Dwa lata temu pani Maria (imię zostało zmienione) postanowiła sprzedać kawalerkę. Opowiada, że ciągle miała kłopoty z lokatorami: uciekali, nie chcieli płacić. Wówczas pomyślała, że bardziej opłaci się jej sprzedaż nieruchomości i jak sama mówi, "żyć z odsetek". Rzeczywiście mieszkanie sprzedała, a pieniądze początkowo wpłaciła do banku.
- Rok myślałam o tym, czy zainwestować te oszczędności w Finroyal - mówi pani Maria. - Przechodziłam koło ich siedziby na Starym Rynku przy Brovarii i coś mnie tam ciągnęło. Bez przerwy też znajdowałam ich reklamy w gazetach. Taki wysoki procent - myślałam.
Po roku pani Maria przeniosła swoje oszczędności do Finroyal (stan oszczędności na dziś to ponad 180 tys. zł). Mówi, że nie interesowała się tym, kto jest właścicielem tego parabanku, ani w jakiej jest kondycji finansowej. Do początku czerwca nie wiedziała także, że w firmie zaczęło się źle dziać.
- W maju, kiedy w TVN puszczono reportaż o Finroyal, nie widziałam go, byłam w sanatorium - mówi.
Pani Maria do Poznania wróciła na początku czerwca. Zaraz też poszła do siedziby firmy na Starym Rynku, żeby zapytać o warunki rozwiązywania kontraktów lokacyjnych. Swoje pieniądze postanowiła przenieść do Amber Gold, bo skusiło ją jeszcze większe oprocentowanie...
- Z deszczu pod rynnę - załamuje głos kobieta.
Do siedziby Finroyal przyszła prawdopodobnie dzień przed jej zamknięciem. Według relacji handlowców z okolicznych sklepów placówkę zamknięto 9 czerwca. - I nikt się nawet nie zająknął. Kierownik tylko dziwnie marszczył brwi i miny robił, kiedy mu powiedziałam, że będę powoli wycofywać całe oszczędności - opowiada kobieta.
W Amber Gold pierwsze trzy lokaty założyła już w kwietniu br. Łącznie na 11 tys. zł. - Była bardzo miła obsługa. Od razu częstowano mnie kawką, ciastkami - wspomina wizytę w Amber Gold pani Maria, uporczywie nazywając tę instytucję "alpen gold". Po zwróceniu uwagi mityguje się, nazywając powtarzające się pomyłki przejęzyczeniem.
Przyznaje, że swoich decyzji finansowych z nikim nie konsultowała. - Nie chciałam, aby rodzina wiedziała, ile mam oszczędności - mówi.
O lokatach nie powiedziała także dzieciom. - Niebawem mam wyprawić córce wesele. Ona jeszcze nie wie, że chyba nie będę miała za co - mówi cicho pani Maria.
Na początku lipca wysłała do siedziby Finroyal dyspozycję zamknięcia i wypłaty kontraktu, który miał się kończyć w najbliższym czasie. - Potem wysłałam kolejną dyspozycję na kolejny kontrakt, ale pieniądze nie przychodzą - opowiada.
25 lipca zdecydowała się więc jechać do jedynego, wówczas jeszcze działającego oddziału parabanku. - Tam obsługiwała mnie miła pani i zapewniała, że pieniądze będą wypłacane. Teraz wyłączyła komórkę - mówi.
Nie działają również wszystkie inne telefony podane pani Marii do kontaktu, ani te ze strony internetowej.
Tymczasem pod koniec lipca - jak informował w środę rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie Dariusz Ślepokura - właścicielowi Finroyal Andrzejowi K. zostały postawione zarzuty o złamanie prawa bankowego i prowadzenia działalności bankowej bez zezwolenia.
Do warszawskiej Prokuratury Rejonowej na Woli wpłynęło już ok. 30 wniosków od osób, które nie mogą odzyskać pieniędzy z Finroyal. Swoje zawiadomienie zawiozła tam także pani Maria.
Wczoraj prokurator generalny Andrzej Seremet zwrócił się do prokuratur apelacyjnych w całym kraju o informacje o śledztwach wobec wszystkich parabanków w Polsce.
Tymczasem pani Maria szuka kontaktu z innymi Wielkopolanami pokrzywdzonymi przez oba parabanki. Wierzy, że w grupie można więcej zdziałać. Numer, pod którym czeka na kontakt to 790 761 984.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?