MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Poznańska Strefa Jezusa na Euro 2012: Za granicą było o niej głośno. Kto zauważył ich w Poznaniu?

Karolina Koziolek
Strefa Jazusa działała w Poznaniu podczas Euro 2012
Strefa Jazusa działała w Poznaniu podczas Euro 2012 archiwum Ks. Szymona Nowickiego
Strefę zauważyły i doceniły jej ofertę głównie europejskie media. O wikarym z poznańskiej fary i grupie ewangelizacyjnej pracującej wśród kibiców Euro 2012 pisały niemieckie, irlandzkie, chorwackie i włoskie media, a austriacka telewizja publiczna nawet nakręciła o nim film - pisze Karolina Koziolek.

Pomysł stworzenia Strefy Jezusa powstał na długo przed turniejem. Ponad trzy lata temu ks. Szymon Nowicki, młody wikary z poznańskiej fary i członek Wiary Lecha jednocześnie, został duszpasterzem sportowców. Postanowił wówczas zapoznać się z wszystkimi "ważnymi od sportu" w mieście. Tak poznał Ewę Bąk, dyrektor wydziału sportu w Urzędzie Miasta. Niedługo później zadzwonił do niego Michał Prymas, dyrektor miejskiego biura Euro. Zapytał o plany ks. Szymona Nowickiego w związku z mistrzostwami. I tak od słowa do słowa powstał pomysł, który zainaugurowali Austriacy i Szwajcarzy na mistrzostwach w 2008 r.: aby stworzyć duchową ofertę dla kibiców na Euro.

- Pamiętam, jak zaproszono mnie na pierwsze ważne spotkanie wszystkich odpowiedzialnych za Euro - wspomina ks. Szymon Nowicki. - Był wojewoda, marszałek, mnóstwo działaczy i ja. Wojewoda zapytał mnie wówczas o plany Kościoła, a myśmy jeszcze wtedy żadnego konkretnego planu nie mieli. Wiedzieliśmy tylko, że podczas tak ważnego wydarzenia sportowego musimy być obecni.

Potem sprawy potoczyły się same.
- Przeanalizowałem, co zrobiła Szwajcaria i Austria cztery lata temu i stwierdziłem, że wstępnie będziemy się na nich wzorować. Musimy być obecni w strefie kibica, rozdawać tam ciekawe ewangelizacyjne gadżety, rozmawiać z ludźmi i znaleźć księży, którzy będą biegle znali języki obce, żeby mogli odprawić dla kibiców msze św. - opowiada ks. Nowicki.

Z czasem doszły kolejne pomysły: gazetka "Strefa Jezusa" no i konkrety, czyli skąd wziąć wolontariuszy, którzy nie tylko rozdadzą kibicom gazetki, ale też będą potrafili i chcieli z nimi rozmawiać na tematy związane z wiarą. No i oczywiście będą umieli to robić po angielsku, włosku i chorwacku.

Wolontariusze ze Strefy Jezusa zapewniają, że nigdy nie spotkali się z agresją czy wrogością kibiców

- Wiedziałem, że istnieją grupy, które świetnie radzą sobie podczas tzw. ewangelizacji ulicznej. Zgłosiłem się do Szkoły Nowej Ewangelizacji "Barnaba" oraz Wspólnoty św. Jacka - opowiada ks. Nowicki. - Wśród nich było sporo osób mówiących bardzo dobrze po angielsku, a także rodzina mówiąca biegle po włosku. Pomyślałem: "świetnie".

Bez kłopotów się jednak nie obyło. Kilka osób, które od września spotykały się co trzy, cztery tygodnie, a w ostatniej fazie co dwa, miało już wszystko dopięte na ostatni guzik, gdy okazało się, że w strefie kibica absolutnie nie będą mogli działać. Powodem był… nadruk piłki z serduszkiem na ich koszulkach.

- Zadzwonił do mnie pan Michał Prymas i ostrzegł przed kłopotami, bo logotyp z piłką był zastrzeżony dla UEFA i wprowadzanie do oficjalnej strefy kibica czegokolwiek, co mogłoby być konkurencją, niestety, nie miało prawa bytu. Zagotowało się we mnie. Co robić? - wspomina tamten moment ks. Szymon. - Ale okazało się, że Pan Bóg ma swoje plany. Ostatecznie działaliśmy przy kościele św. Marcina. Tam było ciszej i bardziej kameralnie. Gdy później, podczas mistrzostw, widziałem, co się działo w strefie kibica, zrozumiałem, że tam, w tym hałasie Strefa Jezusa byłaby kompletnie bez sensu - mówi.

Msza św. na boisku
Szybko kazało się, że oprócz ewangelizacji ulicznej potrzeba była inna działalność. Różnymi kanałami zgłaszali się do ks. Nowickiego kibice, którzy prosili o mszę.

- Zadzwonił do mnie Dariusz Gorczyński z ośrodka sportowego na Winogradach, gdzie przebywali irlandzcy kibice, którzy prosili o nadprogramową mszę w niedzielę. Liturgia ta odbyła się na boisku piłkarskim pomiędzy namiotami i camperami. Przyszło kilkadziesiąt osób - opowiada ks. Szymon.

Podobnych telefonów miał więcej. Przed 10 czerwca odezwał się Włoch z propozycją, aby włoscy kibice włączyli się do przygotowania mszy zaplanowanej w ich języku na 10 czerwca, na którą miał też przybyć ambasador Włoch.

- Uzgodniliśmy więc, że kibice przeczytają czytania mszalne i modlitwę powszechną - mówi ks. Nowicki. - Do kościoła przyszła chyba setka kibiców - dodaje.

Świadectwo obecności
Podczas mistrzostw, do momentu, kiedy mecze odbywały się w Poznaniu, codziennie działała Strefa Jezusa. Jedna w centrum, druga przy Arenie. Każda z nich miała nieco inny profil. Ta w centrum była adresowana do wszy-stkich kibiców, ta przy Arenie była nastawiona głównie na Irlandczyków, którzy mieli tam swoje miasteczko namiotowe.

- Nie chcieliśmy nikogo odciągać od kibicowania, ale dać świadectwo obecności Kościoła podczas Euro. Katolicy też są kibicami - mówi Adam Gałązka, który szefował Strefie Jezusa działającej przy kościele św. Marcina. - Chodziliśmy praktycznie po całym centrum, rozdawaliśmy gazetki, informowaliśmy, że jest możliwość spowiedzi i msze w różnych językach, że są kościoły, w których działa tzw. strefa modlitwy, gdzie można się wyciszyć. Widziałem, że wiele osób z tego korzystało.

Ewangelizacja kończyła się zawsze przed rozpoczęciem meczu.
- Wtedy już nic innego kibiców nie było w stanie zainteresować - żartuje Adam Gałązka i dodaje, że ich działalność najkrócej można byłoby streścić jako "dawanie świadectwa". - Owszem, tańczyliśmy, śpiewaliśmy, ale przede wszystkim byliśmy obecni. Nigdy nie narzucaliśmy się przechodzącym ludziom ani nie zaczepialiśmy ich na siłę - dodaje.

Jak podkreśla, wolontariusze nigdy nie spotkali się z agresją, chamstwem czy wrogością.
- Z daleka było widać, że ktoś niekoniecznie ma ochotę rozmawiać. Ale - co trzeba podkreślić - dużo bardziej żywiołowo reagowali na nas obcokrajowcy niż Polacy. Goście z zagranicy byli bardzo zaciekawieni tym, że istnieje duchowa strona Euro - uważa Adam Gałązka.

Nieco inaczej było przy Arenie. Tutaj ton nadawali Irlandczycy, a ewangelizatorzy mieli więcej pola do popisu niż na placu przed kościołem św. Marcina.

- Postawiliśmy na sztukę - mówi Agnieszka Magnuszewska, na co dzień doktorantka na UAM. - Były przedstawienia teatralne, pantomima i dużo muzyki.

Krótkie teatralne formy miały pokazać czym jest grzech, a czym miłość Boga.
- W skrócie, opowiadały o tym, że grzech potrafi nas zapętlić, a Bóg oferuje nam uwolnienie - tłumaczy Agnieszka Magnuszewska. - Jeśli chodzi o muzykę to Irlandczykom najbardziej podobało się, gdy graliśmy im przeboje U2. Było jedno takie popołudnie, po którym kilku kibiców zaczęło nas regularnie odwiedzać .

Jak mówi dziewczyna, było to duże duchowe i emocjonalne przeżycie także dla nich, wolontariuszy.
- Jestem osobiście wdzięczna za każdą rozmowę z kibicami. Wielu opowiadało o swoich rodzinnych problemach. O sytuacjach, które odsunęły ich od Boga i od Kościoła albo przeciwnie - o momentach w życiu, kiedy czuli, że czuwa nad nimi jakaś ręka opatrzności i zaczęli sobie zadawać ważne pytania - wspomina.

Jako pierwszy napisał do mnie dziennikarz z Berlina. Swój bardzo sympatyczny list zaczął od słów "Szanowny Panie Księże!"

Agnieszka Magnuszewska nie ma wątpliwości: to nie było działanie na skalę masową.
- Nie chodziło nam o to, aby nawrócić tysiące kibiców. Nie chodziło o sukces w wymiarze popkulturowym. Chodziło właśnie o te jednostkowe sytuacje i te rozmowy o wierze, o miłości, o tym, co po śmierci… Rozmowy, które mam nadzieję, z nami zostaną - kończy.

"Szanowny Panie Księże!"
Zagraniczni dziennikarze, szczególnie starzy bywalcy mistrzostw Euro, stwierdzili, że czegoś takiego jak w Poznaniu jeszcze nie widzieli. W związku z czym każdy chciał zrobić materiał o Strefie Jezusa i księdzu kibicu. Ks. Szymon Nowicki stwierdził, że to może być dopełnienie ewangelizacji na Euro i, jak mówi, "poddał się mediom". Było u niego włoskie RAI UNO, austriacki ORF, były wszystkie większe polskie telewizje, stacje radiowe, gazety…

- Jednak jako pierwszy zgłosił się do mnie już w marcu Urlich Krőkel, dziennikarz z Berlina. Napisał bardzo miłego mejla, który zaczynał się od słów: "Szanowny Panie Księże!". Później już zwracał się tak do mnie cały czas - uśmiecha się ks. Szymon. - Dzięki niemu powstał materiał w "Berliner Zeitung". Stąd dowiedziała się o nas austriacka telewizja. Tamtejsza dziennikarka już na miejscu stwierdziła, że trzeba o mnie nakręcić krótki dokument. W rezultacie chodzili za mną przez cztery dni. Kręcili, jak spowiadałem, jak szedłem z procesją w oktawie Bożego Ciała, a potem jak kibicuję polskiej drużynie podczas meczu z Czechami. No i oczywiście jak opowiadam o Lechu Poznań i Wiarze Lecha - opowiada ks. Nowicki.

Wtedy właśnie okazało się, że obcokrajowcy słyszący, jak duchowny opowiada o stowarzyszeniu, które ma w nazwie słowo "wiara", nie mogli pojąć, że nie ma ono nic wspólnego z Bogiem.

- Po niemiecku wiara to Glaube, tak jak wiara w Boga. Tłumaczyłem, że po poznańsku wiara, to grupa ludzi. Nie dotarło. Niemiecki dziennikarz i tak w swoim artykule ukuł teorię, ze kibice w tym stowarzyszeniu wzywają Pana Boga do pomocy i generalnie głównie się modlą… - dodaje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski