Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rusałka po zmianach: Przepiórki i niebieski halibut kontra smażalnia ryb

Karolina Koziolek
Grzegorz Dembiński
Ostatnie kilka lat to upadek ośrodka nad Rusałką. Kolejni najemcy przegrywali w walce o jego utrzymanie. Wszyscy zgodnie twierdzili, że jezioro Rusałka ma wielki potencjał, ale nikt nie wiedział, jak go wykorzystać. Aż przyszła Frajda, przez jednych znienawidzona, przez innych podziwiana. Nad jezioro przyciąga tłumy.

Dwa lata po kłótniach o Rusałkę można ocenić efekt. Jaki jest, pokazuje frekwencja. W środowe wczesne popołudnie nad Rusałką czas płynie leniwie. Cały ranek lało i nad jeziorem nie ma wielu ludzi. Jakaś para siedzi na pomoście, jest kilku rowerzystów, którzy robią przerwę, dzieci z półkolonii i jeden dziadek z wnuczkami. Wchodzę do restauracji Frajda. Bardzo mi się podoba, jak zmienił się ten budynek - wrak nad jeziorem. Betonowa wylewka na podłodze, bo wiadomo, piasek z plaży nosi się wszędzie, a przy wylewce łatwiej posprzątać. Białe stoły i krzesła z marynarskimi czerwonymi i granatowymi akcentami. Ładnie - myślę. I dziwię się, dlaczego rada osiedla nie chce tu organizować swoich wydarzeń. Ośrodek nad Rusałką jest zdecydowanie najładniejszy ze wszystkich ośrodków nad poznańskimi i podpoznańskimi jeziorami.

Siadam przy jednym ze stolików przy oknie. Spoglądam w kartę: lemoniada arbuzowa, tatar z pomidorów, humus, sałatka wegańska z pudrem z pestek dyni, filet z niebieskiego halibuta, comber z sarny, ale też chłodnik z ogórka, golonka, pomidorowa oraz pizza z włoskiego kamiennego pieca.

Trudne początki
Jezioro Rusałka powstało w czasie wojny, w 1943 r. Do pracy przy jego powstaniu zmuszono Żydów osadzonych w obozach pracy przymusowej w Poznaniu. Dopiero siedemnaście lat później utworzono tu ośrodek wypoczynkowy. Była plaża, wypożyczalnia kajaków i kemping. Rusałka długo przeżywała renesans. W latach 90. gdy nastał kapitalizm, swoją działalność zaczęły tam dwie poznańskie rodziny: Woźniaków i Szklarskich. Obie działają tam do dziś. Niestety, sam ośrodek podupadł. Jego właścicielem było miasto, które niechętnie inwestowało w remont obiektu. Ostatecznie największy budynek zamknięto. Przestała też działać wypożyczalnia sprzętu wodnego.

W 2011 r. Rada Osiedla Sołacz zaczęła słać do magistratu pisma o zajęcie się Rusałką. Dla wielu mieszkańców oczywiste było, że to teren z ogromnym potencjałem. Położony malowniczo wśród lasów, w zachodnim klinie zieleni, a zarazem bardzo blisko centrum miasta. Radni chcieli, żeby ośrodek trafił w dobre ręce, liczyli na współpracę z nowym dzierżawcą.

W 2012 r. Rusałką zaczęła interesować się Fundacja Familijny Poznań, która zajmuje się oświatą. POSiR, który z ramienia miasta zarządza terenem, rozmawiał z fundacją, jednak nie doszło do przekazania mu obiektu. Głównie z powodu działań Rady Osiedla Sołacz, która bardzo podejrzliwie patrzyła na fundację. Po kolejnych dwóch latach przepychanek, ostatecznie w 2014 r. pojawił się nowy zarządca. Po tym, jak wygrał przetarg, tuż przed sezonem wycofał się z chęci dzierżawy. Powodem miały być niedoszacowane koszty utrzymania ośrodka. Nowy najemca miał stwierdzić, że prowadzenie ośrodka na warunkach przedstawionych przez miasto jest nieekonomiczne.

Rusałka została na lodzie. Był maj 2014 r. i miasto za wszelką cenę szukało operatora, który byłby gotów uruchomić ośrodek. Rozmowy ponownie podjęto z Fundacją Familijny Poznań. Wiele osób bardzo krytycznie wypowiadało się o sposobie, w jakim fundacja otrzymała w zarząd teren. Działania POSiR-u krytykowano jako nietransparentne, a fundację posądzano o niepohamowaną chęć zysku. Mimo to Familijny Poznań został nad Rusałką.

Jednak także fundacja oceniła, że wkład w remont i samo utrzymanie ośrodka jest za drogie. Pierwszy sezon przyniósł fundacji 135 tys. zł strat. Fundacja zaczęła szukać kogoś do spółki, kto poprowadziłby gastronomię oraz zdobył koncesję na alkohol, ponieważ sama - zgodnie ze statutem - nie mogła zajmować się tego typu działalnością. Do współpracy zaprosiła pasjonatów kuchni działających pod nazwą Foodmakers. Wspólnie założyli spółkę Frajda i pod taką też nazwą mieli zamiar otworzyć restaurację w podupadłym ośrodku. Plany były szerokie, lecz nie wszystkich się spodobały. W ubiegłym roku Rusałka stała się areną regularnego konfliktu rozgrywającego się pomiędzy nowym najemcą, POSiR-em, ówczesnym wiceprezydentem Jakubem Jędrzejewskim, radą osiedla i przede wszystkim właścicielami smażalni ryb, która nad jeziorem działa 25 lat.
Nad jeziorem zawrzało

POSiR oraz Frajda przez pół roku przygotowywali warunki umowy dzierżawy, a gdy wiosną ujrzały one światło dzienne, w okolicach jeziora zawrzało. Jakub Jędrzejewski oświadczył, że nie podpisze umowy ze spółką Frajda. Mimo iż spółka prowadziła już zaawansowany remont w ośrodku, w który włożyła kilkaset tysięcy złotych. Właściciele smażalni ryb alarmowali, że nowy dzierżawca chce ich wyrzucić znad jeziora i zaangażowali stałych klientów do pomocy. Tak się składało, że przez 25 lat uzbierało się ich trochę włącznie z profesorami z UAM oraz wiceprezydentem Maciejem Wudarskim.

Tymczasem nowi dzierżawcy robili swoje i powtarzali, że z Rusałki chcą uczynić ciekawe miejsce. Z ciekawą kuchnią i niebanalnym wystrojem. Do aranżacji wnętrz zaprosili architektów z pracowni Mili Młodzi Ludzie. Latem zeszłego roku w ośrodku zaczęła działać restauracja Frajda. Z panoramicznymi oknami i prostym wnętrzem. Dawną wypożyczalnię sprzętu zamieniono na Piachbar. To miejsce najbliżej plaży specjalizujące się w robieniu koktajli i szybkich przekąskach oraz lodach. Na trawie, na wprost plaży w ciepłe dni działa grill-bar. Nad samą wodą wysypano kilkadziesiąt ton piasku, wyremontowano pomost. Pojawiała się wypożyczalnia sprzętu wodnego. Stacjonuje tam również pogotowie WOPR-u.

Równolegle z budżetu obywatelskiego zrealizowano pięć boisk do siatkówki plażowej, miejsce do grania w bule, powiększono plac zabaw, postawiono stację naprawczą dla rowerów, tor rowerowy, nowe ścieżki, ławki, kosze na śmieci.

- Rusałka zyskała zupełnie nowe oblicze. Można powiedzieć, że po wielu latach wróciła tu cywilizacja. To idealne miejsce dla osób bez samochodu, dla których Strzeszyn czy Kiekrz jest za daleko. Doceniam też tutejszą kuchnię. Nie jem fast foodów, a tutejsza kuchnia jest porównywalna do jednych z najlepszych w centrum miasta, w każdym razie moim smakom bardzo odpowiada - mówi nam Karolina Zgaińska, którą spotkaliśmy nad jeziorem.

Na Rusałce pojawił się także Frajda Park, czyli wielki namiot z nowoczesnymi grami integracyjnymi dla dzieci.

- Najwięcej dzieci mamy w weekend, Park odwiedzają wówczas setki maluchów. Oprócz gier są też inne atrakcje, jak malowanie twarzy. W ciągu tygodnia, głównie do południa odwiedzają nas dzieci z półkolonii. Zainteresowanie jest bardzo duże - mówi Natalia Janikowska z Frajda Parku.

Po zmianach Rusałkę odwiedza około 15 tys. osób tygodniowo, głównie w weekendy. Rocznie przewija się tu około 100 tys. osób. To więcej niż w ubiegłych latach, kiedy Rusałka przyciągała głównie amatorów sportu. Teraz miejsce wydaje się bardziej rodzinne.

Problemem w ostatnich latach była czystość wody. Bywało, że sanepid zamykał tamtejsze kąpielisko. Spółka Frajda zapewnia jednak, że obecnie woda jest wyjątkowo czysta. Wiadomo to dzięki badaniom Uniwersytetu Przyrodniczego, który analizował obecność sinic w wodzie.
Są także minusy

Wiele jest jeszcze do zrobienia. Przede wszystkim spółka Frajda zobowiązała się w umowie z POSiR-em do wyremontowania sceny. Koszt remontu szacuje na 45 tys. zł i chce znaleźć sponsorów. Według projektu scena ma mieć podjazd dla osób niepełnosprawnych, konieczne jest położenie nowego podestu oraz ścian. Zainteresowanie sceną wykazały już Teatr Ósmego Dnia czy Teatr Nowy, jednak w tej chwili warunki techniczne nie pozwalają na wystawienie tam czegokolwiek. Problemem przede wszystkim jest brak prądu. Sieć elektryczna ma kilkadziesiąt lat i wymaga wymiany, ponieważ nie jest wstanie obsłużyć nowoczesnych urządzeń. To jeden z powodów, dla którego okolica ośrodka i plaży jest nieoświetlona, a w samej restauracji, także w kuchni, nie ma klimatyzacji. Kucharze pracują nieraz przy 60 st. C. Prezydent Jacek Jaśkowiak w rozmowach z dzierżawcą obiecywał, że prąd zostanie tam doprowadzony. Na razie jednak brakuje konkretów.

Spółka Frajda ma umowę na dzierżawę terenu obejmującą 15 lat z możliwością jej przedłużenia. Płaci miastu 10 tys. zł miesięcznie dzierżawy oraz utrzymuje ten 5-hektarowy teren. Według jej wyliczeń to 62 tys. zł miesięcznie. Wchodzi w to utrzymanie placówki WOPR-u, koszenie trawy, utrzymanie publicznej toalety, rachunki za prąd, remonty pomostu, które są przeprowadzane kilkakrotnie w sezonie. Jak twierdzą najemcy, koszty poniesione na remont ośrodka jeszcze nie zaczęły im się zwracać. Mimo iż restauracja wieczorami, a szczególnie w weekendy jest oblegana. Poznaniacy chętnie organizują tam przyjęcia z okazji pierwszej komunii - na przyszły rok grafik w sezonie komunijnym jest już w całości zajęty - dopytują także o możliwość organizacji wesel, dotychczas odbyło się ich już sześć.

Łącznie nad Rusałką działają trzy podmioty, spółka Frajda oraz dwaj podnajemcy - Bumerang Aleksandry Szklarskiej oraz Smażalnia Ryb państwa Woźniaków. W ubiegłym roku między Woźniakami a Frajdą panował otwarty konflikt. Właściciele smażalni alarmowali, że spółka chce ich usunąć znad jeziora. Poszło o wysokość czynszu, nową identyfikację graficzną lokali, o rodzaj piwa, a nawet o to, co lepsze - pepsi czy coca-cola. Wygrała pepsi.

- Było ciężko, już prawie zwijaliśmy interes, a to przecież dorobek naszego życia. Na szczęście pomogli nasi klienci. Wśród nich między innymi wiceprezydent Maciej Wudarski, a potem także pan Jaśkowiak. Pomogli w negocjacjach i jednak zostaliśmy. Z Frajdą jednak nie rozmawiamy - mówi Halina Woźniak zza okienka swojej smażalni, częstując mnie wodą z cytryną.

Tak naprawdę poszło o wizję prowadzenia gastronomii. Woźniakowie, którzy swoją smażalnię otwierali na początku at 90., nie rozumieją nowoczesnej kuchni, proponowanej przez Frajdę, jak minister Waszczykowski, który nie rozumie upodobań kulinarnych Polaków, jedzących humus i kawior z mango. Właścicielom Frajdy trudno z kolei zrozumieć mrożoną rybę z frytury. Faktem jest, że i dla jednych i drugich jest miejsce nad jeziorem, każdy znajdzie swoich klientów.

Pośrodku jest Aleksandra Szklarska z Bumerangu. - A ja się cieszę ze zmian - mówi. - Kiedy nastała Frajda, jest tu o wiele więcej ludzi. Czuję to wyraźnie po ilości klientów. U mnie bardzo wzrosła sprzedaż - mówi zadowolona. Dodaje, że o nowym dzierżawcy nie powie złego słowa.

- Wszystkim stronom udało się porozumieć i to jest najważniejsze - podsumowuje Dominik Stachowiak reprezentujący spółkę Frajda. - Nadal chcemy rozwijać to miejsce bez chodzenia na skróty. Przywiązujemy dużą wagę do atmosfery tego miejsca. Chcemy, żeby dobrze czuły się tu rodziny z dziećmi, ale nie tylko. Dobrze zjedzą tu zarówno smakosze kuchni, ale także amatorzy pizzy, którą wypiekamy w specjalnym włoskim kamiennym piecu. Liczymy, że poznaniacy będą dobrze się tu czuli - mówi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Rusałka po zmianach: Przepiórki i niebieski halibut kontra smażalnia ryb - Głos Wielkopolski

Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski