Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Poznań: Miało być inaczej nad rzeką [WIZUALIZACJE]

Karolina Koziolek
Za parę dni zostanie wmurowany kamień węgielny pod nowy budynek Politechniki Poznańskiej na kampusie Piotrowo. Wszyscy się cieszą poza architektami, którzy pierwotnie budynek projektowali. - Wzięli nasz projekt i zrobili z nim co chcieli - mówią rozżaleni architekci. Tymczasem krytyk architektury Jarosław Trybuś dodaje, że to działanie niegodne uczelni wyższej. - To nieetyczne - oburza się.

Rafał Mysiak z biura projektowego Home of Houses, autor poznańskiej słoniarni, miał odważny jak na Poznań pomysł: na kampusie, tuż przy budynku Centrum Wykładowo-Dydaktycznego, narysował budynek o nietypowej bryle z nowoczesną elewacją i tarasowym zejściem w stronę Warty.

Projekt Wydziału technologii Chemicznej nie spodobał się na politechnice, wygrał jednak przetarg jako najtańsza oferta. Uczelnia zapłaciła architektom i podjęto rozmowy nad zmianami w projekcie.
- To była droga przez mękę - mówi Janusz Napierała, kanclerz politechniki, który wspomina tę współpracę jako najgorszy miesiąc w karierze.

Zdaniem kanclerza projekt zawierał szereg błędów m. in. co do przepisów przeciw pożarowych, a także wad konstrukcyjnych. - Goniły nas terminy, bo chodziło o pieniądze unijne, tylko dlatego nie zrezygnowaliśmy ze współpracy. Wielokrotnie byłem zażenowany zachowaniem architektów, m. in. kiedy załatwialiśmy pozwolenie na budowę w Urzędzie Miasta - wspomina Janusz Napierała.

Zarzuty te odpiera Rafał Mysiak z Home of Houses: - Zarzuty te są absurdalne, Politechnika nigdy nie wskazała nam błędów w projekcie, a od Pana Kanclerza otrzymaliśmy dobre referencje, poproszono nas jedynie o wprowadzenie zmian w wyglądzie elewacji budynku- mówi architekt.

Dwa miesiące po uzyskaniu pozwolenia na budowę kontakt między obiema stronami ustał, a politechnika zleciła przeprojektowanie budynku swojej pracownicy, która ma prywatną firmę projektową. - To oznacza, że uczelnia dwa razy zapłaciła za tę samą pracę, pomijając w ogóle kwestię, że zlecenie to dostała pracownica uczelni, która projektując zapomniała o naszych osobistych prawach autorskich - mówi Rafał Mysiak.

Faktycznie uczelnia jeszcze raz zapłaciła za projekt: Osobno architektom, osobno za projekt konstrukcji i instalacji.- To było konieczne. Nie wyobrażaliśmy sobie dalszej współpracy z panem Mysiakiem - odpowiada Janusz Napierała.

W podobnym tonie wypowiada się też pracownica politechniki: - Pan Mysiak wypowiada się teraz z pozycji pokrzywdzonego artysty. Zupełnie tego nie rozumiem - odpowiada Elżbieta Dolińska, która zmieniła pierwotny projekt. - Nie mam sobie nic do zarzucenia pod względem etycznym - dodaje.

Innego zdania jest Jarosław Trybuś, krytyk architektury. - Staram się piętnować takie przypadki. Tym bardziej uczelnia nie powinna działać w ten sposób. Nie można dowolnie zmieniać projektu architekta bez porozumienia z nim. Efekt jest taki, że traci na tym architektura w naszych miastach - mówi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski