MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Spadek prestiżu Starego Rynku, czyli paw za 2 złote w portowej dzielnicy Poznania

Norbert Napieraj
Norbert Napieraj radny miejski
Norbert Napieraj radny miejski archiwum polskapresse
Portowa dzielnica, wszystko ma słony smak (…). Portowa ulica, trudno z gorąca oddychać - śpiewała przed laty Kora w jednym ze swoich szlagierów. Wydawać by się mogło, iż słowa piosenki nijak mają się do Poznania. Wszak od morza dzieli nas wiele kilometrów a oglądając panoramę miasta próżno szukać na horyzoncie zarysów galeonów lub bardziej współczesnych krążowników mórz i oceanów. Czy jednak na pewno nic z portowego klimatu nie udziela się nam ostatnimi czasy w Poznaniu?

Od wieków portowe dzielnice - oprócz żądnych przygód wilków morskich i życiowych zawadiaków - przyciągały towarzystwo, któremu odpowiadał klimat z pogranicza okołotawernianej żulii, półświatka i niewyszukanych rozrywek o sutenerskim zabarwieniu.

Tym samym dzielnice te nigdy nie były wymarzonym miejscem rodzinnych spacerów, służbowych obiadów, kupieckich negocjacji czy choćby towarzyskich spotkań. Krótko mówiąc, trudno je było zaliczyć do wizytówek.

Kilka dni temu dotarło do mnie, że oto na naszych oczach, niepostrzeżenie acz konsekwentnie, portową dzielnicą Poznania staje się Stary Rynek wraz z najbliższym otoczeniem. Portowa dzielnica w mieście bez portu? Może to nieco przerysowane, ale obrazowo określające funkcjonalną skazę degradującą serce miasta.

Bez wątpienia jednym z czynników sprawiających, że Stary Rynek i okolice "psieją" są tak zwane kluby go-go. Ich nachalna i mało wyszukana reklama wizualna oraz równie nachalne panienki, które zachęcają do korzystania z "tanecznych" usług, sprawiają, że Starówka staje się miejscem coraz częściej omijanym chociażby przez rodziny z dziećmi.

Podczas niedawnego spotkania z grupą młodych prawników i przedsiębiorców usłyszałem, iż przestali oni zapraszać w okolice Starego Rynku gości spoza Poznania lub partnerów biznesowych. Jest im po prostu wstyd, gdy wychodząc z biznes-lunchu ich goście są namolnie nagabywani przez panie z różowymi parasolkami.

Nie zamierzam moralizować i oceniać klientów klubów go-go. To nie moja rola. Po ludzku mogę im jedynie współczuć - wszakże to życiowo niezwykle smutne być zmuszonym do płacenia za możliwość obejrzenia nagiej kobiety. Sednem problemu jest jednak degradujący wpływ klubów go-go oraz ich "marketingowej" otoczki na atmosferę Starego Rynku i okolic. A to już problem natury publicznej.

Kolejnym wątpliwym fenomenem w sercu miasta stały się pijalnie wódki, oferujące tani i niewyszukany wyszynk. Obiekty te nie przyciągają alkoholowych koneserów, ludzi którzy chcą po prostu w miłej atmosferze spędzić czas z rodziną lub przyjaciółmi albo załatwić interesy. Oferta pijalni adresowana jest głównie do tych, którzy przychodzą na Stare Miasto z niezbyt skomplikowanym założeniem totalnego urżnięcia się. Niektórzy czynią tam podyktowane ekonomią przedbiegi przed pójściem do drogiego pubu, względnie wpadli na pomysł niskobudżetowego "dobicia" się po wizycie w nim.

Niezależnie od tego, czy dla klienta pijalnia jest jedynie prologiem lub epilogiem, czy też docelowym miejscem wieczornych zmagań, zawsze można w niej liczyć na wyjątkowo "prokonsumenckie" podejście. Te alkoholowe "fast foody" słyną z ciekawych promocji, takich jak np. "lufa" za dwa złote po okazaniu legitymacji studenckiej. Kończy się to w ten sposób, że klienci pijalni często wszczynają burdy, zakłócają spokój czy ozdabiają okoliczny bruk i chodniki ptactwem szlachetnym - mówiąc w skrócie puszczają pawie.

Trzecią kategorią obiektów wpływających na obniżenie prestiżu, porządku i bezpieczeństwa na Starym Rynku są nocne sklepy z alkoholem. Są one swoistym "wódopojem" na wyczerpującym nocnym szlaku wielu staromiejskich obszczymurków oraz tych, którzy z chodnikowo-ulicznej formy dzielenia się radością konsumpcji alkoholu uczynili styl życia.

Wspomniane obiekty przyczyniły się istotnie do spadku prestiżu Starego Rynku i okolic oraz obniżenia poczucia bezpieczeństwa. Nowy klimacik przyciąga specyficzną klientelę, zniechęcając jednocześnie całe rzesze mieszkańców i gości, dla których do niedawna było to naturalne miejsce spędzania czasu czy załatwiania interesów. Zjawisko to z kolei ugruntowuje przywołaną już wyżej portową atmosferę. Tworzy się zamknięte koło. I nie jest to koło ratunkowe.

Zarówno władze miasta, jak i społecznicy nie ustają w działaniach na rzecz zmiany oblicza Starego Rynku. Niestety, fatalne przepisy rangi ustawowej skutecznie wiążą ręce samorządowcom, choćby w zakresie selekcji usług dopuszczonych w specyficznych dzielnicach miasta. Być może czas na autentyczny społeczny sprzeciw, który wymusi na parlamentarzystach zmiany legislacyjne, które m.in. pozwoliłyby trzymać kluby go-go czy pijalnie wódki z dala od ścisłych centrów miast.

Wierzę, że uda nam się odzyskać Stary Rynek jako przyjazny element przestrzeni publicznej. A miłośnikom portów polecam kierunki nadmorskie.

Norbert Napieraj
radny miejski

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski