Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Racięcin: Wielka pomoc dla rodziny, która sprzedała obrączki, by mieć na chleb [REPORTAŻ]

Beata Pieczyńska-Bielewska
W trzech pokojach mieszka jedenaścioro dzieci  i ich rodzice.  Najmłodsze ma trzy i pół roku. Najstarszy - osiemnaście.  Aneta i Henryk  Pawlikowscy chcieli mieć taką rodzinę. Dużą
W trzech pokojach mieszka jedenaścioro dzieci i ich rodzice. Najmłodsze ma trzy i pół roku. Najstarszy - osiemnaście. Aneta i Henryk Pawlikowscy chcieli mieć taką rodzinę. Dużą Beata Pieczyńska-Bielewska
Rodzina Pawlikowskich spod Konina może odetchnąć. Dzięki pomocy ludzi o miękkich sercach nie muszą już pokładać całej nadziei na chleb dla wszystkich w telefonie do ojca. Dziękuję wszystkim, którzy o nas pomyśleli - powiedziała Anita Pawlikowska, matka jedenaściorga dzieci, których ojciec jesienią stracił pracę. Gdy już nie mieli na chleb, sprzedali ostatnią cenną rzecz - obrączki. O tym, jak pomoc raduje, pisze Beata Pieczyńska-Bielewska.

PRZECZYTAJ KOMENTARZ ANNY KOT: NIEOBECNOŚĆ NIEUSPRAWIEDLIWONA

Kiedy zapukał kominiarz pomyśleli, że się pomylił. Otworzyli. Stał w swoim czarnym ubraniu i kapeluszu. Uśmiechał się. Powiedział, że przyjechał z Kłodawy.- Komin to my mamy, ale kominiarza nie wzywaliśmy - mówi Agata Pawlikowska z Racięcin spod Konina, matka 11 dzieci. Powiedziałam mu, że chyba się pomylił. Dzieci przybiegły i śmiały się zdziwione. Niektóre to nawet chciały go dotykać. A ja... złapałam guzik. Kominiarze przynoszą szczęście. Może i nam w końcu przyniesie, pomyślałam - dodaje.

I przyniósł. Czy szczęście? Można i tak powiedzieć. Przywiózł jedzenie. Przyjechał do Racięcina po przeczytaniu artykułu w "Głosie Wielkopolskim" o tym, jak Agata i jej mąż Henryk sprzedali obrączki z biedy.

PRZECZYTAJ: SPRZEDALI OB RACZKI BY MIEĆ NA CHLEB DLA SWOICH DZIECI
ODZYSKAJMY TE OBRĄCZKI

Zjawił się jeszcze w Wielką Sobotę, czyli na drugi dzień po ukazaniu się artykułu o trzynastoosobowej rodzinie z jedenaściorgiem dzieci. Potrzebował tylko jednego dnia, by zebrać dla nich jedzenie, a potem do niej trafić. Zaangażowali się znajomi i przyjaciele.

- Kominiarz przywiózł nam jajka. Nie króliczek, tylko kominiarz - uśmiecha się pani Agata. O, siedział tutaj - wskazuje na krzesło. - Do tej pory nie mogę w to wszystko uwierzyć. Guzik trzymałam jeszcze jak wyszedł - dodaje.

W trzech pokojach mieszka jedenaścioro dzieci i ich rodzice. Najmłodsze ma trzy i pół roku. Najstarszy - osiemnaście. Aneta i Henryk Pawlikowscy chcieli mieć taką rodzinę. Dużą

To nie był jedyny gość w ich domu. Odwiedził ich wójt Wierzbinka Paweł Szczepankiewicz. Zjawił się z mięsem i 11 czekoladami. Kupił im to wszystko z własnej kieszeni. Rodzina korzysta ze wsparcia Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej, to jednak kropla w morzu potrzeb. Gdy mąż pani Agaty pracował, wiązali koniec z końcem. W obecnej sytuacji, gdy pracy nie ma, to nie wystarcza.

W domu państwa Pawlikowskich w Racięcinie zamieszanie. Święta minęły radośnie. Kominiarz, który ich odwiedził przyniósł nie tylko jajka. Pojawiło się zielone światełko w tunelu. Po artykule o trudnej sytuacji tej rodziny rozdzwoniły się telefony. Codziennie odpowiadamy na maile. Ponad czterdzieści osób pytało o to, jak może pomóc rodzinie i o jej adres .

ZOBACZ:TAKIEGO POZNANIA JUŻ NIE MA - ZDJĘCIA ARCHIWALNE

- Gdy o nich przeczytaliśmy, pomyśleliśmy, że dadzą sobie radę, ale najpierw trzeba im pomóc. Trzeba dać impuls i potem będzie już dobrze. To przecież pracowici i zaradni ludzie. Do tej pory przecież radzili sobie, ale ta zima taka długa, a on murarz… Postanowiliśmy pomóc - mówi pan Włodzimierz z żoną z Daszewic. Są emerytami, przekazali tyle, ile mogli.

Rodzinie wielodzietnej pomogła inna wielodzietna rodzina. Państwo Ola i Krzysztof z Konina sami wychowali sześcioro dzieci.

- Rodzina wielodzietna nie ma łatwo - uważa pani Ola. - Jest wiele pracy i wyrzeczeń... Ale da się spokojnie żyć - dodaje po chwili. - Wiem, że się da… Bo z mężem daliśmy. Nasze dzieci są już dorosłe. Nigdy nie byliśmy pod murem tak jak państwo Pawlikowscy, ale też musieliśmy dokonywać trudnych wyborów - mówią.

W pomoc zaangażowali się wszyscy w tej rodzinie. Zebrali trochę pieniędzy, trochę rzeczy i zawieźli im telewizor i szafę.
Nie chciała zmieścić się drzwiami. Wstawili ją oknem.

Teraz dzieci mają swój telewizor. Dziewczynki chciały do swojego pokoju, chłopcy do swojego. Wygrali chłopcy. Ale demokratycznie decydują, co będą oglądać. Jest ich jedenaścioro. To prawdziwe głosowanie i nie wszyscy zawsze są zadowoleni.

Anita S. z Poznania wysłała ubrania po swoim synku.
- Takie ładne, wyprane i wyprasowane, takie jakbym sama chciała dostać. Bo przecież żadne dziecko nie chciałoby otrzymać brzydkich rzeczy - tłumaczy.

Państwo Pawlikowscy dziękują.
- Nie spodziewaliśmy się, że ktoś się nami zainteresuje. Aż mnie to wszystko przytłacza. Nawet nie wiem, co mam powiedzieć - milczy przez chwilę. - Dziękuję za pomoc wszystkim, którzy o nas pomyśleli - dodaje.

- My też może kiedyś komuś pomożemy - zapewnia pani Agata. - Przecież ciągle nie będziemy biedni.
Mąż pani Agaty najbardziej cieszył się z telefonów, które dały nadzieję na pracę.
Mieszkają w małym domku. Tego domu nikt im nie dał. Sami go kupili, z własnych oszczędności. Młodzi ludzie - mają po 37 lat. Ojciec, murarz z zawodu, do niedawna pracował za granicą. Takich kłopotów wtedy nie było. Przysyłał co miesiąc pieniądze. Ale pod koniec października skończyło się.

W lutym, by żyć, sprzedali obrączki ślubne.
W trzech pokojach mieszka jedenaścioro dzieci i ich rodzice. Dobrze, że im nie chorują. Najmłodsze ma trzy i pół roku. Najstarszy - osiemnaście. Państwo Pawlikowscy chcieli mieć taką rodzinę. Dużą. Wnuków im nie braknie.

- Fajnie jest mieć tyle sióstr i braci - mówi Jakub. - Można grać w piłkę, robić razem lekcje i kawały sobie opowiadać . Jest wtedy bardzo wesoło - dodaje.

Ale tak jak dzieciom wesoło, jeszcze przed świętami, nie było ich rodzicom.
Sprzedali obrączki na chleb. Już ich nie odzyskają. Poszły na złom. Ale kupią sobie kiedyś nowe. Trzeba żyć dalej. I myśleć na razie o podstawowych potrzebach takich jak jedzenie, opał, utrzymanie samochodu, który przy takiej rodzinie jest niezbędny. Jest tyle potrzeb. Zeszyty, książki, ubrania, proszki do prania. To są podstawy.

Kto z nas nie chciał mieć kiedyś roweru? Zmęczeni zimą myślimy o wakacjach. Marzymy… Piotr, Justyna, Paweł, Agnieszka, Dawid, Brajan, Nikola, Wiktor, Wiktoria, Bartosz, Jakub. Oni też mają marzenia. Ponoć jak się nie przestaje marzyć, to spełniają się…

- Fajnie, że są z nami dobrzy ludzie. Nawet nie wiem co powiedzieć… Mąż powiedział, że jak dostanie pracę, to kupi nam jeszcze obrączki. I znów będziemy je nosić.

SUPER AUTA NA POZNAŃ MOTOR SHOW: 100-LETNI SAMOCHÓD PALI 100 LITRÓW NA 100 KILOMETRÓW

NAJNOWSZE INFORMACJE Z POZNANIA I WIELKOPOLSKI: GLOSWIELKOPOLSKI.PL

Możesz wiedzieć więcej! Kliknij i zarejestruj się: www.gloswielkopolski.pl/piano

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski