Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nowy trener Lecha Poznań Mariusz Rumak: Chcę wrócić do tego, co dobrze funkcjonowało

Maciej Lehmann
Maciej Lehmann
Mariusz Rumak po 9 latach wraca na fotel trenera Lecha Poznań. Jak sam mówi luty, będzie najważniejszym miesiącem w jego szkoleniowej karierze
Mariusz Rumak po 9 latach wraca na fotel trenera Lecha Poznań. Jak sam mówi luty, będzie najważniejszym miesiącem w jego szkoleniowej karierze Grzegorz Dembinski
Mariusz Rumak dzień po tym, jak został nowym trenerem Kolejorza, znalazł czas dla poznańskich dziennikarzy. Szkoleniowiec wyczerpująco odpowiadał na nasze pytania. Widać było jego energię i olbrzymi zapał do pracy. Powrót do Lecha Poznań był jego marzeniem, teraz chce znów walczyć o najwyższe cele i wykorzystać swoje doświadczenie, zdobyte podczas pierwszego pobytu przy Bułgarskiej i w innych klubach. Rewolucyjnych zmian nie należy się spodziewać. Mariusz Rumak chce przede wszystkim wrócić do tego, co dobrze funkcjonowało. Jego plan spodobał się władzom Lecha. Oto zapis rozmowy ze szkoleniowcem

Czy Piotr Rutkowski wyjaśnił panu, dlaczego daje to stanowisko po van den Bromie?
- Tak, wyjaśnił. Cele są jasne. Lech musi nadal grać o mistrzostwo, chcemy zdobyć mistrzostwo i Puchar Polski. Piotr, bo jesteśmy "na ty", zapytał mnie, jak poprawić grę zespołu i w jaki sposób bym to zrobił. Powiedziałem, że mogę jeszcze zrobić prezentację o moim sposobie pracy. Gdy to mu przedstawiłem, z takiej luźnej wydawałoby się rozmowy, zaczęły rysować się konkrety...

W przestrzeni publicznej pojawiła się informacja, że od dłuższego czasu recenzuje już pan pracę van den Broma na potrzeby zarządu klubu.
- Nie, to nie jest do końca prawda. Mogę zdradzić, jaka jest struktura działania, funkcjonuje to już od dawna i jestem przekonany, że tak to nadal będzie zawsze. Cyklicznie spotyka się dział sportu, Piotr Rutkowski, pierwszy trener, dyrektor sportowy Tomasz Rząsa, dyrektor Akademii Marcin Wróbel. Czasami byłem też na te spotkania proszony, gdy rozmawialiśmy o sprawach sportowych. Nie było na nich poruszanych kwestii organizacyjnych. Referowałem na tych spotkaniach rzeczy dotyczące drużyny rezerw, juniorów, czekających nas meczów młodzieżowej Ligi Mistrzów, ale też pierwszego zespołu. Czasami dyskutowaliśmy też o liczbach lub o problemach taktycznych, np. atakowaniu przestrzeni. Byłem proszony o opinie, dlaczego mamy z tym problemy. Wskazywałem na niektóre aspekty, jak choćby ustawienie i taka techniczna analiza, odbywa się praktycznie cały czas. Pierwszy trener cały czas jest przy tym. Nie jest to za jego plecami. Za chwilę także ja będę tak recenzowany przez wyznaczonych analityków. Byłem proszony o te oceny ze względu na moje doświadczenie i licencje UEFA Pro. Ciekawe jest to, że moje spostrzeżenia pokrywały się w prawie 80 procentach z Tomasza Rząsy.

Jak się czuli analitycy pracujący przy drużynie. Wydawałoby się, że to jest ich robota.
- Oni przychodzili z tezą, tylko trzeba ją było przegadać w większym gronie. Pokazywali liczby, ale skoro coś nie funkcjonowało, to trzeba się było zastanowić, co znajduje się w tych liczbach między wierszami. Takie analizy robi się nie tylko wtedy, kiedy jest źle, ale też, gdy wszystko funkcjonuje dobrze. Gdy wygrywaliśmy w Lidze Konferencji, też analizowaliśmy, dlaczego to się dzieje. Dlaczego i w jakich elementach jesteśmy lepsi od Bodo. Powtórzę jeszcze raz, dział sportu i Piotr Rutkowski nie ma takiej trenerskiej wiedzy, którą ja posiadam, pytano się mnie o detale.

Czyli jest już diagnoza, dlaczego jesienią Lech tracił tyle punktów i jakie są to najważniejsze filary, które pojawiały się w tych dyskusjach? Niektóre rzeczy same rzucają się w oczy, jak choćby, że z posiadania piłki niewiele wynika, bo jest za mało podań w pole karne.
- Pierwszą rzeczą, którą zauważyłem, to obrona i ochrona pola karnego. Lech zbyt często dopuszcza do dośrodkowań w pole karne. Zbyt często jesteśmy o tempo spóźnieni w polu karnym. Tak padł choćby drugi gol w Radomiu. Sobiech nie trafił w piłkę, zostaliśmy wyprzedzeni i padła bramka, która kosztowała nas utratę dwóch punktów. To są detale, ale one decydują o wyniku. Jak to poprawimy i przed tym się zabezpieczymy, przestaniemy tracić tyle bramek. W defensywie mamy zresztą więcej problemów, jak choćby powrót po stracie piłki. To poprawy jest też atakowanie przestrzeni, bieganie w strefę asyst. Zdradzam trochę kuchni, ale gdy te elementy dobrze funkcjonują, pojawia się w drużynie pozytywna energia.

Te deficyty mogły wynikać z tego, że przygotowanie fizyczne nie było na najlepszym poziomie? Wiadomo, jaki był okres przygotowawczy. Van den Brom już w trakcie trwania ligi twierdził, że jesteśmy jeszcze w pre- sezonie, meczami zespół miał dochodzić do formy. A potem twierdził, że wszystkie parametry biegowe są OK.
- W tej chwili nie mam jeszcze szczegółowych danych, pewnie fizyczność też trzeba będzie poprawić. Lecz przy analizowaniu niektórych liczb można wpaść też w pułapkę. To jest jak z samochodem, by osiągnąć pewien cel, musisz zatankować odpowiednią liczbę paliwa. Dużym nakładem sił można osiągnąć pewne liczby, gdy jesteś przy piłce, ale odbija się to przy powrocie i nie trafiasz w piłkę, broniąc swojego, pola karnego. Dlatego oprócz suchych liczb, potrzebna jest też dobra organizacja gry. Jak niepotrzebnie biegasz w pewnych momentach, to potem brakuje ci sił, wtedy, kiedy trzeba błyskawicznie wracać. Na boisku trzeba się poruszać mądrze. Czasem stare prawdy, dziś ubrane są w mądre słowa. Trzeba szybko się ustawić, a nie ratować się ustawieniem.

Czy chce pan zmienić system taktyczny? Czy nadal skrzydła będą odgrywać tak dużą rolę jak u van den Broma?
-Nie, bo nie ma czasu na rewolucję. Jak masz 5 tygodni przygotowań, z czego praktycznie jeden wypada na badania czy podróże, to nie ma czasu na eksperymenty. Wydawać, by się mogło, że miesiąc to sporo, bo nie masz za tydzień meczu o punkty, są sparingi, można pewne sprawy przećwiczyć. Uważam jednak, że na wprowadzenie czegoś nowego, potrzeba więcej czasu. Dlatego moim głównym zadaniem będzie wrócić do tego, co dobrze funkcjonowało za czasów Macieja Skorży i Johna van den Broma. Ten zespół ma dobre nawyki, trzeba do nich wrócić. Lech Holendra w Lidze Konferencji miał dobre liczby w grze progresywnej. Jesienią coś się zacięło. Łatwiej wrócić do tego, co już umiałeś robić niż szlifować nowe schematy. Jak uczyłeś się angielskiego i przez rok nie rozmawiałeś, to łatwiej sobie go przypomnieć niż uczyć się nowego. To logiczne. Moja praca też będzie polegała na logice.

Jednym z głównych zarzutów wobec van den Broma brzmiał, że nie potrafi wykorzystać potencjału piłkarzy. Piłkarze pozyskani latem praktycznie nic nie wnieśli, w niczym Lechowi nie pomogli.
- Już umówiłem się ze skautami, którzy ich pozyskiwali na rozmowy. Co zwróciło ich uwagę, w czym są najlepsi. Bo na razie, oglądaliśmy ich to gorsze oblicze. Jestem przekonany, że ta wiedza pomoże mi, optymalnie wkleić ich w zespół. Tych puzzelków trochę mamy.

Kolejnym zarzutem wobec van den Broma jest to, że nie przykładał wielkiej roli do analizy rywali.
- Uważam, że Lech musi zachować swój styl, ale z uwzględnieniem jakości i sposobu gry przeciwnej drużyny. Musimy lepiej przygotowywać się pod dany mecz.

Jak pan chce przekonać do siebie, tych, którzy są rozczarowani pana wyborem? W mediach społecznościowych więcej jest obaw czy pan sobie poradzi, niż pochwał dla władz Lecha, że zdecydowały się powierzyć zespół Mariuszowi Rumakowi.
- Tylko wynikami. Brak zaufania kibiców, to naturalna sprawa w tym zawodzie, nie mam obaw, by się z tym zmierzyć. Mamy od początku pięć najważniejszych meczów. Zagłębie, Jagiellonia, Śląsk, Pogoń, Raków to nasz kalendarz na luty. To będzie mój najważniejszy miesiąc w karierze. Mogę długo opowiadać o swoich planach, ale i tak wszystko zweryfikuje boisko. Do tej pory, miałem raczej udane rundy wiosenne. Tak było w Lechu, Zawiszy czy Śląsku. W tej chwili najważniejsze jest dla mnie, by "kupić" piłkarzy do mojej idei i ją ich zarazić. Już dostaję sygnały, że zawodnicy cieszą się na tę współpracę.

Van dem Brom uważał, że ma bardzo mocną kadrę. Pan też nie potrzebuje transferów?
- Okienko jest długie, jeśli coś niespodziewanego się wydarzy i będziemy kogoś potrzebować, to dlaczego nie? Chcę jednak też podkreślić, że mamy kilku piłkarzy, których potencjał nie był wykorzystany. Są to m.in. Afonso Sousa, Antonio Milić, Jesper Karlstroem, Filip Szymczak czy Filip Marchwiński. Trzeba ustabilizować ich formę. Muszą się czuć dobrze w zespole i grać dla niego. Będę z nimi dużo rozmawiał, bo lubię indywidualną pracę.

W szatni Lecha obowiązuje angielski. Jak do tego pan podchodzi?
- Już w czasach, gdy pierwszy raz prowadziłem Lecha, w szatni dużo mówiło się po angielsku. Był Barry, Hama, Paulus. Sporo ostatnio podróżowałem ostatnio po Europie, Roma, Lyon, Porto, Nantes często mówię po angielsku. Język nie będzie żadnym problemem. W Śląsku najlepszym zawodnikiem był Marioka, który mówił tylko po japońsku. I też udało mi się do niego dotrzeć.

Czy zmieni się coś w przygotowaniach, czy plan Holendra będzie kontynuowany?
Wszystkie terminy i mecze sparingowe zostaną utrzymane, ale na pewno nacisk, na pewne elementy będzie inny.

Miejskie Historie - Trzcianka:

od 16 lat

Obserwuj nas także na Google News

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski