MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Roma Gąsiorowska: Im więcej komercji tym więcej off-u

Jacek Sobczyński
Roma Gąsiorowska.
Roma Gąsiorowska. Archwium Polskapresse
Roma Gąsiorowska mówi o "Stygmatach", z którymi przyjechała do Poznania, wyczerpujących rolach i serialach, o kostiumach, modzie i bankietach.

Czytaj także:
Festiwal Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni - plotki i ploteczki
Film: Wojna w dresach

Powiedziała Pani kiedyś, że lubi przeznaczać zarobione w filmach pieniądze na projekty offowe. "Stygmaty" to jeden z nich?

Roma Gąsiorowska: - Tak, ale mam wrażenie, że obecnie te przedsięwzięcia już nie są tak offowe, ale robione na wyższym poziomie i nieco szerszą skalę. Przedtem pracowałam z osobami, które zajmowały się sztuką amatorsko, teraz zapraszam do udziału w projektach profesjonalnych artystów. Zależy mi na tym, by połączyć kilka dziedzin sztuki na wyższym poziomie, ale żeby całość ciągle była niezależna.

Czemu w "Stygmatach" pyta Pani widza akurat o sztukę?
Roma Gąsiorowska: - Bo to nie do końca typowy widz. Do projektu "Stygmaty" zapraszam artystów, którzy opowiadają, co chcą przekazać przez swoją sztukę i co w ogóle może być dzisiaj dla nich tematem. Sensem jest, żebyśmy stworzyli coś wspólnie, używając do tego wielu dziedzin sztuki. Chyba najlepszym określeniem dla "Stygmatów" będzie po prostu eksperyment. Pomagał mi fryzjer Marek Kacaliński, studenci poznańskiego Uniwersytetu Artystycznego, całość zostanie pokazana w jednej z warszawskich galerii. Liczę, że efektem będzie coś fajnego.

Czyli "Stygmaty" przez niemożność przypasowania do szufladki są protestem przeciw stygmatyzowaniu sztuki?
Roma Gąsiorowska: - Sam pan sobie odpowiedział na to pytanie (śmiech).

"Stygmaty" to Pani autorski pomysł, więc - poniekąd - sama jest Pani odpowiedzialna za to, co się w nim dzieje. Nie zaspokaja Pani w ten sposób chęci stanięcia choć raz po drugiej stronie kamery?
Roma Gąsiorowska: - To są tylko zalążki potrzeby reżyserowania, ale bardziej skupiam się na zebraniu w jednym miejscu fajnych, kreatywnych ludzi. Kręci mnie, że mogę zainspirować ich do robienia ciekawych rzeczy. Puszczam ich wodze fantazji i nie mam jakiejś ostatecznej wizji, którą za wszelką cenę próbuję zrealizować. Jestem otwarta na to, co tworzymy wspólnie i to mnie o wiele bardziej cieszy.

Czyli głód kreowania sztuki z burzy mózgów?
Roma Gąsiorowska: - Mam potrzebę współpracy z ludźmi, którzy nie są tylko odtwórcami. Takie wymienianie się energią i tworzenie czegoś nieprzewidywalnego jest bardzo przyjemne.

W jednym z wywiadów mówiła Pani, że nie chce być aktorką do końca życia. To jeden z alternatywnych pomysłów?
Roma Gąsiorowska: - Znów sam pan sobie odpowiedział (śmiech).

Pasjonuje się Pani modą, ma na koncie kilka kolekcji. Skąd zatem bierze się w dzisiejszym kinie tak mało modowych atrybutów, będących symbolami konkretnych postaci? Kiedyś takim przedmiotem były np. okulary Zbyszka Cybulskiego.
Roma Gąsiorowska: - Kiedyś kino było medium elitarnym, znanych aktorów było niewielu. Doszły też nowe dziedziny tego, skąd aktor jest znany. Takie ikony, jak przywoływany przez pana Cybulski dziś praktycznie nie istnieją. Rynek się powiększył i nastały czasy, w których ludzie oczekują od kina czego innego. Moda też się rozwinęła i jest zupełnie osobną gałęzią sztuki.

Może aktorzy boją się oryginalności?
Roma Gąsiorowska: - Kino stało się bliższe życiu, nie jest czystym medium, tylko zabrudzonym wieloma odniesieniami. Przez to zbliża się do człowieka, a kiedyś było przecież wynoszone na piedestał. Tym samym kostiumy są mniej ekstrawaganckie, przecież możesz ubrać się w to, co noszą bohaterowie przeciętnych filmów i chodzić tak po ulicy. Ale kino kostiumowe to też niesamowita rzecz, tam kostiumolog może mieć pole do popisu. Ja zawsze przywiązuję dużą rolę do tego, w czym gram, zresztą uważam, że kostium jest dla aktora niesamowicie ważny.

Miała Pani kiedyś sytuację, w której oglądając film złapała się, że przecież sama chciałaby zaprojektować właśnie takie kostiumy?
Roma Gąsiorowska: - Bardzo lubię kostiumy mocno odjechane. Takie, jakie oglądałam w "Piątym Elemencie" czy "Zoolanderze", tam główną kategorią kostiumologa jest wyobraźnia. Ale zawsze z dużą przyjemnością patrzę na kino historyczne i widzę duże skupienie nad drobiazgami. Lubię podziwiać tę gamę kolorystyczną i wyobrażać sobie, że ci ludzie kiedyś tak naprawdę się ubierali. Bo teraz wyglądamy tak, że nie sposób tego jednoznacznie określić i może właśnie w tym tkwi brak tych metaforycznych okularów Cybulskiego. Wszystko się wymieszało, modele się powtarzają i miksują. Nawet projektanci mówią, że w modzie wszystko już było.

Dlatego w polskich filmach wszyscy chodzą w jeansach?
Roma Gąsiorowska: - Tak! (śmiech). Ale jako aktorka muszę dodać, że trochę w tym winy za niskich budżetów. Sama natomiast bardzo chciałabym popracować trochę jako kostiumograf.

Puka się Pani w głowę, kiedy dziennikarze nazywają ją buntowniczką?
Roma Gąsiorowska: - Przede wszystkim ja nigdy się tak nie czułam, bo przeciwko niczemu się nie buntuję. A to, że jakoś odstaję od reszty... Trochę działam tym na korzyść, bo zawsze jestem szczera i może właśnie to ludzie mają za jakiś bunt. Jeśli chodzi o to, wówczas tak, jestem buntowniczką.

Podobno nie chodzi Pani na bankiety w poszukiwaniu ról, tylko czeka, aż same przyjdą.
Roma Gąsiorowska: - Ostatnio dostałam nagrodę w Gdyni, jest to wyróżnienie, o którym marzą polscy aktorzy. A ja raczej nie odbierałam tego w kategorii spełnionego marzenia, tylko poczucia docenienia. Co lepsze, wtedy byłam już mocno zaangażowana w moje modowe przedsięwzięcia. Potwierdza się zasada, że im mniej się na coś naciska, tym szybciej się dostaje. Ufam sobie i swojej intuicji.

Nie sądzi Pani, że grupa skupiona wokół filmowej i książkowej wersji "Wojny polsko-ruskiej" - Pani, Dorota Masłowska, Xawery Żuławski, chłopcy z Cool Kids Of Death - była najpierw traktowana przez media jako odszczepieńcy, a dopiero teraz są hołubieni?
Roma Gąsiorowska: - Może po prostu przyszedł czas większej odwagi w podchodzeniu do rzeczy bezkompromisowych? Polacy lubią mieć szablony i kategorie, lubią być zachowawczy. A jak ktoś inaczej myśli, dziwnie wygląda albo sepleni to faktycznie jest odszczepieńcem. Wydaje mi się, że pod tym względem stajemy się bardziej europejscy.

A nie jest tak, że kiedy zagrała Pani w dwóch serialach, masowy widz nagle przyklasnął "O, ona jest nasza!"?
Roma Gąsiorowska: - Zawsze mam tak, że im bardziej idę w komercję tym równocześnie silniej chcę brnąć w offową sztukę, bo to mi daje równowagę. Na pewno po roli w serialu staję się popularna, to jest naturalna konsekwencja tego, co robię.

Spoglądam w Pani filmografię i widzę wyłącznie role, wymagające ogromnego wysiłku psychicznego - matka w "Ki", młoda dziewczyna w "Jestem Twój", tajemnicza postać z "Sali samobójców"... Ma Pani czas, żeby psychicznie odetchnąć?
Roma Gąsiorowska: - Mam takie techniki pracy nad rolą, które sobie przez lata wytrenowałam. To dzięki nim zachowuję higienę psychiczną. Może na ekranie wydaje się, że jestem bardzo wykończona, ale to szybko ze mnie schodzi, inaczej nie umiałabym tego cały czas robić. Ludzie, którzy powierzają mi takie zadania nie boją się, czy aby na pewno wytrzymam. Wszystko to, co przeżywam przed kamerą, dzieje się za moją zgodą. A potem wracam do domu, kładę się w wannie i oczyszczam umysł.

A zamiast jechać na wakacje z fotoreporterami tabloidów przyjeżdża Pani robić performance w Poznaniu?
Roma Gąsiorowska: - Oczywiście! (śmiech)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski