Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mowa obrończa Henryka Stokłosy. Tylko w Głosie [FRAGMENTY]

TR
Henryk Stokłosa.
Henryk Stokłosa.
Kilkadziesiąt stron liczy mowa obrończa, którą w środę na sali Sądu Okręgowego w Poznaniu wygłosił Henryk Stokłosa, na którym ciąży dwadzieścia jeden zarzutów. Te najpoważniejsze dotyczą korumpowania wysokich urzędników ministerstwa finansów. Były senator nie przyznaje się do winy. W ostatnim zdaniu swojej mowy poprosił o uniewinnienie.

"Pierwszą grupę zarzutów stanowią oskarżenia o charakterze korupcyjnym. Jest ich osiem. Prokuratura głównie w oparciu o niewiarygodne zeznania Mariana J. i wbrew faktom usiłowała mi udowodnić, że trzykrotnie poleciłem wręczenie korzyści majątkowej Sławomirowi M. każdorazowo po 10 tys. zł.

Nadto, jeden raz poleciłem wręczenie Sławomirowi M. korzyści majątkowej w wysokości 100 tys. zł, oraz że poleciłem wręczenie korzyści majątkowej Ryszardowi S., poleciłem wręczenie oraz sam wręczyłem korzyść majątkową Andrzejowi Ż.

Czytaj także:
Henryk Stokłosa oświadcza: Jestem niewinny!
Prokurator żąda 8 lat więzienia dla Henryka Stokłosy
Henryk Stokłosa pisze książkę. Szykuje się kolejna sensacja?

W końcu, że Sławomirowi M. i Andrzejowi Ż. udzieliłem korzyści majątkowej w postaci przejazdów, pobytów, konsumpcji sponsorowanej, paczek z wędlinami i alkoholem.

Z całą mocą stwierdzam, że wszystkie te fakty nie miały miejsca. Nigdy osobiście nie udzielałem ani Sławomirowi M., ani Andrzejowi Ż., ani Ryszardowi S. korzyści majątkowych w żadnej postaci. Nie zlecałem również nikomu udzielenia takich korzyści. Nie utrzymywałem z ww. osobami kontaktów towarzyskich, nigdy też nie prowadziłem z nimi rozmów na temat moich spraw podatkowych.

Decyzje podatkowe, których dotyczą zarzucane mi czyny, wydane zostały zgodnie z prawem, co potwierdziło szereg autorytetów w dziedzinie prawa podatkowego. Jaki więc motyw skłaniałby mnie do tego, by wręczać łapówki za ulgi podatkowe, które - tu pozwolę sobie na kolokwializm - należały mi się jak psu zupa?"

"Pierwszym sygnałem, że coś niedobrego dzieje się wokół mojej firmy był nalot przeprowadzony w lipcu 2006 roku przez warszawski CBŚ. Świadomie używam słowa nalot, bo styl i sposób, w jaki dokonano przeszukania i kontroli "Farmutilu" przypominał bardziej sceny z filmów kryminalnych niż rutynową kontrolę i przeszukanie.

Około 9. rano wpadło kilkanaście osób w kominiarkach i z długą bronią w ręku. Czterech zamaskowanych policjantów zablokowało wyjazd z firmy, zastawiając samochodem szlaban. Reszta wbiegła do budynku biurowca. Byliśmy kompletnie zaskoczeni, ale oni też, ponieważ nie spodziewali się sposobu, w jaki ich przyjęliśmy. Poleciłem wszystkim pracownikom zachowywać się spokojnie i życzliwie oraz udostępnić wszelkie pomieszczenia i dokumenty, które tylko sobie zażyczą. W ten sposób zepsułem im propagandowy wydźwięk całego przedsięwzięcia.
To miało być bowiem pokazowe przeszukanie, a świadczył o tym fakt, że ekipie CBŚ towarzyszył Zbigniew Matwiej ówczesny rzecznik prasowy Komendy Głównej Policji, który siedział ukryty w samochodzie w pobliskich krzakach i... nie przyjął zaproszenia mojego rzecznika, by wejść do firmy.

Rozczarowani także byli dziennikarze, którzy uprzedzeni przez policję, tłumnie pojawili się w firmie. Nie czas tu i miejsce, aby szczegółowo przedstawić, jak służby, policja i prokuratura IV RP systematycznie i konsekwentnie osaczały mnie i moją firmę.

Dodam tylko, że w momencie wydania nakazu aresztowania przebywałem legalnie za granicą. Gdybym wierzył, że żyję w państwie respektującym standardy demokratyczne, wróciłbym bez wahania. Ale obawiałem się, że czeka mnie tak zwany areszt wydobywczy.

Nie chciałem podzielić losu tych ludzi biznesu, z których media zrobiły przestępców, a którzy po kilka lat siedzieli w więzieniu bez aktu oskarżenia. Bo prokuratura w Polsce za rządów pana Ziobro najpierw ludzi zamykała, a dopiero potem szukała dowodów ich winy. Dotyczyło to przede wszystkim takich ludzi jak ja, którzy pasowali im do czysto politycznej tezy o rządzących Polską wszechwładnych oligarchach".

"Jak zachowywał się prokurator Kiełek podczas procesu, nie muszę przypominać, bo Wysoki Sąd sam to widział i wielokrotnie go mitygował. Wbrew kodeksowi etycznemu prokurator stracił konieczny dystans do mojej sprawy i nie potrafił zachować obiektywizmu. Zaangażował się emocjonalnie w swoistą wojnę ze mną.

Zachowywał się nie jak profesjonalista, prokurator reprezentujący interesy Rzeczypospolitej, lecz traktował mnie jak osobistego wroga, na którym chciał się koniecznie odegrać. Zemścić. Tak było od pierwszego dnia moich z nim kontaktów. Z takim nastawieniem pisał akt oskarżenia, a potem usiłował go obronić przed Wysokim Sądem.

Dziś nie ma go na tej sali. Podczas procesu skompromitował się do tego stopnia, że odebrano mu sprawę, zwolniono ze stanowiska i przekazano komisji dyscyplinarnej".

"Trafiłem na ławę oskarżonych z przyczyn politycznych oraz dla zaspokojenia osobistych ambicji i frustracji złych ludzi. Podczas śledztwa poddany zostałem szykanom uwłaczającym godności obywatela demokratycznego kraju, doświadczyłem pogardy ze strony wymiaru sprawiedliwości.

Natomiast podczas procesu nie pozwolono mi na wykorzystanie wszystkich możliwości obrony. A przecież nawet w tym zakresie są jakieś granice. W moim przypadku zostały one drastycznie przekroczone, a podnoszone przeze mnie argumenty bezzasadnie potraktowano jako chęć przedłużenia procesu.

Wnoszę zatem o pełne uniewinnienie z postawionych mi przez prokuraturę zarzutów. Jest to bowiem, Wysoki Sądzie, jedyna, zgodna z prawem i sprawiedliwa decyzja".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski