Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nieznana historia śmierci Piotra Majchrzaka cz. 4

Krzysztof M. Kaźmierczak
2 lipca 1984 rok, druga wizja lokalna przed "W-Z", od lewej: Wojciech P., Mieczysław M., Lidia S. i Marian O.
2 lipca 1984 rok, druga wizja lokalna przed "W-Z", od lewej: Wojciech P., Mieczysław M., Lidia S. i Marian O. Archiwum IPN w Poznaniu
Powszechnie sądzono dotąd, że nastolatka zatłukł pałkami oddział ZOMO. Przeczą temu fakty. Oto czwarta część cyklu publikacji Krzysztofa M. Kaźmierczaka o kulisach śmierci Piotra Majchrzaka.

W poprzednich częściach:
Wieczorem 11 maja 1982 r. przed prowadzącą nocny dansing restauracją "W-Z" przy ul. Fredry doszło do bijatyki między kilkunastoma podpitymi osobami. Interweniowała milicja i dwa patrole ZOMO. Koło "W-Z" przechodził przypadkiem Piotr Majchrzak. Znaleziono go nieprzytomnego, leżącego między lokalem a kościołem. Przechodnie twierdzili, że chłopaka uderzył parasolem (miał on 12-centymetrowy metalowy szpikulec) Marian O., jeden z uczestników bijatyki. Piotr, mimo wykonanej w nocy obustronnej trepanacji czaszki, nie odzyskał przytomności. Lekarze nie wiedzieli wtedy, że 19-latek ma głęboką ranę kłutą twarzy sięgającą mózgu.

Od następnego dnia milicja prowadziła czynności dochodzeniowe. Po tygodniu, w dniu śmierci Piotra, prokuratura wszczęła śledztwo. Nie przekazano go Wydziałowi Śledczemu SB, który zajmował się sprawami dotyczącymi kręgów opozycyjnych. Postępowanie było prowadzone z pominięciem udziału milicji, jako śledztwo własne prokuratury. Zamierzano postawić zarzuty zomowcom, ale ich udziałowi w pobiciu Piotra przeczyły zeznania świadków i wyniki sekcji zwłok. U zmarłego oprócz rany kłutej stwierdzono tylko niewielkie otarcia naskórka na uchu i skroni. 19-latek doznał rozległego urazu śródmózgowego w wyniku uderzenia "narzędziem twardym, tępym, względnie od upadku na podłoże". Nie miał na ciele obrażeń po uderzeniach pałkami. Ekspertyzę parasola Mariana O. wykonano dopiero po kilku tygodniach od zajścia, nie stwierdzono wtedy na nim śladów krwi.

Śledztwo umorzono z braku dowodów. W lutym 1983 roku rodzice Piotra złożyli zażalenie na umorzenie śledztwa. Nawet między wierszami nie sugerowali w piśmie, że za śmierć syna winią zomowców. Według nich winny był człowiek z czarnym parasolem, Napisali, że "sprawcą uderzenia, które spowodowało upadek syna, a w konsekwencji obrażenia powodujące jego zgon, był O. (...) Naszym zdaniem już zgromadzone dowody pozwalają postawić taki zarzut Marianowi O.".

--------------------------------------------

Jego śmierć urosła do rozmiarów legendy. Radio Wolna Europa podawało, że Piotra Majchrzaka zmasakrowały ZOMO tłumiące 13 maja 1982 roku manifestację. Tę informację podchwyciły podziemne media, podawano ją sobie z ust do ust jako przykład kolejnej zbrodni stanu wojennego. Tyle że 19-latek został śmiertelnie ranny dwa dni przed manifestacją, a na jego ciele nie było śladów pobicia pałkami przez oddział ZOMO. Przedstawiamy nieznaną historię śmierci Piotra Majchrzaka odtworzoną w oparciu o obszerną dokumentację oraz relacje świadków i uczestników wydarzeń.

Ranę twarzy mogła zadać kobieta
22 marca 1983 roku Hanna Sobolewska, wiceszefowa Prokuratury Wojewódzkiej uchyliła decyzję o umorzeniu. Poleciła przeprowadzić wizję lokalną, ustalić, na jakiej podstawie w notatce służbowej podano, że Marian O. uderzył Piotra, określić, kiedy odebrano parasol i gdzie znajdował się do czasu wykonania ekspertyzy. Sobolewska nakazała także dalsze poszukiwania świadków zdarzenia.
Podprokurator Zbigniew Knast zlecił MO "pilne i szczegółowe rozpytanie posesji położonej przy Fredry po przeciwnej stronie lokalu, czy nie widzieli przebiegu zajścia" oraz ustalenie, co działo się z parasolem O. w izbie wytrzeźwień oraz, jakie inne przedmioty posiadał wtedy przy sobie. W tym czasie otrzymał od szefa jednostki ZOMO odpowiedź na wcześniejsze pytanie o to, czy oprócz dwóch patroli także inne interweniowały w związku z bójką przed "W-Z". "Z kontroli dokumentacji dotyczącej służby oraz z przeprowadzonych rozmów nie wynika, aby jakikolwiek inny patrol lub pojedynczy funkcjonariusz MO znajdował się w pobliżu miejsca zdarzenia i brał udział w interwencji" - napisał ppłk A. Magnus.

Knast przesłuchał ponownie zomowców, którzy zatrzymali O. Mieczysław M. zeznał, że osoby, które legitymował przed odnalezieniem Piotra, mogły widzieć zdarzenie, bo miały twarze zwrócone w stronę "W-Z", a on stał do lokalu tyłem. Potwierdził też, że osobiście nie widział, kto uderzył Piotra. Knast ponaglał MO w sprawie rozpytania mieszkańców, prawdopodobnie licząc na to, że uzyskane informacje mogą być przydatne do przeprowadzenia wizji lokalnej. Na początku lipca rodzice Piotra napisali do Prokuratury Generalnej skargę na opieszałe prowadzenie sprawy. Jej skutek był taki, że dalsze czynności śledcze wykonywali już inni prokuratorzy i to pod nadzorem Prokuratury Wojewódzkiej.

W sierpniu trafiła do prokuratury notatka z przepytania 19 lokatorów kamienicy naprzeciw lokalu. "Żadna z wymienionych osób nie jest w stanie nic powiedzieć w związku wymienionym zdarzeniem, ponieważ nic nie widziały" - napisał sierżant Zenon N.

Pod koniec sierpnia sam szef staromiejskiej prokuratury Aleksander Dobak przesłuchał ponownie biegłego, który wykonywał sekcję zwłok tragicznie zmarłego 19-latka. Stwierdził on, że rana kłuta pod okiem nie była przeszkodą do poruszania się, ale nie wykluczył, że jeśli zadano ją znienacka, to Piotr Majchrzak mógł się natychmiast przewrócić. Nie określił, jakim przedmiotem zadano ranę, ale było to narzędzie "ostrokończyste i wąskie". "Do zadania takiego uderzenia tego typu narzędziem wystarcza niewielka siła, którą np. dysponuje przeciętna zdrowa kobieta, choćby o niezbyt silnej budowie ciała" - zeznał dr Marian Stochaj.
Półwizja z zepsutym aparatem
Rodzice ustanowili drugiego pełnomocnika, Jerzego Pomina, słynnego wtedy obrońcę opozycjonistów. Uczestniczył on w wizji lokalnej, którą przeprowadzono 5 września. Trudno jednak uznać, że spełniała ona wymogi tego rodzaju czynności dochodzeniowych. Marian O. wraz ze swoją konkubiną byli bowiem pijani. Prowadzący wizję prokurator Zenon Skaja jednak nie zareagował na to, ani nawet nie odnotował tego w dokumentacji.

- W tamtym czasie przyjście po pijanemu na wezwanie kończyło się odwiezieniem świadka w trybie natychmiastowym do izby wytrzeźwień. Dziwię się, że nie zareagowano - komentuje Jerzy Jakubowski, emerytowany policjant. Potwierdza to Zbigniew K., dochodzeniowiec skierowany z Komendy Miejskiej MO do pomocy śledczemu. Zastrzega jednak, że decyzja była tylko w gestii prokuratora, a nie MO. Nie pamięta już obecnie przebiegu wizji.

Podczas odtwarzania przebiegu zdarzeń nie uwzględniono rozbieżności w zeznaniach Mariana O. i jego konkubiny i źle zaznaczono na szkicu usytuowanie zomowców. Mieczysław M. wyjaśniał potem, że nie wzięto też pod uwagę, że przy kościele feralnego wieczoru był zaparkowany czerwony fiat 126p. Na dodatek okazało się, że aparat technika kryminalistycznego był uszkodzony i nie wyszły zdjęcia dokumentujące przebieg wizji. - Takie problemy ze sprzętem zdarzały się wtedy często - wyjaśnia Zbigniew K.

Prawdopodobnie z powodu licznych nieprawidłowości prokuratura odwlekała przygotowanie protokołu z opisem wykonanych czynności. W tym samym czasie okazało się, że kiedy nazajutrz po zranieniu Piotra, 12 maja 1982 roku przewożono Mariana O. z izby wytrzeźwień do komisariatu, oddano mu parasol, co oznacza, że przez pewien czas był on poza kontrolą MO. Jest to istotna okoliczność, gdyż ówczesne metody wykrywania krwi były, w porównaniu do obecnych, niedoskonałe.

- Nie było badań DNA, używano tylko testów chemicznych. Wystarczyło umyć dany przedmiot wodą, by nie można było wówczas wykryć na nim śladów krwi - wyjaśnia dr Czesław Żaba, obecny szef Zakładu Medycyny Sądowej w Poznaniu.

Po zapoznaniu się przez rodziców i ich adwokatów z aktami, 24 listopada asesor Ladrowski umorzył śledztwo z powodu "niewykrycia sprawcy". Rodzice Piotra skierowali do Prokuratury Generalnej kolejną skargę. Domagali się, by sprawę przejęła Prokuratura Wojewódzka. Zarazem ich mecenas zakwestionował decyzję o zakończeniu śledztwa.

W zażaleniu, tak jak poprzednio, nie obwiniano za pobicie zomowców, tylko człowieka z parasolem. "Zdaniem skarżącego w sprawie zebrano dostateczne dowody, by przedstawić stosowny zarzut Marianowi O."- napisał mecenas Aleksander Berger 28 grudnia 1983 roku. Pełnomocnik rodziców wskazywał na błędy podczas wizji lokalnej oraz nieustalenie, co stało się z parasolem przed przekazaniem go do ekspertyzy na obecność krwi.

Nowe problemy z parasolem
Zażalenie było skuteczne. 13 stycznia 1984 roku Helena Sobolewska po raz drugi uchyliła umorzenie, uznając zastrzeżenia mecenasa Pomina dotyczące przebiegu wizji lokalnej. Spełniono także żądanie rodziców Piotra i przekazano sprawę Prokuraturze Wojewódzkiej. Otrzymał ją do prowadzenia prokurator Bolesław Cabański.

Zachowane akta wskazują na to, że od tego momentu śledztwo prowadzono bardzo metodycznie. Powstał pierwszy plan działań prokuratorskich, przyjęto w nim do analizy dwa warianty wydarzeń. Cabański uwzględnił wersję rodziców i ich adwokatów, że "sprawcą ciężkiego uszkodzenia ciała Piotra Majchrzaka i w następstwie zgonu jest Marian O." Przyjął także drugą wersję, że Piotr w trakcie bójki przed lokalem "doznał od nieustalonego sprawcy urazu lewego oka zadanego bliżej nieokreślonym, ostrym, wąskim narzędziem".

Już na początku śledztwa wersja z udziałem O. została jednak podważona. 14 lutego podczas kolejnego przesłuchania dr Stochaj po oględzinach parasola wykluczył, że zadano nim ranę kłutą twarzy. Osiem lat później, już w wolnej Polsce, dwa zespoły biegłych z różnych miast przedstawią opinie, że Piotr Majchrzak mógł zostać zraniony parasolem...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski