Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Poznań: Kto wydał najwięcej na kampanię wyborczą?

Łukasz Cieśla
Jacek Tomczak - kiedyś w PiS, dziś w PO - umiał się pokazać
Jacek Tomczak - kiedyś w PiS, dziś w PO - umiał się pokazać Waldemar Wylegalski
Czy politycy w uczciwy sposób rozliczają swoje kampanie wyborcze? W tej kwestii są spore kontrowersje: - Wielu polityków gwałci przepisy o finansowaniu kampanii wyborczych. A kiedy ktoś stara się działać uczciwie, słyszy zarzut, że słabo się starał i był niewidoczny - mówi nam poseł Michał Stuligrosz z PO.

Michał Stuligrosz w wyborach startował z 9. miejsca na poznańskiej liście PO. Miał limit wydatków sięgający 4 tys. zł. Mandatu nie zdobył.

Inny poznański polityk, znany z aktywnych kampanii mówi z kolei anonimowo, jak partie rozliczają się przed Państwową Komisją Wyborczą:

- Wiadomo, że niektórzy posłowie "jadą po bandzie", sporo wydają, nie liczą się z limitami. Jeśli zainteresuje się nimi prasa, to komitet rozliczy jego faktury, by potem PKW się nie doczepiła i nie cofnęła wsparcia z budżetu. Jednak partia, aby zmieścić się w ustalonym limicie, "chowa" wtedy faktury jakiegoś innego posła, którego kampanią nikt się nie interesował. Dzięki temu sprawozdanie jest odpowiednio skrojone, w papierach wszystko się zgadza - mówi nam jeden ze znanych wielkopolskich parlamentarzystów.

Teoria ws. finansowania kampanii zakłada, że komitety mają określone limity na wydatki. Dzielą je na okręgi, a potem na kandydatów ze swojej listy. Zazwyczaj najwięcej do wydania ma lider listy - ok. kilkudziesięciu tysięcy zł. Kandydaci z dalszych miejsc mają niższe limity. Polityk z dalekiego miejsca może jednak wynegocjować z komitetem wyższy limit lub prosić kolegów z partii o przekazanie mu ich limitów.

Jak wygląda praktyka? Politycy przyznają, że zasady są łamane. Bo trudno wypromować się, zwłaszcza zostało się zesłanym na odległe miejsce na liście i dostało się niewielki limit.

W okręgu poznańskim sukces osiągnął Bartłomiej Wróblewski, mający dopiero 11. miejsce na liście PiS. Zdobył mandat z drugim wynikiem na liście, dostał ponad 14 tys. głosów. Jego konkurenci z prawicy szacują, że na widoczną kampanię wizerunkową, drogie billboardy, wydał od 300 do nawet 500 tys. zł. Czyli znacznie powyżej standardowych limitów na jednego kandydata.

Co na to Wróblewski? Ile wydał na kampanię? Twierdzi, że na takie pytanie nie musi odpowiadać. - Działałem zgodnie z przyznanym limitem. Ile on wynosił? To ustalenia wewnętrzne naszego ugrupowania - mówi świeżo upieczony poseł PiS. - Źródłem mojego sukcesu było dobre przygotowanie, motywacja do działania oraz wiara i praca kilkuset wolontariuszy.

Jak wynika z jego oświadczenia majątkowego, jako radnego Sejmiku, nie jest krezusem. W 2014 roku jego miesięczne zarobki netto wynosiły niespełna 6 tys. zł na rękę. Skąd więc miał pieniądze na drogą kampanię? Polityk twierdzi, że w 2015 roku dostał dużą darowiznę od rodziców, ponadto wzrosły jego zarobki w Szkole Wyższej Psychologii Społecznej, gdzie jest wykładowcą. Czy brał kredyt? Przyszły poseł odpowiada, że nie ma potrzeby analizować jego finansów.

Wróblewski bardzo chętnie opowiada za to o sobie.

- Jestem doktorem nauk prawnych, znam cztery języki, specjalizuję się w prawie konstytucyjnym, pracowałem w kancelarii prezydenta RP. Obiektywnie byłem jednym z najlepiej przygotowanych kandydatów - tak opisuje siebie polityk.

Dopiero 11. miejsce na liście miałby zawdzięczać działaniom szefa poznańskiego PiS Tadeusza Dziuby. Ponoć obawiającego się konkurenta i pamiętającego, że Wróblewski krytykował pomysł, by Dziuba w 2014 r. ponownie walczył o prezydenturę Poznania.

Wróblewski mówi, że swój wynik zawdzięcza temu, że dla wielu osób był uosobieniem „dobrej zmiany”, którą zapowiadał PiS. Ale nasze pytania o finansowanie kampanii odbiera jako dziwną, wzmożoną czujność wokół jego osoby. Sugeruje, że inni kandydaci z jego listy także mieli widoczną kampanię.

W poznańskim PiS nie wszystkim podobały się działania Wróblewskiego. Niektórzy nazywają go nawet „Tomaszem Górskim bis”, z tą różnicą, że jest lepiej wykształcony. Przypomnijmy, że Tomasz Górski, będąc w PiS, trzykrotnie zdobywał mandat posła. Stawiał na plakatowanie okręgu, co dawało mu mandat mimo odległych miejsc na liście. Dwoma kampaniami Górskiego interesowała się policja, chciała mu stawiać zarzuty, ale obie sprawy się przedawniły.

W ostatnich wyborach, w okręgu poznańskim, mandaty posłów PiS zdobyli jeszcze lider listy poseł Tadeusz Dziuba oraz startujący z „piątki” radny Szymon Szynkowski vel Sęk. Obaj nie mają oporów, by powiedzieć, ile wydali.
Tadeusz Dziuba: - Moja kampania kosztowała 55 tys. zł. Do tego trzeba by dodać pracę wolontariuszy, koszty dojazdów prywatnymi samochodami. Ta kwota oscylowała wokół limitu, jaki miałem wyznaczony.

Dziuba nie chce komentować kampanii Wróblewskiego. Lider PiS zaprzecza, by źle go traktował i wpływał na jego niską pozycję na liście. – Wszystkich w PiS traktuję równo, czyli rzeczowo – przekonuje Tadeusz Dziuba.

Trzeci poseł poznańskiego PiS, Szymon Szynkowski vel Sęk, mówi nam, że na kampanię wydał 30-40 tys. zł: – To nie była wystawna kampania, ale okazała się skuteczna. Miałem konwencję inaugurująca mój start, liczne konferencje prasowe, wydałem broszurę programową – opowiada Szynkowski vel Sęk.

Z jeszcze dalszej pozycji niż Wróblewski, bo z „dwunastki”, do Sejmu wszedł Jacek Tomczak z PO. Kiedyś był w PiS i już wtedy prowadził widoczne i kontrowersyjne kampanie.

Jacek Tomczak przekonuje, że obecny sukces zawdzięcza mrówczej pracy zazwyczaj niewidocznej dla mediów. Angażował się w program „Mieszkanie dla młodych”, współpracował z izbą rzemieślniczą. Zapewnia, że kampanię prowadził uczciwie, jest przecież prawnikiem i doskonale zna przepisy. W kampanii reklamował się hasłem „poseł na czasie”, z motywem zegara wybijającego godzinę dwunastą.

– Nigdy nie było zastrzeżeń do moich kampanii. Teraz miałem sporo plakatów, które wywieszałem na nieodpłatnych nośnikach, na przykład na płotach. Odwiedziłem też 3,3 tys. mieszkań, żeby porozmawiać z wyborcami, dać ulotkę. A mój sztab łącznie obszedł ok. 30 tys. mieszkań – mówi Jacek Tomczak o swojej kampanii.

Ile go kosztowała? Poseł PO odpowiada, że właśnie trwa „bilansowanie” wydatków. Jaki miał limit? Poseł chwilę się zastanawia i odpowiada, że było to ok. 20 tys. zł. Początkowo miał wyznaczony limit w wysokości zaledwie 1,1 tys. zł. Tę kwotę, jak mówi, udało mi się zwiększyć.

– Część kandydatów PO, która nie chciała wydawać większych sum, zrzekła się na mnie swoich limitów – mówi.

Widoczną kampanię miał też poseł SLD Marek Niedbała. Jest zamożnym przedsiębiorcą. Pytany, ile wydał, nie robi tajemnicy. Dziwi się, że B. Wróblewski z PiS nie ujawnia kosztów swojej kampanii.

– Proszę nie wierzyć w garbate aniołki. Wielu polityków nagina limity – stwierdza Marek Niedbała. – Koszt mojej kampanii wyniósł 128 tys. zł. W mojej ocenia kampania Bartłomieja Wróblewskiego kosztowała ze dwa razy więcej. Wiem przecież, jakie są ceny nośników reklamowych.

Dla Niedbały, jak mówi, kosztowane były billboardy (za ok. 76 tys. zł), które częściowo promowały cały komitet Zjednoczonej Lewicy.

– A z całej kwoty, 10 tys. zł przekazałem też na kampanię trzeciej na liście Kasi Kretkowskiej. Jest z mojej partii, wiedziałem, że nie ma takich pieniędzy na kampanię – opowiada Marek Niedbała, który mandatu nie zdobył i zanotował dopiero trzeci wynik na liście ZL.

A ile wydała Joanna Schmidt z Nowoczesnej, który indywidualnie zdobyła w Poznaniu najlepszy wynik ze wszystkich kandydatów? Mówi nam, że wszystkich wydatków jeszcze nie policzyła, ale na kampanię przeznaczyła kilkadziesiąt tysięcy złotych. Najwięcej, bo ok. 80 proc. kosztów, pochłonęły najbardziej widoczne billboardy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski