Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Henryk Synoracki kończy 69 lat i nic sobie z tego nie robi

Radosław Patroniak
Takich sytuacji podczas zawodów naszemu jubilatowi nie życzymy...
Takich sytuacji podczas zawodów naszemu jubilatowi nie życzymy... Fot. Archiwum Wiktora Synorackiego
W Wielkopolsce nie ma bardziej utytułowanego zawodnika (34 medale na ME i MŚ) i bardziej wyrazistego (oby wszyscy sportowcy mieli tak wszechstronną wiedzę i potrafili tak barwnie opowiadać). Henryk Synoracki obchodzi w sobotę urodziny. Absolutnie nie pod hasłem „właśnie wybieram się na emeryturę”, tylko bardziej w stylu faceta nie do zdarcia. Tak jakby chciał nam powiedzieć „kończę 69 lat i chciałbym się ścigać jeszcze co najmniej 10 lat”...

Medale są tylko konsekwencją pasji i zaangażowania
Do dat i liczb, przynajmniej jeśli chodzi o własną osobę, zawodnik PKM LOK Poznań nie przywiązduje dużego znaczenia.

– Wszelkiego rodzaju statystyki nie działają na moją wyobraźnię. Średnio się tym interesuję i ekscytuję. Ja po prostu skupiam się na tym, co najbardziej lubię, a lubię się ścigać. Od razu też powiem, że mimo 69 lat na karku nie zamierzam rezygnować z rywalizacji na wodzie. Medale są tylko konsekwencją pasji i zaangażowania – tłumaczył swego czasu pochodzący z Buku motorowodniak.

Według niego nie tylko sport motorowodny sprzyja długowieczności. – Myślę, że jest wiele dyscyplin sportu, które można uprawiać przez wiele lat. Niewielu jest jednak takich, którym się chce to robić. Wiadomo, że na 100 m nie miałbym większych szans, ale w takim baloniarstwie czy sportach lotniczych już tak. W szachy czy brydża, jak głowa dobrze pracuje, też można grać do setki – rozsądnie wyjaśnił Synoracki, który słynie nie tylko z motorowodnych wyczynów, ale również z erudycji i wyrazistych poglądów.

Uświęcanie nieszczęść
Według Synorackiego motorowodniacy nie mają jednak z wielu względów łatwego życia.

– Jako „nieolimpijczycy” jesteśmy sportowcami „gorszego sortu”. Jako środowisko borykamy się m.in. z mitem Waldemara Marszałka – swego czasu stworzonym przez media obrazem naszej dyscypliny jako niebezpiecznej, szalonej i nieprzewidywalnej. Obecne władze związku walczą z tym, ale trochę czasu musi jeszcze upłynąć, aby przyniosło to efekty. Portale internetowe co roku przypominają o rocznicy wypadku Waldemara Marszałka, więc trudno spodziewać się żeby przy takiej martyrologii kandydaci do uprawiania sportu masowo ruszyli do klubów. Uświęcanie nieszczęść jest niestety naszą polską specjalnością – im większy wypadek czy przegrana, na przykład w powstaniu, tym większe święto – zauważył były specjalista od wyścigów motocyklowych (do łodzi przesiadł się dopiero w wieku 30 lat).

Pieniądze niszczą sport
Synoracki nie mówi tego wprost, ale przyczyn swojej długowieczności i skuteczności w rywalizacji z młodszymi doszukuje się w słabościach współczesności.

Zobacz też: Tomasz Gollob spotkał się z chorym chłopcem:

Źródło:

– Złem współczesnego sportu najczęściej są duże pieniądze i podtekst polityczny. Demoralizująco działa fakt, że jakiś zawodnik za minutę gry dostaje więcej pieniędzy niż normalnie i uczciwie pracujący człowiek zarabia przez cały rok. Duże pieniądze nie zawsze idą w parze z uczciwością i zasadami fair play w sporcie i nie tylko. Tak na marginesie, co by się działo w Sejmie pozbawionym diet, nagród, dodatków oraz immunitetów? Trudno byłoby znaleźć chętnych. Podobnie byłoby w sporcie pozbawionym kontraktów z wieloma zerami –przekonywał nasz jubilat.
Jego zdaniem sport nie tylko niszczą pieniądze, ale również próżność, zwykła głupota, koterie i układziki. – Nie można jednak z niego rezygnować, ponieważ jest on integralną częścią kultury. Zwracam uwagę na lekturę profesora Wojciecha Lipońskiego, z której można czerpać inspiracje. Może powinniśmy wszystkie struktury zburzyć na 1o lat i dopiero po takim oczyszczeniu rozpocząć wszystko od początku – zauważył Synoracki.

Chodzież broni honoru
Nie jest on zachwycony, że sport motorowodny w ostatnich latach nie zyskuje na popularności i nie jest już oczkiem w głowie działaczy i władz miast, które w przeszłości słynęły z organizacji imprez. Śrem, Zbąszyń, Poznań czy Rogoźno zapominają ze względów finansowych o organizacji zawodów światowej rangi. Na placu boju pozostała już tylko w naszym regionie Chodzież.

– Nie możemy myśleć takimi kategoriami, że jak ubywa zawodników, to wydatki muszą maleć. W boksie zawodowym gale organizuje się dla dwóch zawodników i nikt nie robi problemu z tego, że musi być duża hala i mnóstwo ochroniarzy, sędziów i lekarzy. A co do ratującej honor Chodzieży, to myślę, że Remigiusz Nowak i spółka zorganizują jeszcze niejedną piękną imprezę. Czasami straszą złożeniem broni, bo przed zawodami zawsze robi się nerwowo, bardziej nawet przy kalkulatorach niż w parku maszyn. Organizują jednak najlepsze zawody i to nie tylko dlatego, że mają jezioro w niecce, odporne na zmienność pogody. Mają też wierną publikę i świetnych działaczy – zakończył Synoracki.

Motorowodny świat i to w najlepszym wydaniu (MŚ w klasie O-350 i ME w klasie O-700) zawita już w sobotę i niedzielę do Chodzieży (w pierwszym dniu wyścigi o tytuły i medale od godz. 15.30, a w drugim od godz. 10). – Obie klasy należą do najbardziej widowiskowych. W klasie O-350 prędkości sięgają 170 km/h, a w „700-tkach” nawet 200 km/h. Będzie to więc nie lada gratka dla kibiców – tłumaczył Szymon Nowak, sędzia główny zawodów.

Chcesz skontaktować się z autorem informacji? [email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski