Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Maciej Szuba: Sprawa Ewy Tylman może być nauką

Norbert Kowalski
Maciej Szuba
Maciej Szuba Adrian Wykrota
Rozmowa z Maciejem Szubą, byłym komendantem miejskim policji w Poznaniu, o poszukiwaniach Ewy Tylman.

Ośmiomiesięczne poszukiwania Ewy Tylman prawdopodobnie dobiegły końca. Jak Pan oceni działania, które wykonano w tym okresie?
Maciej Szuba: Wszystko przebiegało dobrze. Policja robiła to, co mogła w danym momencie wykonać w oparciu o posiadaną wiedzę. Funkcjonariusze wykonali wiele podejść i eksperymentów w różnych kierunkach. Jednak dopóki nie było zwłok, nie było też wiadomo, w którym kierunku dokładnie iść. A prowadząc taką sprawę nie można pominąć np. wątku porwania i zajmować się tylko rzeką. Policja próbowała różnych metod, łącznie ze sprowadzeniem psów z Niemiec, które we mnie wzbudziły dużą wątpliwość co do skuteczności. Jednak chwała im za to, że wykorzystywali wszystko, co można było w danym momencie. Ponadto poza policją działały również inne siły jak Grupa Specjalna Płetwonurków RP czy Krzysztof Rutkowski. I oni też nie odnaleźli zwłok. Okazało się, że musiała przepłynąć ciężka barka, która wytworzyła duże fale, dzięki czemu zwłoki wypłynęły. A mogłoby przecież być tak, że nadal czekalibyśmy na ich odnalezienie.

CZYTAJ TEŻ: Ewa Tylman nie żyje. Czy zabił ją Adam Z.?

Policja często była krytykowana za rzekomy brak efektów swoich działań. To miało miejsce zwłaszcza na początku poszukiwań, kiedy praktycznie codziennie przed mediami popisywał się Krzysztof Rutkowski, organizując kolejne konferencje prasowe. Jak Pan oceni decyzję policji o tym, by nie ujawniać wielu informacji?
To była bardzo dobra strategia. Wiele rzeczy i tak było mówionych ze względu na dużą presję mediów. Z kolei jeśli chodzi o Rutkowskiego, to bywało też tak, że jeszcze nie zrobił nic sensownego, a już mówił, co jest. To może się bardziej podobać opinii publicznej, ale jeśli chodzi o skuteczność działań, to już niekoniecznie. Poza tym nikt nie jest w stanie zastąpić policji, bo nie ma takich uprawnień. Dlatego też do działań policji nie można mieć uwag. Może coś dało się zrobić szybciej, ale i tak okazało się, że to nie Rutkowski czy policja, tylko natura zadecydowała o odnalezieniu zwłok.

Ewa Tylman zaginęła w listopadzie zeszłego roku. Początkowo wszystko wskazywało na to, że to będzie kolejne zaginięcie, jakich wiele. Tydzień później o sprawie mówili już wszyscy. Dlaczego?
Dużo zależało od mediów, bo to one rozdmuchały tę sprawę. Policja ma swoje procedury, które musiały być przeprowadzone przy zaginięciu danej osoby. I one są wykorzystywane niezależnie od zainteresowania mediów. Jednak w tej sprawie dodatkowo włączył się słynny były detektyw, który inspirował media. Dla mnie ta sprawa była „banalna” od początku. Ta banalność polega na tym, że ten przypadek nie mógł być skomplikowany. Oboje wyszli z klubu pijani, weszli na tereny nadwarciańskie i wyszła z nich jedna osoba. Pytanie tylko, co się stało przez te osiem minut, gdy byli po raz ostatni widziani razem, a później Adam Z. został nagrany sam przez kamery monitoringu. Zagadką jest, czy to był nieszczęśliwy wypadek, nieumyślne spowodowanie śmierci, czy zabójstwo.
Media w jakiś sposób pomogły czy zaszkodziły tej sprawie?
Dzisiaj policjanci i prokuratorzy nie boją się już aż tak nacisku medialnego, ale on też jest poniekąd inspirujący, by nie odłożyć sprawy na półkę. Sam się jednak zastanawiam nad fenomenem Ewy Tylman. Przecież to nie była żadna gwiazda, ani celebrytka. To była zwykła dziewczyna, jakich wiele dookoła nas. A tu nagle nabrała takiego rozgłosu, że do dzisiaj funkcjonuje w mediach. Na pewno wśród przełożonych i policji była ciągła mobilizacja, bo stale pytano o tę sprawę i postępy. A następnie dzięki intensywnym działaniom znaleziono inne zwłoki lub fragmenty ciał. One nie mają nic wspólnego z tą sprawą, ale gdyby nie zainteresowanie mediów i wzmożone działania, być może nadal pływałyby w Warcie.

Zaledwie tydzień po zaginięciu Ewy zaczęły się pierwsze spory między Krzysztofem Rutkowskim a policją. Ten pierwszy atakował funkcjonariuszy za rzekomy brak chęci do współpracy...
Rutkowski już taki jest. On tworzy show. Kiedy policja wykonywała swoją pracę, on zwoływał ludzi nad Wartę i ubierał ich w kamizelki jakby startował w wyborach parlamentarnych. To nie jest pierwsza sprawa, kiedy dochodzi do pewnych nieporozumień między nim a policją. A takim sprawom, gdzie chodzi o życie ludzkie, powinien towarzyszyć spokój i rozwaga. To musi być wyważone, bo duże sprawy robi się w ciszy. Robienie show niczemu nie służy. Cała para powinna być puszczona w koła, a nie w gwizdek.

W trakcie poszukiwań odbyło się kilka eksperymentów procesowych w centrum miasta z udziałem podejrzanego Adama Z. Dlaczego jeden z nich miał miejsce w ciągu dnia, kiedy Adam Z. był wystawiony na ostrzał ze strony przechodniów?
Sam się nad tym zastanawiałem. Eksperymenty nocne były bardziej adekwatne ze względu na porę zaginięcia Ewy Tylman. Nie wiem jaki cel przyświecał eksperymentom dziennym. Zakładam, że czemuś to miało służyć, choć nie wiem czemu. Jednak uznaję, że prokuratura i policja wiedziały, co robią. Może to miała być jakaś zagrywka psychologiczna wobec niego, by wywołać jakieś emocje.
Jaką naukę z tych poszukiwań mogą wyciągnąć na przyszłość policjanci i śledczy?
Procedury poszukiwawcze w policji są dobre, ale ta konkretna sprawa może być pożyteczną nauką w przypadkach poszukiwań ludzi lub przedmiotów w rzekach. Przecież ten odcinek Warty był wielokrotnie sprawdzany, a mimo wszystko nie udało się odnaleźć ciała. Oczywiście trudno mówić tu o jakimś wielkim błędzie, bo to natura skryła i wyrzuciła te zwłoki. Jednak pojawia się pytanie, jakie metody stosować, by być w stanie docierać do tak skrytych miejsc, w których może znajdować się ciało. Przecież przy poszukiwaniach wykorzystywano najnowocześniejszy sprzęt, a mimo wszystko on nie pomógł. Może w takim razie trzeba stosować np. jakieś detektory metalu, bo każdy z nas przeważnie ma przy sobie jakiś metalowy element. Z kolei dla prokuratorów ta nauka ciągle trwa. Dla nich to jest nauka jak wytrzymać presję mediów, nie dać się ponieść fałszywym wątkom i realizować swoje zadania, tak by zakończyć je właściwie.

Co z tej całej tragedii mogą wyciągnąć sami poznaniacy?
Wniosek dla nas wszystkich jest taki, że powinniśmy na siebie uważać. Jeśli idziemy na imprezę i wiemy, że poleje się alkohol, warto się zabezpieczyć, by ktoś nas odebrał. Najpierw sami musimy zadbać o swoje bezpieczeństwo. Gdyby chłopak lub brat przyjechał po Ewę, to do tej tragedii by nie doszło. Zdaję sobie sprawę, że nikt na co dzień nie przewiduje, że stanie się coś złego, ale jak widać czasami trzeba. W tym przypadku mamy do czynienia z dramatem dwojga młodych ludzi: jej i jego.

Mam wrażenie, że w sprawie Ewy Tylman tak naprawdę wszyscy powinni mniej lub bardziej uderzyć się w pierś. Zarówno policja, K. Rutkowski, jak i osoby zainteresowane sprawą, które ją komentowały np. w internecie...
Takie wnioski będzie można wysnuć, kiedy sprawa zostanie prawomocnie zakończona. Na razie piłka wciąż jest w grze i jest za wcześnie na podsumowania. Do tej pory wszystko przebiegało w miarę dobrze, lecz zakończenie wciąż jest sprawą otwartą.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski