Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Referendum to dowód frustracji radnych PiS i SLD

Krzysztof Mączkowski, radny w latach 1998-2010
Krzysztof Mączkowski
Krzysztof Mączkowski Sławomir Seidler
Już wiele razy ogłaszano koniec ery Grobelnego w Poznaniu. Wiele razy śmiałkowie polityczni stawali u bram miasta gotowi odbić gród z rąk prezydenta Ryszarda, lecz wielu poległo i odeszło niepysznych.

Teraz radni PiS i SLD podjęli kolejną próbę zakończenia prezydentury Ryszarda Grobelnego - tym razem w drodze referendum. Złożony na ręce przewodniczącego Rady Miasta Poznania wniosek jest dość ciekawą lekturą, świadczącą jednak o słabości wnioskodawców, niż przekonujący do tak drastycznych kroków. Zamiast dowodu koronnego na słabość prezydenta miast, a mamy raczej obraz frustracji polityków zepchniętych w Radzie do ciemnego kąta. Radni PiS i SLD próbują dokonać ucieczki do przodu - oto Rada jako całość przegapiła kilka rzeczy i teraz próbuje całą odpowiedzialność zwalić na prezydenta.

Wnioskodawcy zaczęli ostrzał z "grubej rury": "Rada Miasta Poznania, mając na względzie zagrożenie zapaścią finansów komunalnych i spiętrzenie problemów społecznych i ekonomicznych, których obecny Prezydent nie jest w stanie rozwiązać zmuszona jest podjąć decyzję o zorganizowaniu referendum ws. odwołania Prezydenta Poznania w trakcie kadencji. Każdy kolejny dzień prezydentury Ryszarda Grobelnego pogłębia istniejące problemy oraz zmniejsza szanse na wydobycie naszej wspólnoty samorządowej z kryzysu finansowego". Chcą w ten sposób uchronić miasto przed "dalszą degradacją, suburbanizacją i upadkiem finansów miejskich".

Całość wniosku to zbiór dość egzotycznych refleksji, zaprzeczania samym sobie i klasycznych strzałów na oślep - wrażenie dość smutnawe. Wnioskodawcy referendalni, że tak ich będę nazywał, zarzucają prezydentowi jednocześnie złą politykę inwestycyjną oraz "niemal dwumiliardowe zadłużenie", które jest - niestety dla nich - dowodem na … prowadzenie polityki inwestycyjnej miasta. Zarzucają w jednym miejscu nierealne dochody w budżecie na 2013r., w którym m.in. "Dochody ze sprzedaży nieruchomości zaplanowano na poziomie 90 mln przy czym w 2012 roku nie zrealizowano sprzedaży nawet w 50% tej kwoty". Nie od dziś wiadomo, że wskaźnik dochodowości z tego tytułu jest bardzo podobny od lat - tak więc radni przegłosowując przez ostatnich kilkanaście ostatnich lat budżet w takim kształcie sami się przyznają do tego, że o tym wiedzą. Mało tego, prawie zawsze przy okazji debat budżetowych, radni ochoczo właśnie dochód ze sprzedaży nieruchomości, proponowany na wysokim poziomie, wskazują jako źródło pokrycia finansowego pokrycia swoich propozycji do budżetu. Jak to zatem jest, Państwo radni?

Bardzo ładnie we wniosku brzmi zarzut o "nieprzemyślanych inwestycjach prowadzonych w ostatnich latach". I tylko we wniosku. Bo wnioskodawcy referendalni nie kwapią się, poza wskazaniem Stadionu Miejskiego, z podaniem żadnych konkretnych przykładów. Kto na początku wniosku wyczytał o zarzucie o dwumiliardowym zadłużeniu miasta zapewne zdziwi się czytając, że "Prezydent nie znalazł ani recepty na ograniczenie wydatków bieżących ani też nie potrafi efektywnie realizować dochodów i szukać ich nowych źródeł". Zadłużenie, jakkolwiek to niedobrze brzmi, jest jak najbardziej widocznym dowodem na to, że miasto politykę inwestycyjną prowadzi, i to na dużą skalę. I szuka nowych źródeł finansowania. Weźmy na przykład inwestycje prowadzone przy wsparciu środków Unii Europejskiej: miasto musi zapewnić płynność finansową projektów oraz musi wyłożyć na tzw. "wkład własny", gdyż finansowanie unijne nie pokrywa kosztów danego przedsięwzięcia w całości. Stąd pożyczki. Czyli zadłużenie…

Jednym z najsłabszych słabego w całości wniosku o zwołanie referendum jest fragment dotyczący usług komunalnych. Radni nie pamiętają (nie wiedzą?), że wiele usług komunalnych zostało sprywatyzowanych i prezydent nie ma na nie "bezpośredniego wpływu". Niesamowicie demagogicznie brzmią zapisy dotyczące gospodarki odpadami. Nie ma "modelu odbioru odpadów", bo miasto wdraża całościowy system gospodarki odpadami komunalnymi. I dzięki temu mamy szansę, jako miasto, do stworzenia nowoczesnego systemu, który ustabilizuje ceny, wprowadzi wysoką jakość usług i pozwoli uniknąć wysokich kar nakładanych przez UE w wypadku nieosiągnięcia norm w tym obszarze.

Nieprawdą jest zarzut, że "Poznaniacy będą również płacili jedną z najwyższych opłat za odbiór śmieci" i że "na terenie, na którym przeważa zwarta zabudowa i zabudowa wielorodzinna odbiór odpadów jest tańszy niż na terenie o mniejszym poziomie zagęszczenia mieszkańców na km2". W wielu spółdzielniach niskie ceny nie odzwierciedlają realnej kwoty za zagospodarowanie odpadów i są wynikiem przedziwnych ustaleń pomiędzy władzami spółdzielni i firm odpadowych. Nie jest prawdą, że "wpływ na to (na podniesienie cen - KM) będzie miało ujednolicenie tej opłaty na terenie całego związku międzygminnego oraz obudowanie sytemu nową machiną urzędniczą", bo ceny zależą od kosztów transportu, ale i zagospodarowania odpadów. Czas najwyższy, by radni wreszcie sobie uświadomili, że gospodarka odpadami w oparciu o związek międzygminny nie jest bardziej kosztowna, a bardziej racjonalna. Jest wreszcie szansa na ustanowienia wysokich standardów gospodarowania odpadami na terenie aglomeracji poznańskiej. Będziemy mieli niedługo nowoczesną spalarnię odpadów, która te standardy jeszcze bardziej wzmocni. Wreszcie nowoczesne systemowe rozwiązania pozwolą nam spełnić postulaty radnych , którzy w 2000 r. rozpoczęli starania o budowę nowoczesnego systemu. Postulat, by "zadania w zakresie polityki odpadami mógłby wykonywać właściwy wydział w Urzędzie Miasta tak jak to się działo do tej pory" jest potwornym regresem na drodze rozwoju i tworzy ryzyko radykalnego wzrostu cen. Wstyd, drodzy Państwo!

Co ciekawe, prezydent wprowadzając aglomeracyjną politykę współpracy w tym zakresie spotyka się z zarzutami o "braku wizji rozwoju Aglomeracji Poznańskiej".

Pokaźne miejsce we wniosku o referendum zajmują "opóźnione i niezrealizowane inwestycje". Prawda jest taka, że są wśród nich i takie, przy których opóźnienia są spowodowane opóźnionymi decyzjami o dofinansowaniu ze środków UE. Nie zawsze (w zależności od skali finansowej) można ryzykować rozpoczynania inwestycji przed otrzymaniem decyzji o dofinansowaniu. Założyłbym się, że gdyby prezydent którąkolwiek z nich rozpoczął przed taką decyzją (która np. zmniejszyłaby zakładany poziom dofinansowania), to w tym miejscu pojawiłby się zarzut o tym, że rozpoczyna inwestycję bez gwarancji jej dofinansowania. Przynajmniej radny Szymon Szynkowski vel Sęk asystujący kilku europosłom powinien wiedzieć, jak te sprawy wyglądają.

Bardzo humorystycznie wyglądają we wniosku przykłady (jako inwestycji odłożonych): "adaptacja budynku pod siedzibę Teatru Muzycznego" czy "budowa fragmentu III ramy komunikacyjnej od ulicy Hetmańskiej do Krzywoustego". Czy wiadomo o jaki budynek chodzi? Co do III ramy zaś, obserwuję pewną zmianę w postępowaniu Rady Miasta Poznania - jeszcze niedawno pomysł jej realizacji był powszechnie krytykowany, a teraz jej brak jest jakimkolwiek zarzutem? Czy wnioskodawcy referendalni wiedzą o co im chodzi? No i pytanie na marginesie: co to są "forty komunalne"?

W innym miejscu wnioskodawcy referendalni mają za złe prezydentowi "megalomanię inwestycyjną" i wskazują Termy. Ha, jestem ciekaw, ilu z nich przyjęło zaproszenie do darmowego zwiedzenia obiektu, ilu z nich chwaliło się, że głosowali "za", albo ilu z nich w ulotkach wyborczych przypisze sobie zasługi w ich otwarciu?

Jeśli natomiast czytam, że "Miasto Poznań podejmując decyzję o przystąpieniu spółki miejskiej do spółki Andersia Property nie zleciło audytu czy wywiadu gospodarczego spółek będących pozostałymi udziałowcami. Nie wiedziało, zatem nic o wiarygodności pozostałych wspólników. Prokuratura Okręgowa w Zielonej Górze umorzyła postępowanie karne w tej sprawie wyłącznie z uwagi na przedawnienie ścigania. Odpowiedzialność polityczna/publiczna ciąży jednak na Prezydencie", to się pytam: a co za problem złożyć ponownie?

Pewne racje mają radni piszący o chaosie w polityce przestrzennej. Jednak piszą źle. Zarzut dotyczący zabudowywania klinów zieleni na równi z prezydentem obciąża też radnych, którzy uczestniczą niekiedy w przedziwnych próbach obrony kiepskich lokalizacji i skandalicznych prób zabudowywania terenów, które się do tego nie nadają.

Będąc w Radzie sprzeciwiałem się zabudowie otuliny Parku Sołackiego, czy intensywnej zabudowie Moraska i byłem zawziętym krytykiem polityki przestrzennej poznańskiego magistratu, ale nigdy do głowy mi nie przyszło, by z tego powodu proponować zwoływanie referendum. Wiedziałem bowiem, że wiele zaniedbań w tej materii i złych decyzji jest efektem aktywności samych radnych. Gdyby wszyscy radni byli zgodni co do modelu prowadzenia prawidłowej polityki przestrzennej wiele złego po prostu by się nie wydarzyło…

Mając powyższe na uwadze, niestety dla wnioskodawców referendalnych, niesamowicie satyrycznie brzmi zarzut, że "Prezydent na przestrzeni lat nie potrafił swoimi działaniami przeciwstawić się wyludnianiu się miasta" i ten, gdzie jest mowa, że "zachęca wręcz mieszkańców Poznania do wyprowadzki poza granice miasta". Myślę, że takie demonizowanie Ryszarda Grobelnego de facto ośmiesza jego oponentów, a jego wzmacnia.

Złożenie wniosku o organizację referendum to objaw strachu, jaki towarzyszy PiSowi i SLD w mieście - strachu, że nie są w stanie zaproponować ciekawego, realnie alternatywnego programu rozwoju dla miasta. Że ich kandydat nie będzie w stanie zagrozić Ryszardowi Grobelnemu w otwartych wyborach. Zamieszanie wokół referendum skupia całą uwagę na referendum, a w ogóle nie wymaga od wnioskodawców przedstawienia swego pomysłu na miasto. To bardzo wygodne i cwane.

Ta inicjatywa to niestety wyraz politycznej frustracji wnioskodawców; to efekt ich własnej bezradności - radni nie są w stanie stanąć do merytorycznej ostrej debaty o sytuacji miasta i jego szansach (potencjalnych i straconych) na rozwój. Nie można poważnie traktować inicjatywy referendalnej ogłaszanej na rok przed wyborami - to marnowanie publicznych pieniędzy i, co gorsza, robienie swojej kampanii wyborczej za cudze pieniądze.

To, co w prezydenturze Ryszarda Grobelnego mi się nie podoba mówiłem i pisałem wielokrotnie - również samemu zainteresowanemu - i w wielu momentach zdania nie zmieniłem. Nie są to jednak powody, dla których trzeba by było zwoływać referendum. Wniosek PiS i SLD jest nieprzygotowany i jest zbiorem chaotycznych uwag o prezydenturze Grobelnego. Nie mam zamiaru być obrońcą tej prezydentury (znajdą się pewnie lepsi jej obrońcy), ale też nie mam zamiaru być jego krytykiem totalnym. W przeciwieństwie do radnych Szynkowskiego vel Sęka i Lewandowskiego, widzę sporo pozytywnych efektów jego pracy.

Zmartwię wnioskodawców referendalnych - wniosek o referendum nie przybliża końca Ryszarda Grobelnego, ale go … wzmacnia. Ktoś, kto przeznaczy choć odrobinę czasu na przeczytanie wniosku SLD i PiS ujrzy kruchą jego argumentację.

Tak więc, jeśli tylko ktoś z komitetu referendalnego stanie u mych drzwi stanowczo mu odmówię jakiegokolwiek podpisu. Nie liczcie na mój udział w referendum. Nie pozwolę Wam robić swoich kampanii politycznych za moje pieniądze. Nie umiecie zaistnieć w inny sposób w mieście, to może czas Wam podziękować za obecność w Radzie?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski