Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kto pokocha zamek królewny Orańskiej?

Piotr Talaga
Obecny wygląd (zdjęcie u góry) zamek zawdzięcza wieloletnim staraniom  swego zmarłego 3 sierpnia  gospodarza - Włodzimierza Sobiecha
Obecny wygląd (zdjęcie u góry) zamek zawdzięcza wieloletnim staraniom swego zmarłego 3 sierpnia gospodarza - Włodzimierza Sobiecha DARIUSZ GDESZ/POLSKAPRESSE
W Kamieńcu Ząbkowickim potężny pałac góruje nad okolicą. Jednak od dwóch miesięcy obiekt jest zamknięty dla turystów, a od niedawna całkowicie opuszczony. Jego dzierżawca, poznaniak Włodzimierz Sobiech zmarł 3 sierpnia. Czy znajdzie się nowy gospodarz zamku? Zastanawia się Piotr Talaga.

Zamek w Kamieńcu Ząbkowickim wraz ze 120-hektarowym parkiem powstał w XIX wieku. Jest on niewątpliwie architektoniczną perłą na skalę europejską. To olbrzymi obiekt o powierzchni ponad 90 000 metrów kwadratowych. Teoretycznie, gdyby zamienić go na 45-metrowe mieszkania, byłoby ich 2 tysiące! Zamek i park są dziełem Marianny Orańskiej (królewny niderlandzkiej). Zarówno historia jej życia, jak i powstania pałacu w Kamieńcu należą do najbarwniejszych w XIX-wiecznej Europie. Opisywaliśmy je w "Głosie" dwa lata temu.

Posiadłość Marianny dotrwała w rękach Hohenzollernów aż do wkroczenia na te ziemie Armii Czerwonej. Wycofującym się Niemcom udało się wywieźć z niego tylko część majątku. Reszta trafiła pod "nadzór" żołnierzy radzieckich. To okazało się katastrofą. Rosjanie wkrótce wywieźli z pałacu 15 wagonów dzieł sztuki i innego cennego wyposażenia. Zimą 1946 roku podpalili zamek. - Były dwa pożary - opowiadał mi dwa lata temu przewodnik po zamku. - Pierwszy ugasiła okoliczna ludność, wówczas jeszcze głównie niemiecka. Drugi trwał dwa tygodnie. Armia radziecka strzegła go, instalując stanowiska karabinów maszynowych, by nie dopuścić do akcji ratunkowej.

Okazało się, że oba pożary nie zniszczyły doszczętnie budowli. To, co jednak nie udało się czerwonoarmistom, dokonali polscy szabrownicy. Nie było to tylko "dzieło" napływowej ludności, ale także (a nawet przede wszystkim) polskich władz komunistycznych. Na przykład marmury z posadzek zamku trafiły m.in. do budowanego Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie. Ponad 20 lat temu z zamku została praktycznie tylko jego bryła. Nie było żadnego okna, drzwi, zdemontowane zostały wszystkie instalacje.

Wówczas nieoczekiwanie zamek zyskał nowego gospodarza, właśnie Włodzimierza Sobiecha. Wcześniej był on skromnym pracownikiem naukowym na poznańskiej Akademii Rolniczej. Praktycznie z dnia na dzień stał się właścicielem wielkiej fortuny, dziedzicząc spory majątek na Zachodzie. Początkowo zamierzał założyć spółkę ze swym znajomym architektem i biznesmenem, której celem miało być utworzenie w kamienieckim zamku pensjonatu dla Polonusów, którzy chcieliby powrócić do Polski. Powstać miał także hotel i ośrodek wypoczynkowy. Jak na połowę lat 80., socjalistyczną rzeczywistość, był to pomysł szalony. Sobiechowi udało się jednak przekonać do niego ówczesnego naczelnika gminy Zdzisława Fleszara. Podpisana została 40-letnia umowa na dzierżawę zamku. W jej ramach dzierżawca miał się zająć odbudową zamku. W zamian przyrzeczono mu sprzedaż całej posiadłości. Stosowne zapisy na ten temat nie znalazły się jednak w umowie.

W ratowaniu zabytkowych zabudowań Sobiech nie mógł liczyć na pomoc komunistycznych władz, które bez przerwy rzucały mu kłody pod nogi. Zmarł też jego wspólnik. Został praktycznie sam. Nie poddał się jednak. Majątek odziedziczony w dolarach pozwolił na rozpoczęcie najważniejszych prac zabezpieczających zamek przed dalszą dewastacją. Za równowartość dolara Sobiech miał pracownika na cały dzień. Gotówkę trzymał w bagażniku samochodu postawionego na strzeżonym parkingu. To było wówczas najbezpieczniejsze miejsce przechowywania waluty. Do pracy ściągnął górali. - Przyjechałem z ekipą, która miała zacząć remont. Górale po wejściu do środka przeżegnali się - wspominał kilka lat temu Sobiech. - Myśleli, że to kościół.

Dzierżawcy zamku udało się położyć dach, powstawiać okna i drzwi. Po kilku latach dolary się jednak skończyły, ale kłopoty nie. Demokratycznie już wybrane władze wysyłały do zamku komisje, wydawały zakazy dalszego prowadzenia robót. Podjęta nawet została decyzja o sprzedaży zamku z rażąco niską wyceną. Wówczas Sobiech zawiadomił o skandalu jednego z wałbrzyskich posłów. Sprawa nabrała rozgłosu na cały kraj. Władze samorządowe się zmieniały, ale pat trwał. Sobiech nie chciał utracić zamku, któremu poświęcił ponad 20 lat życia i wiele milionów złotych. Gmina chciałaby znaleźć innego inwestora, ale po pierwsze takowy się nie pojawiał, a po drugie sporną kwestią było rozliczenie z Sobiechem za dokonane przez niego prace.

W nocy z 2 na 3 sierpnia Włodzimierz Sobiech zmarł po długiej chorobie. - Ten człowiek uratował pałac. Teraz po 25 latach okazuje się, że wszystko było nie tak, że źle, a to nieprawda - mówi Stefan Gnaczy, prezes Towarzystwa Miłośników Ziemi Kamienieckiej. - Prawda jest inna, że nie otrzymywał on praktycznie żadnego wsparcia. Pewnie i jakieś błędy były, ale temu człowiekowi należy się hołd za to, co zrobił dla ratowania tego zabytku.
Włodzimierz Sobiech nie ograniczał się tylko do prowadzenia prac remontowych. Jak twierdzi Gnaczy, był on inicjatorem i współorganizatorem wielu przedsięwzięć. Część z nich była związana z Poznaniem. - Koncertował u nas kilka razy chór Stefana Stuligrosza - wylicza Gnaczy. - Raz nawet pan profesor osobiście grał na organach. Były organizowane inscenizacje światło i dźwięk. Pana Sobiecha wpisaliśmy do naszego towarzystwa jako honorowego członka i był to chyba jedyny laur, jaki otrzymał za życia.

- Zespół pałacowo-parkowy jest własnością gminy. Został on wydzierżawiony pod koniec lat 80. Włodzimierzowi Sobiechowi na okres 40 lat - tłumaczy Marcin Czerniec, wójt Kamieńca Ząbkowickiego. - Ta umowa pozostaje w mocy do czasu zakończenia postępowania spadkowego. Obiekt decyzją nadzoru budowlanego został wyłączony z użytkowania w 1999 roku. Powodem były prowadzone przez dzierżawcę prace remontowe, które odbywały się niezgodnie z zaleceniami konserwatora zabytków i bez zgody nadzoru budowlanego. W sensie prawnym stanowiły one zatem samowolę budowlaną. Decyzja sprzed 11 lat oraz kolejne pozostają nadal w mocy.

Faktycznie jeszcze dwa miesiące temu pracownicy Sobiecha oprowadzali zwiedzających po zamku, działała tam kawiarenka i niewielki hotelik. Obiekt jednak został ostatecznie zamknięty, co jednocześnie pozbawiło Sobiecha jakichkolwiek dochodów.

Nie wiem dokładnie, ale "ktoś" wypowiedział wojnę podjazdową - uważa Mateusz Gnaczy, zbieracz kamienieckich pamiątek. - Inspektor nadzoru zamknął obiekt. Jednym z uzasadnień było, że: "odgruzowywanie naruszyło stabilizację budynku". Myślałem, że spadnę z fotela, oglądając program telewizyjny w tej sprawie. Można zadać pytanie, gdzie był inspektor przez te wszystkie lata, bo pałac odgruzowywano w latach 80!

Mateusz Gnaczy poznał Włodzimierza Sobiecha już jako dziecko. Ojciec (Stefan Gnaczy) często zabierał go na wszystkie wydarzenia związane z historią Kamieńca. - Pan Sobiech nadał mi przydomek "Fotograf", dlatego że wszędzie biegałem z aparatem. Mam nadzieję, że jest na świecie ktoś, kto dysponuje kapitałem pozwalającym na odbudowę tej architektonicznej perełki. Musi tylko zobaczyć pałac i się w nim zakochać, taką samą miłością jak Sobiech... Jego miłość, choć ślepa, uratowała zamek. To on go w większości odbudował. Nikt nigdy nie powinien kwestionować jego zasług. Żadna władza nie poradziła sobie z problemem. Pomysłów było wiele, a konkretów zero.

Przyszłość pałacu nie jest jasna. Wójt wypowiada się w tej sprawie raczej enigmatycznie. - Po zakończeniu postępowania spadkowego zamierzamy poszukać inwestora strategicznego dla tego obiektu - mówi Czerniec. - Chcielibyśmy, żeby pałac po przeprowadzeniu renowacji pełnił m.in. funkcje hotelowe. Podobnych obiektów, które w ten sposób zostały zagospodarowane w Polsce, nie brakuje. Na pewno są takie także w Wielkopolsce. Owszem w tym przypadku w grę wchodzi ogromny pałac ze 120-hektarowym parkiem. Sądzę, że znajdą się jednak zainteresowani zainwestowaniem w Kamieńcu Ząbkowickim.

Tymczasem rodzina zaczęła wywozić z pałacu prywatne rzeczy Włodzimierza Sobiecha. Po zakończeniu postępowania spadkowego największym problemem będzie kwestia rozliczenia się za poniesione nakłady. Samorządowcy dowodzą, że prace były wykonywane nielegalnie… Cóż z tego, skoro zostały wykonane i uratowały obiekt przed całkowitą ruiną? Znalezienie inwestora także nie będzie łatwe (a tylko wówczas można liczyć na rozwiązanie umowy dzierżawy podpisanej wiele lat temu przez gminę i Sobiecha).

- Pałac jest opuszczony. Nie ma gospodarza - martwi się Stefan Gnaczy. - Powinna się pojawić choćby jakaś ochrona, bo może dojść do kolejnej dewastacji i szabru.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski