Cięcia finansowe wspólnie uzgadniają związkowcy z pracodawcami, choć jeszcze do niedawna toczyli ostre spory o płace i fundusze socjalne. Panuje niemal powszechne przekonanie, że tylko takie solidarne samoograniczenie pozwoli przetrwać trudny czas gospodarczej zapaści.
Co w tej sytuacji robią politycy? Gdyby posłuchać ich deklaracji, można by odnieść wrażenie, że są w awangardzie oszczędzających. Na wyścigi wygłaszają bowiem tyrady, że zachęcać Polaków do wyrzeczeń będzie miał prawo tylko ten, kto sam ograniczy swoje dochody i przywileje. Czy ktoś jednak słyszał o akcji obcinania diet i uposażeń poselskich? Na razie PO rzuciła tylko hasło czasowej rezygnacji z budżetowych dotacji dla partii politycznych.
Pomysł szlachetny w swej wymowie, ale herbata od samego mieszania nie robi się słodsza. Dyskutowanie nad cięciami tego rodzaju traci sens, skoro nawet w rządzącej koalicji nie ma w tej kwestii zgody. Na dodatek opozycja sprytnie twierdzi, że apel o wstrzymanie finansowania partii to celowy zabieg PO, która chce odciąć rywali od funduszy, a sama sięgnąć po pieniądze biznesu, z którym ma świetne kontakty.
W całej tej sprawie widzę wiele hipokryzji. Gdyby politycy naprawdę wczuwali się w niedolę Polaków zmuszonych do zaciskania pasa, już dawno uzgodniliby program partyjnych oszczędności. Albo - w geście solidarności - sami wykonali jakiś gest. Łatwiej jednak przyjąć sztubacką postawę "to nie ja, to kolega" i tłumaczyć wyborcom, że partia bardzo chce na sobie oszczędzać, ale inni jej na to nie pozwalają.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?