Mecz z Wisłą Płock miał być meczem przełamania. Lech nie wygrał u siebie od trzech spotkań, ostatnim wygranym meczem przy Bułgarskiej był ten z Pogonią Szczecin (3:1) 11 września. Remis z Arką Gdynia (0:0), z Wisłą Kraków (1:1) w lidze i w takim samym stosunku bramkowym w Pucharze Polski kazał myśleć fanom, że zespół trenera Nenada Bjelicy ma problemy z wygrywaniem u siebie.
- Trudno na takiej murawie grać w piłkę. Nie szukam alibi, ale tego faktu nie można pominąć. Szukamy wspólnie z władzami klubu rozwiązania tej sytuacji – mówił przed spotkaniem Nenad Bjelica, szkoleniowiec Lecha.
Zespół Bjelicy choć nie najlepiej radzi sobie też w obronie, bo ostatnio zachował czyste konto 25 września w spotkaniu z Arką Gdynia (0:0). Kolejorz liczył na pewne zwycięstwo.
Mecz odważnie rozpoczęli goście, którzy wysokim pressingiem zaskoczyli lechitów. W 7 min. Dominik Furman próbował prostopadłego podania, ale jego zamysłu nie zrozumiał Jose Kante. Lech napór jednak przetrwał, a dwie minuty po akcji płocczan Radosław Majewski świetnie wypatrzył Dawida Kownackiego, a ten strzałem w krótki róg pokonał Seweryna Kiełpina.
Zaraz po bramce tempo gry nieco osłabło – Lech jakby był zadowolony z prowadzenia, zaś Wisła niespecjalnie wiedziała, jak ograć obronę poznaniaków. Dopiero w 25 min. strzelał z dystansu Tamas Kadar, tyle że golkiper gości nie miał większych problemów ze złapaniem piłki. Pod koniec pierwszej połowy głową strzelał jeszcze Darko Jevtić. I tym razem Kiełpin był czujny.
Po przerwie, w 49 min. mocno z dystansu znów uderzał Kadar, bramkarz wybił piłkę przed siebie, lecz dobitka Kownackiego była niecelna. W 65 min. pokazał się wreszcie Jevtić, który oszukał dwóch przeciwników. Jego strzał został zablokowany. Od tego momentu zdecydowanie bardziej aktywni byli goście i żeby być sprawiedliwym – powinni wyrównać.
Gościom z Płocka brakowało zimnej krwi i odpowiedniej decyzji w kluczowych momentach, a remis jak najbardziej był w ich zasięgu. W samej końcówce gości dobił Marcin Robak, który wykorzystał rzut karny po faulu na Łukaszu Trałce.
Lech niby kontrolował przebieg meczu, niby grał pewnie i wreszcie wygrał u siebie, tyle że oprócz dopisania trzech punktów i zachowania przez Putnockiego czystego konta trudno szukać na siłę pozytywów. Taka drużyna nie porywa tłumów, których dziś i tak przy Bułgarskiej brakuje. Mecz z beniaminkiem oglądało zaledwie 9,5 tys. widzów... To, czy Lech wygrywa swoje mecze zależy w głównej mierze od tego, czy któryś z zawodników ofensywnych ma dobry dzień albo przydarzy mu się przebłysk.
Kibice oczekują od zespołu Lecha, by w meczach u siebie wręcz pożerał przeciwników. A tymczasem piłkarze grają asekuracyjnie, bez polotu, szybkości i pomysłu. Można odnieść wrażenie, że są niewolnikami wyniku. I coś w tym jest, bo czołówka zaczęła odjeżdżać i najwyższy czas ją gonić.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?