Uniszowice to niewielka wieś położona w gminie Konopnica. Przed wojną podobnie jak współcześnie przez Konopnicę wiodła najkrótsza droga w kierunku na Kraśnik oraz do Bełżyc i dalej na Opole Lubelskie. Na początku października 1940 r. do rodziny Krusińskich w Uniszowicach zgłosili się z prośbą o pomoc ich żydowscy sąsiedzi – rodzina Rotsztajnów (Rocznaj). Byli to rzemieślnicy zajmujący się wyrobem i naprawą obuwia, którzy wynajmowali mieszkanie u rodziców państwa Krusińskich (ze strony matki) w Konopnicy. W 1940 r. Rotsztajnowie dostali nakaz przeprowadzki do getta zbiorczego dla okolicznej ludności żydowskiej w Bełżycach. Po rodzinnej naradzie postanowili przeczekać trudniejszy, ich zdaniem, okres u kogoś zaprzyjaźnionego, licząc, że po pewnym czasie niemiecka polityka wobec ludności żydowskiej ulegnie poprawie. Wybrali Uniszowice, które położone były nieco na uboczu głównych traktów komunikacyjnych w regionie. W założeniu ich pobyt u Krusińskich miał być jedynie kilkutygodniowy. Stało się jednak inaczej i przebywali w obejściu gospodarstwie zaprzyjaźnionej polskiej rodziny do końca niemieckiej okupacji.
W październiku 1940 r. Antonina i Jan Krusińscy przyjęli pod swój dach pięcioosobową rodzinę żydowską: 30-letniego Fawla Rotsztajna, jego 22-letnią żonę Sonię wraz z 2-letnim synkiem Mońkiem oraz brata Fawla – Abrama i kuzyna Mońka Ledermana. Fawel był szewcem znanym w okolicy, zaś obaj około 20-letni mężczyźni jego czeladnikami.
W tym czasie Jan Krusiński pełnił funkcję zastępcy pomocnika sołtysa, dlatego też ukrywanie Żydów w dwuizbowym domu, w którym mieszkała 6-osobowa rodzina Krusińskich stało się po kilku tygodniach ze względów praktycznych i konspiracyjnych niemożliwe. Dodatkowo nadchodząca zima spowodowała, że po rodzinnej naradzie Jan Krusiński zadecydował, że najlepszym miejscem do przechowania żydowskich uciekinierów będzie dom jego matki – Feliksy Krusińskiej. Mieszkała ona na skraju wsi nieopodal granicy majątku Motycz, w którym pracowała. Schron zbudowano pod klepiskiem w jednej z izb, a wejście do niego zamaskowane było dodatkowo stawianymi na włazie narzędziami i naczyniami gospodarskimi. Warto zaznaczyć, że ukrywający się Żydzi wykopali kryjówkę pod domem babci Feliksy nocami, z zachowaniem wszelkich środków ostrożności przed dekonspiracją. Pilnowano nawet tego, by ziemia z niższych warstw, która różniła się kolorem nie rzucała się w oczy. Dlatego przed świtem pokrywano ją inną, już z właściwym odcieniem, naniesioną z pola. Początkowo żydowscy czeladnicy nie przebywali stale w kryjówce, bowiem wychodzili nocami i zbierali zamówienia po okolicy i przynosili obuwie do naprawy. Fawel wszystko nadzorował. Z czasem takie działanie stawało się coraz bardziej niebezpieczne, dlatego wyjścia ograniczono. Jednym z najważniejszych wyzwań zarówno dla ukrywających jak i ukrywanych było bardzo drobiazgowe pilnowanie się przed dekonspiracją. Państwo Krusińscy wszystko starannie zaplanowali. Pomoc udzielana była przez Antoninę i Jana Krusińskich, oraz wtajemniczonych we wszystko ich nastoletnich synów: Henryka (ur. 1927) i Stefana (ur. 1928).
Z racji wieku (3 lata) w pomoc nie był zaangażowany najmłodszy syn Wacław zabawy, z którym domagał się syn Rotsztajnów. Babcia Feliksa, gdy było bezpiecznie pozwalała ukrywającym się Żydom przebywać w swoim mieszkaniu. Nie mogli jednak przebywać stale, bo sąsiedzi zauważyliby wszystkie anomalie. (np. dym z komina, gdy nikogo z rodziny Krusińskich nie było w domu). Warto zaznaczyć, że pięcioosobowa rodzina Rotsztajnów otoczona została opieką i pomocą przez Krusińskich przez prawie cztery lata – od jesieni 1940 r. do jesieni 1944 r. Co istotne, jak wspomina po latach Stefan Krusiński, mimo że Rotsztajnowie mogli opuścić kryjówkę zaraz po zajęciu Lubelszczyzny przez wojska radzieckie w lecie 1944 r., to jego ojciec Jan, zadecydował o przedłużeniu ich pobytu o kilka tygodni. Tłumaczył Rotsztajnom, by wyszli dopiero wtedy, gdy będzie naprawdę dla nich bezpiecznie.
W 1944 r. rodzina Rotrsztajnów wyemigrowała do Australii zaś czeladnicy do Francji i Izraela. Jan Krusiński miał z nimi kontakt, ale nie poinformował o tym reszty domowników z obawy przez przykrymi konsekwencjami. Dopiero parę lat po jego śmierci list od Rotsztajnów znalazł jego syn Stefan. Dzięki jego korespondencji z Moniusiem udało się w 1997 roku doprowadzić do przyznania medalu „Sprawiedliwy wśród Narodów Świata” dla Jana Krusińskiego. W 2000 roku z kolei medal otrzymali: Antonina (żona Jana) i Stefan Krusińscy.
Warto nadmienić, że mimo zaangażowania się w pomoc dla rodziny Rotsztajnów nie uhonorowani zostali dotychczas: babcia Feliksa Krusińska (zm. w 1961) oraz syn Jana i Antoniny - Henryk (zm. w 1990). Zadecydowały o tym kwestie proceduralne. Pamiętajmy o tym, ze podstawą do przyznania medalu przez Instytut Yad Vashem była relacja potwierdzająca udzielenie pomocy przez osobę uratowaną. Mimo, że kryjówka znajdowała się w domu babci Feliksy, nie została wymieniona po latach jako osoba pomagająca. Stało się tak prawdopodobnie dlatego, że osoby uratowane, gdy składały odpowiednie świadectwo, miały już pewne problemy z pamięcią wskutek przeżyć wojennych i przebytych chorób.
Rodzina Krusińskich jest modelowym przykładem bohaterstwa, bowiem z narażeniem życia pospieszyła z bezinteresowną pomocą dla swoich żydowskich sąsiadów. Niestety do tej pory kilku jej członków nie zostało za tą pomoc uhonorowanych, dlatego powinniśmy o takich osobach pamiętać, nie tylko 24 marca. W tych kwestiach jest jeszcze wiele do zrobienia nie tylko na Lubelszczyźnie ale w skali całego kraju. Wiele osób nadal czeka na uhonorowanie i pamięć, za pomoc udzieloną żydowskim sąsiadom oraz chrześcijańską postawę podobną do tej z ewangelicznej przypowieści o dobrym Samarytaninie.
Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?