Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wywiad: Baśniowa miłość primabaleriny

Redakcja
Olga Sawicka podczas występów z zespołem Milorada Mickovicia. Paryż'58
Olga Sawicka podczas występów z zespołem Milorada Mickovicia. Paryż'58 Archiwum artystki
Z Olgą Sawicką primabaleriną polskiego baletu m.in. o małżeństwie z francuskim przemysłowcem Huguesem Steinerem, rozstaniu i smaku calvadosu rozmawia Stefan Drajewski , autor wywiadu-rzeki "Życie z tańcem"

Dla Pani wyjazd z "Mazepą do Francji miał z pewnością charakter sentymentalny.
Ale najpierw przyjechaliśmy do Monte Carlo. Mnie umieszczono razem z Manią Krzyszkowską. Po podróży poszłyśmy coś zjeść w hotelowej restauracji. Po drodze stanęło przed nami dwóch mężczyzn z pytaniem, czy przypadkiem nie jesteśmy z zespołu Opery Warszawskiej. Panowie okazali się bardzo mili, toczyła się sympatyczna rozmowa. Nasi nowi znajomi - Marck i Hugues - pokazali nam piękne zakątki Monte Carlo i najbliższej okolicy, których same nie miałybyśmy okazji zobaczyć. (...) Było jak w bajce. Ale nasi przypadkowi znajomi musieli wracać do Paryża. Zostawili Marysi numer telefonu do Huguesa.

Gdy byłyście Panie w Paryżu, zadzwoniła?

Tak. Wieczorem tego samego dnia do hotelu przyszedł Hugues. Z recepcji zadzwonił do pokoju i zapytał po niemiecku, czy przyjmę zaproszenie na wspólną kolację, ponieważ chciałby mnie przedstawić swojemu bratu i bratowej. Zgodziłam się, ale pomyślałam, że bratowa będzie pewnie pięknie ubrana, a ja nie mam nawet przyzwoitej torebki. W ostatniej chwili weszłam do sklepu z torebkami i butami. Poprosiłam o torebkę, były tylko drogie, ale ekspedientki były tak miłe, że musiałam coś kupić. Byłam zmuszona wybrać najmniejszą torebkę, bo ta była najtańsza, a i tak jej cena pochłonęła wszystkie moje diety.

Poznałam uroczych ludzi: niezwykle przystojnego brata Huguesa i jego piękną bratową. Następnego dnia miałam przedstawienie, po którym zostałam zaproszona przez Huguesa na kolację, tym razem z Marckiem i jego żoną Mado Robin, primadonną Opery Paryskiej. Zanim poszliśmy coś zjeść, zatrzymaliśmy się w jednym z bardziej wykwintnych barów. Wszyscy zamawiali drogie trunki, wielogwiazdkowe koniaki, a ja poprosiłam o calvados, ponieważ zapamiętałam nazwę tego trunku z powieści Remarque'a Łuk triumfalny. Ciekawa byłam, jak smakuje alkohol znany mi tylko z powieści. Wszyscy dziwnie na mnie spojrzeli, a barman zapytał, czy to na pewno ma być calvados? Wszyscy sączyli swoje trunki, tylko Hugues spoglądał, jak ja reaguję na ten mój. Był ohydny, ale udawałam, że jest dobry. Kiedy zapytał, skąd znam calvados, przyznałam, że jest okropny, ale piję go z sympatii dla ulubionego pisarza. Hugues odebrał mi kieliszek i poprosił o koniak.

Po kolacji odwiózł mnie do hotelu, a następnego dnia zjawił się u mnie i zapytał, czy mogłabym zawieźć do Polski upominki dla jego znajomej. Czemu nie - powiedziałam. I wtedy zabrał mnie na eleganckie zakupy. Na lotnisku, gdy mnie odprowadzał, okazało się, że tajemniczą Polką, dla której kupowaliśmy poprzedniego dnia piękne rzeczy, byłam ja. "Przepraszam Cię Olgo, ale tylko w ten sposób mogłem Cię obdarować upominkami, abyś nie poczuła się dotknięta" - powiedział, żegnając mnie. Oprócz swojego adresu dałam mu adres Tacjanny Wysockiej, ponieważ ona znała doskonale francuski, a ja ciągle jeszcze niezbyt dobrze.

Słuchając Pani wspomnień, które przypominają prawie baśń, czuję się jak świadek narodzin pięknej miłości.
Pięknej i baśniowej, pierwszej i ostatniej.

Wkrótce po powrocie z tournee do Francji, pojechała Pani na stypendium do Związku Radzieckiego. Co się działo w tym czasie z przystojnym Francuzem?
Kiedy ja przebywałam w Związku Radzieckim, Hugues utrzymywał stały kontakt listowny z panią Tacjanną. Któregoś dnia pani Wysocka zadzwoniła do mnie, mówiąc żebym nie przedłużała już pobytu w Związku Radzieckim, bo ma dla mnie jakąś ważną wiadomość. Zapewniłam ją, że na pewno wrócę, tylko muszę się wywiązać z podjętych zobowiązań.

Po powrocie pani Tacjanna powiedziała mi, że Hugues Steiner zasugerował jej, że chce się ze mną ożenić. Po jakimś czasie Hugues przyjechał do Warszawy. Byłam jego przewodniczką po stolicy. Obwoziłam go wszędzie moją Skodą oraz z dumą opowiadałam i pokazywałam mu zabytki stolicy z Pałacem Kultury włącznie. W pewnym momencie poprosił mnie, abym się zatrzymała i powiedział: "Widzę, że jesteś zakochana w Warszawie. Czy ty uważasz, że to naprawdę piękne miasto?". Byłam oburzona. Zaczęłam mu tłumaczyć, że to stolica naszego kraju, że została już częściowo odbudowana... Ale on nie ustępował i mówił: "Czy ty nie widzisz, że Warszawa jest brzydka?" Po kilku dniach Hugues wyjechał, pozostawiając do rozstrzygnięcia termin i miejsce, gdzie się odbędzie nasz ślub.

Gdzie się odbył ślub?
Hugues przyjechał w 1962 roku do Polski i wzięliśmy ślub w Warszawie. Teraz, już jako jego żona, bez przeszkód mogłam wyjechać z kraju i zamieszkałam w jego domu. Nareszcie prawdziwy dom, ciepły i miły, jamnik Cezar i Włoszka dochodząca do sprzątania domu. Wszyscy przyjęli mnie bardzo serdecznie. Od samego początku zapisałam się również do Alliance Française na naukę języka.

A jacy byli Francuzi?
Francuzi są bardzo różni. Przede wszystkim są gościnni, otwarci. Świetnie się wśród nich czułam, byli cierpliwi, kiedy czegoś nie mogłam zrozumieć. Było zupełnie jak w domu. (...)
Któregoś razu bliski przyjaciel Huguesa, który wraz z rodziną często bywał u nas w domu, zadeklarował, że zaprowadzi mnie do sklepu z trykotami, które były mi potrzebne do ćwiczeń. Hugues akurat nie miał wtedy czasu. Umówiliśmy się więc, kupiliśmy co trzeba, a on zaprosił mnie na kawę. Byłam bardzo zdziwiona, kiedy zamiast do kawiarni zaprowadził mnie do mieszkania w eleganckiej kamienicy, która - jak się później okazało - była hotelem na godziny! Czekała tam na nas kawa, ciastka, wino... Widząc moje zmieszanie i zdenerwowanie, zaczął mnie przepraszać. To był pierwszy sygnał, że za swobodą bycia na co dzień kryje się lekceważący stosunek do uczucia, do małżeństwa, rodziny... Przecież ten znajomy miał żonę i dzieci, a ja byłam żoną jego bliskiego przyjaciela!

Wiedziałam, że jest zazdrosny o swoją żonę, zapytałam więc, dlaczego zaprosił mnie na to potajemne spotkanie? Wtedy on zwierzył mi się, że ożenił się z kobietą, której rodzina zapewniła mu dobrze płatną pracę. A zazdrość to taka przykrywka przed podejrzeniami. Kiedy na drugi dzień opowiedziałam o tym zdarzeniu mojemu mężowi, przyjął to bez emocji, jako coś prawie normalnego. Nie podobało mi się to.

Stała się Pani czujna?
Po jakimś czasie zaczęłam powoli kojarzyć drobne kłamstewka mojego męża. Mówił, że idzie do pracy, a nie szedł. Kiedy już lepiej poznałam język, przypadkiem usłyszałam jego rozmowę telefoniczną: "François, nie przejmuj się. To, że się ożeniłem, między nami nic nie zmieni". Byłam zdruzgotana, nie mogłam zrozumieć, o co w tym wszystkim chodzi. Zanim ożenił się ze mną, był związany z kobietą, o której istnieniu wcześniej nie wiedziałam.

Dopiero wtedy zrozumiałam, że ten cudowny Hugues, który był wobec mnie delikatny, czuły, szarmancki, ma jeszcze drugie oblicze. Kochał mnie, ożenił się ze mną, chciał mieć dzieci, ale nie potrafił zrezygnować z kobiet, które go pociągały.

Widzę, że była Pani zauroczona Francją, ale i przerażona.
Te wydarzenia sprawiły, że Francja była dla mnie trudna do zniesienia. Poznałam wówczas Francuza polskiego pochodzenia. On dostrzegł we mnie człowieka zagubionego, który potrzebuje pomocy. Od tamtej pory zaczęłam patrzeć inaczej na wiele spraw. Zrozumiałam nareszcie, dlaczego życie, które dotąd uważałam za normalne, nie podobało mi się. Ten poznany we Francji Polak wprowadził mnie do swego domu. Byłam szczęśliwa, że dzięki niemu mogę się spotykać z ludźmi, którzy cieszą się drobiazgami, są jakby inaczej wychowani. Wtedy zaczęłam się poważnie zastanawiać, co dalej? Wiedziałam, że muszę wybierać: albo ratować małżeństwo, co przypominało walkę z wiatrakami, albo wrócić do zawodu.

Hugues zapytał mnie kiedyś, kim są ludzie, z którymi się spotykam. Byli to Świadkowie Jehowy. Nie spodobało mu się to. Ponadto zorientował się, że jeśli chce być ze mną, będzie musiał zrezygnować ze swojego stylu życia. Niewiele myśląc spakowałam walizki i oznajmiłam, że wyjeżdżam z wizytą do Polski. Wtedy rozdzwoniły się telefony. Hugues za każdym razem powtarzał, że moje miejsce jest przy nim. I miał rację. Ale ja straciłam do niego zaufanie Czy to posunięcie było dobre? Dzisiaj wiem, że moja decyzja była jedynym wyjściem z tej sytuacji.

Olga Sawicka - urodziła się w Poznaniu, gdzie ukończyła Przyoperową Szkołę Baletową. Tańczyła w Operze Śląskiej, Warszawskiej i Poznańskiej. Po stypendium w Paryżu, w 1958 roku zostałą zaangażowana do zespołu Milorada Miskovicia "Gwiazdy Paryża", z którym zjechała pół Europy. Jest jedyną polską tancerką, która wykonała partię Giselle z zespołem baletowym Teatru Bolszoj w Moskwie.

Życie i taniec
Książka biograficzna o Oldze Sawickiej autorstwa Stefana Drajewskiego, naszego kolegi redakcyjnego, ukaże się 18 grudnia. Wydawcą jest Wydawnictwo Poznańskie. Książka będzie bogato ilustrowana pięknymi fotografiami z archiwum artystki.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski