MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Poczet polskich prezydentów z dramatami w tle

Sławomir Kmiecik
Wielki format prezydenta Kaczyńskiego, choć był niskiego wzrostu, Polska ujrzała dopiero po jego tragicznej śmierci
Wielki format prezydenta Kaczyńskiego, choć był niskiego wzrostu, Polska ujrzała dopiero po jego tragicznej śmierci Marcin Osman/Polskapresse
W katastrofie samolotu koło Smoleńska straciliśmy głowę państwa, ale też ostatniego prezydenta RP na uchodźstwie. To każe spojrzeć na biografie innych polskich przywódców, często też tragiczne. Strzały zamachowca, egzekucja w czasie wojny, skok samobójczy, dziwna choroba w Moskwie - oto przyczyny śmierci ludzi realnie lub nominalnie uosabiających Polskę. Czyżby fatum? Poczet prezydentów RP z dramatami w tle - przypomina Sławomir Kmiecik.

Zanim Polska stała się republiką, naszym ostatnim monarchą był Stanisław August Poniatowski. Obrońcy króla pod kreślają, że miał opinię człowieka światłego i wykształconego. Jego pragmatyzm oraz zasługi na polu oświaty, nauki i kultury nie równoważą jednak długiej listy zarzutów. Krytycy "króla Stasia" podkreślają bowiem, że był osobą słabą, próżną, egoistyczną, dbającą o wygody i zaszczyty, a na dodatek rozwiązłą.

Najgorsze jednak, że zdradził Polskę, rezygnując z walki z Rosją i przystępując do Targowicy. Pod naciskiem carycy Katarzyny II opuścił Warszawę, pod strażą wyjechał do Grodna, a 25 listopada 1795 roku ustąpił z tronu. Nie zdołał zachować godności i w niesławie - jako król, który dopuścił do rozbiorów Polski - zmarł w Petersburgu trzy lata po abdykacji.

Józef Piłsudski: maj i rak-zabójca
Kiedy w 1918 roku Polska odzyskała byt państwowy, nie było mowy o restytucji źle wspominanej monarchii. Naczelnikiem państwa, wodzem armii i pierwszym marszałkiem Polski został socjalista Józef Piłsudski, który cieszył się tak wielkim autorytetem, że nazwano go "ojcem polskiej niepodległości".

Dwa razy (1926-1928 i 1930) bez entuzjazmu pełnił funkcję premiera, nigdy nie objął urzędu prezydenta RP, ale był bezsprzecznie pierwszą postacią II Rzeczpospolitej, twórcą rządów sanacyjnych, rzeczywistym przywódcą państwa, dowódcą osławionym zwycięstwem nad bolszewikami w roku 1920.

Trzy lata po tym triumfie wycofał się jednak z polityki. W słynnej mowie w warszawskim hotelu Bristol partyjniactwo i koniunkturalizm polityków przyrównał do działań "zaplutego, potwornego karła na krzywych nóżkach". Osiadł na "emigracji wewnętrznej" w Sulejówku, ale po kolejnych trzech latach wrócił z hukiem, stając na czele zamachu stanu, nazywanego przewrotem majowym. Nie przyjął godności prezydenta RP, choć 31 maja 1926 roku na ten urząd wybrało go Zgromadzenie Narodowe.

Zadowalając się funkcją Generalnego Inspektora Sił Zbrojnych faktycznie był przez dekadę głównym ośrodkiem decyzyjnym i symbolem sanacji. Zmarł na raka wątroby 12 maja 1935 roku - dokładnie w 9. rocznicę zamachu majowego. Jego przeciwnicy widzieli w tym "karę boską" za śmierć 379 osób, które w 1926 roku zginęły w walkach o Belweder. Zwolennicy już za życia otoczyli go kultem, a pogrzeb Marszałka uczynili wielką manifestacją jedności.

Gabriel Narutowicz: zamach w "Zachęcie"
Pierwszym prezydentem II RP 11 grudnia 1922 roku został nobliwy inżynier hydrotechnik, minister najpierw robót publicznych, a potem spraw zagranicznych, Gabriel Narutowicz, który jednak urzędem cieszył się zaledwie pięć dni. W gmachu warszawskiej galerii "Zachęta" 16 grudnia zastrzelił go malarz Eligiusz Niewiadomski - zwolennik endecji i fanatyczny nacjonalista. "Grzechem" umiarkowanego Narutowicza było to, że o jego zwycięstwie w parlamencie przesądziły głosy lewicy, mniejszości narodowych oraz PSL "Piast", które - wbrew oczekiwaniom - w ostatniej turze głosowania nie poparło kandydata prawicy, ziemianina hrabiego Maurycego Zamoyskiego.

Niespodziewany sukces kandydata, który w pierwszej turze zebrał zaledwie 62 głosy, a w decydującej piątej aż 289, był szokiem dla pewnej zwycięstwa endecji. Ugrupowania narodowe i katolickie zarzuciły Narutowiczowi, że jest ateistą, masonem, marionetką Żydów. Zabójca prezydenta w kręgach endecji został nawet uznany za bohatera, ale sąd skazał go na karę śmierci. Wykonano ją 31 stycznia 1927 roku poprzez rozstrzelanie na stokach warszawskiej Cytadeli. Z prawa łaski nie skorzystał następca Narutowicza - Stanisław Wojciechowski.

Maciej Rataj: egzekucja w Palmirach
Po nagłej śmierci Narutowicza obowiązki prezydenta RP przejął marszałek Sejmu Maciej Rataj - tak jak obecnie Bronisław Komorowski. Funkcję głowy państwa pełnił kilka dni, bo już na 20 grudnia 1922 roku wyznaczył datę nowych wyborów prezydenckich. Zdążył przyjąć dymisję rządu Juliana Nowaka i desygnować na premiera Władysława Sikorskiego. Mogło się wydawać, że dla polityka PSL "Piast" z zapadłej galicyjskiej wsi Chłopy są to chwile nie do powtórzenia.

Tymczasem podczas przewrotu majowego w 1926 roku jeszcze raz przyszło mu pełnić obowiązki prezydenta RP. Wtedy, będąc mediatorem między rządem a obozem Piłsudskiego, przyjął dymisję gabinetu Wincentego Witosa i powierzył misję tworzenia rządu Kazimierzowi Bartlowi. Po wybuchu wojny zdał tragiczny egzamin z patriotyzmu. Nie opuścił Warszawy i działał w konspiracji. Już w listopadzie 1939 roku aresztowało go gestapo. Wyszedł na wolność, ale w 1940 roku został ponownie zatrzymany za podziemną robotę i 21 czerwca rozstrzelany w Palmi-rach.

Stanisław Wojciechowski: śmierć w zapomnieniu
Drugim w kolejności prezydentem II RP został urodzony w Kaliszu Stanisław Wojciechowski z PSL "Piast". W wyborach po śmierci Narutowicza uchodził za kandydata kompromisowego. Już w pierwszej turze, otrzymując 298 głosów, wygrał z kandydatem prawicy, prezesem Polskiej Akademii Umiejętności, Kazimierzem Morawskim (221 głosów).

Wojciechowski złożył przysięgę prezydencką 20 grudnia 1922 roku, a urząd pełnił do 15 maja 1926 roku. Ustąpił w wyniku zamachu stanu przeprowadzonego przez Piłsudskiego. Nie chciał ewakuacji władz do Poznania i kontynuacji walki zbrojnej, gdyż obawiał się, że opór sił rządowych doprowadzi do długotrwałej wojny domowej. Rozgoryczony wycofał się z życia politycznego.

W czasie okupacji Niemcy oferowali mu uwolnienie syna Edmunda, adwokata wspierającego Żydów, w zamian za podpisanie deklaracji lojalności wobec III Rzeszy. Odmówił i syna mu zamordowano. On sam zmarł osamotniony w 1953 roku w Gołąbkach koło Warszawy - miesiąc po śmierci Stalina. Władze PRL cenzurowały nekrologi i nie pozwoliły wspomnieć, że był prezydentem II RP.

Ignacy Mościcki: chemia władzy

Trzecią i ostatnią głową państwa w Polsce międzywojennej był Ignacy Mościcki - naukowiec, chemik, twórca przemysłowej metody uzyskiwania kwasu azotowego. Po zamachu majowym obóz sanacji poszukiwał kandydata na prezydenta, który byłby niezależny i apolityczny. Profesora Politechniki Lwowskiej, twórcę polskiego przemysłu chemicznego, zaproponował premier Kazimierz Bartel. Marszałek miał wtedy stwierdzić: "Ignaś? A to bardzo dobra myśl". Bo choć bezpartyjny Mościcki mógł sprawiać wrażenie osoby spoza układów, to jednak był oddanym piłsudczykiem.

W drugiej turze głosowania w Zgromadzeniu Narodowym pokonał kandydata endecji, Wielkopolanina Adolfa Bnińskiego, zdobywając 281 głosów (konkurent miał ich 200). Został zaprzysiężony 4 czerwca 1926 r. i pełnił urząd aż do 30 września 1939 r., co było o tyle łatwe, że drugie wybory prezydenckie w 1933 r. endecja zbojkotowała. Piłsudski odnosił się do niego z szacunkiem, ale Mościcki, zainteresowany rozwojem przemysłu, tylko tytularnie był głową państwa. Po kraju krążył nawet wierszyk: "Tyle znacy, co Ignacy, a Ignacy g... znacy". 17 września 1939 r. prezydent ewakuował się do Rumunii. Ostatecznie trafił do Szwajcarii, gdzie musiał podjąć pracę zarobkową. Zmarł w 1946 r. jako pracownik laboratorium Hydro-Nitro w Genewie, a nie przywódca Polski.

Edward Śmigły-Rydz: niedoszły następca
Kiedy 1 września 1939 r. Niemcy napadły na Polskę, prezydent Mościcki mianował marszałka Edwarda Śmigłego-Rydza nie tylko Wodzem Naczelnym, ale także wyznaczył go - zgodnie z przepisami konstytucji - na następcę głowy państwa na wypadek opróżnienia się urzędu przed zawarciem pokoju.

Ten tytuł marszałek piastował tylko przez 17 dni, bo kiedy 18 września 1939 r. wyjechał do Rumunii i został tam internowany, prezydent wycofał mu nominację. Śmigły-Rydz jesienią 1941 r. wrócił do kraju, by walczyć z okupantem i zatrzeć wrażenie, że w chwili próby stchórzył, doprowadzając do wrześniowej klęski. Był w konspiracji, ale nie zdążył wiele zdziałać. Zmarł - wg różnych relacji - w grudniu 1941 r. na zawał lub w sierpniu 1942 - na gruźlicę.

Bolesław Wieniawa-Długoszewski: jeden dzień zaszczytu
Osobisty adiutant Piłsudskiego, generał i dyplomata, lekarz z wykształcenia, miłośnik kobiet, koni i zabaw Bolesław Wieniawa-Długoszewski na godność głowy państwa w warunkach pokoju nie mógł liczyć, ale 25 września 1939 roku prezydent Mościcki - gdy internowano Śmigłego-Rydza - wyznaczył go na swego następcę.

Bywalec salonów na wieść o nominacji przedostał się z Włoch do Paryża, by objąć stanowisko, ale... zrzekł się go już następnego dnia. Powodem był sprzeciw rządów Francji i Wielkiej Brytanii oraz polskich przeciwników sanacji. W 1942 roku otrzymał stanowisko ambasadora na Kubie. Podobno uznał to za upokorzenie i 1 lipca popełnił samobójstwo w Nowym Jorku, wyskakując z piątego piętra do-mu, w którym mieszkał.

Władysław Raczkiewicz: ból opuszczenia
Pierwszym prezydentem RP na uchodźstwie został działacz polityczny i urzędnik państwo-wy, czterokrotny minister spraw wewnętrznych w II RP oraz marszałek Senatu - Władysław Racz-kiewicz. Nominację otrzymał od prezydenta Mościckiego po klęsce wrześniowej. Urząd objął 30 września 1939 r. i sprawował go do 1947.

To był bardzo trudny czas dla Polski: najpierw okupacja niemiecko-sowiecka, potem konferencja w Jałcie i nastanie władzy komunistycznej w kraju. Przebywając w Wielkiej Brytanii, Raczkiewicz musiał pogodzić się z tym, że alianci (w lipcu 1945 roku) cofnęli poparcie polskiemu rządowi emigracyjnemu i uznali dominację komunistów w Warszawie. Zmarł na białaczkę 6 czerwca 1947 r., a krótko przedśmiercią odrzucił uzgodnioną wcześniej kandydaturę Tomasza Arciszewskiego z PPS na następcę, powodując polityczne rozbicie polskiej emigracji.

August Zaleski: z łatką uzurpatora
Wieloletni minister spraw zagranicznych w II RP, wolnomularz, ekonomista z zawodu August Zaleski został w 1947 roku prezydentem RP na uchodźstwie w kontrowersyjnych okolicznościach, bo nominację od Raczkie-wicza dostał wbrew ustaleniom z PPS. To doprowadziło do upadku rządu i negatywnie zaciążyło na jego 7-letniej kadencji. W kraju w tym czasie panował najgorszy okres stalinowskiej dyktatury, czemu londyńskie władze RP mogły się tylko z bólem przyglądać.

Kiedy w 1954 roku Zaleski nie złożył urzędu, emigracyjni politycy wypowiedzieli mu posłuszeństwo, uznając, że nielegalnie przedłuża swoją kadencję. Aż do jego śmierci (w 1972 r.) równolegle z nim działała Rada Trzech, czyli kolegialna głowa państwa, w skład której wchodzili: gen. Władysław Anders, Edward Raczyński i Tomasz Arciszewski, a po śmierci tego ostatniego jeszcze gen. Tadeusz Bór-Komorowski.

Stanisław Ostrowski: więzień Łubianki
Trzecim prezydentem RP na uchodźstwie został ostatni polski prezydent Lwowa, medyk związany z PPS, docent Uniwersytetu Jana Kazimierza, trzykrotny poseł BBWR Stanisław Ostrowski. Po wkroczeniu 17 września 1939 roku Armii Czerwonej do Polski został aresztowany przez NKWD, uwięziony na Łubiance i zesłany na osiem lat do łagru. Pewnie by tam zginął, ale w 1941 roku po amnestii zdołał opuścić ZSRR z armią gen. Andersa.

Osiadł po wojnie w Anglii, gdzie pracował jako lekarz. Był współpracownikiem Rady Trzech. Prezydentem został 9 kwietnia 1972 roku, mając już 80 lat, ale jeszcze przez całą 7-letnią kadencję sprawował urząd. W kraju w tym okresie doszło do burzliwych wydarzeń: Marca'68 i Grudnia'70, na które nie mógł realnie zareagować. Zmarł w Londynie 22 listopada 1982 r.

Edward Raczyński: prezydent na 102
Dumą naszego regionu był kolejny prezydent RP na uchodźstwie, hrabia Edward Bernard Raczyński wywodzący się ze znanego wielkopolskiego rodu. Był prawnikiem po doktoracie na Uniwersytecie Jagiellońskim, dyplomatą reprezentującym II RP w Lidze Narodów w Genewie, ambasadorem w Londynie, ministrem spraw zagranicznych w latach 1941-1943. To on w 1943 r., po odkryciu grobów polskich oficerów w Katyniu, redagował oświadczenie naszych władz i prośbę do Międzynarodowego Czerwonego Krzyża o wyjaśnienie okoliczności zbrodni. Urząd emigracyjnego prezydenta objął w 1979 r., mając aż 88 wiosen i trwał na nim pełne siedem lat.

Na czas jego kadencji przypadł budzący nadzieję i wspierany przez emigrację Sierpień'80. Raczyński ustąpił w 1986 r., będąc - jako 95-latek - najstarszą głową państwa w historii Polski. Zmarł w Londynie w 1993 r. w wieku prawie 102 lat. Był najdłużej żyjącym polskim prezydentem. Pochowany został w Rogalinie.

Kazimierz Sabbat: nie doczekał III RP
Prezydenta z Wielkopolski zastąpił dotychczasowy premier na uchodźstwie, prawnik z piękną przeszłością żołnierza brygady gen. Stanisława Maczka, zwolennik jednoczenia polskiej emigracji Kazimierz Sabbat. Urząd objął w 1986 r., kiedy Polska Ludowa zaczęła chylić się ku upadkowi. Z nadzieją, ale i niepokojem patrzył na zmiany w kraju: obrady Okrągłego Stołu i częściowo wolne wybory.

Zmarł w Londynie w trakcie przełomowych wydarzeń - 19 lipca 1989 r. To był dzień dla niego podwójnie czarny, bo właśnie wtedy - mimo wielu demokratycznych przemian w Polsce - Sejm kontraktowy na prezydenta PRL wybrał Wojciecha Jaruzelskiego.

Ryszard Kaczorowski: ostatni z uchodźstwa
Marzenie o wolnej Polsce kolejnych prezydentów RP na uchodźstwie spełniły się dopiero w czasie kadencji Ryszarda Kaczorowskiego, lidera emigracyjnego harcerstwa, ekonomisty, dotychczasowego ministra do spraw krajowych mocno doświadczonego przez historię.

W 1940 roku jako organizator Szarych Szeregów w Białymstoku został aresztowany przez NKWD i skazany na karę śmierci, którą w ostatniej chwili zamieniono na 10 lat łagru na Kołymie. Po podpisaniu układu Sikorski-Majski wrócił z zsyłki i wstąpił do Armii Polskiej formowanej przez gen. Andersa. Przeszedł cały szlak bojowy 2. Korpusu, walcząc także pod Monte Cassino.

Prezydentem został 19 lipca 1989 roku i to on 22 grudnia 1990 roku przekazał Lechowi Wałęsie insygnia głowy państwa, w tym Orderu Orła Białego. Z racji swej chwalebnej biografii został honorowym obywatelem kilkudziesięciu polskich miast i kawalerem wielu odznaczeń. Przysługiwała mu dożywotnia pensja i ochrona BOR. Zginął w katastrofie samolotu pod Smoleńskiem, mając 91 lat.

Bolesław Bierut: zgon w Moskwie
Działalność emigracyjnych prezydentów miała moralny wpływ na kraj, ale w sensie politycznym nad Wisłą znaczyła niewiele. Tutaj po wojnie komuniści zawłaszczyli władzę, a skrajnym tego przejawem było objęcie 5 lutego 1947 roku funkcji prezydenta RP przez Bolesława Bieruta, dotychczasowego szefa Krajowej Rady Narodowej. Ten zecer z zawodu, komunista, słuchacz kursów partyjnych w Moskwie, był współpracownikiem NKWD, który lojalność okazywał Stalinowi, a nie państwu polskiemu.

Na prezydenta wybrał go Sejm Ustawodawczy, który pochodził ze sfałszowanych wyborów. Bierut pełnił urząd do 20 listopada 1952 roku, bo wtedy zniesiono funkcję prezydenta, zastępując go kolegialną Radą Państwa. Był symbolem sowietyzacji Polski. Zmarł 12 marca 1956 r. w Moskwie, gdzie przebywał na XX Zjeździe KPZR, zrywającym z kultem Stalina i demaskującym zbrodnie stalinizmu. Podobno referat Chruszczowa tak Bieruta załamał, że doznał zawału serca. Inna wersja mówi, że miał zator tętnicy płucnej, a jeszcze inna, że został otruty lub zastrzelony jako przeciwnik destalinizacji.

Wojciech Jaruzelski: wojna z narodem
Po Bierucie aż do 1989 roku w PRL prezydenta nie było - rządzili przywódcy PZPR, w tym gen. Wojciech Jaruzelski. Wywodzi się on z ziemiańskiej rodziny herbu Ślepowron, lecz - mimo zsyłki na Syberię - wybrał komunizm i karierę w Ludowym Wojsku Polskim. Przeszedł szlak bojowy 1. Armii Wojska Polskiego. Według IPN, pod pseudonimem "Wolski" był w latach 1946-1954 agentem sterowanej z Moskwy Informacji Wojskowej. W PRL zajmował najwyższe stanowiska wojskowe, państwowe i partyjne: szefa Sztabu Generalnego, ministra obrony narodowej, premiera, I sekretarza KC PZPR. To on nadzorował tłumienie buntu społecznego na Wybrzeżu w 1970 roku i zarzuca mu się, że jako ówczesny szef MON ponosi odpowiedzialność za strzelanie do robotników.

Był autorem stanu wojennego wprowadzonego 13 grudnia 1981 r. dla zdławienia ruchu Solidarności. Stał na czele niekonstytucyjnej Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego. W wyniku kompromisu z częścią opozycji został 19 lipca 1989 r. prezydentem PRL. O jego wyborze w Zgromadzeniu Narodowym przesądził jeden głos przewagi. Funkcję sprawował do 22 grudnia 1990 r., będąc przez to także prezydentem RP.

Lech Wałęsa: legenda Solidarności
Historia nie mogła potoczyć się inaczej - logicznym następstwem ostatecznego triumfu Solidarności w wyborach 4 czerwca 1989 r. musiała być prezydentura legendarnego lidera tego 10-milionowego ruchu obywatelskiego, czyli - obdarzonego charyzmą elektryka - Lecha Wałęsy. Ten prosty robotnik z kujawskiej wsi, absolwent szkoły zawodowej, przywódca Sierpnia'80, za przewodzenie bezkrwawej rewolucji Solidarności został w 1983 roku laureatem Pokojowej Nagrody Nobla. Nie mógł jej jednak odebrać, bo był w tym czasie internowany i inwigilowany przez SB, a w propagandzie władz PRL przedstawiany jako "osoba prywatna".

Był jednym z architektów porozumień Okrągłego Stołu, które ostatecznie doprowadziły do upadku komunizmu. Stanął w 1990 roku do pierwszych w Polsce powszechnych wyborów prezydenckich pod hasłem "przyspieszenia" i dokończenia rewolucji Solidarności. Wygrał w drugiej turze ze Stanisławem Tymińskim, zdobywając 74, 25 procent głosów. Po 5-letniej kadencji traumą dla niego była przegrana walka o reelekcję z kandydatem postkomunistów Aleksandrem Kwaśniewskim. Upokorzeniem - 1 procent głosów w elekcji z 2000 roku.

Dziś jego największym problemem są natomiast powtarzające się posądzenia o to, że w latach 70. był agentem SB o pseudonimie Bolek.

Aleksander Kwaśniewski: człowiek z teflonu
Jedynym prezydentem III RP, który pełnił ten urząd przez dwie kadencje, był Aleksander Kwaśniewski - w PRL aktywista socjalistycznych organizacji studenckich, działacz PZPR, minister do spraw młodzieży (objął tę funkcję, mając 31 lat), potem szef Komitetu ds. Młodzieży i Kultury Fizycznej. Był uczestnikiem obrad Okrągłego Stołu i po przełomie ustrojowym rozpoczął wielką karierę. Na gruzach PZPR stworzył w 1990 roku Socjaldemokrację RP, której przewodził przez pięć lat. Był także inicjatorem koalicji Sojusz lewicy Demokratycznej.

Z jej listy został posłem, w 1993 r. doprowadził tę formację do zwycięstwa w wyborach do Sejmu i Senatu, a w 1995 roku - jako kandydat SLD - wygrał wybory prezydenckie z Wałęsą. Nie zaszkodziło mu nawet kluczenie w sprawie swego wykształcenia. W wywiadach twierdził, że ma wyższe wykształcenie, a okazało się, że nie zrobił magisterium. Wyborców zdobywał hasłami zgody, kompromisu, patrzenia w przyszłość.

Popularności nie odebrały mu takie skandale, jak udział w parodiowaniu papieża Jana Pawła II przez Marka Siwca, czy pojawienie się w stanie nietrzeźwym na cmentarzu polskich oficerów w Charkowie: W 2000 r. batalię o reelekcję wygrał już w pierwszej turze i był głową państwa do 2005 r.

Lech Kaczyński: tragedia w Smoleńsku
Po dekadzie Kwaśniewskiego, który uosabiał siły postkomunistyczne, kolejnym prezydentem RP został Lech Kaczyński - znowu ważna postać ruchu Solidarności. W opozycję zaangażował się w 1977 roku, prowadząc dla szykanowanych robotników szkolenia z zakresu prawa pracy.

Potem był jednym z głównych działaczy legalnej i podziemnej Solidarności, bliskim współpracownikiem Wałęsy. W stanie wojennym internowany. Uczestniczył w obradach Okrągłego Stołu, a po upadku komunizmu został wiceprzewodniczącym NSZZ Solidarność.

W 1991 r. objął funkcję ministra w Kancelarii Prezydenta, ale odszedł, bo popadł w konflikt z Wałęsą. Sejm w 1992 roku wybrał go na prezesa NIK, lecz po trzech latach odwołał. Zajął się pracą naukową i kiedy wydawało się, że nie wróci już do polityki, w 2000 r. premier Jerzy Buzek powierzył mu funkcję ministra sprawiedliwości.

To był punkt zwrotny w jego karierze, gdyż hasłami twardej walki z przestępczością zyskał szybko miano niezłomnego "szeryfa". Na fali tej popularności w 2002 r. - jako kandydat PiS - wygrał wybory na prezydenta Warszawy, a trzy lata później pokonał Donalda Tuska w batalii o prezydenturę w kraju. Skoncentrował się na staraniach o bezpieczeństwo Polski i na przywracaniu narodowej pamięci.

Nie miał dobrej prasy. Jego drobne gafy i lapsusy często wyolbrzymiano ponad miarę. Wielki format prezydenta Kaczyńskiego, choć był niskiego wzrostu, Polska ujrzała dopiero po jego tragicznej śmierci.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski