Wszyscy lechici prezentują się podobnie. Widać, że zależy im na przełamaniu fatalnej passy, bo przecież nie jest miło być pośmiewiskiem całego kraju, ale zwyczajnie nie mają żadnych argumentów by wyjść z dołka w jaki wpadli od początku roku. Trener Rumak najpierw mobilizował zawodników, potem dał im w kość na treningach, a ostatnio nawet groził, że wyrzuci tych, którzy nie wykonują jego poleceń i zostawiają zbyt mało zdrowia na boisku. Wczoraj postanowił przesunąć na ławkę rezerwowych absolutnych pewniaków - Grzegorza Wojtkowiaka, Dimitrije Injaca i Semira Stilica. I to też niewiele pomogło. W kluczowych momentach albo brakowało naszym piłkarzom dokładności, albo podejmowali złe decyzje, albo minimalnie się spóźniali.
- Potrafię znaleźć usprawiedliwienie dla chłopaków. Za późno został zwolniony Jose Bakero. Zespół jest tak samo źle przygotowany jak w ubiegłym roku. Stąd biorą się wszystkie problemy. Z dnia na dzień nie da się tego poprawić. Dlatego słabo grają wszyscy - mówił w wywiadzie dla "Przeglądu Sportowego" Bartosz Bosacki.
Słowa byłego kapitana znalazły potwierdzenie na boisku w Krakowie. Co z tego, że w 13 minucie Ślusarskiemu udało się urwać defensorom Wisły i znaleźć się w sytuacji sam na sam z Pareiką, skoro w najważniejszym momencie nie potrafił zachować zimnej krwi . Miał czas by dokładnie przymierzyć, mógł też podać do stojącego bez opieki Możdżenia. A jednak zdecydował się na wariant siłowy i huknął metr nad porzeczką. Nie trzeba nikomu tłumaczyć, że gdyby w tej sytuacji udało mu się strzelić gola, to spotkanie mogło mieć zupełnie inny przebieg.
WIĘCEJ O LECHU POZNAŃ:
gloswielkopolski.pl
Zamiast jednak dodatkowego zastrzyku energii, Lech musiał niedługo potem przełknąć gorzką pigułkę. Ułamek sekundy spóźnił się Henriquez, źle obliczył lot piłki Arboleda i ... stało się. Po dośrodkowaniu Nuneza, Genkow precyzyjnym uderzeniem głową pokonał Buricia.
A potem znów w kilku przypadkach zabrakło lechitom zdecydowania i centymetrów. Arboleda w polu karnym Wisły nieczysto trafił piłkę i strzał Kolumbijczyka okazał się zbyt słaby. Tuż przed przerwą dobrą sytuację miał jeszcze Kikut, ale kiedy strzelił w długi róg, to minimalnie chybił.
Po zmianie stron, Lech starał się zmienić niekorzystny wynik. Ale aż do 80. minuty niewiele z tego wynikało. Zbyt dużo było niedokładności i prostych błędów. Długo gra naszym piłkarzom zupełnie się nie kleiła. A kiedy już udało się stworzyć coś sensownego, twardo interweniowali obrońcy Wisły, którzy nie przebierali w środkach, by utrzymać korzystny wynik. I dopiero, kiedy w samej końcówce poznaniacy postawili wszystko na jedną kartkę i rzucili na szalę resztkę sił, gospodarze stracili kontrolę nad meczem. Pod bramką Pareiki kilka razy mocno się zakotłowało. Lecz właśnie wtedy lechitom zabrakło zwykłego szczęścia. W 86. minucie strzelał głową z 12 metrów Kamiński, ale fantastycznie zachował się bramkarz Wisły i odbił piłkę tak, że trafiła ona w poprzeczkę. Kilkanaście sekund później po wrzutce Stilicia, Rudniew pomylił się stojąc trzy metry od bramki! Jakby tego było jeszcze mało w 90. minucie Ślusarski znów ostrzelał słupek...
- Zagraliśmy lepiej niż w Białymstoku - ocenił spotkanie trener Rumak. - Potrzeba zmian, by ratować sezon, ale najpierw muszę dokonać dokładnej analizy tego meczu - dodał szkoleniowiec Kolejorza.
Jego "misja ratunkowa" nie przynosi efektów. Pod jego wodzą Lech w czterech meczach zanotował trzy porażki. W przebudzenie naszej drużyny wierzą już tylko najwięksi optymiści . Ale nadzieja umiera ostatnia, a poza tym wiadomo, że nawet najgorszy zespół musi w końcu wygrać.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?