Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Małgorzata Braunek wraca. Do ciszy nad rozlewiskiem

Kamil Babacz
Zagrała w ponad 20 filmach. Małgorzatę Braunek znowu zobaczymy w serialu
Zagrała w ponad 20 filmach. Małgorzatę Braunek znowu zobaczymy w serialu EAST NEWS/TOMASZ URBANEK
Gdy jako Oleńka w "Potopie" patrzyła w oczy Kmicica, męska część Polski wstrzymywała oddech. U szczytu kariery usunęła się w cień. Po latach zobaczyliśmy ją w "Domu nad rozlewiskiem". Zachorowała, przestała grać, ale... niebawem powróci do serialu.

Małgorzata Braunek urodziła się w 1947 roku w Szamotułach w rodzinie ewangelickiej. Mieszkała w nieistniejącym już domu, obok parku Zamkowego, w miejscu, gdzie dzisiaj ul. Braci Czeskich łączy się z ul. Wroniecką. W wieku 22 lat skończyła wydział aktorski w warszawskiej PWST. W filmie zadebiutowała jeszcze jako studentka, rolą Teresy w "Skoku" Kazimierza Kutza i Antoniego Krauze. Pod koniec studiów wystąpiła w filmie najwybitniejszego polskiego reżysera - Andrzeja Wajdy.

- Na owe czasy "Polowanie na muchy" było szalenie przebojowym i współczesnym kinem. Zrobiło dosyć duże wrażenie, zwłaszcza na młodych dziewczynach w moim wieku - wspomina po latach swój pierwszy ważny film. - Prezentowałam taki typ na ówczesne czasy bardzo wyzwolonej dziewczyny, bardzo trendy. Potem ulicami chodziły dziewczyny wyglądające jak ja.

Irena, studentka polonistyki, faktycznie nie była niewiniątkiem. Jej wdziękom uległ żonaty mężczyzna, Włodek, którego chciała wylansować na tłumacza literatury rosyjskiej. Niezdolny do spełnienia oczekiwań mężczyzna załamał się. Nie był to zresztą jedyny facet, którym dziewczyna grana przez Braunek chciała się "zaopiekować".

Braunek zagrała w ponad 20 filmach, jednak największą popularność przyniosła jej rola Oleńki w "Potopie", ukochanej Kmicica (Daniel Olbrychski). Nie wszyscy widzowie przyjęli dobór aktorki do roli z entuzjazmem. Widzowie pisali listy do gazet, aktorka dostawała anonimy. Sama w książce wywiadzie rzece wspomina, że nie pasowała Polakom do roli Oleńki - obrazu Świętej Dziewicy Polki.

- Dobrze, że wtedy nie byłam jeszcze buddystką, bo pewnie ci "prawdziwi" Polacy zlinczowaliby mnie - mówiła autorowi książki "Jabłoni w ogrodzie, morze jest blisko", Arturowi Cieślarowi, pisarzowi i podróżnikowi.

Zrezygnowała z aktorstwa w wieku 33 lat, u szczytu swojej popularności, na niemal 20 lat - właśnie po to, by ruszyć w podróż duchową. Potrzebę zmian poczuła przy "Lalce" - jej drugiej wielkiej roli. Wtedy zorientowała się, że aktorstwo tak ją pochłonęło, że przestało jej sprawiać przyjemność. Gdy nie miała propozycji, czuła jakby jej życie traciło sens, a grając w ostatnim filmie pytała samą siebie: "Co ty tutaj robisz?".

Aktorka ruszyła na Daleki Wschód i odkryła tam buddyzm. Dziś jest nauczycielem zen i w żartach określa siebie naczelną polską buddystką - gdy tylko media chcą porozmawiać o indyjskich wierzeniach i filozofii, zaraz właśnie wybierają jej numer telefonu. Wtedy też potrafi ostro wypowiedzieć się przeciw dominacji Kościoła katolickiego.

- Głos Kościoła w wielu kwestiach jest po prostu dominujący i bardzo mnie to porusza, bo myślę o mniejszościach, ludziach innych wyznań lub niewierzących, którym narzuca się poglądy i sposób życia, bardzo często rażąco konserwatywne i hamujące rozwój społeczny. Jestem za całkowitym rozdziałem Kościoła i państwa, czego obecnie nie doświadczamy - mówiła w wywiadzie dla portalu Na Temat.

Poza filmem grała na scenie Teatru Narodowego w Warszawie, a gdy po wielu latach wróciła do zawodu, zagrała Elżbietę Vogler w spektaklu Krystiana Lupy "Persona. Ciało Simone". Na jednej scenie pojawiła się wtedy z Joanną Szczepkowską, która najpierw zasłynęła niesubordynacją wobec reżysera, pokazując mu pośladki, a potem równie głośną wypowiedzią, w której sugerowała istnienie w polskim teatrze homoseksualnego lobby. Interpretowano ją jako ciąg dalszy konfliktu z awangardowym, niekryjącym swojej homoseksualności reżyserem. Braunek zdecydowała się zabrać głos w sprawie, krytykując wypowiedź koleżanki ze sceny i porównując ją do niedawnej wypowiedzi Lecha Wałęsy. Były prezydent mówił wprost, że homoseksualiści nie powinni znaleźć się w parlamencie.

- Niech nam się nie pokazują i nie objawiają, niech niczego nie żądają. Bo wtedy świat się zmieni i jaki on będzie? Z tego głębokiego lęku przed jakąkolwiek innością rasową, kulturową, religijną, seksualną, po prostu odmiennością, rodzą się paranoiczne ideologie obronne i teorie spiskowe. Tak się zdarzyło, że rzeczywiście, dwóch absolutnie największych reżyserów, jest akurat odmiennej orientacji. Ale co ma piernik do wiatraka? Niewątpliwie musiało być im trudniej, jak każdemu wykluczonemu, bo im po prostu jest trudniej w życiu, szczególnie, gdy się jest tak utalentowanymi artystami, którzy przekraczają pewne kanony, normy, wytyczają nowe kierunki, tworzą nowy teatr. Rywalizują z sobą i inspirują się nawzajem. I w tym sensie można mówić o "lobby". Ale takie lobby tworzyli też skamandryci w poezji czy impresjoniści w malarstwie! - denerwowała się w rozmowie opublikowanej w portalu Na Temat.

Wspiera ruch na rzecz praw człowieka w Chinach. Jest także wegetarianką, angażuje się w akcje na rzecz praw zwierząt. Głosi potrzebę medytacji, także w wersji chrześcijańskiej, bo jak mówi - warto zajrzeć w siebie. Była trzykrotnie zamężna: z Januszem Guttnerem, z Andrzejem Żuławskim, a obecnie z Andrzejem Krajewskim. Jej syn, Xawery Żuławski, wsławił się kontrowersyjną adaptacją równie kontrowersyjnej książki. Zachwyciła się jego "Wojną polsko-ruską" - zarówno ją przeraziła, jak i rozbawiła do łez.

- Uważam, że zrobił fantastyczne kino, bo znalazł fenomenalny klucz do książki, która wydawała się nieprzetłumaczalna na obraz. Znam wiele osób, które nie były w stanie przebrnąć przez książkę, a po filmie do niej wróciły. Xawery ma swój styl - chwaliła dokonanie syna.

Xawery z kolei mówi o matce, że jest osobą, która docieka prawdy o życiu, stara się iść zgodnie z głosem swojego serca i sumienia, czyniącą wiele dobrego wokół siebie.

Biorąc pod uwagę jej poglądy i wypowiedzi, aż dziwne, że jako odtwórczyni jednej z głównych ról w serii "Nad rozlewiskiem" wzbudza tak niewiele kontrowersji.

W hitowym serialu, obecnie zatytułowanym "Cisza nad rozlewiskiem", Małgorzata Braunek wciela się w rolę Barbary Jabłońskiej, matki głównej bohaterki, którą gra Joanna Brodzik. Jest więc jedną z kluczowych postaci. Gdy poważnie zachorowała, producenci mieli nie lada orzech do zgryzienia. Lekarze wydali jej kategoryczne zalecenie: musi zwolnić tempo i odpocząć. Po przebytej trudnej operacji, ku radości całej ekipy Małgorzata Braunek wróciła do serialu, którego piąty sezon pojawi się niebawem w telewizji. Występuje w nim zresztą razem z córką Oriną, która poszła w ślady sławnej mamy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski