Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Legend": Zwyczajni niezwyczajni [RECENZJA]

Cyprian Lakomy
Cyprian Lakomy
Materiały dystrybutora
Brian Helgeland opowiada historię wyjątkowych gangsterów w mało wyjątkowy sposób.

Po obejrzeniu „Legend” nie wiem, jaki pomysł na opowiedzenie historii braci Krayów, najsłynniejszego duetu gangsterskiego znad Tamizy, miał jego reżyser. W przypadku filmów, które opowiadają historię pokazaną już w kinie wcześniej - a tak jest w przypadku dzieła Helgelanda, które wchodzi na ekrany 25 lat po premierze „Braci Kray” Petera Medaka - świeży pomysł powinien być warunkiem sine qua non powstania kolejnego obrazu. Choć twórcy zapewniali, że doskonale to wiedzą, to po dwóch godzinach „Legend” można mieć wątpliwości, czy mówili prawdę.

Trudno wyczytać tu jakąś autorską koncepcję poprowadzenia tej historii. Zamiast tego mamy typowy zbitek bijatyk w pubach, życia w ekskluzywnych klubach, oklepany wątek miłosny i nieudolną próbę zerwania przez jednego z braci z gangsterką. Niewiele więcej z tego wynika, a film zdaje się ciągnąć w nieskończoność, wydłużany coraz to mniej efektownymi wątkami.

Przed premierą reżyser i producenci kwieciście opowiadali o tym, jak wielkim mitem obrośli Ron i Reggie, którzy weszli wręcz do londyńskiego folkloru. W kontekście tej wiedzy i nawiązującego do niej tytułu „Legend” tym większa szkoda, że ani przez chwilę nie dają poczuć tego mitotwórczego potencjału Krayów. Ich metody załatwiania spraw nie będą dla nikogo, kto obejrzał w życiu kilka filmów gangsterskich, szczególnym szokiem. Czym zatem Krayowie zasłużyli na swą legendę? Odpowiedź na to pytanie znajdziemy prędzej na Wikipedii niż w filmie Helgelanda.

Jednym z nielicznych atutów filmu jest grający obu bliźniaków Tom Hardy, który po szczątkowych dialogach w „Mad Maksie: Na drodze gniewu”, ma szansę wygadać się na ekranie za dwóch. Aktor ponoć pierwotnie zainteresowany był rolą bardziej bezwzględnego Rona, co zresztą widać na ekranie: to dużo bardziej wyrazista postać niż aspirujący do normalnego życia Reggie. Podobno w latach 60. obu Krayów nazywano Rolling Stonesami świata gangsterskiego. W „Legend” przypominają bardziej braci Gallagherów z Oasis, najczęściej nielubiących się, ale skazanych na siebie.

Nijakość „Legend” potęguje to, że niezbyt czuć tu lokalny koloryt tej historii, której główni bohaterowie wywodzą się z londyńskiego East Endu. Nie wystarczają powracające co jakiś czas ujęcia ulic, wzdłuż których ciągną się robotnicze szeregowce, bo takich miejsc nie brakuje też w innych angielskich miastach. Zabrakło choćby pierwiastka miejscowej egzotyki. Wprawdzie Ron Kray nawija w dialekcie cockney, ale bardzo łatwo pomylić go z wadą wymowy, którą też niewątpliwie posiada.

„Pępek świata może być wszędzie, nawet w East Endzie” - powtarza wiele razy na ekranie Reggie. Myślę, że film Helgelanda można podsumować, zmieniając nieco słowa gangstera. Bo tak jak pępek świata, wszędzie mogłaby rozgrywać się akcja „Legend”, a jego główni bohaterowie to gangsterzy jak wszyscy inni.

Legend
reż. Brian Helgeland
wyk. Tom Hardy, Emily Browning
w kinach od 9 października

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski