Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nikt mną nie sterował z tylnego siedzenia...

Daria Kubiak
Janusz Pęcherz przez 12 lat był prezydentem Kalisza
Janusz Pęcherz przez 12 lat był prezydentem Kalisza Andrzej Kurzyński
5 grudnia ostatecznie rozstał się z fotelem prezydenta Kalisza, w którym spędził aż 12 lat. Jak ocenia ten czas, kogo wini za porażkę i czy będzie chciał jeszcze wrócić do polityki?

Przyznał pan, że wynik wyborczy kompletnie pana zaskoczył...Teraz jednak przyszedł czas na analizę. Kogo zatem wini pan za porażkę wyborczą: siebie, sztab wyborczy, doradców, a może wyborców, którzy okazali się niewdzięczni?
Rzeczywiście wcześniejsze sondaże nie wskazywały na wygraną Grzegorza Sapińskiego. Myślę, że połączenie sił lewicy i prawicy ze „Wspólnym Kaliszem” w ostatniej fazie kampanii zrobiło swoje. Za ten wynik nikogo jednak nie winię. Mam wrażenie, że bez względu na sposób prowadzenia kampanii, cokolwiek by dziś o niej mówić, rezultat byłby taki sam. Trudno nie zauważać, co stało się w wielu innych miastach w Polsce, w których prezydenci rządzili od wielu lat. Dyskusja w mediach o konieczności skrócenia kadencji spowodowała, że na tej fali wielu wyborców zagłosowało po prostu za zmianami, nie analizując, czy to zmiana na lepsze, czy też gorsze.

Patrząc wstecz, na 12 lat zarządzania miastem co uważa pan za swój największy sukces a co za niepowodzenie. Czego pan żałuje najbardziej?
Sukcesem jest na pewno to, że kaliszanie trzykrotnie udzielili mi mandatu zaufania i mogłem realizować postulaty wyborcze przez 12 lat. Dzięki temu Kalisz jest w tej chwili zupełnie innym miastem, w którym mamy piękne szkoły, boiska, sale gimnastyczne i place zabaw. Mamy miejsca dla wszystkich dzieci w przedszkolach. Mamy halę widowiskowo-sportową, Stadion Miejski, aquapark i kryte lodowisko. Mamy wyremontowane ulice stanowiące kręgosłup komunikacyjny, ponad 100 ulic osiedlowych oraz ponad 1000 rodzin mieszkających w TBS-ach. Uporządkowany system gospodarki wodno-ściekowej (czystą Prosnę) i zakład utylizacji odpadów oraz wewnętrzne obwodnice miasta, dzięki którym ulice w centrum są przejezdne. Mamy w końcu radioterapię, a także prężnie rozwijające się - z dużym udziałem miasta - szkolnictwo wyższe.
Przez te lata udało mi się także stworzyć dobry klimat dla inwestorów i to nie tylko tych budujących galerie i markety, za co byłem bardzo krytykowany, ale także budujących zakłady produkcyjne. W ostatnich latach w Kaliszu zainwestowało kilka zupełnie nowych firm m.in. pięć włoskich produkujących części do artykułów AGD, fabryka pianin i fortepianów niemieckiej firmy Schimmel, Novamedia, rozwinął się mocno klaster Lotniczy, a w budowie są dwa kolejne zakłady: przy ul. Metalowców i Zachodniej.
Jeśli miałbym natomiast mówić o niepowodzeniu, to nie udało mi się doprowadzić do tego, aby inwestor Galerii Tęcza wybudował parking podziemny pod targowiskiem przy Nowym Rynku. A czego żałuję? Może tego, że nie byłem w stanie tak zorganizować sobie czasu, żeby mieć go więcej dla rodziny, a także tego, że nie skorzystałem z zagranicznych wyjazdów m.in. do Mongolii, Kanady, Brazylii czy Chin. Ograniczałem zagraniczne delegacje, bo nie chciałem podróżować za pieniądze podatników, a także miałem na uwadze wyborców.

Dlaczego zostawił pan następcom miasto mocno zadłużone? Wielu kaliszan z niepokojem patrzy w przyszłość...
Miasto jest w bardzo dobrej kondycji finansowej. Mówienie o zadłużeniu to hasła populistyczne. Najbardziej zadłużonym miastem w Polsce jest Toruń (ponad 700 mln zł), a prezydent wygrał w pierwszej turze. Nie można rozwijać miasta bez sięgania po kredyty. Tak jak trudno kupić dom, mieszkanie czy samochód, nie zadłużając się. Nie znam osoby, która nie miałaby choćby jednego kredytu. Nawet telewizor czy telefon komórkowy kupuje się teraz na raty. Ważne tylko, aby kredyty były zaciągane na dobrych warunkach i miały gwarantowaną spłatę. To także sztuka zarządzania finansami. Mieszkańcy nie muszą się obawiać o przyszłość miasta w związku z zadłużeniem, pod warunkiem, że moi następcy będą inwestować podobnie jak ja, a nie „przejadać” pieniędzy na wydatki bieżące.

Czuł się pan prezydentem w pełni samodzielnym? Proszę się nie obrazić, ale wielu pana krytyków uważa,że tak nie było... Ż zbyt ulegał pan prezesowi stowarzyszenia, które wyniosło pana na urząd prezydenta a potem politycznemu koalicjantowi.
Osoby, które upowszechniały tego typu twierdzenia miały w tym swój cel. Nie tylko czułem się samodzielnym prezydentem, ale takim byłem. I wiedzą to moi najbliżsi współpracownicy. Prezes stowarzyszenia Andrzej Rogowski nie sterował z tylnego siedzenia, bo ani nie jest to w jego charakterze, ani nie miał na to czasu. Jest tak zajętym człowiekiem, że trudno się zdzwonić, a jeszcze trudniej spotkać. I tak podziwialiśmy go za to, że przy nawale spraw biznesowych, prowadząc tak potężną firmę, znajdował jeszcze czas na Stowarzyszenie. Jeśli chodzi o koalicję, aby była ona stabilna trwała muszą mieć miejsce pewne uzgodnienia. Uważam to za sukces, że w tym składzie tak wiele udało nam się zrobić. Jestem natomiast bardzo ciekawy, czy skład dzisiejszej koalicji daje gwarancję spokojnego i efektywnego rządzenia miastem.

W pierwszych latach swojej prezydentury zapowiadał pan, że nie dopuści aby samorząd miasta zdominowała polityka. Dlaczego więc dał się pan uwikłać w wewnętrzną wojnę Platformy Obywatelskiej?
To, co stało się w Platformie nie było moim udziałem. Opozycja zrobiła wszystko, aby pokazać mieszkańcom Kalisza, że odwołanie ówczesnego przewodniczącego Rady Miejskiej Grzegorza Sapińskiego, a później jego zwolnienie z teatru to zasługa prezydenta Pęcherza (na marginesie, jak to twierdzenie ma się do wcześniejszego zarzutu i o moim braku samodzielności?). Większą politykę w Radzie Miejskiej zrobiły partie opozycyjne. A ja starałem się, żeby przez cały czas rozwijać miasto.

Dlaczego tak długo zwlekał pan z rozstaniem się ze swym zastępcą Danielem Sztanderą, wobec którego toczy się od lat proces sądowy, co samo w sobie jeszcze nie przesądza o winie, ale... Wizerunek prezydenta miasta na tym cierpiał.
W państwie prawa dopóki nie ma prawomocnego wyroku, człowiek jest niewinny. Najbardziej życzyłbym sobie, żeby Daniel Sztandera został w styczniu uniewinniony z zarzutów sprzed kilkunastu lat, niezwiązanych z funkcjonowaniem w samorządzie. Co wtedy powiedzą media, które przez 10 ostatnich lat, przy każdej możliwej okazji, podnosiły problem Sztandery. To media spowodowały, że cierpiał wizerunek prezydenta. Na ostatnim etapie to sam Daniel Sztandera widział, że prezydent może z jego powodu przegrać wybory i oddał się do jego dyspozycji. Jego obecność w samorządzie w bardzo dużym stopniu przyczyniła się do realizacji wielu zadań inwestycyjnych w mieście.

Czy łatwo jest przestać być prezydentem. Jak odnajduje się pan w nowej rzeczywistości? Jaki jest pana plan ,,B'' na życie?
Łatwiej jest przestać być prezydentem, niż nim zostać. Przy kadencyjności trzeba wkalkulować i taką możliwość, że kiedyś przestaje się pełnić tę funkcję. Jak wcześniej powiedziałem, 12 lat to wielki sukces. Mając urlop bezpłatny w Państwowej Wyższej Szkole Zawodowej w Kaliszu zawsze czułem się bezpieczny, że mam gdzie wrócić. Dziś już jestem nauczycielem akademickim na pełnym etacie. Moje doświadczenie samorządowe pozwoli mi uatrakcyjnić zajęcia o wiedzę praktyczną, a czas, którego będę miał teraz więcej być może pozwoli mi na pisanie książek. Pierwsza z nich będzie dotyczyła zarządzania czasem w samorządzie Oprócz tego wrócę do przygotowywania młodzieży, która planuje studia medyczne do matury z chemii. Około 100 obecnych lekarzy z Kalisza i okolic to moi uczniowie. Część z nich już dopytuje, czy nie chciałbym wykształcić także ich dzieci.

Jaki bagaż doświadczeń, uczuć i emocji zabrał pan ze sobą z ratusza?. Czy 12 lat prezydentury zmieniło pana jako człowieka?
Mam teraz olbrzymią wiedzę na temat funkcjonowania samorządu, dzięki której mógłbym napisać teraz ze dwie prace doktorskie. Poznałem też wielu ludzi – w ratuszu, ale też poza nim, nie tylko w Kaliszu, ale też w Polsce i za granicą. Wielu z nich to ludzie bardzo pozytywnie myślący. Trudno będzie zapomnieć o poniedziałkowych spotkaniach interwencyjnych z mieszkańcami. Przez 12 lat nie udało mi się podchodzić do nich rutynowo. Każda sprawa, mimo że podobna, była inna. Mocno się w te problemy angażowałem. Dlatego wiele z nich, jeśli było to możliwe, udało się pozytywnie rozwiązać, bo wiele było też takich, których – jak mówiłem w żartach – nawet Pan Bóg nie rozwiąże. Nie będę natomiast wspominał mile niektórych sesji Rady Miejskiej. To, co niejednokrotnie robiła opozycja zupełnie nie było potrzebne, bo nie dotyczyło tak naprawdę spraw miasta. A czy ta prezydentura zmieniła mnie jako człowieka? Zasady, którymi kierowałem się wcześniej nadal mnie obowiązują. Jestem co najwyżej trochę starszy i do życia podchodzę z większym dystansem. A i na zdrowie trzeba zacząć uważać.

Przegrane wybory oznaczają dla pana definitywne rozstanie się z samorządem?
Zawsze powtarzam „Nigdy nie mów nigdy”.

Myślał pan kiedyś o tym, aby zaistnieć w świecie polityki? . Zwłaszcza, że obecna klasa polityczna (parlamentarzyści) kompromituje się coraz bardziej i potrzebna jest jej odnowa.
Nie wykluczam.

Jak porażka wyborcza wpłynęła na kondycję Samorządnego Kalisza? Jaka przyszłość rysuje się pana zdaniem przed stowarzyszeniem?
Przed nami tradycyjne spotkanie opłatkowe. Podziękujemy sobie za 12 lat pięknego rozwoju Kalisza, a w styczniu zastanowimy się nad tym, co zrobić, aby za 4 lata wyborcy zagłosowali na „Samorządny Kalisz”.

ZiemiaKaliska.com.pl Dołącz do naszej społeczności na Facebooku!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski