18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Hokej w powietrzu

Redakcja
Zawodnicy Poznań Hussars zaciekle bronią swojej bramki przed atakiem wrocławskich Kosynierów . W lacrosse obrońcy mogą grać kijami długimi nawet na 1,8 metra, co bardzo ułatwia grę w defensywie
Zawodnicy Poznań Hussars zaciekle bronią swojej bramki przed atakiem wrocławskich Kosynierów . W lacrosse obrońcy mogą grać kijami długimi nawet na 1,8 metra, co bardzo ułatwia grę w defensywie Marta Dziekańska
Jest sport łączący z Poznaniem Indian, biskupią laskę, uderzające pośladki i olimpiadę rozegraną ponad sto lat temu w Saint Louis. O dyscyplinie sportowej zwanej lacrosse, którą najkrócej można opisać jako hokej w powietrzu i poznaniakach, którzy w niego grają pisze Mateusz Pilarczyk

Niech nikogo nie zwiedzie francusko brzmiąca nazwa. Lacrosse to najstarszy sport Ameryki Północnej. Na wiele lat przed Kolumbem rdzenni mieszkańcy Ameryki, niesłusznie nazwani przez Europejczyków Indianami, umilali sobie czas grą w coś, co można by dziś nazwać wczesną odmianą lacrosse. Sport służył wówczas celom militarnym. W ciągu trwających nawet kilkanaście godzin meczów rozwiązywano w sposób pokojowy lokalne konflikty. Gra miała być też wprawką dla młodych wojowników przed prawdziwym starciem z wrogiem. Sport był dość brutalny, a śmiertelne wypadki były na porządku dziennym .

- W zależności od wersji grano jednym lub dwoma kijami. Kij zakończony był siatką, w którą łapano piłkę. W przypadku dwóch kijów zawodnik starał się utrzymać piłkę w kleszczach pomiędzy nimi - opowiada Tomasz Kędzia, grający od dwóch lat w lacrosse na pozycji pomocnika. Ale piłka to dużo powiedziane - był to zwykły kamień albo skórzany zwitek. Zresztą grano nim na boisku, które również odbiega od naszego wyobrażenia placu gry. Nie było ono ściśle ograniczoną przestrzenią. Drużyny umawiały się wcześniej, że np. dwa drzewa na przeciwległych końcach polany będą bramkami. - W roli trenera występował lokalny szaman. Rywalizowały pomiędzy sobą nie tylko wioski, ale nawet całe plemiona - opowiada Kędzia.

Sport niestety nie był wolny od dopingu. Nagminną praktyką było maczanie kijów w strumieniu. Dzięki temu miały nabrać magicznej mocy. Dodatkowym wzmocnieniem zespołu był trener-szaman, który poprzez zaklęcia i rytuały dodawał swoim podopiecznym siły do gry. Współcześnie wykorzystanie szamana w lacrosse nie jest zakazane. Gra jest jednak o wiele mniej brutalna, a z jej militarnych korzeni pozostały tylko nazwy drużyn.

Wykład o lacrosse
Do tej tradycji nawiązuje również pierwsza polska drużyna lacrosse - Poznań Hussarse.
Początki Hussarów były na tyle ciężkie, że najstarsi członkowie drużyny mają problem z przypomnieniem sobie, jakim cudem lacrosse przywędrował zza oceanu do Polski. - Zaczęło się od podróży Błażeja Piotrowskiego, wtedy studenta Akademii Ekonomicznej, do Stanów. Zresztą on sam już też do końca nie pamięta, jak to było. Pewne jest, że był w USA i zobaczył mecz lacrosse - opowiada Jędrzej Bagiński, zawodnik Hussarów i reprezentant Polski. Ważne jest to, że już po powrocie do kraju Błażej skon-taktował się z Peterem Mundym, prezydentem Europejskiej Federacji Lacrosse.

Z militarnych korzeni gry pozostały tylko nazwy drużyn

- Pan Mundy to spokojny dystyngowanym Anglik po 70-ce, który nie używa maila ani komputera. Wszystkie sprawy trzeba z nim załatwiać telefonicznie - wspomina Jędrzej. Po kilku rozmowach prezydent federacji postanowił przyjechać do Poznania. 11 sierpnia 2007 roku wygłosił na Uniwersytecie Ekonomicznym wykład o lacrosse. Wakacyjny termin spotkania wpłynął na frekwencję. Na szczęście 10-osobowa grupka wystarczyła. - Dostaliśmy z federacji paczkę z dziesięcioma kompletami sprzętu - wspomina Jędrzej. I tak to się zaczęło.

Od Irokezów na Igrzyska
Pierwsze oficjalne wzmianki o lacrosse pochodzą z XVII wieku. Wówczas to francuski jezuita Jean de Brébeuf opisał mecz rozgrywany przez Irokezów. Indianie nazywali swoją grę w zależności od plemienia ehuntshigwa'es, da-nah-wah'u-wsdi lub baggattawag. Ostatnie określenie jest dość ciekawe, bo w języku odżibwe oznacza uderzające pośladki.

Do Europy lacrosse przybył jednak dopiero kilka wieków później. Wcześniej indiański sport przejęli europejscy osadnicy mieszkający w Kanadzie i północnej części USA. Do dziś jest to centrum światowego lacrosse. W Ameryce działa nawet zawodowa liga NLL. Dla historii współczesnego lacrosse najważniejszy jest jednak rok 1856. Francuski stomatolog, George Beers postanowił wówczas spisać zasady gry. W nagrodę za wykonaną pracę okrzyknięto go ojcem lacrosse. Wtedy też na dobre przyjęła się francuska nazwa gry. Według niektórych źródeł pochodzi ona od słowa "crosse" oznaczającego biskupi pastorał.

W ciągu pięćdziesięciu lat gra stała się na tyle popularna, że w 1904 roku trafiła na olimpiadę rozgrywaną w amerykańskim Saint Louis. Lacrosse nie zagościł niestety długo w spisie dyscyplin olimpijskich. Druga i zarazem ostatnia jak dotąd olimpiada, na której grano w lacrosse, odbyła się w 1908 roku.

Rycerze z piłką

Jeszcze przed dwoma laty drużyna Hussarów składała się tylko z 10 osób - właśnie tylu zawodników potrzebnych jest do gry. Mieli problemy ze sprzętem i miejscem na treningi. Dziś ich sytuacja wygląda o wiele lepiej. Dzięki funduszom pozyskanym z Urzędu Miasta zespół rozwija się. Podczas październikowego naboru do drużyny zgłosiło się wielu nowych zawodników. Drużyna potroiła swój skład. A treningi odbywają się na jednym z boisk KS Warta.

- Myślę, że lacrosse ma o wiele większe perspektywy rozwoju w Polsce niż futbol amerykański czy rugby. Lacrosse to prosta gra. Jest bramka, do której musimy trafić piłką. Są zawodnicy, których trzeba zatrzymać albo przewrócić i przechwycić piłkę - wyjaśnia Marek Biesiada, który ze względu na kontuzje nie może trenować. Dwa pęknięte żebra i stłuczony mostek to konsekwencja nieprzepisowego zagrania zawodnika przeciwnej drużyny. Kontuzje nie są jednak chlebem powszednim w lac-rosse. W pełnym rynsztunku zawodnik wygląda jak średniowieczny rycerz w zbroi. Ochraniacze obejmują prawie cały korpus, a głowę ochrania solidny kask.

Bramkarzy jak na lekarstwo
Podstawowe zasady lacrosse są dość poste. Trzeba strzelić więcej bramek niż zawodnicy przeciwnej drużyny. Gracze starają się to zrobić za pomocą specjalnych kijów zakończonych koszami. Rozgrywka jest bardzo szybka. Wystarczy kilka sekund, aby akcja przeniosła się od bramki do bramki. Lacrosse dzieli się na dwie odmian: box i field. Box rozgrywany jest na boisku bardzo podobnym do hokejowego. Każda drużyna składa się z sześciu zawodników.

Odmiana fieldowa różni się tym, że jest rozgrywana na większym boisku przypominającym rozmiarem arenę zmagań piłkarzy nożnych. Na boisku przebywa po dziesięciu zawodników dwóch drużyn. Wliczony w to jest bramkarz, który wyposażony jest w kij zakończony kilka razy większym koszem od tego, jakiego używają gracze z pola.

- Niełatwo jest znaleźć bramkarzy. Muszą być zacięci, szybcy i wytrzymali. Każdy bramkarz obrywa piłką. Na rękach i nogach pojawiają się siniaki w różnych kolorach tęczy - tłumaczy Jędrzej. Nie ma się co dziwić, gdyż gumowa piłeczka używana do gry w lacrosse potrafi osiągnąć prędkości prawie 200 km/h! Mecz trwa 60 minut składa się z czterech kwart. Nad poprawnym przebiegiem czuwa jeden sędzia.

Pierwsze drużyny i mistrzostwa
Polski lacrosse to nie tylko Hussars. Praktycznie w tym samym czasie, co w Poznaniu sport zaczął się rozwijać we Wrocławiu. Drużyna Kosynierów otrzymała pakiet ze sprzętem od Europejskiej Federacji o miesiąc później. Miesiąc ten był jednak dość ważny:

- Z przykrością muszę stwierdzić, że na razie bilans wygranych przemawia na korzyść Poznania - mówi Tomasz Kędzia, na co dzień grający w drużynie Kosynierów. W dotychczasowych potyczkach "husaria" była cztery razy górą. Wrocławianie zwyciężyli tylko raz, ale po drodze udało się im dwa razy zremisować.

Antagonizmy pojawiają się dopiero na murawie. Środowisko polskiego lacrosse jest bardzo zgrane. Wszyscy wzajemnie sobie pomagają. Jędrzej Bagiński szacuje, że w Polsce lacrosse zajmuje się 150 osób. Oprócz Kosynierów i "husarii" jest jeszcze Grom Warszawa. Powstaje właśnie również krakowska drużyna. Jednak nie zawsze wystarczy grupka chętnych, aby powstał zespół.

- Podobne pomysły pojawiły się w Koninie i Szczecinie, ale tamtym chłopakom zabrakło zapału - mówi Tomasz Kędzia.

11 października tego roku odbył się już pierwszy międzynarodowy mecz reprezentacji Polski z Łotwą. Przegraliśmy 16:2, ale Łotysze grają o kilka lat dłużej. Byli już też na międzynarodowych imprezach.

- Stworzenie reprezentacji było naszym konikiem - mówi Jędrzej Bagiński, który z dumą dodaje - z naszej drużyny do kadry dostało się dziewięciu chłopaków. Oprócz nich w zespole jest czterech bardziej doświadczonych zawodników z Ameryki. Grają w naszej drużynie, gdyż mają polskie korzenie. Reprezentację prowadzi Christian Zwickert, który w 2001 roku doprowadził drużynę Niemiec do Mistrzostwa Europy. Polską reprezentację w lipcu czekają Mistrzostwa Świata w Manchesterze.

- Mamy motywację do dalszych treningów. Zawsze jest gdzieś w głowie myśl: jedziesz na mistrzostwa świata! - tłumaczy Bagiński.

Zawodnicy przyznają, że na medale na razie nie mamy co liczyć. Wyjazd traktują bardziej jako rozpoznanie terenu i lekcję na przyszłość. Lacrosse rozwija się w błyskawicznym tempie. W ciągu kilku ostatnich lat w Europie powstało ponad 150 drużyn, a kolejne są w zalążkach. Kto wie, może za kilkanaście lat sport ten powróci do grona dyscyplin olimpijskich.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski