18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Męski punkt widzenia na potomstwo

Redakcja
123RF/KB
Zwierzeń trzech trzydziestoparolatków o ważnych decyzjach życiowych związanych z płodnością i towarzyszących im dylematach i wątpliwościach natury moralnej i religijnej wysłuchał Tomasz Słomczyński.

Rafi F. pisze na forum kosciol.pl: Znalazłem na Allegro ofertę wazektomii. Ubezpładnianie ludzi jest w Polsce karalne, zgłosiłem więc handel niedozwolonym towarem. A jednak pozostało mi pytanie: jak ocenić etycznie dobrowolne poddanie się sterylizacji?

Mariusz

Ma 40 lat, jest informatykiem, dziś musiał zostać dłużej w pracy w banku, chciał przełożyć nasze spotkanie. W końcu zgodził się, mimo zmęczenia. Dwuipółletnia Dorotka śpi za ścianą.

Mariusz: Na samym początku poczułem się, jakbym nie był stuprocentowym mężczyzną. Wiedziałem, że testosteronu po zabiegu jest tyle samo co przed nim, że nie ma żadnych konsekwencji biologicznych, ale... Teraz przestałem o tym myśleć i nie czuję żadnej różnicy - przed zabiegiem i teraz.
Przede wszystkim wazektomią chciałem uchronić nas przed dylematem aborcyjnym. Moja żona, Małgosia, nie może rodzić więcej dzieci. Każda ciąża grozi jej śmiercią.

Przez wiele lat nie myśleliśmy o dziecku. Używaliśmy prezerwatyw. Jedna pękła. Małgośka zaszła w ciążę. Dziecko straciliśmy po pięciu miesiącach. Mijały kolejne lata. Postanowiliśmy, że spróbujemy jeszcze raz. Kolejna ciąża - tym razem pozamaciczna, po dwóch miesiącach poronienie. Wielki niepokój, kiedy udało się po raz trzeci. Od piątego miesiąca Małgośka w szpitalu. Żeby tylko Dorotka się nie urodziła zbyt wcześnie. A potem wielka radość. Udało się. Powiedzieliśmy sobie: dość.

Gdyby po raz kolejny teraz zaszła w ciążę - jej macica by tego nie wytrzymała. To dla kobiety jest realne zagrożenie życia. Mówił nam to każdy lekarz. Pozostałaby nam aborcja albo modlitwa. Jeśli nawet by przeżyła, to urodziłaby dziecko, które ważyłoby na przykład 400 gramów albo i mniej. Bardzo małe szanse, żeby było pełnosprawne.

Gdyby Małgosia była zdrowa, w ogóle nie byłoby mowy o żadnej wazektomii. A tak... Mamy już dziecko, które potrzebuje matki, dla kolejnego mielibyśmy ryzykować jej życie?

Małgośka doszła do siebie po urodzeniu Dorotki, zaczęliśmy normalnie żyć. Ale każde nasze zbliżenie to był strach. Małgosia, jak weźmie tabletki hormonalne, to ląduje w szpitalu. Pozostawały gumki, które, jak wiadomo, pękają, no i spirala.

Nie było rozmowy, kto to zrobi - ja czy ona. Małgosia myślała, że znowu będzie musiała założyć spiralę. Wtedy powiedziałem jej o wazektomii. Odczekaliśmy jeszcze parę dni, chciała, żebym to przemyślał. Mówiła, że przecież kiedyś może być tak, że się rozstaniemy, wszystko się może zdarzyć... Że może będę chciał mieć dzieci z kimś innym...
Dla niej to był wielki szok, że ja się na to zdecydowałem. Po kilku dniach skontaktowałem się z lekarzem. Artykuł 156 kodeksu karnego mówi, że kto pozbawia innego człowieka zdolności płodzenia podlega karze pozbawienia wolności od jednego roku do lat dziesięciu. A tam, w Toruniu, wszystko legalnie, to nie była jakaś żadna czarna nora. Normalnie, strona internetowa, tam są pytania i odpowiedzi, wszystko robi lekarz pod własnym nazwiskiem. Tłumaczenie jest takie: nie jest to nielegalne, bo zabieg jest odwracalny, choć skuteczność zabiegu przywracania płodności wynosi zaledwie ok. 20 proc.

Lekarzowi powiedziałem, że nie zamierzam po zabiegu się z tym kryć, a on na to, że robię błąd. "Po co pan chce o tym mówić?". Ja mu na to, że nie mam nic do ukrycia, że trzeba o tym mówić, żeby zmienić stosunek do wazektomii w społeczeństwie. A on: "Ale po co chce pan o tym mówić? Myśli pan, że ktoś to zrozumie?".

Zabieg kosztował dwa i pół tysiąca złotych. Położyli mnie na fotelu ginekologicznym, zrobili mi malutką dziurkę, trwało to pół godziny, zero krwi, znieczulenie miejscowe, cały czas sobie rozmawialiśmy. To było jak wizyta u stomatologa, rach-ciach, trzy węzełki i koniec.

Miałem różne wątpliwości, ale nie miały one charakteru religijnego. Jak ktoś mi mówi, że moje nasieniowody są narzędziem Boga i ja nie mam prawa o nich decydować, to nie wiem, o czym on mówi. Nigdy nie płodziłem dzieci na chwałę Boga. Zresztą ja o sobie nie mogę mówić, że jestem katolikiem. Chociażby dlatego, że jestem zwolennikiem antykoncepcji. A wazektomia to nic innego, jak tylko inny rodzaj antykoncepcji.

W ciągu ostatnich dwudziestu lat u spowiedzi byłem trzy razy. Chodziłem do spowiedzi tylko przy okazji ślubu i chrzcin, to prawda. Ale zawsze traktowałem ją poważnie. I dlatego jak poszedłem do spowiedzi po wazektomii, przed ochrzczeniem Dorotki, to poczułem, że muszę powiedzieć wszystko.
To był standard: zacząłem od tego, że nie byłem 16 lat u spowiedzi. Powiedziałem kilka swoich grzechów, trzy czy cztery. I już mi przerwał, zaczął swoją gadkę. No to ja mu, że nie, proszę księdza, że jeszcze nie skończyłem i mówię, że jestem zwolennikiem in vitro i stosuję antykoncepcję. Ksiądz mi mówi: "Wie pan, jak chłop z babą w jednym łóżku to przecież wiadomo - nie ma siły... ", tak się wyraził: "chłop z babą". A ja mu na to o tym, że zrobiłem sobie wazektomię. Chyba nie wiedział, co powiedzieć i zaczął mnie pytać, czy to jest odwracalne. Powiedziałem mu jak jest, opowiedziałem mu naszą historię, dlaczego tak zrobiłem. Potem on mówi: "Dlaczego to zrobiłeś, przecież Kościół zna różne rozwiązania, na przykład białe małżeństwo". Ja mówię: "Proszę księdza, mówił ksiądz przed chwilą coś o chłopie i babie w łóżku...".
Na koniec powiedział mi, żebym sobie o wazektomii poczytał w internecie i jak zmienię zdanie, to żebym się do niego zgłosił. Nie wiem, co miał na myśli mówiąc, że mam zmienić zdanie. Karteczkę podpisał, rozgrzeszenia nie dał.

Odniosłem wrażenie, że był kompletnie rozbity. Po ludzku może mnie rozumiał. Powiedziałem mu że bardzo dziękuję za tę rozmowę, a on był straszliwie zawstydzony. Nieprzygotowany do tej rozmowy. Nie spojrzał mi w oczy, odwrócił wzrok.

***
Na forum kosciol.pl Rafiemu odpowiada Kruk: Jak ocenić? Ocenić tak, że zostali okłamani, wmówiono im, jak wielkim dobrem jest taki zabieg. Tak samo jest z aborcją, in vitro, antykoncepcją itp. Módlmy się, ludzkości tego potrzeba.

Edith pisze do Rafiego F.: Bardzo mnie ciekawi los Twojego zgłoszenia na Allegro - ciekawam, ile jest takich zgłoszeń w stosunku do ogłoszeń, i ile z nich kończy się w sądzie.

Rafi F. odpowiada: Na razie bez odzewu, aukcje nadal wiszą. Ogłaszają się "kliniki" w Toruniu i w Warszawie. Ta w Toruniu ma kilkuletnią praktykę, własny portal i kwalifikuje wstępnie tylko mężczyzn powyżej 35 roku życia. Podejrzewam, że w każdym dużym mieście podobna "klinika" się znajdzie.

Na forum pojawia się RoxDa Slayer: A co, może aborcja, in vitro i antykoncepcja nie są dobre? Są. Ale, jak cokolwiek innego, mają wady i zalety. Nie podciągajcie wszystkiego pod jedną kreskę pod tytułem "zło". Myślmy trzeźwo i racjonalnie. To jest ludzkości bardziej potrzebne.

Edith: Rox, jeżeli zakładasz, że aborcja, in vitro i sterylizacja są dobre, uściślij - dla kogo (poza zgarniającymi kasę lekarzami, o ile uznać niegodziwy acz duży zarobek za dobro). Chrześcijaństwo daje wybór, ale uczciwie wskazuje skutki. Skutki aborcji, in vitro, sterylizacji - promujące je gremia nie mówią o skutkach poza osiągnięciem głównego celu - pozbycia się problemu, choć też nie do końca, bo in vitro nie usuwa bezpłodności. A skutki psychologiczne, genetyczne, medyczne, powikłania, komplikacje, że o duchowych i moralnych nie wspomnę - te lobbyści "pro-choice" (szeroko pojętego) przemilczają, udają, że ich nie ma. Czy ci się to podoba, czy nie, aborcja JEST decyzją o zabiciu kogoś...

Marcin

Ekonomista, lat 36, wyjechał z rodzinnego miasta w 2000 r. Dziś jest ministerialnym doradcą, dlatego proponuje spotkanie u siebie w niewielkim mieszkaniu na Ursynowie. Marcin spóźnia się, jego narzeczona mieszka na drugim końcu miasta, straszne korki, nawet w sobotę. Wkrótce wezmą ślub, będą chcieli mieć dzieci.
Marcin: Była moją koleżanką z roku, potem przez kilka lat stanowiliśmy parę. Zabezpieczaliśmy się. Pewnego dnia dowiedziałem się, że jest w ciąży. Czułem się całkowicie oszołomiony. Główną emocją był strach. Miałem 19 lat. Nie czułem się na siłach. Do tego dochodziło przeświadczenie, że ona jest niestabilna emocjonalnie. Strach był silniejszy niż wiara, że mogłaby być dobrą matką. Zapłaciłem za zabieg, pieniądze miałem, bo wtedy już pracowałem. Wiedzieli o tym jej rodzice i moja matka. Mama przyjęła to do wiadomości, nie wykazała ani oburzenia, ani zrozumienia, żadnego wsparcia. Uważała, że należy usunąć, nie zmieniło to faktu, że byłem z tym problemem cholernie samotny.

To był dziewiąty tydzień. Na zabieg pojechaliśmy razem. W sumie nie było czegoś takiego jak podejmowanie decyzji. Działaliśmy raczej bezrefleksyjnie, przynajmniej tak to wyglądało. Każde z nas osobno sobie to tłumaczyło racjonalnie, ale nigdy razem. W ogóle o tym nie rozmawialiśmy. Miałem mocno ukształtowane zachowania, że w ogóle nie mówi się o emocjach, tym bardziej o takich sprawach. A ja czułem ogromne napięcie. Nie potrafiłem go rozładować, nie potrafiłem w żaden sposób tego ugryźć, zabrać się do tego... okazać emocji, które chowały się pod przerażeniem. I nie padało dużo słów i było to wszystko straszliwie przemilczane.

Potem byliśmy jeszcze ze sobą dwa lata, nasz związek zmienił się. Czuliśmy, że między nami jest coś ważnego, a nie potrafiliśmy się tym ze sobą podzielić. To spowodowało dystans, chłód, brak zaufania, rozszerzanie się szczeliny w naszej małej dwuosobowej wspólnocie. Wtedy w ogóle nie myślałem o tym w kategoriach religijnych.

Mijały lata, życie potoczyło się dalej. Im byłem starszy, tym częściej się zastanawiałem, że mógłbym być ojcem, powiedzmy 10-letniego dziecka. I przyznaję, był we mnie żal, poczucie winy, zaprzepaszczenia szansy, poczucie, że to wielka szkoda... Wyobrażałem sobie małego człowieczka w wieku wczesnoszkolnym... Takie wyobrażenia mnie raz po raz nawiedzały i budziły tęsknotę.

Obrońcy życia nienarodzonego nazwaliby mnie mordercą. Wtedy przyznałbym się do tego, czułbym się odpowiedzialny. A dziś jest już inaczej. Co się zmieniło? W końcu, po dziesięciu latach, przyszedł moment, kiedy porozmawiałem z nią o naszej aborcji. Rozmowa odbyła się z mojej inicjatywy. Daleko od domu, w górach. Powiedzieliśmy sobie o wszystkich emocjach, jakie czuliśmy od tamtego czasu, popłakaliśmy się wspólnie, postawiliśmy świecz-kę przy krzyżu na szczycie. Oboje mieliśmy podobny stosunek do tego, co się wydarzyło, że było to ważne... Czy złe? Wtedy w schronisku nie rozpatrywaliśmy tego w kategoriach etycznych. Było jak było. Z pewnością złe było, że wówczas o tym nie rozmawialiśmy. Po prostu przez dziesięć lat miałem poczucie winy, że nie rozmawiałem z nią na ten temat.
Wtedy, w górach przy krzyżu, zapaliliśmy świeczkę, żeby pożegnać... No właśnie, kogo? Zarodek, płód, człowieka? Moim zdaniem, to nie był człowiek, tylko potencjalny człowiek. Nie czuję się jak zleceniodawca i osoba opłacająca zlikwidowanie człowieka. Nie myślę tak o sobie. To było zlikwidowanie potencjalnego człowieka. Gdyby dziś mi ktoś powiedział, że jestem mordercą? Nie chciałbym z nim dyskutować. Zdaję sobie sprawę z tego, co zrobiłem, jestem tego świadomy, będzie mi to towarzyszyło do końca życia. Nauczyłem się z tym żyć.

Czy jest we mnie znak zapytania dotyczący moralnej strony całej tej sytuacji? Cóż... Wpływ ma na mnie kultura katolicka, w jakiej żyjemy. Fałszywie stawiasz sprawę, pytając, czy żałuję za ten grzech. Zakładasz, że jest to grzech. Mówisz językiem Kościoła. A to nie jest mój język. Nigdy z księdzem o tym nie rozmawiałem. Od tego czasu u spowiedzi byłem raz, kiedy przyjaciel poprosił mnie, żebym został świadkiem na jego ślubie. Nie powiedziałem księdzu o aborcji, dostałem karteczkę, która była mi potrzebna do tego, żeby być świadkiem.

Jeśli mój 19-letni syn, jeśli go będę kiedyś miał, przyjdzie do mnie z takim problemem, jaki ja miałem w wieku 19 lat, powiem mu, żeby nie usuwano ciąży, że trzeba ją zachować, wziąć odpowiedzialność. Zapewniłbym go, że mu w tym pomogę.

***
Forum kosciol.pl:
Kruk (o aborcji): Ja bynajmniej wiem, że karą za zabójstwo powinna być śmierć!
Zwraca się z pytaniem do RoxDa Slayer: Widziałaś zdjęcia z USG? Wiesz, jak wygląda zarodek od momentu poczęcia? Tak wygląda jak człowiek. Co go charakteryzuje? Unikatowy i niepowtarzalny kod DNA, który nadaje mu cechy osobowościowe. Widziałaś jakikolwiek zabieg z przebiegu aborcji, monitorowany przez USG? Wiesz co robi ten "zarodek"? Broni się, do jasnej cholery!

Paweł

Ma 33 lata, mówi, że jest singlem. Zgadza się na rozmowę pod warunkiem, że to, czym się zajmuje zawodowo, pozostanie tajemnicą. Nie chce zostać zidentyfikowany. Mieszka w Gdańsku w bloku. Jego dwupokojowe mieszkanie całe jest zawalone książkami. Głównie literatura piękna, wiersze, zbiory reportaży.

Paweł: Miałem 20 lat, przyjaciel namówił mnie, żeby iść do banku nasienia, myślę sobie - a co tam, przygoda. Myślałem też, że to fajnie, bo są ludzie, którzy nie mogą mieć dzieci, kobieta może, facet nie może, myślałem sobie, że to im pomoże. A poza tym... Co mi szkodzi, myślałem, przynajmniej się przebadam. Idąc tam nie wiesz, czy twoja sperma zostanie przyjęta, czy nie, bo przyjmują tylko taką, która ma ruchliwe plemniki. Miałem świadomość tego, że jeśli moja będzie "skuteczna", to ją zostawię.
Idziesz normalnie, w ciągu dnia, na umówioną godzinę, jak na wizytę do lekarza. Trafiasz do bogato wyposażonego, urządzonego miejsca, to było w Gdańsku koło dworca. Wszystko ładnie, pięknie, panie pielęgniarki, bardzo atrakcyjne, wpuszczają cię do dosyć dużego pomieszczenia. Na niskim stoliku stoi telewizor podłączony do wideo, obok sterta gazet pornograficznych. Możesz sobie pomagać tymi atrybutami przy wypełnianiu słoiczka, który wcześniej dostajesz.

Oddałem ładunek identycznie jak oddaje się mocz u lekarza w pojemniczku, "proszę pokwitować, odezwiemy się do pana".

Wcześniej był jakiś kwestionariusz: oczy, włosy, wzrost, wykształcenie itp. Wcześniej podpisałem deklarację, że zgadzam się, że jeśli sperma będzie OK, to oni umieszczą ją w banku.

Potem zadzwonili, powiedzieli, że sperma jest w porządku, zaprosili po odbiór pieniędzy, dostałem jakieś 200 albo 300 zł, nie pamiętam. Z tego, co wiem, ta sperma jest przechowywana w zamrażarce i może być bodajże dwukrotnie wykorzystana.

Tak, myślę o tym, czy mam potomstwo. Z wiekiem coraz częściej przychodzi świadomość tego, że być może mam biologiczne dziecko w wieku mniej więcej 10 lat...

Nie chcę próbować tego sprawdzać. Dopuszczam możliwość, że może tak być. Ale nie chcę mieć pewności. Po przemyśleniu tego wszystkiego pogodziłem się z faktem, że oddałem jakiekolwiek prawa do tego materiału genetycznego. I dzisiaj mówię sobie, że jest wiele rzeczy, o których nic nie wiemy: życie pozagrobowe, kwestia reinkarnacji i wiele innych, które pozostają tajemnicą. Wrzuciłem tę sprawę do kategorii rzeczy, które są tajemnicami. Nie mam ochoty na jej odkrywanie. Nie jest to coś, co mnie nurtuje, zaprząta mi głowę, nie jest to dla mnie źródło stresu.

Weźmy taki scenariusz: Jadę tramwajem i widzę brzdąca, ma kilka lat i wiem, po prostu wiem, że to moje dziecko, podobieństwo jest uderzające, ma moje znamię na szyi, do tego dochodzi intuicja, instynkt... Nie wiem, jak bym zareagował, mogę tylko powiedzieć, jak bym chciał zareagować. Chciałbym wyjść z tramwaju i zapomnieć o sprawie. Nie mówię, że tak by się stało, nie jestem w stanie zaprojektować siebie w takiej sytuacji. Takie zdarzenie wzbudziłoby ogromne emocje i byłoby nagłym uderzeniem w twarz. Jest coś takiego, jak bardzo pierwotna, instynktowna chęć zadbania o to, żeby przetrwał twój materiał genetyczny. Miłość rodzica do dziecka. Być może jest to silniejsze od wszelkich racjonalizacji.
Kilka lat temu czytałem artykuł o tym, że w Wielkiej Brytanii jest organizacja pozarządowa, która zbiera dane o ludziach, którzy kiedyś byli dawcami i dane od osób, które dowiedziały się, że są dziećmi z in vitro. To stowarzyszenie stawia sobie za cel kojarzenie tych osób. Kiedy obie strony wyrażają chęć poznania się, stowarzyszenie umożliwia kontakt biologicznych ojców z ich biologicznymi dziećmi. W artykule wypowiadały się osoby około 20-letnie, czyli dzieci z in vitro, i faceci około 50-, 60-letni - dawcy. Ich reakcje były różne. Czasem powstawało coś na kształt przyjaźni i jakiejś więzi, czasem zaś były reakcje typu: "chcieliśmy się poznać, jest OK, teraz wiemy i nic dalej z tego nie wynika, każda ze stron wraca do swojego życia". A jeśli tylko jedna strona chce wrócić do swojego życia, a druga nie? No właśnie. Jak to czytałem, to miałem przeświadczenie, że równie dobrze może z tego wynikać coś dobrego, co złego. Czy ja bym chciał, żeby ktoś skontaktował mnie z moim synem lub córką? To jest pytanie... W tym momencie nie wiem - szczerze mówię.

Można przyjąć jeszcze jeden scenariusz. Znajduje się człowiek, który za pieniądze "kupuje" ileś tam zapłodnień, korzysta z mojej spermy, wynajmuje kobiety, hoduje dzieci w jakimś sierocińcu, są to ludzie o wyselekcjonowanych cechach genetycznych. To jest możliwe, przynajmniej z medycznego punktu widzenia. Kto w takiej sytuacji jest za to odpowiedzialny? Dawca spermy, czyli na przykład ja?
Przed 10 laty moje pobudki były szlachetne - myślałem, że to może komuś pomóc. Zakładałem, że jeśli ktoś będzie chciał z mojej spermy zrobić użytek, to będzie kierował się dobrem. Teraz jednak jestem bardziej skłonny myśleć, że w sytuacjach, gdzie pojawiają się pieniądze, ktoś mógłby wykorzystać moje nasienie w celu hodowli ludzi.

To jest kwestia ogólna: co mogą ludzie zrobić z tym, co im się daje. Dotyczy to wielu sytuacji. Na przykład edukacji - nauczmy kogoś reakcji chemicznych - to jest tylko wiedza. Inna rzecz, że te reakcje mogą mu umożliwić robienie bomb... Tak samo z moim darem - spermą. Pytanie: czy ten, kto daje - czy to jest dawca spermy, czy naukowiec nauczający reakcji chemicznych - czy on bierze odpowiedzialność za to, jak ta sperma albo wiedza chemiczna zostanie wykorzystana? To jest dobre pytanie, nie znam na nie odpowiedzi.

Od tamtego czasu minęło kilkanaście lat. W tym czasie raz byłem u spowiedzi. Nie powiedziałem księdzu o tym, że oddałem spermę do banku. Nie czuję, żeby to był grzech, nie traktuję tego jak czegoś, z czego miałbym się spowiadać.
Sama spowiedź była sytuacją niezręczną. Poszedłem, bo ktoś zaproponował mi, żebym został ojcem chrzestnym jego dziecka, a ja się zgodziłem. Generalnie nie chodzę do spowiedzi, więc postanowiłem, że spróbuję z księdzem pogadać - po ludzku, o kwestiach etyczno-moralnych. Nie udało się. Główny problem księdza polegał na tym, że nie chodzę do kościoła. W moim odczuciu tak zewnętrzny gest, jak chodzenie do kościoła, wobec wewnętrznego poczucia etyki jest raczej mało znaczący. Bo w ogóle to etyka chrześcijańska jest mi bliska. Dziesięć przykazań - to również moja hierarchia wyznawanych wartości, ale jeśli problemem ma być to, że nie chodzę co tydzień do kościoła - dlatego nie dostanę rozgrzeszenia... To wydaje mi się śmieszne i nie jestem w stanie takiego księdza traktować poważnie. Klękałem w konfesjonale z nastawieniem, że porozmawiam o dobrym i złym życiu i o problemach wykraczających poza fakt chodzenia czy niechodzenia do kościoła. Tymczasem dostałem karteczkę, rozgrzeszenie i pokutę - miałem odmówić zdrowaśki.

***
Kruk na forum kosciol.pl: Jedno trzeba zrobić, wszyscy musimy zrobić jako chrześcijanie: Jasno i w prawdzie stanąć na stanowisku obrony życia, upierdliwie głosić (choćby nawet jakiś wolnomularz miał dostać pikawki), że życie ludzkie zaczyna się od poczęcia! Być wszędzie, wtrącać się do wszystkiego, co promuje cywilizację śmierci. Nie bać się.

Edith zwraca się do Kruka: W imię głoszonej prawdy nie można kogoś krzywdzić.

I jeszcze: Twoje zbawienie nie zależy od faktu spowiedzi, ale od stanu serca.
***
Imiona bohaterów zostały zmienione. Ze względów oczywistych w tekście pojawiły się tylko skróty wypowiedzi z forum. Całość dostępna jest na portalu kosciol.pl.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski