Miejskie korki nie są niczym zaskakującym, jednak problem pojawia się w momencie, gdy zatłoczenie uniemożliwia poruszanie się zgodnie z sygnalizacją świetlną.
Czytaj także:
Kaponiera: Co dzisiaj słychać na placu budowy? [ZDJĘCIA]
Taka sytuacja ma miejsce na skrzyżowaniu ulic Grunwaldzkiej z Jana Matejki i Arnolda Szylinga. Codziennie dochodzi tu do kuriozalnej sytuacji, w której standardowy korek potęguje dodatkowo blokowanie skrzyżowania przez auta wjeżdżające z ul. Grunwaldzkiej i Matejki w ul. Szylinga.
Ostatnia z nich dochodzi do ul. Bukowskiej, która dodatkowo blokuje się wchodząc w ul. Zeylanda, prowadzącą bezpośrednio do okolic przebudowywanej Kaponiery. Jak tę sytuację wyjaśnia poznańska drogówka? – Nikt nie kwestionuje większego natężenia ruchu związanego z remontem, jednak wina leży tu po stronie samych jego uczestników – mówi Józef Klimczewski, naczelnik poznańskiego Wydziału Ruchu Drogowego. – Prawo mówi jednoznacznie, że kierujący musi dokonać oceny możliwości kontynuowania jazdy na skrzyżowaniu i poza nim – podkreśla.
Zarząd Dróg Miejskich wskazuje kilka możliwych wyjaśnień tej sytuacji. – Istnieją aż trzy źródła tego problemu – uważa Tomasz Libich z ZDM. – Niewłaściwe zachowanie kierowców, priorytet sygnalizacji świetlnej na ul. Bukowskiej i oczywiście utrudnienia związane z remontami – wyjaśnia. Jego zdaniem przejazd ulicą Matejki i Szylinga to jedna z kilku alternatywnych dróg objazdu, codziennie jednak wybiera ją bardzo wielu kierowców.
Skutkiem jest to, że kierowcy wjeżdżają na skrzyżowanie, a potem nie mogą z niego zjechać, mimo iż kierowcom jadącym Grunwaldzką w stronę Junikowa zapala się zielone światło. Muszą więc omijać zator, wjeżdżając m.in. na biegnące środkowym pasem tory tramwajowe.
W niekomfortowej sytuacji są także rowerzyści, którzy omijając samochody ustawione w poprzek ulicy, wyjeżdżają przed maski aut jadących za nimi.
Gdzie sami poznaniacy upatrują przyczyny utrudnień? – Moim zdaniem wina leży po stronie kierowców, którzy wjeżdżają na skrzyżowanie już na czerwonym świetle – mówi Katarzyna Tatarska. Z kolei Krzysztof Rakiewicz uważa, że winna jest sygnalizacja i zła widoczność w tym miejscu. – Wjeżdżając w ul. Szylinga nie można dokładnie ocenić ile samochodów zmieści się na obu pasach – uważa.
Józef Klimczewski całą sprawę podsumowuje krótko: – Jeśli problem nadal będzie istniał, podejmiemy zdecydowanie działania – deklaruje. – Chodzi nie tylko o karanie kierowców, ale przede wszystkim o zachowanie bezpieczeństwa w mieście – zaznacza. Wydział Ruchu Drogowego nie wyklucza więc nawet ręcznego kierowania ruchem w tym miejscu.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?