Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rodzice pozwali szpital Krysiewicza. Ale w sądzie przegrali

Paulina Jęczmionka
W styczniu media obiegła historia rodziców, którzy przyszli z trzylatkiem do szpitala dziecięcego, ale odesłano ich do lekarza rodzinnego. Chłopiec zmarł
W styczniu media obiegła historia rodziców, którzy przyszli z trzylatkiem do szpitala dziecięcego, ale odesłano ich do lekarza rodzinnego. Chłopiec zmarł Paweł Miecznik
Po śmierci 3-latka, którego rodziców szpital odesłał do lekarza rodzinnego, inne rodziny opowiadają o swoich doświadczeniach z Krysiewicza.

Nastoletni Michał Dominiak od 10 lat poddawany jest rehabilitacji i operacjom, by poprawić stan swojej ręki. Wyleczona nigdy nie będzie. Chłopiec jest niepełnosprawny. Ma przykurcz niedokrwienny Volk-manna prawej ręki. Rodzice uważają, że lekarze mogli spróbować temu zapobiec.

Czytaj też: Poznań: Nie żyje trzyletni chłopiec. Szpital odesłał dziecko do lekarza, bo nie było skierowania?

- Przykurcz Volkmanna to następstwo tzw. zespołu ciasnoty powięziowej - tłumaczy prof. Leszek Romanowski, poznański ortopeda i traumatolog. - Grupy mięśni są ograniczone silnymi powięziami (błonami). Gdy dochodzi do obrzęku, w przedziale powięziowym wzrasta ciśnienie. Jeśli to ciśnienie będzie wyższe niż ciśnienie krwi, przestaje ona dopływać i następuje martwica.

To właśni przydarzyło się Michałowi. Jako pięciolatek w sierpniu 2004 r., po upadku na festynie, trafił do szpitala dziecięcego im. Krysiewicza. Lekarze stwierdzili poważne złamanie - nadkłykciowe złamanie kości ramiennej z przemieszczeniem odłamów. Nastawili kość i unieruchomili rękę w gipsie. I tu właśnie pojawiły się wątpliwości rodziców. Lekarze mieli unieruchomić rękę w zgięciu pod kątem 120 stopni.

- Syn w nocy bardzo narzekał na ból - mówi Elwira Dominiak. - Nikt do nas nie zaglądał, więc szukałam pielęgniarki lub lekarza. Ta pierwsza dała leki przeciwbólowe, tłumacząc, że lekarz dyżurny jest na bloku operacyjnym. Nad ranem ból nasilał się, a palce puchły.

Według relacji (przedstawionej sądowi) lekarza - chirurga dziecięcego - rano stan Michała był dobry. Występował obrzęk palców i ograniczenie ruchu dwoma z nich, ale przepływ krwi był zachowany, więc nie było potrzeby rozcięcia gipsu. Ale według rodziców - Elwiry i Tomasza Dominiaków - po pierwsze, lekarz nie oglądał rano syna, po drugie, obrzęk był już duży, a dłoń robiła się fioletowa. Dopiero późnym popołudniem, gdy ból i opuchlizna nie ustępowały, kolejny dyżurujący lekarz postanowił rozciąć gips. Stwierdził, że ręka jest dobrze ukrwiona. Następnego dnia obrzęk nadal jednak był, stwierdzono też problemy ze zginaniem palców.

Gdy Michał wychodził ze szpitala (tu znów pojawiają się rozbieżności - rodzice twierdzą, że syn był "urlopowany" w innych terminach, niż wskazali lekarze), jego stan praktycznie się nie zmienił. - Nie mógł znieść bólu - opowiada ojciec. - Zaczęliśmy więc szukać pomocy u różnych lekarzy. Usłyszeliśmy, że syn ma przykurcz Volkmanna. Nastąpiło porażenie nerwów, skrócenie ścięgien, obumarł mięsień.

Michał łącznie przeszedł trzy operacje ręki. Ojciec wyszkolił się w rehabilitacji, by poza profesjonalnymi zajęciami, pracować z synem w domu. Dominiakowie, uważając, że nie zapewniono mu odpowiedniej opieki, pozwali też medyków z Krysiewicza do sądu.

Zobacz również: Szpital przy Krysiewicza nie chce płacić za tragedię Mateusza

W 2007 r. Naczelny Sąd Lekarski w pierwszej instancji uznał winnym lekarza, który w dniu przyjęcia chłopca do szpitala miał dyżur. Powołani biegli stwierdzili m.in., że personel szpitala nie zareagował na objawy ucisku ręki i zbyt późno rozciął gips. Jeden z biegłych uznał też, że niedokrwienie mógł spowodować kąt ustawienia ręki w gipsie. Stwierdzał, że dla Michała najważniejsze były pierwsze godziny po operacji, gdy należało zapewnić ręce dopływ krwi, choć - jak zaznaczył - nie ma pewności, czy to zapobiegłoby przykurczowi. "Zmniejszyłoby jednak niewątpliwie takie prawdopodobieństwo" - pisał biegły.

NSL wytknął też szpitalowi, że dokumentacja leczenia była prowadzona "w sposób dalece niedoskonały", co utrudnia prześledzenie zdarzeń. Sąd uznał, że lekarz dyżurny nie zachował należytej staranności w leczeniu. Dwóch innych uniewinnił.

Chirurg odwołał się od niekorzystnego orzeczenia. Zarzucił sądowi brak obiektywizmu. Powtórzył w odwołaniu, że w pierwszych dniach u chłopca nie wystąpiły zaburzenia w ukrwieniu ręki, a obrzęk był niewielki. Tłumaczył, że przykurcz Volkmanna jest powikłaniem występującym w wyniku skomplikowanego złamania ręki - jak u Michała, co zdaniem lekarza, było bezpośrednią przyczyną powikłania. Wskazywał też, że objawy przykurczu mogą pojawić się kilka tygodni lub miesięcy od urazu, a w czasie jego dyżuru ich nie było.

NSL w drugiej instancji podzielił argumenty chirurga i go uniewinnił. Dominiakowie postanowili jednak złożyć pozew przeciwko szpitalowi do sądu cywilnego. Powołany tu biegły także wytknął pewne braki w dokumentacji leczenia. Wskazał też m.in., że ustawienie ręki w gipsie pod kątem 120 stopni jest nadmierne i mogło powodować ucisk oraz zaburzenie krążenia. Ostatecznie stwierdził jednak, że na wystąpienie przykurczu z pewnością wpływ miało samo złamanie ręki, a włożenie jej w gips pod takim kątem tylko mogło (nie musiało) mieć wpływ.

Sąd, wydając wyrok, przywołał tę opinię. Oddalił pozew, uznając, że nie ma podstaw do stwierdzenia błędu w sztuce lekarskiej. Uzasadniał m.in., że samo prawdopodobieństwo uszkodzenia ciała w szpitalu, zwłaszcza, gdy są jeszcze "inne prawdopodobieństwa", to za mało. Dominiakowie nie odwołali się od wyroku. Uznali, że potrzebną na to opłatę wolą wydać na rehabilitację syna.

Oświadczenie szpitala

Poprosiliśmy szpital dziecięcy o ustosunkowanie się do sprawy M. Dominiaka. Zadaliśmy kilka szczegółowych pytań, by poznać relację drugiej strony. W odpowiedzi otrzymaliśmy oświadczenie:

"Sprawa została kilka lat temu zbadana i osądzona. Na podstawie zgromadzonych dowodów Sąd Lekarski uniewinnił lekarza, a Sąd Okręgowy nie dopatrzył się winy szpitala: "…leczenie podjęte przez pozwany szpital nie daje podstaw do stwierdzenia błędu w sztuce lekarskiej, a na występujący u małoletniego powoda przykurcz Volkmanna miał wpływ sam mechanizm urazu i to z uwagi na jego rozległość..." (z wyroku SO w Poznaniu z 23.03.2010). Nasz Szpital, kierując się zasadami obowiązującymi w państwie prawa, nie ma w zwyczaju komentowania prawomocnych orzeczeń Sądów Powszechnych".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski