18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Muzeum PRL, czyli scenki z życia Polaka [ZDJĘCIA]

Marcin Kostaszuk
Przedmioty z epoki PRL.
Przedmioty z epoki PRL.
Absurd, humor i PRL - z kompozycji tych trzech składników poznański przedsiębiorca chce stworzyć muzeum, które przeniosłoby zwiedzających w nie tak znowu odległą przeszłość. Ale co w nim powinno się znaleźć?

Młodzi ludzie śmieją się z absurdów i głupich haseł epoki Gierka. Ale 20 lat po transformacji twierdzę, że tamte hasła niczym się nie różnią od tych bzdur i absurdów dzisiejszych - tak na łamach "Głosu" Marek Łukowski, kolekcjoner przedmiotów z epoki PRL, precyzował swą motywację do stworzenia Muzeum Humoru i Absurdu, przyprawioną odrobiną sentymentu do "tamtych lat", w tym atencją do polskich komedii.

Czytaj także:
Muszą zniknąć PRL-owskie ulice
Muzeum Humoru i Absurdu powstaje w Poznaniu

Co jednak z tego pomysłu miałoby wynikać? Czy tylko wystawa mniej lub bardziej symbolicznych przedmiotów dla pokolenia dzisiejszych czterdziestolatków? Oczywiście w wielu z nich kryje się absurd sam w sobie - wie to każdy, kto przesiadł się z malucha do garbusa, zamieniał pseudowalkmana "Kajtek" na oryginał firmy Sony, albo porównał smak naszej polococty z imperialistyczną coca-colą. Nawet jednak w opakowaniach zastępczych kryły się czasem przedmioty budzące dziś podziw, także za granicą - nasi projektanci przedmiotów codziennego użytku czy mebli tworzyli wzory, które dziś wracają do łask już nie tylko z sentymentu.

Jak zatem poprowadzić ową podróż w czasie na drugą stronę krzywego zwierciadła i do tego w duchu górującego nad ekspozycją tytułowego bohatera "Misia"? Nie wiedząc jak rozległa i pojemna może być przestrzeń wystawiennicza, możemy popuścić wodze fantazji i rozpocząć podróż przed mapą polityczną naszej części Europy z roku na przykład 1975. To dobry wstęp i zarazem pierwszy absurd - formalnie żadne z państw na niej widniejących dziś już nie istnieje. A to dopiero wstęp do "ścieżki zdrowia" jakim były kolejne przystanki w codziennym życiu statystycznego Polaka.

Przystanek 1: dom i jego wyposażenie

Tej spuścizny po PRL-u nie sposób do dziś nie dostrzec - choć długo prorokowano, że blokowiska na wielkich i małych osiedlach nie przetrwają próby czasu i po prostu się rozpadną. Okazało się, że nawet "egzemplarze" z rekordowego 1978 roku (oddano wtedy do użytku aż 284 tysiące mieszkań) trzymają się nieźle - zwłaszcza po ociepleniu styropianem i pomalowaniu na optymistyczny kolor, co dziś widać chociażby na poznańskim Piątkowie.

Odtworzenie "wzorcowego" M3 z lat PRL-u nie powinno być trudne - takie na przykład meblościanki okazały się równie trwałe jak płyty żelbetonowe, podobnie jak wersalki i inne przeżywające dziś drugą młodość meble codziennego użytku. Efektowne byłoby także składane łóżko dziecięce typu półko-tapczan, w którym budzić należało się bardzo ostrożnie, bo twarda półka nad głową skutecznie oduczała zrywania się na równe nogi do szkoły.
Nie powinno być także problemów ze zdobyciem legendarnego Rubina - telewizora o walorach domowej bomby. Tu warto byłoby wrzucić kamyczek do ogródka radzieckiej myśli technicznej, eksponując izolację przewodów wysokiego napięcia za pomocą… tektury. Były i inne atrakcje. - W tajemnicy utrzymywano fakt wydzielania ponadnormatywnych ilości promieniowania alfa i beta. Nie wiedzieliśmy, że mamy w domu mini-Czarnobyl - przypomina Bartek Koziczyński w książce "333 kultowe rzeczy PRL-u".

Bez czego jeszcze nie sposób wyobrazić sobie domu w PRL-u? W kuchni i łazience symboliczna powinna być obecność Prusakolepu, produktu popularnego i pożądanego nie tylko za sprawą słynnej reklamy, bo zsypy w blokowiskach bardzo sprzyjały hodowli karaluchów. Absurdem do pokazania w muzeum był natomiast kult produktów z Zachodu, a właściwie ich pozostałości - w przeciwieństwie do "Prusakolepu" w telewizji ich nie reklamowano, ale i tak wzdychano do papierosów marlboro, batonów mars czy piwa tuborg. Tak rodziły się kolekcje puszek i kapsli po napojach, najrozmaitszych etykiet, naklejek reklamowych, prospektów czy pudełek po papierosach. Wstydliwym przejawem manii na punkcie kolorowego świata konsumpcji były w Poznaniu polowania na wspomniane "pamiątki", jakie grupki dzieciaków urządzały nie tylko na imprezach targowych, ale też na należącym do terenów MTP… wysypisku śmieci.

Przystanek 2: praca, rzecz święta

Tutaj trop wydaje się oczywisty - inicjator muzeum wyznał, że marzy mu się odtworzenie gabinetu prezesa klubu "Tęcza" Ryszarda Ochódzkiego, łącznie ze słynną szafą, do której każdy mógłby nagrać "łubu-dubu" dla prezesa własnego klubu. Tudzież firmy lub korporacji - bo nikt nie zaprzeczy, że potulność, pochlebstwo i spełnianie nawet absurdalnych poleceń szefa są i dziś cenionymi przymiotami pracowników. A że potem traktuje się ich per noga...

Gabinet szefa nie wyczerpuje oczywiście tematu - wszak socjalizm teoretycznie znosił wszelkie granice w obrębie klasy robotniczej. Aby pokazać w krzywym zwierciadle Polaka "pracującego", idealnie byłoby zgromadzić wszelkiego rodzaju wynalazki "racjonalizatorskie", w istocie pokazujące pozorność ekonomicznej kalkulacji zatrudnienia. Tu idealna byłaby wystawa przedmiotów, takich jak skonstruowana w jednej ze śląskich kopalń maszyna dorzucającą do urobku... kamieni. Po co? Ilość była znacznie ważniejsza od jakości.

Oczywiście w PRL byli też inżynierowie najwyższej światowej klasy - w Muzeum Humoru i Absurdu przeciwwagą dla owoców brakoróbstwa mogłaby być na przykład ekspozycja poświęcona prof. Jackowi Karpińskiemu, twórcy pierwszego polskiego minikomputera. Gdzie tu absurd? Choćby w tym, że genialny wynalazca, który w latach 70. mógł stawać w jednym rzędzie pionierów informatyki ze Steve'm Jobsem i Billem Gatesem, został na tyle stłamszony przez mniej zdolnych konkurentów, że zajął się hodowlą kur i świń.

Przystanek 3: sklep mało spożywczy

Skąd brała się niska wydajność pracy w PRL? Teorii jest sporo, ale wystarczy zapytać starszych, by wiedzieć prawie wszystko: jeśli na równorzędnych stanowisku pracowały dwie osoby, to zwykle jedna z nich była na dyżurze. Gdzie? Rzecz jasna, w kolejce.

Oczywiście wierna symulacja warunków panujących w peerelowskim handlu byłaby w muzeum niemożliwa - no, chyba, że ktoś zgodziłby się stanąć na dwie godziny w kolejce, nie mając pewności nie tylko co, ale i czy w ogóle uda mu się coś kupić. Z drugiej strony, jak inaczej pokazać, ile życia Polacy stracili w kolejkach, zdobywając kartki żywnościowe, a także bawiąc się w komitety kolejkowe i listy społeczne, prowadzące do wyczekania dóbr najbardziej poszukiwanych?

Sklepowa rzeczywistość nie powinna w muzeum ograniczać się jednak do symbolicznego "samu" z pustymi półkami. Były przecież sklepy zaopatrzone przyzwoicie - tyle że dostępne dla wybranych (na przykład tylko dla funkcjonariuszy milicji), bądź też oferujące towary z Zachodu Peweksy i Baltony, tyle że za walutę, której formalnie nie było wolno posiadać. Część sklepowa powinna zawierać jednocześnie wystawę niegdyś trudno dostępnych obiektów pożądania konsumentów: od dżinsów Odra i kosmicznych zimowych butów Relaks, przez krem "Pani Walewska", aż po ukrytą pod maską medykamentu najlepszą oranżadę w proszku visolvit (produkowaną nota bene w poznańskiej Polfie).

Przystanek 4: odjazd po polsku

Zapewne najwdzięczniejsza, ale też najrozleglejsza część ekspozycji, której królem powinien być fiat 126p, pierwsze naprawdę masowe auto w naszym kraju. Ale czy w całości? Przecież częstą praktyką było w PRL samodzielne składanie malucha ze zdobywanych w różny sposób części, w związku z tym pierwsze pytanie potencjalnego nabywcy do sprzedającego brzmiało: "Oryginalny czy składak?".

Z tego samego powodu eksponat muzealny powinien być uzupełniony wystawą wynalazków, jakie zaradny Polak musiał stosować, by jego fiacik wytrzymał eksploatację, na przykład sławna niegdyś "turbinka Kowalskiego", obniżająca zużycie paliwa. Tu idealne byłyby warsztaty dla widzów: zmiany oleju (trzeba było odgiąć silnik, naciskając nogą rurę wydechową), a przede wszystkim zapalania z zepsutym rozrusznikiem (za pomocą kija od szczotki, który każdy woził w aucie). Oczywiście udział w warsztatach byłby możliwy tylko po uprzednim zdobyciu talonu...
Samochód - nawet tak spartański jak maluch - był jednak dobrem luksusowym. Stąd niemiłosierny tłok w komunikacji masowej, którą w tym kontekście lepiej byłoby chyba przypomnieć, pokazując co najwyżej kasowniki i dawne bilety. Sposób kasowania niektórych (na przykład wieloprzejazdówek w poznańskich tramwajach w latach 80.) , byłby niezwykle pouczającą lekcją logiki dla młodego pokolenia. Inną, choć zapewne mówiącą równie wiele o PRL-u lekcją, byłaby - awizowana przez twórcę muzeum - wycieczka starem, należącym do wyposażenia oddziałów ZOMO. Czyli tak zwaną suką.

Przystanek 5: co się zmieniło?

- Młodzi ludzie śmieją się z PRL-u, absurdów, głupich haseł itp. Ale 20 lat po transformacji twierdzę, że tamte hasła niczym się nie różnią od tych bzdur i absurdów dzisiejszych - mówi Marek Łukowski, sugerując, że w jego Muzeum Humoru i Absurdu powinno znaleźć się miejsce także dla eksponatów już z III (a nawet IV) Rzeczpospolitej.

Upolitycznienie życia społecznego sugerowałoby poszukania takich obiektów jak teczka Stana Tymińskiego, termos Jacka Kuronia, dyktafon Adama Michnika, krawat Samoobrony, czy portret dziadka Donalda Tuska (tego z Wehrmachtu). Tylko że wtedy Polacy, dotąd zjednoczeni w tropieniu swej tak niedawnej młodości, opuszczaliby muzeum w atmosferze zajadłego sporu, czy wypada tę czy inną pamiątkę międzypartyjnych wojenek włączać do naszej (choćby absurdalno-humorystycznej) spuścizny dla potomków.

Z kolei przedmioty codziennego użytku już chyba przestały mówić cokolwiek o Polakach - są dokładnie takie same (w co jeszcze nie wierzą liczni klienci drogerii z niemieckimi proszkami) jak te, których używa większość Europejczyków. To już chyba lepiej wystawić grube teczki dokumentów, jakie każdy z nas musi wypełnić i obwieźć po różnych urzędach, chcąc dostać na przykład kredyt mieszkaniowy lub pozwolenie na budowę. Tu ciągle jesteśmy w awangardzie życiowego nonsensu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski