Minister zdrowia Konstanty Radziwiłł podczas posiedzenia sejmowej komisji zapowiedział, że od połowy przyszłego roku państwo nie będzie już finansowało zapłodnienia metodą in vitro. Ma powstać nowy program.
- Rozwiązywanie problemu niepłodności nie polega tylko na procedurze in vitro, a na wielu innych działaniach - mówił we wtorek dziennikarzom minister Konstanty Radziwiłł. - Tym wszystkim będzie zajmował się program, który planujemy przygotować w ramach Narodowego Programu Zdrowia. To wspieranie prokreacji, więc nie będzie w nim in vitro.
Zobacz komentarz: Minister likwidacji
Z ministrem nie zgadza się prof. Leszek Pawelczyk, który od lat zajmuje się leczeniem niepłodnych par w Ginekologiczno-Położniczym Szpitalu Klinicznym Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu.
- Nie wiem, jakie inne metody minister chce polecić parom w przypadku niedrożnych obu jajowodów czy przy niskich parametrach nasienia - zastanawia się profesor Pawelczyk.
Pewne jest już jednak, że minister cofnie decyzję swojego poprzednika. Ten tuż przed końcem kadencji przedłużył o trzy lata program finansowania metody in vitro, który pierwotnie miał się zakończyć w czerwcu 2016 r. Od lipca 2013 r. w całym kraju urodziło się dzięki niemu ok. 3,7 tys. dzieci, a 17 tys. par jest w trakcie procedury. W poznańskiej klinice do programu zakwalifikowało się 789 par, wykonano 1069 cykli. Co będzie dalej z tymi, którzy jeszcze nie doczekali się potomstwa? Na to i wiele innych pytań resort na razie nie odpowiada.
- Jeśli dobrze zrozumiałem ministra, te pary, które zakwalifikowały się do programu, będą dalej poddawane procedurze zapłodnienia - aż ostatnia nie zakończy cyklu zabiegów. Koniec czerwca 2016 roku jest tylko ilustracyjnym terminem, od którego nie będzie nowego naboru - mówi Tadeusz Dziuba, poseł PiS z komisji zdrowia. Chwali decyzję Radziwiłła, wskazując, że in vitro nie jest metodą leczenia niepłodności, a pozaustrojowym sposobem zapłodnienia.
- Ta technologia łączy się z zabijaniem dzieci poczętych - mówi Dziuba. - Zapładnia się kilka komórek, a wybiera tylko jedną. Owszem, pozostałe zarodki są przez jakiś czas przechowywane, ale to hipokryzja, bo kiedyś zostają zniszczone.
Z posłem PiS i decyzją ministra całkowicie nie zgadza się Marek Ruciński, lekarz i poseł .Nowoczesnej z Poznania. - Mówienie o etyce jest trochę fałszywe, bo ten, kto uważał na lekcjach biologii wie, że i w samej naturze dochodzi do obumierania zygot - mówi. - Arbitralne likwidowanie programu to cios dla wielu, zwłaszcza mniej zamożnych rodzin. Podobnie, jak przedstawianie jako alternatywy adopcji ludziom, którzy marzą o przekazaniu genów.
Taką opcję - zamiast in vitro - pozostawiają politycy PiS parom, u których nie zadziała chwalona przez nich naprotechnologia. Ta naturalna, polegająca na ciągłym obserwowaniu procesów zachodzących w organizmie kobiety metoda jest bezskuteczna w niektórych przypadkach.
Profesor Leszek Pawelczyk nie chce wchodzić w dyskusje ideologiczne i światopoglądowe. Bardziej martwi się o pacjentki, którym decyzja ministra zabiera szansę na macierzyństwo. Nie wszystkich stać na prywatne zabiegi.
- Mamy przyznany limit pieniędzy na pierwsze półrocze 2016 r. - tłumaczy profesor Pawelczyk. - Na pewno będą pary, którym nie zrealizujemy trzeciego, a nawet drugiego cyklu. Pozostają im jedynie zabiegi komercyjne.
W poznańskiej klinice zabieg in vitro to koszt ok. 8 tys. zł (bez leków).
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?