Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Poznań: Plan miejscowy zrujnował im życie

Maciej Roik
Funkcję graciarni spełnia dom, w którym miałem zamieszkać wraz z żoną oraz synem - mówi Witold Ignacki
Funkcję graciarni spełnia dom, w którym miałem zamieszkać wraz z żoną oraz synem - mówi Witold Ignacki Fot. Marek Zakrzewski
Własny dom, w którym zamieszka cała rodzina. A w środku zakład krawiecki, dzięki któremu uda się godnie żyć. To były marzenia rodziny Ignackich z Poznania. Ich realizację rozpoczęli w 1999 roku, kiedy kupili rozpoczętą budowę domu przy ulicy Halnej. Szybko okazało się, że to co miało być spełnionym snem, jest trwającym od niemal 14 lat koszmarem. Powodem jest plan miejscowy.

Wysoki dom z czerwonej cegły. Dookoła resztki dachówek i inne materiały budowlane przykryte czarną folią. Stare okna zamontowano tylko po to, by do środka nie wlewała się woda. Wnętrze domu od lat służy jako graciarnia.

- Taką funkcję spełnia dom, w którym już dawno temu miałem zamieszkać wraz z żoną oraz synem - mówi Witold Ignacki. I opowiada: Okazało się, że z powodu piętrzących się formalności i braku dobrej woli urzędników od czternastu lat musimy mieszkać na strychu starego garażu.

Na kupionej przez Ignackich działce była już zbudowana jedna kondygnacja domu i garaż, w którym ostatecznie powstał warsztat krawiecki. Już na początku były kłopoty. Najpierw z otrzymaniem pozwolenia na prowadzenie działalności gospodarczej (kilka odwołań do wojewody). Potem okazało się, że budowa domu również nie będzie łatwa.

- Chciałem kończyć dom powoli, tak jak będzie mnie na to stać - mówi. I zaznacza: Początkowo robiłem to według projektu, który dostałem od poprzedniego właściciela i na który od 1990 roku jest pozwolenie budowlane. Później dokupiłem trochę ziemi i chciałem dom powiększyć - mówi.

Dlatego w 2008 roku powstał tzw. projekt zamienny, który został złożony w urzędzie. To był początek najpoważniejszych problemów.

Od 2006 roku, dla tego rejonu miasta obowiązywał bowiem nowy plan miejscowy. A w nim jasno określono, że zabudowa nie powinna przekraczać 7,5 metra wysokości. Dom miał być wyższy, ale tak ustalono już w projekcie z lat 90-tych. Poza tym takie domy stoją w okolicy. Niestety okazało się, że nawet gdy budowa już trwa, właściciel musi się dostosować do zmienionych regulacji.

Sprawą zajmował się m.in. Wydział Urbanistyki i Architektury, który przez plan miejscowy nie mógł wydać nowego pozwolenia budowlanego. A tylko to umożliwiłoby legalizację istniejącego budynku.

- Sprawę przekazaliśmy do nadzoru budowlanego, który ma ocenić budynek pod względem jego zgodności z projektem, a
później ewentualnie z planem - mówi Andrzej Nowak, dyrektor WUiA. - Gdyby pan Ignacki zdecydował się na doprowadzenie domu do zgodności z planem, sprawa dawno byłaby zamknięta.

Pracownicy nadzoru budowlanego podkreślają, że mają związane ręce. Bo z jednej strony rozumieją mieszkańca, który nie chce burzyć części swojego domu. Z drugiej, jeśli teraz zdecydują się na sprawdzenie budowy, będą musieli wydać decyzję o rozbiórce. - Na razie postępowanie zostało zawieszone. Wznowimy je, jeśli ewentualnie zostanie zmieniony plan miejscowy. To jedyna możliwością by zalegalizować istniejący budynek - kończy Jerzy Plejer z Powiatowego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego.

Chcesz skontaktować się z autorem informacji? [email protected]

Możesz wiedzieć więcej! Kliknij i zarejestruj się: www.gloswielkopolski.pl/piano

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski