- Bjelica stworzył potwora - przyznają nawet warszawskie media. Pochwały są w pełni zasłużone, bo zespół chorwackiego szkoleniowca funkcjonuje świetnie niemal w każdym elemencie. Dużo strzela, nic nie traci, ma szeroką ławkę.
„Lokomotiva dobro vozi...... idemo dalje...” - napisał na swoim profilu facebookowym trener. Kolejorz rzeczywiście jedzie w ekspresowym tempie w kierunku pierwszego miejsca w tabeli. Po najlepszym starcie w historii, Lech ma w tej chwili 10 punktów więcej niż po 23 kolejkach w zeszłym sezonie i jeden punkt więcej, gdy po raz ostatni zdobywał tytuł. - Nie ma co popadać w samo-zachwyt. Musimy ciężko pracować, żeby podtrzymać tę serię - tonuje znakomite nastroje Dawid Kownacki, strzelec dwóch goli w Szczecinie.
Lech fantastycznie wystartował wiosną. Trzy mecze, trzy zwycięstwa, każde z różnicą trzech goli z czystym kontem po stronie strat. Nie były to wymęczone wygrane, lecz po efektownych golach i akcjach, po których ręce same składają się do oklasków. Pierwsza bramka to efekt pressingu i zaangażowania, druga błyskawiczne wyjście z własnej połowy, zakończone idealnym podaniem do Kownackiego. To było to, o czym od początku swojej pracy w Poznaniu mówił Bjelica. Praca, zaangażowanie, szybka, ofensywna gra, z którą nie radzą sobie przeciwnicy.
Kolejorz sprawia też bardzo solidne wrażenie w defensywie. Owszem, zdarzają się błędy naszym obrońcom, Lech nie jest jeszcze zespołem „nie do ruszenia”, ale trudno nie zauważyć, z jaką determinacją walczy Lasse Nielsen, który nie tylko dobrze się ustawia i czyta grę, ale też dominuje w pojedynkach z napastnikami.
Pech opuścił wreszcie Macieja Wilusza i nawet, gdy tak jak w pierwszej połowie, przytrafi mu się duży „klops”, skórę ratuje mu Matus Putnocky. Słowak po raz dziesiąty zachował w tym sezonie czyste konto i gwarantuje jakość, której wcześniej brakowało.
Pokonanie 3:0 zespołu, który nie przegrał u siebie od 1 sierpnia, nie może jednak uśpić czujności lechitów. Przed środowym meczem z Pogonią w Pucharze Polski poznaniacy mają ogromną przewagę psychologiczną. Nie wolno jednak zapomnieć, że Portowcy grali przecież całkiem dobrze. Tyle że bez efektu w postaci choćby honorowego trafienia. Dobrze funkcjonowały skrzydła, Kostewycz i Kędziora mieli wiele problemów z szybkimi Delewem oraz Gyurcso.
- W tym meczu wyglądaliśmy słabiej pod względem organizacyjnym. To wszystko jest do poprawy. Nie ma samozadowolenia - mówił po ostatnim gwizdku arbitra Radosław Majewski.
Ta wypowiedź świadczy o tym, że nasi piłkarze zdają sobie sprawę, że aby w środę wywalczyć dobrą zaliczkę przed rewanżem, nie może zdarzyć się to, co przez 20 minut po przerwie w Szczecinie, kiedy dali gospodarzom rozwinąć skrzydła. Pewność siebie się przyda, bo obrona Pogoni i jej bramkarz popełniają wiele błędów, ale nie można zapomnieć o koncentracji, bo Portowcy w środę też przystąpią do meczu mądrzejsi po lekcji, jaką dostali na własnym stadionie.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?