Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Muzyka to mój świat, ale lubię łączyć ją z innymi sztukami - rozmowa z Barbarą Drążkowską

Marek Zaradniak
Barbara Drążkowska ukończyła Akademię Muzyczną w Poznaniu i od lat jet w ciągłej podróży
Barbara Drążkowska ukończyła Akademię Muzyczną w Poznaniu i od lat jet w ciągłej podróży Dawid Domański
Z Barbarą Drazkov Drążkowską , światowej sławy pianistką i kompozytorką rozmawiamy nie tylko o muzyce współczesnej.

Niedawno na Enter Enea Festival przyjechała Pani z perkusjonistą indyjskim BC Manjunath. Podczas koncertu używała Pani fortepianu preparowanego, ale i fortepianów normalnych. Czy muzyka, którą prezentowaliście była muzyką współczesną czy jazzem?
Sami z Manju mieliśmy problem jak ująć styl, w którym się obracamy. Połączenie pianistki klasycznej z muzykiem karnatyjskim, fortepianu preparowanego z instrumentami z poludnia Indii (mridangam i ghatam), dwóch fortepianów strojonych w ćwierćtonach ze sztuka wokalizy rytmicznej zwaną konnakol jest tak nietypowe, ze naprawdę nie wiem, jak nazwać rodzaj muzyki, który uprawiamy. Nie jest to world music. Nie był to tez jazz. Nie ma w tym zbyt wiele improwizacji - w większości były to nasze, gotowe utwory. Jeden dłuższy, dziesięciominutowy, oparty był w całości na rytmach karnatyjskich , które przetłumaczyłam na fortepiany, znajdując odpowiednie brzmienia i harmonie. Były też trzy utwory skomponowane przeze mnie na fortepian preparowany, do których Manju dołożył swoje instrumenty. Były też utwory Szymona Brzóski na normalny fortepian. Stanowiły łącznik, dawały oddech, bo w naszej muzyce było tyle perkusji i rytmu, że brakowało nam bardziej melodyjnych fragmentów. I tu z pomocą przyszedł nam właśnie Szymon Brzóska, który jest mistrzem pięknej frazy.

Co to jest muzyka współczesna?
Muzyka współcześnie tworzona.

Dzieli Pani muzykę na dobrą i złą czy poważną i niepoważną?
Dzielę na taką, która mi się podoba i która mi się nie podoba, czyli w moim mniemaniu coś jest ciekawe albo mnie nudzi i nie interesuje. Ale dobrze wiem, że to co mnie nudzi, co mi się nie podoba, dla kogoś innego może być interesujące. Wole więc nie używać takich określeń. Ja po prostu czuję czasami od pierwszych dźwięków, że coś do mnie trafia, coś mnie przekona albo i nie. Nawet działania, których ja nie do końca rozumiem i może nie do końca są z mojego świata dźwięków, ale są przekonywająco podane jestem w stanie zaakceptować i wytrwać na takich koncertach do końca.

W roku 2005 ukończyła Pani Akademię Muzyczną w Poznaniu w klasie fortepianu Grzegorza Kurzyńskiego i. . wyjechała Pani na prestiżowe stypendium DAAD do Niemiec. Co ci dal ten wyjazd? Tak naprawdę od tego czasu ciągle podróżujesz...
Tak, to prawda. Na początku studiowałam w Kolonii u Pierre-Laurent Aimarda i to mi bardzo dużo dało. Jest to pianista koncertujący na całym świecie, znakomity instrumentalista, przemiła osoba i wybitny umysł.

Zobacz też: Pogranicze Kultur 2017: Występ Jerzego Kryszaka

Natomiast w Lubece uczyłam się u James’a Tocco, pół Włocha-pół Amerykanina, który mieszka w Stanach i przylatywał do nas raz w miesiącu, żeby przeprowadzić zajęcia. Studia w Lubece miały bardziej kameralny kierunek. Grałam z wiolonczelami, głównie z Izą Buchowską, z którą przez 4 lata tworzyłyśmy duet.

Byłyśmy na jednym roku w Akademii w Poznaniu, a potem kontynuowałyśmy edukację w Lubece uczęszczając na zajęcia zarówno do profesorów wiolonczelistów, jak i pianistów. I właśnie mój sposób myślenia kameralnego pochodzi przede wszystkim z Lubeki. A jeśli chodzi o podróż…Odkąd pamiętam wpisana była w życie naszej rodziny. Mój tato był kapitanem żeglugi wielkiej, przyjeżdżał i wyjeżdżał. Jeździliśmy całą rodziną na statek, odwiedzaliśmy go, wypływaliśmy z nim w rejsy. Zawsze wiedziałam, że chcę podróżować, ale przez długi czas miałam blokadę związaną z językami obcymi. Dopiero moment wyjazdu na stypendium do Niemiec był tym, w którym zrozumiałam, że tylko mieszkając w danym kraju jestem w stanie nauczyć się jego języka. Okazało się, że to kwestia innej perspektywy, odnalezienia się w tradycji danego języka i społeczeństwa.
Co po studiach w Niemczech miało dla Pani przełomowe znaczenie?
Konkurs muzyki współczesnej im. Krzysztofa Pendereckiego w Krakowie. Po studiach w Niemczech wróciłam do Polski i przez ponad rok pracowałam w Akademii Muzycznej w Poznaniu i w szkole II stopnia przy ulicy Solnej. Bardzo tę pracę lubiłam, ale czułam, że nie rozwinę się w niej tak, jakbym chciała. W dzień akompaniowałam, a w nocy na pianinku elektrycznym, ze słuchawkami na uszach ćwiczyłam utwory współczesne, które przygotowywałam na konkurs do Krakowa. Pojechałam tam i dostałam pierwszą nagrodę w kategorii solistów, Grand Prix całego konkursu oraz nagrodę specjalną dla najlepszego polskiego wykonawcy. Następnego dnia po koncercie laureatów leciałam prosto do Barcelony, gdzie zaczynałam pracę nad moim pierwszym spektaklem z muzyką Szymona Brzóski i choreografią Sidiego Larbiego Cherkaoui, zatytułowanym „Dunas”. Kiedy pracowaliśmy nad tym spektaklem zrozumiałam, że już nie wrócę do Polski. Zostałam w Hiszpanii. Ponieważ wszyscy muzycy flamenco, z którymi grałam, byli z Sevilli – właśnie Sevilla stała się moim domem na kolejny rok. I próbowałam grać flamenco.

Udawało się to Pani ?
To jest podobnie jak w przypadku rytmów karnatyjskich. Trzeba bardzo mocno w to wejść. Andaluzyjczycy rodzą się z flamenco we krwi.

Ale przecież nie trzeba być Hiszpanem, albo Andaluzyjczykiem , aby poczuć flamenco?
Nie. Nie trzeba. Ale poczuć flamenco, a zgłębić jego tajniki to dwie różne rzeczy. Zrozumieniu stylistyki i techniki flamenco trzeba poświęcić bardzo dużo czasu. Ja takiej ilości czasu nie miałam. Próbowałam i było to bardzo ważne doświadczenie w moim życiu. Kontakt z muzykami stamtąd, którzy często nie mają wykształcenia muzycznego, a osiągają niesamowity poziom techniczny w grze na swoich instrumentach i są wybitnymi osobowościami artystycznymi, był moim pierwszym przebłyskiem nowego myślenia o podejściu do zawodu. Mam taka stałą anegdotkę z tamtego czasu w Sevilli. Moi koledzy, gitarzyści flamenco pytali mnie codziennie: Ile godzin dzisiaj ćwiczyłaś? Kiedy mówiłam, że sześć pytali, dlaczego nie cztery. I zwykli mawiać, ze za dużo ćwiczę, a za mało gram. Oni grali cały czas, wszędzie. Na ulicy, na lotniskach, w metrze, w autobusach, pociągach, restauracjach.

Po Hiszpanii od razu były kraje BeNeLuksu czy Wielka Brytania?

Nigdy nie mieszkałam w Wielkiej Brytanii. Ja po prostu z Wielką Brytanią dość sporo współpracowałam. Głównie z teatrem Salder’s Wells w Londynie, w produkcjach z muzyką Szymona Brzoski i choreografią Sidiego Larbiego Cherkaoui. Po Hiszpanii zamieszkałam w Antwerpii.

I mieszka tam Pani do dzisiaj?
Właśnie przeprowadzam się do Brukseli.
Współpracuje Pani z wieloma kompozytorami. Z którym współpracuje się Pani najlepiej?
Z Szymonem Brzóską. Współpracujemy od wielu, wielu lat i mamy doskonałe muzyczne porozumienie. Wykonując muzyką Szymona mam czasami wrażenie, jakbym sama ja skomponowała. Język muzyczny Szymona tak bardzo współgra z tym czego szukam w muzyce, z tym w jaki sposób chciałabym siebie wyrażać grając, że trudno mi sobie wyobrazić bliższą relację z kompozytorem. Oczywiście z każdym kompozytorem współpracuje się inaczej. Jednym z powodów, dla których zdecydowałam się skoncentrować na wykonywaniu muzyki współczesnej jest właśnie możliwość kontaktu z kompozytorami. To, że mogę bezpośrednio dowiedzieć się czego ode mnie, jako wykonawcy, oczekują i jak sobie wyobrażają swoje dzieło. Czasami jest to nawet kwestia wpłynięcia na postać utworu, bo zdarza się, że są fragmenty, elementy, które ja bym wykonała inaczej. I jeżeli się umiejętnie porozmawia z twórcami, sugerując sensowne i ciekawe rozwiązania – najczęściej spotyka się to z ich aprobatą.

Często zdarza się Pani proponować swoje rozwiązania?
Zdarza mi się, bo mam swój bardzo osobisty sposób interpretacji. I może to nie jest poprawne, ale każdy utwór, który gram - poza tym, że wyszedł spod pióra konkretnego kompozytora - musi również być bardzo mój. Dlatego szukam własnych rozwiązań i czasami sugeruję. Oczywiście nie zawsze kompozytorzy zgadzają się na moje propozycje.

Często gra Pani na żywo do spektakli. Czy nie czuje się Pani wtedy trochę jak taper?

Nie wiem jak się czuje taper. W Poznaniu podczas Animatora grałam pierwszy raz do filmu to było zupełnie coś innego, niż praca w teatrze. Film jest już gotowym tworem i nie można z nim nawiązać dialogu. Natomiast z tancerzami, czy z aktorami jest to żywa współpraca i zarówno ja na nich reaguję , jak i oni na mnie. Więc to nie jest tylko kwestia mojego podążania za osobami na scenie, oni również muszą doskonale znać partię muzyczną, wiedzieć co się w muzyce dzieje i w odpowiednim momencie właściwie reagować. Dlatego też za każdym razem spektakl jest inny. Jesteśmy żywymi trybikami na scenie i energia między nami jest każdego wieczoru inna.

Była Pani też w tym roku w Poznaniu na Animatorze, ale tak naprawdę bardzo mało wiemy na temat Pani związków z filmem...Miałaś jakąś przygodę z filmem?
Nie. W Poznaniu ta przygoda się zaczęła i mam nadzieję, że w przyszłości będę miała jeszcze możliwość stworzenia czegoś do filmu. Bardzo lubię tego typu współprace, łączenie różnych sztuk. Muzyka to mój świat, ale jeżeli mogę ją połączyć z innymi dziedzinami sztuki to jestem najszczęśliwsza. Mam już pewne plany związane z filmem animowanym. Myślę, że miałam najlepszego mentora w tej dziedzinie – Piotra Bosackiego, którego znam równie długo, jak Szymona Brzóskę. Dzięki Piotrowi i teraz również dzięki Festiwalowi poznałam wielu świetnych animatorów, z którymi powoli klaruje się wspólny projekt.

Jak wygląda Pani dyskografia, bo zaskoczony byłem tym, że na Enterze nie można było nigdzie znaleźć Pani płyt.

Prawdę mówiąc, nie ma żadnej mojej solowej płyty. Jeszcze. Kilka miesięcy temu nagrałam w studio Leszka Możdżera solowy album z muzyką teatralną Szymona Brzóski. Szymon pisze zarówno muzykę teatralną, jak i autonomiczną . Nagrany album jest podsumowaniem naszej 10letniej współpracy z teatrami. Udało nam się zebrać 50 minut krótkich utworów fortepianowych komponowanych z myślą o mnie. Leszek Możdzer zaproponował nam wejście do swojego studia, nagranie i obecnie płyta jest w trakcie produkcji. Mam nadzieję, że pojawi się w sklepach do końca roku. Jeśli chodzi o inne płyty, to powstał krążek z muzyką do spektaklu „Dunas”, również płyta z muzyką do spektaklu „Genesis”. Można tam usłyszeć wspomnianego wcześniej BC Manjunatha, którego poznałam właśnie przy okazji pracy nad „Genesis”. Jest też płyta z hiszpańskim zespołem muzyki współczesnej Zahir Ensemble, prezentująca utwory młodych hiszpańskich kompozytorów. Gram również na płycie Piotra Bosackiego „Mały zwój / Ćwiczenia z kontrapunktu / Pipy lalek”. Poza tym, można znaleźć w internecie (ITunes, CDbaby) album z muzyką kameralną Szymona Brzóski pt. „Wanderer”, gdzie gram razem z wiolonczelistą Bartkiem Koziakiem, skrzypaczką Olgą Wojciechowską i śpiewakiem Maciejem Straburzyńskim.

A dalsze Pani plany?
Mam ich mnóstwo. Prosto z Poznania lecę do Alicante na dwutygodniową rezydencję artystyczną z dziesiątką innych artystów z całego świata. Będę tam prezentować swój nowy performance muzyczny „Present from the Artist”. To przewrotne odniesienie do performance’u Mariny Abramowicz „The Artist Is Present”. Nie będę zdradzać szczegółów. Po raz pierwszy pokażę to w Hiszpanii, ale przyjadę z tym performancem też do Polski. Możliwe, że zaprezentuje go już teraz w sierpniu, w ramach mojej rowerowej trasy koncertowej Green Pianist. W ubiegłym roku przemierzyłam rowerem trasę ze Świnoujścia do Kopenhagi, po drodze grając koncerty. W tym roku wyruszam na szlak Green Velo po wschodzie Polski. Zaczynam w Elblągu i mam nadzieję, że uda mi się skończyć w Końskich. Podobnie jak w zeszłym roku, po drodze będę grać koncerty. We wrześniu lecę do Bangaloru w Indiach, gdzie razem z Manjunath BC gram koncert w ramach Bangalore International Arts Festival. W październiku natomiast będzie mieć premierę spektakl Krystiana Lady, dramaturga związanego m.in. z Teatrem Operowym w Poznaniu, a mieszkającego na co dzień w Brukseli. Premiera odbędzie się właśnie w Brukseli i mam przyjemność być jej oraz spektaklu częścią. Poza tym, od miesiąca jestem po latach ponownie mieszkanką Poznania. Udało mi się zrealizować moje marzenie dzielenia życia między Polskę a Belgię, a dokładnie między Poznań a Brukselę. Widzę, że moje kontakty z Poznaniem są coraz bardziej intensywne i cieszy mnie to ogromnie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski