Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

O pierwszym dzwonku myślą z obawą lub... radością.

Anna Jarmuż
Jolanta Adamska cieszy się, że mogła zdecydować o tym, czy posłać swoją sześcioletnią córkę Ninę do szkoły czy pozostawić ją na kolejny rok w zerówce. W zasadzie decyzję podjęła Nina - dziewczynka wolała przedszkole
Jolanta Adamska cieszy się, że mogła zdecydować o tym, czy posłać swoją sześcioletnią córkę Ninę do szkoły czy pozostawić ją na kolejny rok w zerówce. W zasadzie decyzję podjęła Nina - dziewczynka wolała przedszkole Michał Adamski
Nowa podstawa programowa, zwolnienia i szereg niewiadomych. Tego boją się nauczyciele. Rodzice cieszą się, że ich sześcioletnie dzieci mogły zostać dłużej w przedszkolu, a starsze nie będą pisać sprawdzianu na zakończenie szóstej klasy.

W piątek w szkołach nie ma już lekcji. Uczniowie biorą udział w apelach, otrzymują świadectwa i nagrody, a potem po raz ostatni przed wakacjami usłyszą szkolny dzwonek. Doczekali się. Przez dwa miesiące nie będą pisać sprawdzianów i odrabiać zadań domowych, lecz... spędzać czas nad jeziorem, na rowerach lub boisku - grając w piłkę. Niektórzy myślą o nowym roku szkolnym z nadzieję i radością, inni z obawą patrzą w przyszłość. Zarówno jedni, jak i drudzy, zdają sobie sprawę, że we wrześniu nie wszystko będzie wyglądać tak samo. Nowy rząd zafundował polskiej oświacie wiele zmian - a to jeszcze nie koniec.

Cieszą się, że mieli wybór
„Żegnaj przedszkole, witaj szkoło” - to hasło odśpiewają lub wyrecytują w tym roku niemal wyłącznie siedmiolatki. We wrześniu tylko dzieci w tym wieku będą objęte obowiązkiem szkolnym. Rodzice sześciolatków mogą zdecydować, czy posłać je do I klasy, czy zostawić na kolejny rok w zerówce. Większość, jak Małgorzata Piasecka z Nowego Miasta, wybrała drugą opcję.

- Wcale nie ze względu na poziom intelektualny syna. Wojtek dobrze czyta i liczy. Pod uwagę brałam względy społeczne - przyznaje mama sześciolatka. - Bałam się, że syn nie odnajdzie się w szkole. Sama tam pracuję. Widzę, jak sześciolatki męczą się, odrabiając w świetlicy zadania domowe. W dodatku Wojtek dojeżdżałby do szkoły autobusem. W naszej miejscowości nie ma podstawówki. My z mężem pracujemy. Musiałabym prosić teściową, by codziennie odprowadzała go i odbierała z przystanku - tłumaczy Małgorzata Piasecka.

Jak wyjaśnia, większość rodziców, których zna, podjęła taką samą decyzję. - W przedszkolu, do którego chodzi Wojtek, do szkoły idzie tylko czworo z 25 dzieci. Są to siedmiolatki, które w zeszłym roku zostały odroczone i jedna dziewczynka urodzona w styczniu - a więc prawie siedmiolatka - zauważa Małgorzata.

Mama Wojtka cieszy się, że sama mogła zdecydować o edukacji dziecka. - Nawet pogodziłam się już z myślą, że syn pójdzie do szkoły - wspomina. - Jednak kiedy pojawiła się możliwość wyboru, zdecydowałam, że zostanie w zerówce. Wojtek cieszył się na myśl o pójściu do pierwszej klasy, ale teraz woli zostać w przedszkolu ze swoimi kolegami - mówi Małgorzata.

W przedszkolu zostanie w tym roku też sześcioletnia Gabrysia z Wągrowca. Jak mówi jej mama - Agata Wiśniewska - dziewczynka pięknie czyta i pisze. Rozwiązuje też bez problemu zadania - liczbowe i logiczne. Uważa jednak, że za rok córka będzie bardziej gotowa emocjonalnie na przygodę ze szkołą.

- Choć w klasach są dywany, dzieci i tak muszą siedzieć w ławkach przez 45 minut - zauważa Agata Wiśniewska. - W przedszkolu mają dużo zajęć dodatkowych i występów artystycznych - o wiele więcej niż w szkole. Nie ma tygodnia, by nie było tam teatrzyku, koncertu, wycieczki czy wizyty ciekawego gościa. Chcemy, by nasza córka jeszcze przez rok mogła rozwijać w przedszkolu swoje pasje - do czasu aż dojrzeje emocjonalnie, by zasiąść w szkolnej ławce. Cieszymy się, że ma ona taką możliwość - tłumaczy Agata. Choć, jak mówi, zdaje też sobie sprawę z minusów takiej decyzji. - W szkołach, w których prowadzę zajęcia (Agata uczy w szkole tańca dla dzieci i młodzieży), w poprzednich latach było 7-8 klas pierwszych. Teraz jest to jedna klasa. Dzieciom z tego rocznika łatwiej będzie dostać się później do gimnazjum, liceum i na studia - mówi Agata Wiśniewska.
Nina ma 6 lat. W tym roku idzie do zerówki. Sama wybrała takie rozwiązanie. - Byłam z córką na tzw. drzwiach otwartych w szkole - mówi Jolanta Adamska, mama dziewczynki. - Widziałyśmy pierwszą klasę i zerówkę. Z jednej strony rozważałam zapisanie jej do szkoły, bo córka umie pisać, czytać, liczyć, zna ortografię, ale z drugiej, jest sześcioletnim dzieckiem, które chce się bawić. Gdy zobaczyła zerówkę, od razu bardzo chciała do niej chodzić. Podobało jej się, że tam można wycinać, rysować, bawić się. Można powiedzieć, że córka sama wybrała - tłumaczy poznanianka.

Jolanta przyznaje, że tym, co najbardziej ją przekonało do późniejszego posłania dziecka do szkoły, to fiński system szkolnictwa.

- Dużo czytałam o tym modelu i przekonuje mnie - mówi Jolanta. - Finowie mają najlepsze wyniki w ocenach systemu nauczania, a rozpoczynają naukę w wieku siedmiu lat. Marzę o tym, żeby szkoła nie zniszczyła w moim dziecku tej chęci poznawania świata, eksperymentowania, uczenia się.

Czas spędzony w zerówce też będzie wyglądał trochę inaczej niż teraz. We wrześniu wejdzie tam nowa podstawa programowa. Dzieci w przedszkolu będą uczyć się czytać i przygotowywać się do nauki pisania. Zdobędą tam też podstawowe umiejętności matematyczne. To też cieszy rodziców.

- Dobrze, że to uregulowano - mówi Agata Wiśniewska. - Już wcześniej panie w przedszkolu uczyły maluchy pisać i czytać. Chcieli tego rodzice i same dzieci. One bardzo szybko się rozwijają. Cieszą się, gdy potrafią coś przeczytać i napisać. Teraz nauczycielki w zerówkach będą mogły to wszystko robić legalnie, bez obaw o konsekwencje.

Rodzice trzylatków z problemem
Powrót sześciolatków do przedszkoli to reforma, z której rząd jest najbardziej dumny. Jak informuje minister edukacji, ze wstępnych danych wynika, że 82 proc. dzieci w tym wieku zostanie w przedszkolach. Do pierwszej klasy ma pójść około 18 proc. sześciolatków. Zdaniem Anny Zalewskiej i wielu polityków PiS, dane pokazują, że właśnie tego chcieli rodzice. Politycy nie zdają sobie jednak sprawy lub nie chcą widzieć skutków reformy. Ponieważ większość sześciolatków została w przedszkolach, zabrakło tam miejsc dla młodszych dzieci - głównie trzylatków.

- Pochodzę z Poznania. Tu jestem zameldowana i płacę podatki. Mimo to mój syn nie dostał się do publicznego przedszkola - mówi Eliza Wandtke, mama trzyletniego Borysa. - Odwołania nic nie dały. Zapisałam więc syna do prywatnego przedszkola, za które będę płacić 800 zł miesięcznie. Tak odczułam „dobrą zmianę”.
W podobnej sytuacji jest więcej dzieci. Oczywiście są takie, które dostały się do przedszkola - lecz zwykle nie tam, gdzie chcieli tego rodzice, np. w odległej części miasta lub... sąsiedniej miejscowości.

- Nie podoba mi się to, że eksperymentuje się na naszych dzieciach - mówi Eliza Wandtke. - Moja starsza córka była królikiem doświadczalnym. Pomysł, by sześciolatki rozpoczynały naukę w pierwszej klasie, pojawił się w 2011 r. Przez kilka lat reforma była odsuwana w czasie. Trafiło na Igę. Teraz skutki kolejnej reformy odczuwać będzie mój młodszy syn. Mam nadzieję, że kiedy córka będzie kończyć szkołę podstawową, rządzący nie postanowią zlik-widować gimnazjów. Chociaż, znając nasze szczęście, to bardzo możliwe - żartuje mama dwojga dzieci.

Jak przyznaje, nie żałuje jednak, że córka poszła do szkoły wcześniej.

- Drobne różnice pomiędzy sześcioa siedmiolatkami było widać w pierwszej klasie. W drugiej nie było ich już w ogóle - wyjaśnia Eliza Wandtke. - To nieprawda, że młodsze dzieci nie są emocjonalnie gotowe, by pójść do szkoły. Niewątpliwie przedszkole jest dla rodziców bardziej wygodne. Tam dziecko ma zapewniona opiekę do godziny 17. W szkole lekcje kończą się o godz. 13, później zostaje świetlica. Uważam jednak, że naszego kraju nie stać na reformę odwlekania wieku szkolnego.

Reformę odczują „po kieszeni” także rodzice młodszych dzieci - tych rocznych i dwuletnich. Wielu rodziców trzy- i dwuipółlatków, które nie dostały się do przedszkola, postanowili zostawić je jeszcze na jakiś czas w żłobku. Te też są teraz przepełnione. Rodzicom pozostaje zapłacić za opiekunkę.

Ze szkół na bezrobocie?
Z obawą myślą o nowym roku szkolnym nauczyciele klas 1-3. - Towarzyszy nam niepewność - przyznaje Alicja Kaliszewska, wicedyrektorka Szkoły Podstawowej nr 17 w Poznaniu i nauczyciel edukacji wczesnoszkolnej.

Nauczyciele są też pełni obaw o swoje zatrudnienie. Z danych związków zawodowych wynika, że powrót sześciolatków do przedszkoli może pozbawić w tym roku pracy 15 tys. osób. W samym Poznaniu zagrożonych utratą zatrudniania jest ponad 400 nauczycieli. Do tego dochodzą osoby, którym ograniczono wymiar godzin (z całego do pół etatu). W najgorszej sytuacji są młodzi nauczyciele z umowami na czas określony. W tym roku, w stolicy Wielkopolski 371 osobom nie zostały one przedłużone. Najwięcej z nich pracowało w podstawówkach.

- W tym roku udało nam się uniknąć zwolnień. Dwie osoby poszły na emeryturę. Dzięki temu wszyscy nauczyciele, którzy wypuścili klasy trzecie, mogli objąć wychowawstwo w klasach pierwszych. Spodziewamy się jednak zwolnień w przyszłym roku. Szkołę opuści wtedy osiem klas trzecich. Nie będziemy mieli aż tyle klas pierwszych. Mniej etatów będzie też w świetlicy. Nauczyciele się boją. Nieprawdą jest to, co obiecywała pani minister. Mówiła, że nauczyciele nie stracą pracy. Widzimy jednak, że ją tracą - mówi Alicja Kaliszewska.
Testy są niepotrzebne
Zmiany rządu odczują w tym roku nie tylko nauczyciele klas 1-3, najmłodsze dzieci i ich rodzice. Te czekają też na uczniów, kończących szkołę podstawową. W przyszłym roku nie napiszą oni sprawdzianu szóstoklasisty - jak robili to przez lata ich starsi koledzy i koleżanki.

Powód? Jak tłumaczy minister edukacji, rejonowe gimnazja muszą przyjąć każde dziecko, bez względu na to jak napisze test. Sprawdzian na zakończenie szkoły podstawowej służył wyłącznie diagnozie, a ta nie musi odbywać się w tej formie. O tym, że nadmiar testów nie wpływa dobrze na rozwój dziecka, mówią też rodzice.

- Nigdy nie podobało mi się to powszechne testowanie dzieci - mówi Alicja Smoleńska, mama Anieli, która we wrześniu pójdzie do szóstej klasy. - Człowiek rozwija się i uczy w swoim tempie, a chęć uzyskania dobrych wyników w testach, zaburza to tempo. Poza tym, dzieci przestaje interesować nauka i poznawanie świata, a skupiają się na punktach i ocenach.

Alicja ucieszyła się, gdy przeczytała, że jej córka nie będzie pisać sprawdzianu szóstoklasisty. Do tej pory nie poruszała z córką tego tematu i ma nadzieję, że teraz tym bardziej nie będzie to konieczne.

Mniej zakazów w sklepikach?
Czy we wrześniu na półki szkolnych sklepików wrócą chipsy i coca cola? Nie, ale bardzo możliwe, że będzie można tam kupić więcej niż teraz. Do konsultacji społecznych trafił projekt rozporządzenia ministra zdrowia w sprawie tzw. śmieciowej żywności (uwagi można było zgłaszać do 13 czerwca). Jak już zapowiadano wcześniej, do sklepików i stołówek mają wrócić drożdżówki. Z listy produktów „zakazanych” zniknie m.in. kawa. Dzieci i młodzież będą mogły kupić kanapki z różnego rodzaju pieczywa - nie tylko ciemnego. Proponuje się też zwiększenie dopuszczalnej ilości cukru, tłuszczu i soli.

- Wrzesień tego roku był bardzo trudny - przyznaje Roma Krzymieniewska, która prowadzi sklepik szkolny w Gimnazjum nr 56 w Poznaniu. - Uczniowie przychodzili, patrzyli, co jest na półkach, śmiali się i odchodzili. Kiedy wprowadziłam wafle ryżowe i ciastka z niską zawartością cukru, trochę się poprawiło. Ale i tak obroty były znacznie mniejsze niż wcześniej. Sklepik nie przynosił strat, ale nie szło też na nim zarobić. Przez jakiś czas myślałam nawet, by zrezygnować z jego prowadzenia.

Zgodnie z zaleceniami sanepidu do picia w sklepiku została woda i soki - ale tylko pomarańczowy i jabłkowy, truskawka i multiwitamina miały za dużo cukru. Sprzedawać te napoje można było tylko w małych butelkach - by młodzież nie wypiła zbyt dużo cukru naraz.

- Nie mogłam mieć na półkach nawet gum Orbit - mówi Roma Krzymieniewska.
Uczniowie z gimnazjum na Grunwaldzie nie uciekali na przerwach do okolicznych sklepów, przynosili za to niezdrowe jedzenie z domu. - Na początku całe reklamówki - wspomina Roma Krzymieniewska.

Ma ona nadzieję, że nowe rozporządzenie przyniesie zmiany na lepsze. - Uczniowie powinni mieć możliwość zjedzenia w szkole czegoś ciepłego. Bardzo brakuje im też czekolady, zwłaszcza przed trudnym sprawdzianem. Sądzę, że w małych ilościach nie będzie ona dla młodzieży szkodliwa - stwierdza Roma Krzymie- niewska.

Wiele niewiadomych
To, co najbardziej denerwuje nauczycieli i dyrektorów szkół, to brak informacji o tym, co ich czeka. Do tej pory nie wiadomo , czy uczniowie - tak jak w latach ubiegłych - będą mogli korzystać z darmowych podręczników. A jeśli tak, to jakich. Minister edukacji kilkakrotnie zmieniała zdanie w tej sprawie, a do szkół nie trafiły jeszcze żadne oficjalne informacje.

- Mamy elementarze rządowe, ale pani minister powiedziała, że będą trzy podręczniki do wyboru. Nie wiemy, jakie - zauważa Alicja Kaliszewska. - Na czerwcowym spotkaniu pytali o to rodzice uczniów, ale nie wiedzieliśmy, co mamy im powiedzieć. Wszystko wiemy jedynie ze słyszenia. Nie mamy żadnych pewnych informacji.

Nauczyciele klas 1-3 nie wiedzą też, jak będzie wyglądać nowa podstawa programowa. Musi ona zostać zmieniona, bo w pierwszych klasach będą teraz siedmiolatki, a w zerówce dzieci nauczą się już czytać.

- O zmianach dowiemy się w czasie wakacji. Nie będziemy mieli czasu, by dobrze się do nich przygotować - zauważa Alicja Kaliszewska.

Dopiero we wrześniu dowiemy się też, jakie skutki będzie miała likwidacja tzw. godzin karcianych, w ramach których odbywały się m.in. zajęcia pozalekcyjne.
Z niepokojem patrzą w przyszłość zwłaszcza nauczyciele, którzy pracują w gimnazjach. To właśnie likwidację tych szkół i powrót do ośmioklasowej szkoły podstawowej rządzący zapowiadali jeszcze przed wyborami. O tym, czy rzeczywiście tak się stanie, dowiemy się w poniedziałek. Tego dnia - w Toruniu - MEN planuje podsumować wynik debat, które od połowy marca odbywały się w całej Polsce. Rządzący obiecali zaprezentować swój pomysł na polską oświatę.

Choć część zmian, o których będzie mowa, wejdzie w życie dopiero w 2017 roku, na nastroje nauczycieli wpływać mogą przez cały najbliższy rok. - Czekamy z niecierpliwością na jakieś informacje - przyznaje Małgorzata Mo- wlik, dyrektorka poznańskiego Gimnazjum nr 42. - Myślimy o tym, co nas czeka, ale nie okazujemy tego ani uczniom, ani ich rodzicom. Pracujemy normalnie.

Jak tłumaczy dyrektorka poznańskiego gimnazjum, najbardziej boi się o nauczycieli. Jeśli szkoły zostaną zlikwidowane, stracą oni pracę.

- Może na początku nie wszystko działało tak jak powinno. Wszyscy wdrażaliśmy się w nowy system. Przez lata wypracowaliśmy jednak rozwiązania, które się sprawdzają. Mamy dobrze rozwinięty system kształcenia zawodowego. Nauczyciele w gimnazjach są wszechstronnie wykształceni. Mamy w szkole specjalistów z każdej dziedziny. Wszyscy nasi nauczyciele są tutorami. Potrafią pracować z młodzieżą w trudnym wieku - tłumaczy Małgorzata Mowlik.

Świadczą o tym wyniki, jakie polscy gimnazjaliści osiągają w ogólnopolskich badaniach. Raporty pokazują też, że w tych szkołach jest... bezpieczniej niż w podstawówkach. W gimnazjach rzadziej dochodzi do aktów przemocy czy dyskryminacji. - Mamy nadzieję, że rząd wycofa się ze swoich wcześniejszych zapowiedzi - mówi Małgorzata Mowlik.

Współpraca Marta Żbikowska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski