Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W Polsce tornada były zawsze [ZDJĘCIA, WIDEO]

Karolina Koziolek
Nasze społeczeństwo nie ma pełnego dostępu do informacji pochodzących z radarów meteorologicznych. Tak nie powinno być - uważa Mateusz Taszarek, naukowiec z UAM. Żeby lepiej badać te zjawiska, goni tornada w Oklahomie.

W Wielkopolsce wydaje nam się, że ostatnio występuje więcej anomalii pogodowych niż kiedyś. Czy potwierdzają to badania naukowe, czy to tylko nasze odczucie?
Mateusz Taszarek: Trąby powietrzne oficjalnie raportujemy dopiero od XXI w., ale nie znaczy to, że nie było ich wcześniej. Zajmuję się tym tematem w ramach mojego grantu badawczego w „National Weather Center” w Oklahomie w USA, gdzie właśnie przebywam. W ramach moich badań analizowałem warunki atmosferyczne oraz archiwalne źródła historyczne z ostatnich 150 lat. Efektem tych badań było określenie, że w Polsce potrafią występować sprzyjające warunki atmosferyczne do generowania tornad takich jak w USA. Potwierdzeniem tego jest ogromna liczba historycznych raportów o trąbach powietrznych. Mogły osiągać nawet stopień F4 w skali Fujity, czyli miały prędkość 400 km/h. Powodowały liczne ofiary śmiertelne i znaczące zniszczenia infrastruktury. Takie tornada wystąpiły w Polsce przykładowo w latach 1862, 1866, 1886 oraz 1931. Trąba w rejonie Strzelec Opolskich z roku 2008 miała stopień F3 lub F4 i była porównywalna do tych w USA.

Niesamowity timelapse burzy w Dakocie

Źródło: STORYFUL / x-news

Trąby powietrzne były notowane w Polsce często. Nie jest to zjawisko nowe, jak się czasem o tym mówi. Ludzie uważają, że jest to związane ze zmianami klimatu i jego ociepleniem. Z moich obserwacji wynika, że to nieprawda.

Skąd to wiadomo?
Mateusz Taszarek: Skoro w przeszłości te zjawiska wystąpiły, to na pewno wystąpią ponownie. I jeśli wydarzą się ponownie, to prawdopodobnie nie będzie to efekt zmian klimatu, ale wynik tego, że Polska jest podatna na występowanie tego typu zjawisk. Historyczne opisy nie pozostawiają wątpliwości, co do występowania trąb powietrznych, są bardzo szczegółowe. Ludzie opisują przykładowo wielki czarny lej, który unosił zwierzęta i ludzi w powietrze, i przenosił na znaczne odległości. To mówi o sile tych zjawisk. Według moich analiz możemy określić, że notujemy w Polsce średnio dwa śmiertelne tornada na dekadę, tak było w ciągu ostatnich 180 lat, kiedy tornada zabiły łącznie ponad 100 osób.

Swoje badania prowadzę z dr. Haroldem Brooksem. Poznałem go w Helsinkach na konferencji naukowej. To specjalista od badania tornad. Powiedziałem mu, że w Polsce nie przeprowadzono takich badań, a ja chciałbym się tym zająć. Miałem już wtedy udokumentowane 300 tornad z ostatnich stu lat. Tak powstała nasza pierwsza publikacja w prestiżowym czasopiśmie naukowym „Monthly Weather Review”. Teraz pracujemy nad kolejnymi publikacjami.

Czy kiedyś trąby powietrzne były bardziej gwałtowne?
Mateusz Taszarek: Trudno to stwierdzić, ponieważ nie dysponujemy wieloletnimi obserwacjami tych zjawisk. Badając historię występowania trąb powietrznych, zauważyliśmy coś dziwnego. Znaleźliśmy liczne raporty z drugiej połowy XIX w. i pierwszej połowy XX w., natomiast później słuch po trąbach powietrznych ginie. Nie ma praktycznie żadnych. Od 1960 r. do roku 1990 zupełna cisza. To niemożliwe, że takie zjawiska nagle przestały występować.

Można to wytłumaczyć. O tornadach nie pisano nie dlatego, że ich nie było, ale dlatego, że należeliśmy do bloku komunistycznego, a katastrofy naturalne były uznawane za „antykomunistyczne”. Rząd starał się takie informacje zataić, by nie straszyć społeczeństwa. Dodatkowo, przepływ informacji w mediach był znacząco utrudniony. Władze chciały, by tego typu zjawiska były kojarzone tylko z kapitalistycznymi Stanami Zjednoczonymi. Efektem takiej działalności było skuteczne wmówienie nam, że w Polsce nie ma trąb powietrznych. Co ciekawe, gdy przeprowadzono badania w Rumunii czy Czechach, gdzie również panował ustrój komunistyczny, okazało się, że tam podobnie, według potocznej wiedzy, tornada nie występują.

Czego dowiedział się Pan o tornadach na podstawie swoich badań?
Mateusz Taszarek: Udało mi się zbadać, w jakich charakterystycznych warunkach atmosferycznych występują one w Polsce oraz określić, jak często kiedyś występowały silne trąby powietrzne. Te właśnie w Polsce wg moich szacunków występują tu średnio raz do roku, raz na dwa, czasami trzy lata. Absolutnie nie można powiedzieć, że w XXI w. narosło występowanie tego typu zjawisk. To media wrzucają do jednego koszyka trąby powietrzne i ocieplenie klimatu. Jest to bezzasadne.

Ocieplenie klimatu nie ma znaczenia dla pogody?
Mateusz Taszarek: To, co możemy powiedzieć, to fakt, że przez zmiany klimatu wydłuża się w Polsce lato termiczne i tym samym skraca się długość zimy. Fakt, że lato trwa dłużej, może powodować, że burze będą występowały częściej. Jednak nie możemy powiedzieć, czy burze w przyszłości będą bardziej intensywne i generowały więcej tornad. Pewne badania wskazują, że może to zintensyfikować zjawiska atmosferyczne, ale są też badania przeciwstawne, które temu przeczą. Jako naukowcy jeszcze nie wiemy, jakie będą skutki zmian klimatu dla pogody.

Jak powstają tornada?
Mateusz Taszarek: Tornada i ekstremalne gradobicia powstają w ramach tzw. superkomórek burzowych. To specjalne typy burz, gdzie prąd wstępujący krąży wokół własnej osi. By powstała taka burza, potrzebna jest duża ilość wilgoci w dolnej warstwie troposfery, znaczący spadek temperatury na wysokości około 4-8 km oraz silny przepływ powietrza. Kiedy te warunki zostają spełnione, ciepłe powietrze zaczyna się unosić i tworzy się jakby pionowy korytarz, nazywamy to prądem wstępującym. Burza zaczyna wtedy działać jak odkurzacz. Wysysa całą wilgoć i ciepłe powietrze, zlokalizowane przy powierzchni. Prędkość wiatru w tym kominie może wynosić nawet 100-200 kilometrów na godzinę. To bardzo gwałtowne zjawisko. Przy sprzyjających warunkach wir w ramach superkomórki schodzi aż do powierzchni Ziemi, tworząc tornado.

W Stanach Zjednoczonych miał Pan okazję obserwować tornada?
Mateusz Taszarek: Tak. W USA burze w wersji „superko-mórkowej” występują częściej niż w Europie. Tutaj rozwinięte są zaawansowane badania nad tego typu burzami, ponieważ zagrażają one życiu mieszkańców. W Stanach utworzono gęstą sieć radarów meteorologicznych, które mają za zadanie diagnozować sytuację. Amerykanie mają bardzo zaawansowane numeryczne modele pogody, dzięki którym mogą przewidzieć szanse na wystąpienie tornada z kilkudniowym wyprzedzeniem. Kraj inwestuje w ten system bardzo dużo pieniędzy. Synoptycy pracujący w Storm Prediction Center, komórce wydelegowanej ekstremalnym zjawiskom pogodowym, mają nawet 25-letnie doświadczenie.

W Polsce nie ma ludzi, którzy mogą się pochwalić tym samym. U nas sieć radarów meteorologicznych POLRAD została zbudowana dopiero po powodzi w 1997 r. Operacyjnie sieć funkcjonuje dopiero od 2002 r. W kraju brakowało jednak ludzi, którzy potrafiliby odczytywać dane z tej sieci i wykorzystywać operacyjnie. Wydaje mi się, że nadal IMGW ma z tym problemy. W odróżnieniu do Stanów Zjednoczonych społeczeństwo w Polsce nie ma pełnego dostępu do informacji pochodzącej z radarów meteorologicznych, IMGW nie udostępnia bezpłatnie większości produktów radarowych. Tak nie powinno być.

Społeczeństwo w USA jest odpowiednio informowane o możliwym zagrożeniu. Kiedy tornado powstaje, uruchamiane są syreny alarmowe, wysyłane są sygnały alarmowe na telefony komórkowe, a ludzie uciekają do schronów.

Jak pracuje się w Storm Prediction Center?
Mateusz Taszarek: Chodzi tu o przewidywanie, gdzie mogą wystąpić silne burze, superkomórki generujące gradobicia, tornada czy silne porywy wiatru. W Stanach, gdy wędkarze wybierają się na ryby albo rodzina z dziećmi wybiera się nad jezioro, może sprawdzić na stronie Storm Prediction Center, czy tego dnia może pojawić się tam burza. Dodatkowo, lokalne biura meteorologiczne wydają przy użyciu danych radarowych ostrzeżenia dla konkretnych burz, które już powstały. Amerykanie otrzymują wtedy automatyczne ostrzeżenia na telefon o możliwym tornadzie lub silnej burzy. W Polsce nie ma oficjalnej jednostki, która interpretowałaby na bieżąco dane radarowe i wydawała ostrzeżenia w czasie rzeczywistym, aby ostrzec ludzi znajdujących się na trajektorii takiej burzy.

Przydałyby się takie komunikaty, ponieważ tym roku odnotowano już kilka trąb powietrznych.
Mateusz Taszarek: Odnotowano już pięć trąb powietrznych. Jedno 14 lipca na północny zachód od Warszawy, w miejscowości Kretowiny. 11 lipca kilkadziesiąt kilometrów na południowy-wschód od Elbląga. 6 lipca na Bałtyku w Dźwirzynie, 20 czerwca niedaleko Kraśnika, a także w okolicach Choszczna w Zachodniopomorskiem. Było ich sporo zawsze, ale o tym się nie mówiło. Baza danych, w której raportowane są trąby powietrzne, funkcjonuje w Polsce od 2005 r. Od tego czasu rocznie średnio notuje się siedem - osiem trąb powietrznych, tylko o tym się nie mówi w mediach. Może dlatego, że w zdecydowanej większości są to lokalne zawirowania, które przechodzą przez pole lub las i nie powodują istotnych zniszczeń. Ich prędkość w leju wynosi zazwyczaj 150-200 km/h.

Swoją wiedzę czerpie Pan nie tylko z badań naukowych, ale także z doświadczenia. Od lat goni Pan burze i tornada. Po co?
Mateusz Taszarek: To hobby tak samo jak wędkarstwo. Goniąc tornado ma się trochę więcej adrenaliny. Jest to bardzo uzależniające hobby. Ktoś, kto raz tego spróbuje, nie będzie mógł przestać. Zacząłem ścigać burze w Polsce w 2011 r. Burze fascynowały mnie od zawsze. To, w jaki sposób powstają, fascynowała mnie ich siła, wyładowania atmosferyczne, siła wiatru, grad, które generują. Chciałem być jak najbliżej tych zjawisk, żeby ich doświadczać, dokumentować chmury burzowe, robić zdjęcia tych ciekawych struktur. To bardzo wartościowe także z naukowego punktu widzenia. Dla mnie jako osoby, która prognozuje oraz bada tego typu zjawiska, to ważne, by poznać, jak one powstają i ewolują w czasie.

Jak wygląda praca łowcy burz?
Mateusz Taszarek: Wystąpienie burzy można określić z dokładnością do kilkudziesięciu kilometrów. Jedziemy na miejsce i obserwujemy niebo. Czasami wracamy z niczym, bo burza jednak nie powstaje. Prąd wstępujący zostaje rozwiany przez silny wiatr albo w powietrzu jest zbyt mało wilgoci. Zadajemy sobie wtedy pytanie, dlaczego burza nie powstała. Porażki, które odnosimy, sprawiają, że jesteśmy coraz lepszymi prognostami i naukowcami. W dniu, kiedy mamy wyjechać, analizujemy dane meteorologiczne. Jeśli jesteśmy przekonani, że warunki atmosferyczne będą absolutnie sprzyjające, wówczas jedziemy w to miejsce na parę godzin przed burzą i czekamy na nią. Obserwujemy dane satelitarne, radarowe oraz dane ze stacji meteorologicznych. Do tego potrzebna jest aplikacja na telefon lub tablet i dostęp do internetu. W USA plusem jest to, że rząd przekazuje te dane na bieżąco za darmo. Ma się dostęp do zdjęć satelitarnych, danych przekazywanych z radarów. Kiedy widzimy, że blisko nas zaczyna się formować burza, to wsiadamy w auto i jedziemy, aby być jak najbliżej.

Chodzi o to, by być jak najbliżej pioruna?
Mateusz Taszarek: Marzeniem każdego łowcy burz jest znalezienie się jak najbliżej tornada. Chodzi o oto, by znaleźć się blisko w czasie, gdy jeszcze się formuje i dopiero schodzi do Ziemi. Zdarzało nam się, że ścigając burzę robiliśmy samochodem 1000 km.

Ludzie giną podczas takich wypraw.
Mateusz Taszarek: To kwestia zachowania zasad bezpieczeństwa. Pierwsza zasada jest taka, by nie znajdować się na czele superkomórki burzowej, gdzie rozwija się tzw. kowadło. Istnieje tam podwyższone ryzyko powstawania tzw. dodatnich wyładowań atmosferycznych, które mogą być śmiertelne. Burze przemieszczają się w 90 proc. przypadków w kierunku północno-wschodnim, bo wiatr wieje zazwyczaj z zachodu. Dlatego druga zasada jest taka, że trzeba trzymać się zawsze na południe od burzy. Wtedy widzimy tornado, a za nim ścianę deszczu. Na odwrót nie widzielibyśmy tornada i nie wiedzielibyśmy, gdzie się przemieszcza, to byłoby niebezpieczne.

Czy w USA wiele osób goni burze i tornada?
Mateusz Taszarek: Mój aktualny staż odbywa się w budynku National Weather Center, to miejsce, gdzie znajduje się większość najważniejszych instytucji meteorologiczno-naukowych w USA. I proszę mi wierzyć, że zdecydowana większość ludzi pracujących tutaj ściga burze. Wielki dzień w Oklahomie jest wtedy, kiedy wg prognoz mogą wystąpić liczne silne tornada. Wtedy wszyscy są w gotowości, organizują się w grupy, uzgadniają, kto z kim jedzie i ruszają w teren. Na aplikacji na telefonie mamy zaznaczone punktami osoby, które też ją uruchomiły. Liczba tych kropek sięgała nieraz ponad sto. Czasami można utknąć w korku na jakiejś szutrowej drodze, bo tyle osób goni burzę. Bywa niebezpiecznie, gdy tornado znajduje się blisko i może nagle zmienić kierunek, nie ma wtedy drogi ucieczki i ludzie mogą zginąć. Jednak zakochałem się na tyle w ściganiu burz i tornad w Stanach, że w przyszłym roku też chcę tu przyjechać na cztery tygodnie w maju, tylko po to, żeby ścigać tornada.

Czy łatwo prognozuje się burze i trąby powietrzne?
Mateusz Taszarek: Prognozowanie burz należy do trudnych zadań. Kiedy je prognozujemy, określamy obszary, gdzie są one możliwe. W praktyce nie będą one jednak pokrywać całego tego regionu, ale będą występować lokalnie. Niektórzy uważają wtedy, że prognoza była zła, bo dane zjawisko nie wystąpiło nad ich domem, nie do końca jest to prawda. Jako meteorolodzy możemy wyznaczyć obszar, ale nie gwarantujmy dokładnie, w którym punkcie tego obszaru one wystąpią. Tego typu prognozy można uzyskać na stronie łowców burz (Www.lowcyburz.pl) oraz ESTOFEX (www.estofex.org).

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski