancha otrzymałem ciche polecenie, by doprowadzić do negocjacji między obiema stronami. Samaranch potem przysłał swojego człowieka Raymonda Gaffnera na pertraktacje, które trwały jesienią 1989 roku i cały 1990 rok, a zakończyły się nadzwyczajnym zjazdem PKOl, w skład którego wszedł Grzegorz Perski z komitetu solidarnościowego. Prezesem został Andrzej Szalewicz, a ja wiceprezesem - mówi prof. Lipoński.

- Funkcję tę pełniłem tylko przez jedną kadencję. Pisałem wtedy ważną dla mnie książkę profesorską, dlatego już nie kandydowałem na kolejne lata. Ale moja wiceprezesura, wśród innych faktów, została wtedy zauważona przez media chyba w pozytywnym kontekście. Otóż w ekipie na igrzyska w Barcelonie zabrakło miejsca dla jednego z fizjoterapeutów. Nie miałem żadnych wątpliwości. Jako wiceprezes PKOl miałem zagwarantowane miejsce na wyjazd do Barcelony, ale zrezygnowałem z niego, by mógł pojechać bardziej tam potrzebny fizjoterapeuta.

„Weź się chłopie za pisanie o sporcie”
Wydawałoby się, że zainteresowanie profesora Lipońskiego historią sportu i historią ruchu olimpijskiego jest oczywistą konsekwencją uprawiania sportu. Ale okazuje się, że były w jego życiu dwie osoby, które miały spory wpływ na podjęcie decyzji pisania o sporcie.

Byli to - mówi profesor - Zbigniew Kościelak, wtedy dziennikarz „Głosu Wielkopolskiego” i znakomity trener Jan Mulak. Ten drugi powiedział mu podczas meczu Polska - Anglia na White City Stadium: „Jesteś studentem literatury, więc weź się chłopie za pisanie o sporcie, ale spojrzyj na sport inaczej, humanistyczniej”.

- Tak zrobiłem i za to mu dzisiaj dziękuję, podobnie jak Zbyszkowi Kościelakowi, który powiedział mi niezależnie mniej więcej to samo. Podobnie dziękuję za skierowanie mnie na drogę anglistyczną, profesorowi Jackowi Fisiakowi, wtedy dyrektorowi Instytutu Filologii Angielskiej UAM. Anglistyka wprowadziła mnie z pomocą kompetencji językowej w wielki świat międzynarodowej nauki, na czym skorzystało i moje pisanie o sporcie - mówi na zakończenie profesor Wojciech Lipoński.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski