Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

The Stubs Pod Minogą: Radosny taniec na własnej trumnie [ZDJĘCIA]

Cyprian Lakomy
Cyprian Lakomy
The Stubs zagrali w czwartek Pod Minogą
The Stubs zagrali w czwartek Pod Minogą Waldemar Wylegalski
To był po prostu kolejny koncert The Stubs. Tyle, że jeden z ostatnich.

- Niech giną, niech giną! - wołała publiczność Pod Minogą w czwartkowy wieczór pod adresem muzyków The Stubs, do czego ochoczo zachęcał ją sam lider zespołu, Tomek Szkiela. Ten luźny stosunek do faktu, że dni warszawskich rock'n'rollowców są już policzone najlepiej oddaje klimat pierwszego koncertu ich pożegnalnej trasy.

The Stubs kończą działalność, o czym poinformowali już kilka miesięcy temu, wypuszczając tytułowy numer z wymownie nazwanej, czwartej płyty "Let's Die". On również otworzył czwartkową setlistę. Energetyczny, z refrenem wprost stworzonym do skandowania i wymachiwania pięścią w powietrzu, brzmiał jak radosny taniec twórców na własnej trumnie. Dalej całe mnóstwo stubsowych hitów: "Social Death By Rock'n'Roll", "Nation of Losers", "Salvation Twist". Czyli jak zwykle.

Na tym, czyli na zwyczajności, polegała największa siła koncertu warszawiaków. Kto widział ich po raz pierwszy, doświadczył ich niskobudżetowego rock'n'rolla w czystej, esencjonalnej postaci, kto po raz któryś już z rzędu - nie musiał się obawiać, że obecny od zawsze na ich występach humor zostanie zastąpiony koturnowym patosem i jakąś nienaturalną zadumą. Jedynymi funeralnymi akcentami były dostępne na zespołowym straganie koszulki z nadrukiem "Stubs Are Dead" oraz oświetlające je, tlące się znicze. Choć patrząc na nie trudno było ronić łzy. Dużo łatwiej było się po prostu uśmiechnąć i sięgnąć do kieszeni.

Mimo wszystko, trochę smutno, że najlepszy w ostatnich latach polski zespół rock'n'rollowy znika ze sceny. Siłą The Stubs był zawsze ich punkowy nerw, spora doza ironii i brak estradowej maniery. Tych cech ze świecą szukać u z metra ciętych wykonawców z dni miast i opolskich scen, a tym bardziej u rodzimych dinozaurów, dla których granie jest dziś bardziej musem niż wyborem. Dobrze mieć świadomość, że Tomek, Łukasz i Radek zamykają ten ważny rozdział swoich karier w momencie, kiedy wiadomo, że więcej osób będzie za nimi tęsknić, niż mieć ich dość.

Z kronikarskiego obowiązku: wieczór otworzyły Lazy Jack and the Spinning Jenny i Lazy Class. Ci pierwsi są z Poznania, drudzy - to streetpunkowcy ze stolicy, z Radkiem z The Stubs za zestawem perkusyjnym. Choćby to daje pewność, że jeszcze o nim usłyszymy. O reszcie jego kompanów z tonącego statku - również.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski