Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zniknięcie Ziętary: "wszechwładny" Gawronik na granicy z Niemcami

Łukasz Cieśla
Zniknięcie Ziętary: "wszechwładny" Gawronik na granicy z Niemcami
Zniknięcie Ziętary: "wszechwładny" Gawronik na granicy z Niemcami Grzegorz Dembinski
Odpowiedzialność za śmierć Jarosława Ziętary ponosi Urząd Ochrony Państwa. Tak wynikało z anonimowych telefonów do rodziny dziennikarza, który przepadł 1 września 1992 roku. W środę odbyła się kolejna rozprawa. Jedynym oskarżonym jest były senator Aleksander Gawronik. Według prokuratury na terenie poznańskiej firmy Elektromis zlecił zabójstwo niewygodnego dziennikarza.

Poznański Sąd Okręgowy przesłuchał w środę dwóch świadków, w tym Jacka Ziętarę, brata ofiary. Jak się okazało, po raz pierwszy był przesłuchany w marcu 1999 roku, prawie 7 lat po zniknięciu brata. Powodem były telefony, jakie w 1999 roku otrzymali sąsiedzi Ziętarów.

- Do sąsiadów dzwonił ktoś, kto chciał rozmawiać z moim ojcem. Przekazał informację, że odpowiedzialność za śmierć Jarka ponoszą ludzie UOP, wskazał ich nazwiska. Niebawem zadzwonił ponownie, byłem w domu, sąsiedzi mnie zawołali. Znowu wskazał na winę UOP, podał nazwę „demobil”, mówił, że mój telefon jest na podsłuchu i dlatego nie dzwoni do mojego mieszkania. Z rozmowy wynikało, że jest emerytowanym pracownikiem wywiadu, miał zmieniony głos. Powiedział, że jest obserwowany, ale jeśli coś mu się stanie, to zgłosi się do mnie jego żona i wszystko wyjdzie na jaw - takie zeznanie złożył przed laty brat dziennikarza "Gazety Poznańskiej".

Wątek służb specjalnych pojawiał się już w kontekście zniknięcia Ziętary. Znajomi dziennikarza sugerowali, że służby mogły mu podsunąć niebezpieczny temat. Gdy został porwany i uciszony, UOP miał tuszować swoje związki z młodym dziennikarzem.

Zobacz też: Zeznania Masy w procesie Aleksandra Gawronika

Jacek Ziętara dodał, że w jego rodzinie wiedziano o próbach zwerbowania Jarka przez UOP. I na tym właśnie wątku koncentrowali się bliscy dziennikarza. O Elektromisie słyszeli, ale traktowali to jako jedną z możliwych wersji. Było ich zresztą więcej. Niektóre dość fantastyczne, jak na przykład rola organizacji Opus Dei lub ucieczka dziennikarza za granicę.
Drugim przesłuchanym świadkiem był Wiesław R., emerytowany major Wojsk Ochrony Pogranicza. Starszy pan zeznawał „na odległość”, w trybie wideokonferencji. Okazało się, że nie ma wiedzy o zniknięciu Ziętary oraz Elektromisie. Wie o tym jedynie tyle, ile przeczytał w gazetach. Zeznał jednak, że w 1989 roku, pracując na granicy w Świecku, poznał ówczesnego bogatego biznesmena Aleksandra Gawronika.

- Poznałem go przed 14 marca 1989 roku, czyli przed otwarciem przez niego pierwszego kantoru na przejściu granicznym. Był wszechmocny, wszechwładny, wszystko mógł załatwić. Często przekraczał granicę, a jego przyjazdy były awizowane przez moich przełożonych z Warszawy. Jeden z nich mówił, że wicepremier Sekuła dzwonił w sprawie Gawronika. Mieliśmy go przepuszczać bez kolejki i kontroli. Kiedyś nawet przyleciał na przejście wojskowym helikopterem, towarzyszyli mu elegancko ubrani mężczyźni. Z kolei sam Gawronik pytał kiedyś czy w jego sprawie dzwonił gen. Kiszczak. Ale on nie dzwonił – zeznawał Wiesław R.

W środę w sądzie miał się także pojawić Mirosław M., który w 2015 roku siedział w jednej celi z gangsterem Maciejem B., ps. Baryła. Miał słyszeć od „Baryły”, że ten ma wiedzę o roli Gawronika w zniknięciu i zabójstwie Ziętary. Sam „Baryła” najpierw złożył takie zeznania, ale potem je odwołał.
Przesłuchanie Mirosława M. miałoby więc potwierdzić, że „Baryła” jednak ma bogatą wiedzę o sprawie. Ale Mirosław M. nie przyjechał do sądu. Napisał list, że niewiele pamięta ze swojej rozmowy z „Baryłą”. Tłumaczył też, że późno dostał wezwanie na środowe przesłuchanie. Sąd zamierza go przesłuchać na kolejnej rozprawie, która odbędzie się we wrześniu. Na ten termin sąd zaplanował przesłuchanie jeszcze innych świadków, m.in. znanego dziennikarza Piotra Najsztuba oraz gen. Gromosława Czempińskiego.

Podczas środowej rozprawy Sąd Okręgowy oddalił szereg wniosków dowodowych, które wcześniej złożyli obrońcy Aleksandra Gawronika. Między innymi sąd nie zgodził się na przesłuchanie autora aktu oskarżenia prokuratora Piotra Kosmatego. Nie zostanie również powołany grafolog, który miałby zbadać notes Jarosława Ziętary i ustalić autora zapisków o jego zainteresowaniu Elektromisem. Jak wskazała sędzia Joanna Rucińska, nawet gdyby okazało się, że ktoś inny jest autorem notatek, to nie wykluczałoby zainteresowania Ziętary firmą Elektromis.

Do ustalenia pozostaje jeszcze kwestia Jacka Bieńkuńskiego, eksperta od badań na wariografie i ewentualna weryfikacja jego opinii. Była ona niekorzystna dla Gawronika. Oskarżony chce teraz przedstawić opinie innych ekspertów na temat metod pracy Bieńkuńskiego. Zarzuca mu również bezprawne powoływanie się na bycie ekspertem Polskiego Towarzystwa Kryminalistycznego. Prezes tego towarzystwa wskazał bowiem, że przez pomyłkę wydano Bieńkuńskiemu legitymację eksperta tegoż towarzystwa. Z kolei prokuratura argumentuje, że Bieńkuński ma stosowną wiedzę, umiejętności i jest autorem wielu opinii z zakresu badań wariograficznych.

Kolejna rozprawa we wrześniu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski