Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Będą zarzuty za potajemny remont dla komendy policji?

Łukasz Cieśla
Jacek Szukała, dyrektor ZDM, wiosną 2015 roku odszedł  na emeryturę. Ze stanowiskiem pożegnał się także m.in. jego były zastępca. Były to konsekwencje ich wcześniejszych działań
Jacek Szukała, dyrektor ZDM, wiosną 2015 roku odszedł na emeryturę. Ze stanowiskiem pożegnał się także m.in. jego były zastępca. Były to konsekwencje ich wcześniejszych działań Waldemar Wylegalski
Policja poprosiła urzędników o bezpłatny remont parkingów. Ci się zgodzili, prace zrobili „po cichu” za publiczne pieniądze, a ich koszty wrzucili w inne remonty. Czy ktoś dostanie zarzuty za przekroczenie uprawnień i sfałszowanie dokumentów?

Dotarliśmy do nowych informacji ws. afery parkingowej, która dotyczy działań wysokich rangą policjantów oraz urzędników z Zarządu Dróg Miejskich.

Policja poprosiła urzędników o pomoc i bezpłatny remont parkingów. Prace przeprowadzono, ale nieformalnie. Ich koszty wrzucono w inne inwestycje miejskie. Żeby ukryć te wydatki, miało dojść do fałszowania dokumentów i zawyżenia faktur na remonty różnych poznańskich ulic. Gdy mleko się rozlało i sprawa wyszła na jaw, CBA zawiadomiło prokuraturę. W efekcie w policji i Urzędzie Miasta kilka osób pożegnało się ze stanowiskami.

Nie jest jasne, dlaczego policja nie zwróciła się do urzędu z oficjalną prośbą. Obecny oraz były prezydent Poznania twierdzą, że pieniądze pewnie by się znalazły. Z kolei były komendant policji Krzysztof Jarosz odpowiada, że kilka lat temu usłyszał od urzędników, że miasto nie ma pieniędzy na takie wsparcie dla policji.

Od kilkunastu miesięcy śledztwo prowadzi prokuratura w Szczecinie. Kwalifikacja prawna dotyczy przekroczenia uprawnień przez funkcjonariuszy publicznych oraz fałszowania przez nich dokumentów. Pytanie brzmi, czy policja może brać od urzędników prezenty w postaci bezpłatnych remontów, których dokumentacja jest sfałszowana? Odpowiedź wydaje się oczywista, a ze źródła zbliżonego do śledztwa dowiedzieliśmy się, że kilka osób może usłyszeć zarzuty.

Wiemy także, co wynika z raportu CBA oraz późniejszego audytu przeprowadzonego przez poznański Urząd Miasta. Ustalenia obu kontroli wskazują na fałszerstwa oraz wymieniają osoby, które podjęły decyzje o potajemnych remontach. Jako główni winowajcy wskazywani są dwaj ówcześni szefowie Zarządu Dróg Miejskich.

Bo komendant prosił
Afera parkingowa wydarzyła się za kadencji Ryszarda Grobelnego, poprzedniego prezydenta Poznania. W 2014 roku sprawę skontrolowało CBA, a w grudniu raport trafił na biurko nowego prezydenta Jacka Jaśkowiaka. Ten zarządził audyt.

Z ustaleń CBA i miejskich audytorów wynika, że decyzje o remontach podjęli Jacek Szukała, ówczesny szef Zarządu Dróg Miejskich oraz Kazimierz Skałecki, jego zastępca. Jacek Szukała powiedział kontrolującym, że w 2010 roku rozmawiał z komendantem policji Krzysztofem Jaroszem o potrzebie wyremontowania placu apelowego policji. Policja nie miała pieniędzy, dlatego Szukała podjął decyzję, że zrobi to ZDM. Swoją decyzję, której, jak twierdzi, nie konsultował z prezydentem Ryszardem Grobelnym, przekazał do Zakładu Robót Drogowych. To kolejna jednostka podlegająca miastu.

Również Kazimierz Skałecki przyznał, że o pomocy dla mundurowych rozmawiał z komendantem wielkopolskiej policji. Skałecki mówił, że prace miały zostać wykonane jak najmniejszym kosztem, ale w dobrej jakości. Dodał, że te decyzje podejmował wspólnie ze swoim szefem, czyli dyrektorem ZDM Jackiem Szukałą.

Prace wykonywano w różnych okresach. Zakład Robót Drogowych wystawiał fakturę Zarządowi Dróg Miejskich. Potem ZDM płacił ZRD z publicznych pieniędzy. W dokumentach nie pisano, że prace dotyczą dwóch komend policji, lecz remontów poznańskich ulic: Warszawskiej, Bojanowskiej, Jeleniogórskiej, Namysłowskiej, Jasnej Roli, Dolnej Wildy oraz dróg dojazdowych do remontowanego ronda Kaponiera.

W policji także nie było prawie żadnych dokumentów. Kontrolerom udało się dotrzeć do protokołu dotyczącego jednej z inwestycji w komendzie. Protokół przekazania robót podpisał Jacek Szukała z ZDM, a przyjął je Mariusz Jurkiewicz, wówczas naczelnik Wydziału Inwestycji i Zaopatrzenia KWP. Z kontroli wynika również, że bezpłatne prace brukarskie, bez pokrycia w papierach, wykonywała prywatna firma KRUG ze Swarzędza. Dlaczego zdobyła się na taki „czyn społeczny”? Firma KRUG nie odpowiedziała na nasze pytania.

Dymisja, czyli na emeryturę
Decyzje dwóch szefów ZDM o bezpłatnych remontach dla policji realizowali ich podwładni. Ireneusz Woźny, wówczas naczelnik Wydziału Utrzymania Dróg i Mostów ZDM, stwierdził, że dostał polecenie od dyrektora Szukały, by „nakładkę asfaltową” wykonaną w komendzie przy Szylinga rozliczyć w remoncie odcinka drogi na Dolnej Wildzie. Woźny obecnie jest zastępcą dyrektora ZDM do spraw technicznych.

Z pracą pożegnał się za to inny urzędnik od dróg, który wykonywał plan szefów ZDM. Chodzi o Floriana Kowalskiego, byłego już dyrektora Zakładu Robót Drogowych wykonującego potajemne remonty dla policji.

Florian Kowalski podczas kontroli potwierdził, że szefowie ZDM mówili mu, że policja nie ma pieniędzy, dostanie je w następnym roku i wtedy się rozliczy. Jednak jak stwierdził Kowalski, za rok sytuacja się powtórzyła. On jednak nie oponował, bo uznał, że ZRD ma zlecenie, uzyska więc przerób, a ZDM zapłaci za fakturę. Kowalski dodał, że podległy mu ZRD prace rozliczał w remoncie ul. Warszawskiej i ronda Kaponiera. Ustne polecenia, jak zaznaczył, dostawał od dwóch szefów ZDM, a wszelkie wyliczenia były tylko w jednym egzemplarzu.

Florian Kowalski oficjalnie przeszedł na emeryturę. Doszło do tego wiosną 2015 roku, kilka miesięcy po ujawnieniu afery parkingowej. Na emeryturę przeszedł również dyrektor ZDM Jacek Szukała. A Kazimierza Skałeckiego, który z ZDM przeszedł do spółki Poznańskie Inwestycje Miejskie, odwołano za stanowiska. Były to konsekwencje ich udziału w tzw. aferze parkingowej.

Na emeryturę przeszedł ponadto generał Krzysztof Jarosz. W chwili ujawnienia sprawy był komendantem śląskiej policji. W rozmowie z „Głosem Wielkopolskim” nie ukrywał, że ta historia przyczyniła się do decyzji o odejściu na emeryturę. Czuł się niesłusznie oceniany w kontekście remontu parkingów w komendzie wojewódzkiej przy ul. Kochanowskiego i miejskiej przy ul. Szylinga.

Jaśkowiak: to pogarda dla prawa
Kilka dni temu spotkaliśmy się z prezydentem Jackiem Jaśkowiakiem. Gdy pod koniec 2014 roku obejmował urząd, trafił do niego raport CBA wskazujący na możliwość popełnienia przestępstwa. Zarządził audyt, który potwierdził ustalenia CBA.

Jacek Jaśkowiak: - Raport CBA uzmysłowił mi, że w Urzędzie Miasta nie przestrzegano procedur, a w niektórych jednostkach miejskich pewne osoby uzyskały pozycję pozwalającą im na zdominowanie struktury. W ZDM takim przykładem może być osoba pana Skałeckiego. Miał taką władzę, że podwładni pod naciskiem psychicznym fałszowali dokumenty i de facto popełniali przestępstwa, co jednoznacznie wynika z raportu CBA. Inaczej jak obawą przed utratą pracy nie można tłumaczyć tego, że byli gotowi podpisywać dokumenty niezgodne z prawem. Nikomu tych nieprawidłowości nie zgłaszali, bo czuli, że w mieście są osoby nie do ruszenia. To dało mi powody do podjęcia decyzji personalnych wobec konkretnych osób zamieszanych w tę sprawę.

Zdaniem prezydenta Jaśkowiaka w tej historii zawiodły czynniki kontrolne. Za zaniedbania wini poprzednie władze.

- Zostałem przesłuchany przez prokuratora ze Szczecina. Powiedziałem mu jasno, że oczekuję zarzutów dla winnych przestępstw. Nie chodzi mi o szeregowych urzędników, którzy ulegli presji i dali się sterroryzować, ale o osoby odpowiedzialne za ten bałagan, czyli na przykład ówczesne kierownictwo ZDM. Zawiodły również mechanizmy nadzoru, a to już odpowiedzialność byłego zastępcy prezydenta, Mirosława Kruszyńskiego. Powiedziałem prokuratorowi, że, zgodnie z moimi odczuciami, to on dopuścił do tego, by niektórzy w urzędzie mieli zbyt dużą władzę i możliwości. A nad tym wszystkim był prezydent Grobelny, który nie kontrolował podwładnych, lecz koncentrował się na PR i przecinaniu wstęg. Błędy popełniono również po stronie policji. Komendant Jarosz i urzędnicy lekceważyli procedury w przekonaniu o bezkarności. Ich działanie to wynik pogardy dla prawa.

Komendant: nikt nie stracił
Dlaczego policja nie zwróciła się do urzędu z oficjalnym wnioskiem o remont parkingów? Gen. Krzysztof Jarosz, były szef wielkopolskiej policji: - Były prowadzone rozmowy z urzędnikami, ale usłyszeliśmy, że miasto nie ma pieniędzy. Nam te parkingi były potrzebne do prawidłowego funkcjonowania i zabezpieczenia miasta. Przed Euro 2012 państwo polskie postawiło przed nami różne ważne zadania, obiecywano pieniądze, ale potem nie zapewniono nam odpowiednich środków na ich realizację. To, że doszło do tej historii, to znak złego funkcjonowania państwa polskiego. Gdyby działało dobrze, nie byłoby proszenia się innych o pomoc. Chcę też podkreślić, że w tej sprawie nikt nie stracił. Powstały parkingi, które służą policji i mieszkańcom.

Dodaje, że jako komendant wyznaczał kierunki działań, a realizowali je podwładni. Nie wnikał w szczegóły remontów parkingów oraz w dokumenty. Jak mówi, tym zajmowali podwładni. Gen. Jarosz nie chciał komentować słów prezydenta Jaśkowiaka, że wykazał się pogardą dla prawa.

Byli szefowie ZDM, którzy wydali dyspozycję o wyremontowaniu parkingów, w ogóle nie chcieli rozmawiać. Były dyrektor Jacek Szukała pytany przez nas o tzw. aferę parkingową, stwierdził, że nie wie, o czym mówimy. Gdy podaliśmy szczegóły, były szef ZDM odpowiedział tak: - Nie ustosunkowuję się do tego, niczego nie komentuję.

Również jego były zastępca, czyli Kazimierz Skałecki nie był skory do rozmowy.

- Nie wypowiadam się, jestem już osobą prywatną, temat publicznie zakończyłem - twierdzi Skałecki. Gdy zauważyliśmy, że tematu nawet nie rozpoczął, bo nigdy nie skomentował zastrzeżeń pod swoimi adresem, Skałecki oświadczył, że sprawa jest zbyt poważna, a on ma przykre doświadczenia z prasą. Zarzucił, że dziennikarze wrzucają wszystkich drogowców do jednego worka.

Sprawy nie chciał komentować również Mirosław Kruszyński, były wiceprezydent Poznania. Zapewniał nas, że tematu parkingów nie zna, ale potwierdził, że również jego przesłuchiwała prokuratura.

- Na przesłuchaniu zeznałem, że nie mam wiedzy na ten temat. A słów pana prezydenta Jaśkowiaka nie będę komentował. Trudno jednak mówić o braku nadzoru, on był sprawowany przez wydziały Urzędu Miasta, które kontrolowały poszczególne jednostki - podkreśla Mirosław Kruszyński.

Także były prezydent Ryszard Grobelny nie chciał komentować opinii Jaśkowiaka. Jak stwierdził, przynajmniej na razie.

- Temat parkingów znam, ale głównie z doniesień medialnych oraz pytań, jakie zadawał mi prokurator. Gdy te prace były prowadzone, nie miałem o nich żadnej wiedzy. Trudno mi komentować, dlaczego policja oficjalnie nie zwróciła się o takie wsparcie. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że taką pomoc, po dyskusji w Radzie Miasta, by od nas dostała - uważa Ryszard Grobelny.

Przecież za prezenty się nie płaci
Choć od remontów minęło kilka lat, prace na rzecz policji nadal nie są rozliczone. Jacek Jaśkowiak pod koniec 2014 roku zapowiadał, że zażąda od policji zapłaty za roboty. Raport CBA mówił, że koszt wszystkich robót wyniósł 772 tys. zł. Z kolei według ustaleń audytu Urzędu Miasta i wyliczeń powołanego biegłego prace kosztowały 637 tys. zł.

W zeszłym roku urzędnicy wysłali policji dwie faktury do zapłaty. Ta je odesłała, wskazując, że remonty parkingów były darowizną. Nawet jeśli był bałagan w papierach, był to prezent, za który się nie płaci.

Urząd Miasta nie wysłał policji kolejnej faktury, bo Jacek Jaśkowiak uznał, że roboty, choć wykonane z naruszeniem prawa, prawdopodobnie jednak były darowizną.

Jacek Jaśkowiak: - Z czasem lepiej poznałem detale tej historii. Spotkałem się z policją, rozmawiałem z moim poprzednikiem, zapoznałem się ze stanowiskiem miejskich audytorów. Powiedziałem Ryszardowi Grobelnemu, że w urzędzie panował straszny bałagan. Stwierdził, że nie wiedział o tym remoncie, ale gdyby policja oficjalnie zwróciła się do miasta o pomoc w tej sprawie, to prawdopodobnie by ją dostała. Uznałem więc, że intencją obu stron, czyli policji i miasta, było nieodpłatne wykonanie prac. Dlatego doszedłem do przekonania, że wystawianie policji kolejnych faktur albo pozwanie do sądu o zapłatę narazi na śmieszność obie strony. Po co dalej odbijać piłeczkę? Tym bardziej, że z policją współpracujemy i mamy wspólne cele. Ktoś inny narobił bałaganu, a z nowym szefem wielkopolskiej policji musimy go posprzątać.

Urząd Miasta poinformował już kierownictwo KWP, że sprawę chce zakończyć poprzez akt darowizny. Policja w odpowiedzi przesłała już nawet projekt umowy.

Prezydent, uznając, że to jednak była darowizna, opiera się na wskazaniach Biura Audytu Wewnętrznego i Kontroli Urzędu Miasta. Zaproponowało ono kilka rozwiązań sytuacji. Scenariusze zakładały, że miasto nadal domaga się od policji zapłaty, miasto dogaduje się z policją i obie strony dzielą się kosztami inwestycji, a trzecie rozwiązanie zakładało właśnie darowiznę.

Tym, jak miasto rozliczy się z policją, bardzo interesuje się prokuratura. Szczecińscy śledczy co pewien czas dopytują urząd, czy podjął już decyzję o darowiźnie. Wśród urzędników można usłyszeć głosy, że z darowizną lepiej byłoby się wstrzymać.

- Warto poczekać na zakończenie śledztwa. Nie znamy wszystkich dowodów, nie wiemy do końca, jakie były intencje stron. A jeśli zrobimy darowiznę, prokuratura może umorzyć sprawę, twierdząc, że nie doszło do wyrządzenia szkody. Wtedy od opinii publicznej dostanie się prezydentowi, że zgodził się na taką darowiznę - taki scenariusz kreśli jeden z urzędników.

Jednak Jacek Jaśkowiak wydaje się przekonany do darowizny. - Niezależnie od tego, jak moja decyzja zostanie odebrana, muszę myśleć o możliwie najlepszym rozwiązaniu dla miasta. Nie zastanawiam się też, jak wpłynie ona na dalsze kroki prokuratury. Wierzę, że dąży ona do wyjaśnienia sprawy- zaznacza prezydent.

Co zamierzają śledczy? Jak ustaliliśmy, niewykluczone jest postawienie zarzutów kilku osobom. - Prokuratura musi wiedzieć, na ile miasto wyceniło te roboty. A nawet jeśli policja dostanie darowiznę, to jeszcze nie oznacza, że nie doszło do wyrządzenia szkody majątkowej albo że ktoś nie odniósł korzyści. To kwestia oceny, której dokona prokuratura, a nie policja czy Urząd Miasta. Jest jeszcze istotna kwestia sfałszowania dokumentów i przekraczania uprawnień przez urzędników - mówi nam pracownik organów ścigania, znający szczegóły śledztwa.

Prokuratura Okręgowa w Szczecinie wciąż prowadzi postępowanie. Jak poinformowała nas Małgorzata Wojciechowicz, rzecznik szczecińskiej prokuratury, śledztwo zostało przedłużone do końca roku, a większość świadków została przesłuchana. Zeznania ma jeszcze złożyć kilka osób. Potem zapadnie decyzja o dalszych krokach.

Zamieszanie w policji i CBA
W lutym 2015 roku po raz pierwszy napisaliśmy o tzw. aferze parkingowej. Wówczas opisaliśmy, jakie były początkowe reakcje na ujawnione nieprawidłowości. Z naszych ustaleń wynikało, że już w październiku 2013 roku aferę parkingową wykryła sama policja. A dokładnie policyjne Biuro Spraw Wewnętrznych, które tropi nieprawidłowości wśród funkcjonariuszy. Jeden z policjantów BSW chciał o sprawie zawiadomić prokuraturę, ale jego przełożeni uznali, że nie ma dowodów na popełnienie przestępstwa przez któregoś z policjantów. Nasi rozmówcy twierdzą, że sprawę chciano zamieść pod dywan. Po pewnym czasie pojawiły się anonimy.

Między innymi o tym, że urzędników ZDM zmuszano do fałszowania dokumentów. Policja, twierdząc, że nie chce być sędzią we własnej sprawie, po dłuższym czasie przekazała materiały do CBA. Jednak także CBA początkowo nie zapaliło się do tematu. Policyjne BSW i cywilne CBA zaczęły sobie udowadniać, które z nich powinno zająć się remontem policyjnych parkingów. Ostatecznie w sierpniu 2014 roku CBA weszło do ZDM, a potem zawiadomiło Prokuraturę Generalną.

Policyjne parkingi
Prace na terenie dwóch komend policji, jak wynika z raportu CBA, prowadzono w latach 2010-2013. Policja twierdziła, że zależało jej na poprawie infrastruktury przed turniejem piłkarskim rozgrywanym m.in. w Poznaniu. Ale większość prac na parkingach wykonano już po zakończeniu turnieju. Roboty polegały głównie na wymianie nawierzchni asfaltowej na parkingach w Komendzie Wojewódzkiej Policji przy ul. Kochanowskiego i KMP przy ul. Szylinga. Ruchem samochodów i maszyn budowlanych osobiście kierował naczelnik poznańskiej drogówki Józef Klimczewski. W policyjnych kuluarach mówiono, że roboty są prezentem dla komendanta Jarosza. On sam zapewnia, że nikt na tym nie stracił, a zyskała policja oraz mieszkańcy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski