Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Koncert Paula McCartneya: Może kiedyś i u nas?

Stanisław Orzechowski
Paul McCartney z pamiątką od poznańskiej wielbicielki
Paul McCartney z pamiątką od poznańskiej wielbicielki fot. Stanisław Orzechowski
Od redakcji: Poznań chciał na otwarcie Stadionu Miejskiego zaprosić Paula McCartneya. Jak wynika z naszych informacji, projekt ten zapewne nie dojdzie do skutku, ale dzięki naszemu czytelnikowi możemy zaproponować państwu relację z występu eks-Beatlesa. A że koncert był w Dublinie, a nie w Poznaniu? Może kiedyś...

Nigdy nie robię postanowień noworocznych, ale w tym roku było inaczej. Postanowiłem sobie, że jeśli Paul McCartney zagra znów w Europie, to ja tam będę i słowa dotrzymałem. Poleciałem do Dublina, gdzie 12 czerwca rozpoczynała się europejska część trasy "Up And Coming Tour". RDS Arena pomieściła około 40 tysięcy fanów: byliśmy z Dorotą szczęśliwcami, którzy stali pod samą sceną.

Paul rozpoczyna koncert składanką "Venus And Mars", "Rock Show" i "Jet". Każdy utwór jest rozpoznawany po pierwszych taktach. W sumie tego wieczoru zagra ich aż 37. Przeważają skomponowane przez niego hity z beatlesowskich czasów, reszta to nie mniej popularne utwory z jego solowej kariery. Wyjątki to kompozycje kolegów z The Beatles: medley "A Day In The Life / Give Peace A Chance" poświęcony Johnowi Lennonowi oraz "Something" dla George’a Harrisona.

Wszystko brzmi czysto i perfekcyjnie i oczywiście bardzo głośno. "Band On The Run", "Back In The USSR", "Eleanor Rigby", "Let It Be", "Ob-La-Di, Ob-La-Da"... Za te ostatnią piosenkę Beatlesi kiedyś przepraszali fanów, że nagrali takiego knota. Utwór ma prościutką linię melodyczną, ale ja do dziś nie rozumiem, za co wtedy John przepraszał.

Powoli robi się ciemno, ochroniarze pod sceną wkładają zatyczki do uszu - to znak, że czas na najbardziej widowiskowy utwór. "Live And Let Die" to wielki przebój skomponowany do jednego z odcinków Bonda. Scena... płonie. Co rusz odpalane są olbrzymie słupy ognia, wybuchają petardy i fajerwerki. Paul szaleje na fortepianie, gitarzysta Rusty Anderson pada, udając trafionego, a Paul gestykulując, daje znać, że jego serce kiedyś tego nie wytrzyma.

W trakcie "Hey Jude" Paul staje na brzegu sceny i dyryguje tym 40-to tysięcznym chórem: "Teraz tylko panie", "A teraz panowie" . Kamera nie jest skierowana na McCartneya i pozostałych muzyków, ale na widzów - olbrzymie telebimy pokazują olbrzymie serce z napisem "I love you Paul" i z drugiej "Come to Poland". To sprawka Doroty...

Koncert powoli zbliża się do końca. Jeszcze "Lady Madonna", "Get Back", "Yesterday", "Helter Skelter" i na koniec pomieszane "Sgt. Pepper's Lonely Hearts Club Band" i "The End". Kiedy kończy - ochroniarz podchodzi do Doroty, bierze przygotowanego dla Paula miśka i rzuca gwiazdorowi maskotkę. Paul z uśmiechem odbiera prezent i unosi miśka wysoko w górę, pokazując do kamery. Z ust McCartneya pada tradycyjne "See you next time" i Paul znika ze sceny, a armatki zasypują nas śniegiem confetti.

18 czerwca McCartney skończył 68 lat. Niejeden w jego wieku marzy już tylko o ciepłych kapciach i wygodnym fotelu, a on pełen energii corocznie rusza w nową trasę. Ale trudno się dziwić: minęło 40 lat, a beatlemania trwa w najlepsze.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski