Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Teatr: Opera na stadion? Czemu nie!

Stefan Drajewski
Na wrocławskim stadionie widzowie zobaczyli  Chiński Mur
Na wrocławskim stadionie widzowie zobaczyli Chiński Mur fot. Marek Grotowski
Stadion sportowy dla sportowców jest czymś normalnym, dla artystów wyzwaniem. Jak sprawić, aby obca przestrzeń "zagrała" inaczej? Michał Znaniecki zbudował Mur Chiński w kształcie spirali, który otacza księżniczkę Turandot, symbol miasta zamkniętego. Drugim zamnięciem albo dalszym ciągiem Muru są trybuny stadionu...

Znaniecki nie czyta jednak opery Pucciniego przez pryzmat polityki. Opowiada dobrze wszystkim znaną historię księżniczki, która kandydatom na męża stawia wysokie wymagania. Jeśli im nie sprostają, każe ich zabić. Przypomina bezduszną maszynę, nie kobietę.

W widowisku plenerowym nie są najważniejsze emocje, rysunek psychologiczny postaci, relacje między bohaterami. Liczy się forma, umiejętność zagospodarowania przestrzeni i wypełnienia jej własnym życiem. I to udało się Znanieckiemu. Zbudowane na murawie stadionu kamienne miasto strzeżone przez żołnierzy z terakoty żyje swoim rytmem, żyje w strachu, bo kiedy pojawia się Turandot, niczym w złotym kielichu tulipana albo innego kwiatu o kształcie kielicha, wszyscy zastygają. Niemal przez cały spektakl oglądamy ją jako popiersie, część wielkiej budowli (podobnie zostały potraktowane postaci Cesarza i Mandaryna).

Cała trójka jest jakby częścią kamiennego miasta. O ile władcy miasta przypominają kamienne figury, o tyle Kalaf, Liu, Timur sprawiają wrażenie naturszczyków zagubionych w tym kamiennym świecie. Ten zabieg świadczy o dychotomicznym podziale świata w operze Pucciniego. Czy Kalifowi udaje się ten podział zburzyć? Sądząc po finałowej feerii sztucznych ogni... tak.

Największym atutem wrocławskiej "Turandot" jest widowiskowość mimo pozornej statyczności akcji opery, rozmach, umiejętność łącznia tradycji z nowoczesnością. Świetnie grała orkiestra pod batutą Tomasza Szredera, bardzo dobrze brzmiał chór, chociaż czasami brakowało mi mocy. Najmniej satysfakcji sprawili soliści. Trudno mieć pretensje do śpiewu Georginy Lukacs (Turandot) czy Luisa Chapa (Kalaf). Śpiewali z dużą kultura muzyczną, ale nie były to piękne głosy. Sopran Lukacs brzmiał bardzo ostro, momentami wręcz szorstko. Wyjątkowym zjawiskiem w gronie solistów była Anna Lichorowicz kreująca postać Liu. Cudowny, pełen słodyczy sopran, któremu nie zaszkodziła technika nagłaśniająca.

Na marginesie: to była 20. megaprodukcja operowa we Wrocławiu. Największa. Zgromadziła około 13 tys. widzów. Wokół Stadionu Olimpijskiego nie było korków, panowała wręcz piknikowa atmosfera, chociaż deszcz wisiał w powietrzu. Po spektaklu na publiczność czekały autobusy odwożące do różnych dzielnic miasta, a zagranicznych gości do hoteli. Wokół stadionu można się było najeść i napić. Okazuje się, że we Wrocławiu opera to sztuka dla każdego a nie tylko dla wybranych, chociaż na trybunie zasiadł także Bogdan Zdrojewski, minister kultury i dziedzictwa narodowego.

Giacomo Puccini, "Turandot", inscenizacja, reżyseria i scenografia Michał Znaniecki, kierownictwo muzyczne Tomasz Szreder, kierownictwo chóru Anna Grabowska-Borys, ruch sceniczny Grzegorz Pańtak i Elżbieta Szlufik-Pańtak, reżyseria świateł Bogumił Palewicz.
Premiera
18 czerwca 2010

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski