MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Nowa formuła walki o niepodległość

Błażej Dąbkowski
Socjolog Piotr Luczys twierdzi, że imieniny ulicy Św. Marcin chronią Święto Niepodległości przed martyrologią
Socjolog Piotr Luczys twierdzi, że imieniny ulicy Św. Marcin chronią Święto Niepodległości przed martyrologią Waldemar Wylegalski
Żałuję, że częściej medialny rozgłos zdobywają incydenty i te sytuacje, które z poszanowaniem niepodległości mają niewiele wspólnego, tak jak te z Warszawy. Zwłaszcza w czasach, gdy walka o niepodległość powinna przyjąć nową formułę: nauki współistnienia - mówi Piotr Luczys, socjolog miasta z UAM

Jak to się dzieje, że w dawnym bastionie Narodowej Demokracji, poznaniacy, inaczej niż cała Polska, potrafią się bawić 11 listopada?
Piotr Luczys: Myślę, że klasyczne podziały na „bastiony” i „ostańce” światopoglądowe, identyfikowane z pewnymi miastami w Polsce, nie wytrzymuje próby czasu. Zwłaszcza, jeśli przychodzi nam porównywać miasta II Rzeczpospolitej i współczesne. Tkanka społeczna, stanowiąca o wizerunku miast, przeszła przez wiele zmian w ciągu tych - blisko! - stu lat. Nie inaczej było i jest z Poznaniem.

Opowiadanie o naszej wyjątkowości w kwestii obchodów Narodowego Święta Niepodległości można między bajki włożyć?
Piotr Luczys: Oczywiście, momentami nadal są to nadzwyczaj aktualne stereotypizacje, ale ich generalizujący charakter i próby odnoszenia do wszystkiego, co się w mieście dzieje, coraz mniej nam może powiedzieć o mentalności poznaniaków. Miasto się zmieniło, bo i zmienili się jego mieszkańcy. Poznań staje się miastem coraz bardziej zróżnicowanym, absorbującym różne zmiany o charakterze ponadlokalnym. Nawet kiedy myślimy o poznaniakach przez pryzmat, historycznie im przypisywanych, cech typu: „gospodarność”, „zaradność”, „pragmatyzm” czy „legalizm”, musimy mieć na względzie, że treść tych sformułowań jest dziś już inna, niż była kilkadziesiąt lat temu. Pojęcia zostały te same, ale zmienił się ich sens w odniesieniu do poznańskiej rzeczywistości.

I zupełnie nic nas nie wyróżnia?
Piotr Luczys: Być może zatem jedna z tych cech - „powściągliwość” - sprawia, że ludzie w Poznaniu potrafią bawić się z poszanowaniem praw innych, nie narzucając swojej wizji świętowania niepodległości? I choć sformułowanie to nie dotyczy wszystkich, to jednak zdecydowanej większości - z pewnością.

Ale to w Warszawie można dostać kostką brukową w głowę, a u nas co najwyżej rogalem.
Piotr Luczys: Jakby na to nie spojrzeć, Warszawa - w stosunku do Poznania - jest miastem, w którym mieszka więcej ludzi, jest więcej przyjezdnych, turystów, a cyrkulacja trendów miejskiego życia jest zdecydowanie szybsza. W Poznaniu zaplecze wszelkich grup ideowych jest mniejsze, a tempo życia nieco inne. Inna jest także polityka władz miejskich i filozofia postrzegania tego, co mieści się w granicach niewchodzenia w szkodę innym. Ponadto, nieco mniejsza niż w Warszawie, anonimowość miejskiego życia sprzyja oddolnej kontroli społecznej, a przynajmniej zachowaniu jej szczątkowych postaci, coraz rzadziej spotykanych w zróżnicowanych, miejskich wspólnotach.

W Poznaniu wszyscy wszystkich znają i tylko dlatego zamiast zamieszek widzimy na ulicach uśmiechniętych mieszkańców?
Piotr Luczys: Nie ma jednego czynnika, który decyduje o tej różnicy. „Miejskie życie Poznania” i „miejskie życie Warszawy” cechują się po prostu odmienną dynamiką. Warszawa jest miastem pełnym sprzeczności i licznych, drobnych napięć, co jest oczywiste, gdy zdamy sobie sprawę, że tam różnice są dostrzegalne jak na dłoni z uwagi na ich rozmiary. W Poznaniu, wiele z tych zjawisk obserwujemy jedynie w miniaturze.

Miniaturowy, w opinii moich znajomych z innych regionów Polski, jest nasz patriotyzm. Zamiast wynosić pod niebiosy trud Józefa Piłsudskiego, wolimy cieszyć się z festynu i kolorowych straganów na ul. Święty Marcin.
Piotr Luczys: To zależy, jak zdefiniujemy patriotyzm. Jeśli musi być podniosły, patetyczny i nieuchronnie podążać ku martyrologii, to faktycznie - lukier i festiwale oddalają nas od takiego jego rozumienia oraz kultywowania. Z drugiej strony, brnięcie w bolesną symbolikę też może stać się sztuką dla sztuki, pewnym rytuałem, który nie zachowuje nic ze swojego punktu odniesienia. Oba sposoby mają swoje pułapki i tendencje do spychania na dalszy plan okoliczności swojego powstania. To trochę jak narzędzie, które traci swoją funkcję, ale pozostaje ciekawą ozdobą - tyle tylko, że często niczym więcej. Nie niesie już ze sobą żadnych wartości, pamięci czy przestrogi.

Czy jedno i drugie są potrzebne? Przy dzisiejszej narracji patriotyzmem można już nazwać zbieranie kup po swoim czworonożnym pupilu.
Piotr Luczys: Osobiście uważam, że obu tym sposobom należy się miejsce w debacie i przestrzeni publicznej. I to nie dlatego, że „oba patriotyzmy” mają swoich orędowników, ale dlatego, że miarą pojemności naszej kultury, naszego człowieczeństwa jest różnorodność, także w kwestii patriotyzmu. Nie chodzi mi jednak o politycznie poprawne tolerowanie tego, że ktoś inaczej pojmuje i kultywuje swoje przywiązanie do ojczyzny, tradycji, kultury czy języka, ale o wzajemne zrozumienie i poszanowanie tego, że patriotami możemy dziś być na różne sposoby, w różnych wariantach. Jak już jednak wspomniałem - w granicach, w których nie odbieramy innym przywileju do robienia tego samego, nawet jeśli zupełnie inaczej. Wolność drugiego człowieka powinna być ważną granicą - tak dla „tradycyjnych”, jak i „nowoczesnych” patriotów.

Czy gdyby jednak nie było tego „nowoczesnego” patriotyzmu, który objawia się w Poznaniu podczas imienin ulicy, nadal bylibyśmy postrzegani jako miasto, które w jakiś sposób odstaje 11 listopada od innych?
Piotr Luczys: Trudno o tym orzekać, gdy imieniny patrona ulicy mamy, rokrocznie obchodzone. Każdy alternatywny scenariusz nie będzie niczym więcej niż spekulacją. Myślę, że jest to ciekawa „ogniskowa” dla świętowania 11 listopada, ponieważ tym sposobem dokonuje się połączenie święta ogólnonarodowego oraz święta lokalnego, miejskiego, w konwencji „imienin ulicy”. W żadnym wypadku nie postrzegam tego, jako próby odciągnięcia uwagi mieszkańców Poznania od tego pierwszego elementu.

Zresztą, w większości miast polskich mamy do czynienia z różnego rodzaju paradami, przemarszami i festynami - czy będzie to Wrocław, Kraków czy Gdańsk, wychodząc poza warszawsko-poznańskie porównania. Być może zatem „imieniny ulicy” nie są niezbędne, aby nie pójść martyrologiczną ścieżką, ale z pewnością chronią przed osunięciem się poznańskich obchodów Święta Niepodległości w tą jednotorową interpretację.

Zauważmy, że mimo wszystko to Poznań, obok stolicy, przedostaje się do mediów ogólnopolskich.
Piotr Luczys: Tak, ale prym w pomysłowych obchodach Święta Niepodległości wiodą jednak mniejsze miasta - Koszalin, Zielona Góra, Rzeszów, Olsztyn i wiele innych - gdzie lokalne stowarzyszenia, związki, grupy teatralne i rekonstrukcyjne, instytucje kultury oraz przedstawiciele przeróżnych inicjatyw traktują to święto jako okazję do spotkania, prezentacji regionu, czy też po prostu radosnej zabawy, nie umniejszając zarazem roli kwestii religijnych, wojskowych, historycznych, które także mają swoje miejsce w programie obchodów.

Sugeruje Pan, że „urzędowe” obchody powinny odejść do lamusa?
Piotr Luczys: Nie. Nie mam nic przeciwko takiej formie obchodów. Żałuję jedynie, że częściej medialny rozgłos zdobywają incydenty i te sytuacje, które z poszanowaniem niepodległości mają niewiele wspólnego, tak jak te z Warszawy. Zwłaszcza w czasach, gdy walka o niepodległość powinna przyjąć nową formułę: nauki współistnienia. Bądźmy tak niepokorni i niepodlegli, jak potrafimy być w czynie, także w myśleniu. Bo to jest nasze „być, albo nie być”.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski