Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nova Rock Festival: Do Nickelsdorfu zjechali najwięksi możni muzyki rockowej

Cyprian Łakomy
Nova Rock Festival 2014
Nova Rock Festival 2014 Nova Rock
Rock to nieokiełznany żywioł. Austriackiemu Nova Rock Festival towarzyszyły jeszcze dwa inne: ziemia i wiatr. Równie silne, choć niezdolne przyćmić muzykę, która rozbrzmiewała na jego scenach przez trzy dni.

Twierdza pośród pól Pannonii

Nickelsdorf, leżący jakieś 60 kilometrów na północny wschód od Wiednia, sprawia na pierwszy rzut oka wrażenie typowej wioski, gdzie czas płynie znacznie wolniej niż w stolicy Austrii. Nie ma tu zbyt wiele do roboty: trzy sklepy na krzyż, miejscowy pub z kilkoma pokojami gościnnymi na piętrze, a dookoła niekończące się pola.

Trudno uwierzyć, że to właśnie one (od starożytnego rzymskiego regionu nazywane Pannonia Fields) raz do roku zamieniają się w prawdziwą twierdzę, do której zjeżdżają królowie i możni rocka z całego świata, a także ci, którzy poprzysięgli im lojalność. Na równinie porośniętej zbożem i obsypanej wiatrakami, stają dwie sceny oraz miasteczko, gotowe pomieścić nawet 150 tys. fanów, czyli jakieś sto razy tyle, ile na co dzień liczy sobie populacja Nickelsdorfu.

Tegoroczna edycja festiwalu Nova Rock miała wymiar szczególny. Impreza odbyła się już po raz dziesiąty. I choć na przestrzeni dekady dorobiła się statusu największego rockowego wydarzenia w całej Austrii, oczywiste było, że okrągłą rocznicę należy odpowiednio podkreślić. Najlepiej oczywiście zapraszając wyjątkowych gości.

Haddaway śpiewa "TNT", a Ghost Roky'ego Ericksona

Już pobieżne spojrzenie na program wystarczyło, by przekonać się, że organizatorzy przyłożyli się do zadania. The Prodigy, Iron Maiden i Black Sabbath - to tylko główne gwiazdy każdego z trzech dni dziesiątego Nova Rock. Wszystkie z Wielkiej Brytanii, wszystkie jednakowo zasłużone dla konkretnych gatunków. Prócz nich, nie mniej znaczące nazwy: znajdujący się w punkcie zwrotnym swojej kariery Slayer, Soundgarden świętujący 20-lecie kultowejgo "Superunknown", a także najświeższe rewelacje w postaci upiorów z Ghost i Duńczyków z Volbeat. Krótko mówiąc, prawdziwy szwedzki stół dla miłośników gitarowej muzyki. Zadbano również o dodatkowe atrakcje: drugiego dnia na jednej scenie widzieliśmy najpierw Haddawaya (występował gościnnie z zespołem Emergency Gate, z którym wykonał "TNT" AC/DC i swój sztandarowy hit), a późnym wieczorem - specjalny show Davida Hasselhoffa. Szczęśliwie jednak, ani "What Is Love", ani "Hooked on a Feeling" nie były głównymi powodami, dla których warto było odwiedzić Nova Rock.

Trudno o jakąś spójną socjologiczną analizę festiwalu w Nickelsdorfie. Nie sposób wyprowadzić dla niej jeden wspólny mianownik. Przyjeżdżają tu zarówno nastolatki, które w okamgnieniu przepuszczają kieszonkowe przy stoiskach z oficjalnymi gadżetami zespołów i w ogródkach piwnych, jak i ci nieco starsi, chcący po prostu zobaczyć swoich muzycznych idoli. Atmosfera festiwalowa sprawia jednak, że koncertom daleko do jakiejś mistycznej aury, a górę bierze po prostu konsumpcja. Na całe szczęście, nie jest to jednak konsumpcja w warunkach fast foodu, a większość wykonawców na Nova Rock staje na wysokości zadania i pozostawia po sobie trwałe wrażenie. Choć są oczywiście wyjątki.

Najlepsi z najlepszych

Zdecydowanie najlepiej spośród nich poradziły sobie zespoły na "s": Slayer, Steel Panther, Soundgarden i (Black) Sabbath. Nieco dalej uplasowali się Iron Maiden, kończący cykl koncertowy "Maiden England", oparty na materiale z albumu "Seventh Son of the Seventh Son", a także Ghost oraz dwie punkrockowe bomby w postaci Bad Religion i zdecydowanie bardziej komercyjnego The Offspring.

Występ Slayera był dla mnie dużą niewiadomą. Po ubiegłorocznej śmierci Jeffa Hannemana i późniejszym wyrzuceniu Dave'a Lombardo, a więc utracie dwóch filarów klasycznego składu, notowania Amerykanów nieco spadły. Tymczasem Tom Araya i Kerry King nie składają broni, co udowodnili nie tylko świetnie zagranym koncertem, ale i ciekawą setlistą, w której usłyszeć można było m. in. "Seasons in the Abyss", "The Antichrist" i - obowiązkowo - "Raining Blood". Slayer nie jest już być może tym samym dzikim i wulgarnym zespołem, co jeszcze kilka lat temu. Jednak jego nowe oblicze, które palmę pierwszeństwa przyznaje pełnej koncentracji na grze (kontakt z publiką Amerykanie zawsze ograniczali do minimum), skutkuje napięciem, które trzyma od pierwszych sekund "Hell Awaits" po finalne takty "Black Magic".

Niemniejsze wrażenie zrobili prześmiewcy ze Steel Panther. Grupa zaprezentowała fenomenalny pastisz hair metalu z lat 80. rodem - tapirowane fryzury, spodnie w panterkę i chwytliwe piosenki brzmiące jak bękart Motley Crue i Bon Jovi. Rock'n' rollowe życie, pełne wszelkiej maści żenujących ekscesów z różnymi substancjami i płcią przeciwną - oto temat przewodni twórczości grupy Michaela Starra. Wyśpiewując kolejne wersy "Asian Hooker" czy "Community Property", lider zjednał sobie publiczność do tego stopnia, że gdy ze sceny leciały komendy takie jak "pokażcie cycki", panie ochoczo pozbywały się garderoby, a panowie nie oponowali.

Po niezbyt udanym powrocie płytą "King Animal" sprzed dwóch lat, Soundgarden pokazał klasę, przypominając utwory z "Superunknown" - płyty będącej dziś prawdziwym pomnikiem grunge'u, która dwie dekady biła triumfy nie tylko w Seattle, rodzinnym mieście muzyków. Chris Cornell, choć zaraz stuknie mu pięćdziesiątka, do dziś śpiewa z mocą, której pozazdrościć mógłby mu niejeden młodzian. A "My Wave" i "Fell on Black Days" wciąż słucha się wyśmienicie.

Charyzmy nie można odmówić też Ozzy'emu Osbourne'owi. Choć wokalista Black Sabbath chwilami okrutnie fałszował ("God is Dead?"), publiczność wspaniałomyślnie mu to wybaczała, napawając się widokiem snującego się niezdarnie dziadka mierzącego się z własną przeszłością. Podczas show, które wieńczyło dziesiątą edycję Nova Rock zabrzmiały m. in. "War Pigs", "Iron Man" i - rzecz jasna - "Paranoid". Mnie osobiście zabrakło "Sweet Leaf", "Sabbath Bloody Sabbath" czy "A National Acrobat". O niespodziance nie mogło być tu jednak mowy - program koncertu można było przewidzieć, patrząc na setlisty z poprzednich koncertów tej trasy. Gdyby tego wieczoru za mikrofonem stał ktoś inny i tak samo zmagał się z niedostatkami własnego głosu, pewnie zostałby zlinczowany. Cóż, Ozzy jest tylko jeden i wygląda na to, że wciąż wolno mu wszystko.

Zdarzały się jednak i momenty, gdy zastanawiałem się, gdzie jest w dzisiejszym rocku sprawiedliwość - jak wtedy, gdy świętujący 25-lecie Crowbar musiał gnieść się na małej scenie Red Bulla pośród kapel drugiego sortu. Mimo to, grupa Kirka Windsteina, którą na scenę wpuszczono o tej samej porze, co Avenged Sevenfold i Soundgarden na dwóch głównych estradach, zagrała z pełnym zaangażowaniem i bez fochów.

Prawdziwą zmorą Nova Rock okazały się tumany piachu unoszące się ponad terenem festiwalu i utrzymywane przez wieczorne wiatry. Oba żywioły były jednak przez te trzy dni w wyraźnej defensywie, a dominowała nad nimi inna przemożna siła: rock'n'roll.

Iron Maiden, Slayer i Ghost wystąpią już 24 czerwca (wtorek) na Inea Stadionie w Poznaniu. Otwarcie bram: godz. 17.
Dziękuję agencjom Nova Music i Go Ahead za zaproszenie oraz pomoc w organizacji wyjazdu na festiwal.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski