Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kim jest Poznaniator? Co śledzi? I kto powinien się go bać? Wróg publiczny nr 1. Rozmowa z twórcą fanpage, który punktuje władze Poznania

Leszek Waligóra
Leszek Waligóra
Kim jest Poznaniator? Według prezydenta Poznania, autor fanpage, który - według niektórych atakuje, a według innych celnie punktuje władze - to agencja reklamowa działająca na polityczne zlecenie. Poznaniator nie boi się pytać i stawiać tezy, które są niewygodne dla władz samorządowych. "Głos Wielkopolski" sprawdził kim jest. I o wszystko go zapytał. O tym jak Poznań traci miliony, a zarabia prywatna firma, o Jacku Jaśkowiaku i nie tylko - rozmowa z autorem fanpage’a, który staje się wrogiem publicznym nr 1 lokalnych władz.

Umówiliśmy się , że nie zdradzę pana tożsamości, chyba że sam pan to zrobi. To kim jest Poznaniator?
To taki twór, który nie musi posiadać nazwiska ani PESEL-u po to, żeby funkcjonować w poznańskiej rzeczywistości. Został stworzony, żeby załatwić takie sprawy, które jego personalnie nie dotyczą, bo nie szuka w tym ani korzyści politycznych, osobistych , ani zysków finansowych . Ale nie może usiedzieć z problemem, na który się natknął i który widzi.

Zanim zapytam, co to za problem, chciałbym wiedzieć, czy to pana twór, czy większej liczby osób. Czy firmy czy agencji reklamowej?
Nie, na pewno nie jest to twór agencji reklamowej, chociaż mamy relacje z agencjami reklamowymi, jeśli pan o to pyta. Ale one nie dotyczą w żadnym sposób treści Poznaniatora. Poza jednym aspektem, o którym zresztą wszyscy wiedzą, że posłużył do zbudowania formy graficznej, takiej oprawy, która pozwala temu bytowi funkcjonować w sposób wizualny. Ale to była przysługa, niefinansowa, a przyjacielski ukłon jednej ze stron, która ma bardzo podobny tok myślowy.

Czytaj także:

Biały królik (czyli grafika, pod jaką występuje Poznaniator – przyp. red.). Podążaj za białym królikiem?
Tak, to jest pewnego rodzaju kompozyt graficzno-słowny. Ludzie pracujący w agencjach reklamowych posługują się wielowymiarowym myśleniem o tworach, które mają powstać i opowiadać jakąś historię, czy prowadzić narrację. Dlatego ta historia z Alicją, z tą zaczarowaną krainą, z tym królikiem. To jest wszystko dosyć spójne, wepchnęliśmy tego królika dokładnie do tej króliczej nory, za którym spadła ta Alicja biedna i obija się o ściany.

Będzie musiał pan tą metaforę wytłumaczyć…
Wytłumaczyć metaforę…. Ona jest tłumaczona w odcinkach na Poznaniatorze niestety i to jest dosyć długi temat. Każdy z cytatów, które się tam pojawia, odnosi się do bardzo konkretnej sytuacji, która się pojawia niżej w treści, opisywanej w którymś z postów. Czyli, na przykład, jeżeli Alicja mija słoik z dżemem brzoskwiniowym i okazuje się, że kiedy go złapie w rękę i zajrzy do niego, a on jest pusty – to opisuje interes, który Poznań zrobił przekazując wiaty przystankowe do Międzynarodowych Targów Poznańskich, licząc na jakieś krociowe zyski, po czym MTP przekazało te wiaty do AMS za mniej chyba niż 5% realnej wartości kontraktu.

Poznaniator to pan, czy grupa osób?
To są takie sporadyczne relacje, bardziej przyjacielskie. Wiele osób jest zaangażowanych, w różnych stanach cztery - jestem ja, jeszcze dwie dziewczyny, jeden chłopak.

Czy ktoś wam za to płaci?
Nie.

A czy zamierzacie, żeby ktoś płacił?
Nie, niestety nikt nam za to nie płaci. Z takiego punktu widzenia czysto biznesowego, nie dostrzegam, żeby ta platforma mogła generować zysk. Jestem otwarty na wszystkie pomysły, które by do tego doprowadziły, dlatego że tworzenie Poznaniatora zajmuje dosyć dużo czasu.

To akurat widać. Czasami się sprawia wrażenie, że to jest praca na cały etat.
Czasami tak. Po pierwsze, to dzięki osobom, które są w to zaangażowane i zarwanym wieczorem udaje się te godziny bardzo efektywnie wykorzystać. Powstaje bardzo dużo treści, ale jest też jest bardzo dużo pracy, która polega na grzebaniu w jakichś śmietnikach dokumentów i sondowanie Internetu. Bardzo dużo pracy wkładają ludzie, którzy przesyłają maile do Poznaniatora. Większość z nich to sprawy, które można grzecznie przemilczeć. Ale wśród tysiąca takich maili, trafia się pięć takich, które podają tak twarde fakty, że nie sposób z nimi dyskutować. Ci ludzie często się podpisują nazwiskiem pod tym, co piszą, można zweryfikować kim są, czy dane, które przysyłają są na tyle wiarygodne, żeby można było o tym otwarcie mówić. I wtedy Poznaniatora nie tworzą cztery czy trzy osoby, ale tworzy na przykład 10.

Zobacz również:

Wyjaśnijmy kwestię zysku. Bo pan mówi o zysku komercyjnym, ale zysk może być jeszcze polityczny. Na przykład czy celem Poznaniatora nie jest obalenie prezydenta, władzy, Jacka Jaśkowiaka?
Nie, nie. Dlatego, że znam i jedno, i drugie środowisko. Znam tych ludzi osobiście, bardzo często jeszcze ze szkół, ze studiów, jakiś prywatnych kontaktów. I ja osobiście oceniam doświadczeniem, które nabyłem po kontaktach z nimi, a nie po tym jakie noszą flagi. Bardzo często mają swoje pomysły na świat, czy na jego formowanie, ale wbrew pozorom - akurat w Poznaniu to jest dosyć mocno widoczne - one nie są zbieżne z generalnym tokiem rozumowania o partiach politycznych, szczególnie tych monopolach typu Platforma czy PiS. Ludzie, którzy reprezentują te partie, albo działają pod sztandarami tych partii w Poznaniu, okazuje się, że są bardziej poznaniakami niż platformowcami czy pisowcami. Wydaje mi się, że to jest wobec nich uczciwsze, traktować ich przede wszystkim jako ludzi wiarygodnych, uczciwych niż schowanych pod jakąś tam flagą.

Więc jeżeli mnie pan pyta, czy Poznaniator ma preferencje polityczne to na podstawie tych kontaktów, to wydaje mi się, że niestety nie ma preferencji politycznych odchylonych w którąkolwiek z tych stron.

Niestety?
Niestety. Chyba niestety dlatego, że one są odchylone w stronę konkretnych ludzi, którzy budzą zaufanie w człowieku, który jest bardzo sceptyczny. Jestem bardzo sceptyczny, co do oceny ludzi i ich postaw. Żeby ktoś we mnie wywołał efekt zaufania muszę mieć więcej danych, doświadczeń na jego temat, słów zbieranych latami całymi, żeby uformować realistyczny obraz jakiegoś człowieka. A na pewno nie będę go formował za kolor na jaki się pomalował albo za pomocą kolorów politycznych.

Chciałem to pytanie zadać na koniec, ale zadam teraz: czy Poznaniator poprze kogoś w wyborach, czy zdecydowanie nie poprze?
Po pierwsze Poznaniator jest projektem terminowym. Obiecałem sobie, że załatwimy konkretną jedną sprawę. A wszyscy mówią, żeby brnąć w to dalej. Ja mam wątpliwości, bo w którymś momencie, jeśli sprawa będzie załatwiona, ta, która boli najbardziej, okaże się, że po prostu nie ma przestrzeni do funkcjonowania tego bytu. A nie będziemy go utrzymywać tylko po to, żeby był, żeby trwał. Marzyło nam się obudzenie środowiska na rynku mediowym, które dzięki tym wpisom udało się wywołać, otworzyło trochę ludziom oczy, że muszą wymagać między innymi od środowiska dziennikarzy trochę więcej nerwu w realizacji tych zadań, do których sami się powołali.

Jeden z moich rozmówców powiedział, że nawet jak teraz się nie znajdą się żadne faktury na płacenie Poznaniatorowi przez władzę, przez partię, tudzież przez spółki skarbu państwa to znajdą się takie faktury po zmianie władzy.
To poczekajmy do tego momentu jak się znajdą.

Ale jest szansa, że się znajdą?
Nie, nie ma szans…

Te zapewnienia zostaną kiedyś w końcu zweryfikowane.
Jeśli zostaną zweryfikowane, to będzie pan pierwszą osobą, która się dowie o wysokości tych faktur.

Trzymam za słowo.
Powtarzam jeszcze raz: nie współpracujemy z partiami politycznymi. Mamy kontakt z różnego rodzaju radnymi miejskimi, ale z obu opcji politycznych. Poznaniator dostarcza jednej i drugiej stronie kontent, który pojawia się oficjalnie na Facebooku oraz ten, którego nie można opublikować. Bo on jest po prostu bardzo często niezweryfikowany, ale w połączeniu z innymi faktami buduje pełniejszy obraz rzeczywistości.

Ale siłą rzeczy strzelacie w jedną stronę. Rządzącą obecnie Poznaniem.
Chyba nie ma przypadku, bo drugiej trony nie ma po prostu. To do kogo mamy „strzelać”

To co było tym pierwszym najważniejszym problemem, który chciał załatwić Poznaniator?
Pierwszym najważniejszym problemem było otwarcie oczu i pomoc Tomkowi Hejnie.

Czyli profil Gemela Poznańska.
Facet poświęca nieprawdopodobne ilości czasu, energii, nerwów, takiej zwykłej ludzkiej przyzwoitości po to, żeby walczyć z ludźmi, którzy nie poświęcają żadnego czasu, korzystają z publicznych pieniędzy, mają ich mnóstwo i robią to za pensje. I będą go kopać aż go zakopią.

Tutaj trzeba wyjaśnić czym zajmuje się Tomek Hejna.
Tomek Hejna zajmuje się walką z nielegalnymi reklamami w Poznaniu i dbałością o to, by urząd miasta, jednostki miasta wywiązywały się ze swoich zadań w 100 procentach, czyli tak jak powinny, a nie unikały niektórych problemów przez brak czasu.

Wydaje się, że mówimy o czymś, co jest małoskalowe. Tymczasem okazuje się, że w takim Krakowie 8 nielegalnych reklam obłożono karą na pół miliona złotych.
Pół miliona złotych za 30 dni ekspozycji.

W Poznaniu, ile by to było?
Gdybyśmy dzisiaj zastosowali te same przepisy, które są w Krakowie? Gdybyśmy dzisiaj je odpalili na ulicach Poznania, mówimy o kwotach, które położyły spółkę giełdową na plecy w ciągu tygodnia.

Powiedzmy, że miasto chce się dogadać i nie położyć na plecy spółki giełdowej.
No to dajemy spółce giełdowej o kilkumiliardowej wartości 30 dni na uprzątnięcie wszystkiego, co jest nielegalne i wtedy zobaczymy, jak się zmieni Poznań w ciągu miesiąca.

O jakiej skali mówimy, ile tych reklam jest?
Tego chyba nikt nigdy nie policzył, ale z szacunków, które znam trochę ze znajomości branży, mówimy szacunkowo o 14 tys. punktów.

To wygląda dziwacznie, bo z jednej strony wy piszecie ciągle i w kółko o tych reklamach, mówicie, że są nielegalne, że nikt za nie nie pobiera pieniędzy. A z drugiej strony tak naprawdę jest milczenie. Ja jako czytelnik, nawet nie dziennikarz zastanawiam się: halo, to Poznaniator może bredzi, może czegoś nie sprawdziliście? Może wszystko jest korekt?
Dotarł pan do miejsca, w którym powstał Poznaniator. Dlaczego urząd miasta nie zajmuje odpowiedniego stanowiska, tylko tłumaczy w taki sposób, w jaki tłumaczy Hejnie? Że na każdy jego wniosek, Hejna dostaje pakiet dokumentów, gdzie okazuje się, że Hejna szarpie się ręcznie z każdym billboardem stojącym na terenie miejskim, na działce miejskiej. I po kolei wszystkie jednostki miejskie odpowiadają mu, że to prawda: nośnik stoi na działce miejskiej, nie posiada zgody na budowę, zgody na zajęcie tej przestrzeni, zgody na komercyjne używanie, że znajduje się w pasie drogowym, a miasto nie posiada żadnej dokumentacji na temat jego posadowienia oraz dat, kiedy został tam umieszczony.

Innymi słowy jest nielegalny?
To znaczy, że miasto w ogóle nie wie, a on tam jest. To taka fajna forma tłumaczenia. Mówimy o takich nośnikach, które funkcjonują więcej niż 20 lat. Czyli to jest normalny biznes prowadzony na miejskich nieruchomości bez świadomości właściciela tej nieruchomości. A ostatnio mamy przykład tego, że za pomocą takiego nośnika została przeniesiona własność miejskiej działki, która należy do Skarbu Państwa, a tak naprawdę jest w dyspozycji miasta i prywatny właściciel po prostu ją przejął przez zasiedzenie. Razem z tym zasiedziałym słupem.

Biznes, który jak wynika z pana wpisów, wygląda mniej więcej tak: tam, gdzie mogłoby zarabiać miasto, miasto nie zarabia, a zarabia komercyjna firma.
Tak.

To był problem, od którego zaczęliście, ale na tym się nie skończyło.
To są naczynia połączone. Forma patologii, która gdzieś zaczyna funkcjonować i zaczyna rosnąć z czasem, a moim zdaniem kwestia rynku outdoorowego jest bardzo kłująca w całej Polsce. Wszyscy o tym mówią, różne miasta przyjęły różne postawy i różne podejścia. Państwo dało samorządom władzę, żeby uchwały krajobrazowe podejmować lokalnie i różne miasta sobie w różnym sposób ten z tym poradziły. O dziwo Poznań jest ostatnim miejscem, w którym się nie udało tej uchwały ustanowić do dziś i mimo że trafiała na Radę miasta już kilkukrotnie. Jestem przekonany, że nie udało się tego zrobić przez oczywiste ingerencje jednego z koncernów outdoorowych w treści i zapisy tej uchwały za pomocą bardzo konkretnych ludzi.

Może pan wskazywać przez kogo?
Nie muszę wskazywać, dlatego, że to jest wszystko zapisane w protokołach i nagraniach. Jeżeli mówimy o tym, że miasto (rękami MTP) przed uruchomieniem uchwały realizuje kosztowny projekt platformy reklamowej (wiaty, słupy, billboardy), który narzędziowo ma służyć konkretnemu podmiotowi gospodarczemu to te zapisy w uchwale, które mówią o konkretnych nośnikach i o bardzo konkretnej platformie, która już wszyscy widzimy, że funkcjonuje w przestrzeni miejskiej na miejskich gruntach. Jest za pomocą miejskiej spółki stawiana.

Mówi pan o wiatach przystankowych?
Tak. Mówię także o słupach ogłoszeniowych, które stały się nagle słupami reklamowymi. Mówię o słynnej radzie miasta, na której pani chyba z nadzoru właścicielskiego sugerowała mieszkańcom, że mogą pinezką przypiąć tam własne ogłoszenia. Okazuje się, że słupy są szklane i nie da się tam pinezką przypiąć żadnych ogłoszeń. Ktoś bardzo ładnie ominął prawo mówiąc radnym: stawiamy słupy ogłoszeniowe, a to są słupy reklamowe. Nie da się tam nic wsunąć, ja to mogę zrobić, ale zaraz będzie zgłoszenie na policję. To są bardzo konkretne pieniądze za ekspozycję tych plakatów, bardzo konkretne terminy, bardzo konkretne kwoty.

Mówi pan o czymś, co z punktu widzenia polskiego prawa jest co najmniej niegospodarnością.
Nazwanie tego w prawnej semantyce będzie chyba już zadaniem tego, kto jakieś wnioski wyciągnie z kontroli. Czy to NIK uruchomi jakaś procedurę al kontrolną, która dowiedzie, czy moje tezy są prawdziwe, czy są nieprawdziwe? Czy uchwała rady miasta przekazująca wiaty przystankowe do MTP nie była wysterowana, że tak powiem, i nie była zaplanowana jako przedsięwzięcie biznesowe spółek prawa handlowego.

Kontrola NIK jest z inicjatywy Poznaniatora?
Stawiam na to, że to od Hejny się zaczęło. Nie będę ukrywał, że nie mieliśmy sumienia już patrzeć na to jak go obijają i jaką robiąc swoją mrówczą robotę walczy z gigantem, który może go zmiażdżyć jednym ruchem palca.

Ale nie zmiażdżył.
On ponosi bardzo ciężkie koszty związane z jego zaangażowaniem, tak mi się przynajmniej wydaje. Poproszę z nim pogadać. On jest naprawdę człowiekiem, który się posługuje ideą, ideałami. O ile ja mogę się posługiwać jakąś formą kalkulacji ryzyka to On po prostu by nie usiedział, by nie wytrzymał po prostu z tym.

I czasami coś mu się udaje.
I to bardzo często. Jego praca przynosi skutki, mówimy o krotnościach tego, co dają działań wszystkich jednostek miejskich.

Ile nielegalnych reklam zlikwidował urząd miasta?
Zapewniam, że urząd miasta podpisuje się pod wszystkimi, reklamami, które usunął na wniosek Tomka Hejny bo naprawdę to robi, nie ma tam miejsca na wpisanie, dlaczego urząd „nagle” zajął się konkretnym przypadkiem, Hejna ma swoją historię korespondencji i pełną dokumentację - bywa zabawna. On stworzył taki dokument, na którym jest 500 pozycji, 500 pozycji, które mają wysondować sytuację. Na 500 pozycji, które zostały zweryfikowane we wszystkich możliwych urzędach i Hejna ma lub jest w trakcie jej zdobywania, na każdą z tych pozycji dokumentację, która potwierdza czy jest legalna, czy jest zrobiona na podstawie pozwoleń na budowę. I z tych 500 na dzień dzisiejszy ustalono, że 30 z nich nosi ślady powiedzmy - pozorów legalności. Czyli jeżeli posiadają zgodę na budowę, to nie posiadają na przykład zgody konserwatora zabytków.

A ile z nich zostało usunięte?
Tego nie wiem. Wiem, że Tomek Hejna prosi o usunięcie niektórych, a wtedy urząd miasta uruchamia kilkuletnią procedurę, która ma posłużyć do zmuszenia właściciela do usunięcia tego.

Tutaj będę adwokatem diabła: może po prostu miastu się nie opłaca ta walka, bo ona jest kosztowna?
Możliwe. Ale równie dobrze możemy pozwolić na kradzieże sklepowe czy przekręty na wnuczka, bo ich ściganie też jest nieopłacalne.

Dlaczego mając takie dokumenty nie idziecie z tym do prokuratury?
Idziemy. Chcemy dobrnąć do jakiegoś momentu. Jest taki ambitny plan, żeby w ciągu powiedzmy miesiąca przygotować za pomocą kancelarii prawnej odpowiedniego rodzaju zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa. Ja Tomka Hejnę namawiam do tego, żeby on to zrobił, dlatego, że to jego praca po prostu. Na szczęście mamy bardzo podobny punkt widzenia świata, że zyskiem będzie doprowadzenie do usunięcia anomalii. Bardzo mocno namawiam go do większej aktywności politycznej.

Sytuacja hipotetyczna: efektem waszych działań jest to, że prezydent Jacek Jaśkowiak podejmuje decyzję „Czyścimy tą sytuację na zero, czyścimy Poznań z reklam”. To wtedy jest pan zadowolony?
Tak.

Kończycie działalność?
Nie. Sprawdzimy czy nie kłamał.

A jak nie kłamał to kończycie?
Nie.

To jakie są następne cele?
Następnymi celami jest pokazywanie oczywistych błędów, które pojawiają się w funkcjonowaniu miasta. W ogóle nie mówię o prezydencie teraz, bo, żebyśmy się dobrze zrozumieli: ja sobie prezydenta cenię jako człowieka. Cenię jego zapał, jego możliwości, jego determinację do osiągania pewnych rzeczy. Nie zgadzam się z jego postawami życiowymi, jego wyborami, ale doceniam jego - nazwijmy to profesjonalizm. Żebyśmy mieli jasność, bardzo dobrze oceniam osiągnięcia związane z uruchomieniem ruchu rowerowego. A zaczynaliśmy w bardzo złym, mrocznym miejscu. To jest to coś, co moim zdaniem jest bardzo wartościowe dla miasta i nie będę w ogóle o tym dyskutował. Innym aspektem jest to, jakimi kosztami to się stało i jakiego rodzaju konsekwencje dla innych aspektów miasta osiągnięcie tego celu wywołało. Traktuję to jako duży sukces miasta i wydaje mi się, że jest mnóstwo innych przestrzeni, których może coś równie dobrego też powstać.

Wróćmy sobie na chwilę do sytuacji remontowej w Poznaniu.
Nie dyskutuję z celami tego projektu. Chciałbym mocno dyskutować z formułą, która została zastosowana do realizacji tych celów. Urząd miasta, nie wiem czy to jest kwestia prezydenta czy jakiejś głębszej formy organizacji, doprowadził do sytuacji, w której ta beztwarzowa bezimienna machina mieli żywych i istniejących ludzi z nazwiskami, z historiami i z kredytami. Czyli kumulacja prac remontowych doprowadza do upadku działalności gospodarczej zupełnie niezaangażowanych, niczemu niewinnych ludzi. Wszyscy o tym wiemy tam.

Ale miasto się broni, że prędzej czy później trzeba było te remonty zrobić.
Po pierwsze jest kwestia kosztów fizycznie poniesionych nakładów, czyli ile to kosztuje pieniędzy i czy nie można było robić tego po prostu taniej. Nikt nigdy nie posługuje się najważniejszym parametrem, który służy do oceniania jakości przeprowadzanych inwestycji. Czyli ile coś kosztuje? Jeżeli możemy wyremontować ulicę za 150 milionów, to dlaczego remontujemy ją za 300 milionów? I tylko zwracamy się w stronę jednej firmy?

Wszystkie realizacje, które się odbywają teraz w Poznaniu są prowadzone przez jedną firmę! Jedna firma, jedna firma prowadzi te wszystkie inwestycje i bez względu co ja sądzę o tej firmie, to się po prostu nie może udać. Tego rodzaju plan nie może zostać zrealizowany przez jedną firmę pozbawioną jakiejkolwiek rynkowej konkurencji.

Ale ta firma bierze podwykonawców.
Ale ja o tym nie wiem. Nie interesują mnie podwykonawcy, jedna firma firmuje jakby ten projekt i jedna końcowo wystawia za niego faktury.

Mówi pan o tym, że jedna firma fizycznie zwyczajnie nie jest w stanie uciągnąć tyle projektów?
Moim zdaniem ilość tych projektów jest tak miażdżąca, że nie wiem czy jest koncern w ogóle w tym kraju, który by poradził sobie w sposób zorganizowany i na poziomie zachodnioeuropejskim z wprowadzeniem tego rodzaju projektu.

Może dzięki temu te remonty są spójne?
Nie, nie, to rodzi milion przestrzeni, które są bardzo niebezpieczne dla prowadzenia inwestycji. Takie wypadki przy pracy typu: najpierw prezydent się pochwalił, że nowe tory na moście Teatralnym to świetna technologia. I to prawda, to jest świetna technologia. Tylko że w nocy pocięto te tory i poszły pewnie na złom i założoną mniej świetną technologią. I tutaj nie ma winy projektanta, nie wiem kto zostanie obwiniony, ale moim zdaniem największą winą można obarczyć kogoś, kto przygotowuje logistykę tego rodzaju operacji i doprowadził do sytuacji, w której człowiek, który nie powinien wykonywać pewnych czynności je wykonał. Wynik powinien być zero jedynkowy. Czy za pomocą poniesionych nakładów pracy i czasu przyniósł skutek? I teraz mówimy o usunięciu z historii całego tego procesu, który doprowadził do zezłomowania tych szyn.

Przeszedłem się po Poznaniu i widzę wiele rozkopanych ulic, a w wielu miejscach nie widać żadnej pracy.
Ja bym jednak bronił i zaufał praktykom. To nie jest tak. Ja głęboko wierzę w uczciwość i fachowość tych ludzi, którzy prowadzą tę robotę. Mówię zupełnie poważnie. To są fachowcy, ludzie z tym młotkiem, szpadlem, czy kierowcy tych koparek realizują bardzo konkretne i precyzyjne zadania. Nawet jeśli plac budowy ma powiedzmy 1,5 km, a coś się dzieje na jednym, a na drugim nic - to nie oznacza, że cała inwestycja się nie dzieje. Problemem jest ilość tych punktowych inwestycji, to ona generuje skutki, które są odczuwalne. Mamy tych punktowo realizowanych inwestycji tyle, że odcinają istniejące i kiedyś prosperujące biznesy lokalne. Moim zdaniem to miasto jako podmiot nadzorujący, ten PIM nieszczęsny - to one są od nadzorowania logistyki, prowadzenia inwestycji, zadbania o minimalne skutki i uciążliwości ponoszone przez mieszkańców.

Ten PIM to pan punktuje bezlitośnie.
Nie bez powodu.

A jaki jest powód?
Są nieprofesjonalni.

I dobrze zarabiają, co im pan wytyka.
Trzeba by zweryfikować ich umiejętności rynkowe i porównać z umiejętnościami na przykład inżyniera, który ma skończone MIT i jest kierownikiem projektu biznesowego, na przykład w Dubaju buduje most. To człowiek…

...który zarabia dużo więcej.
Nie, to są bardzo porównywalne pieniądze. Stawiamy to obok jednego z wiceprezesów PIM i porównujemy ich umiejętności zawodowe dotyczące prowadzenia inwestycji, jej zaplanowania, jej logistyki, organizacji ruchu zastępczego, oznakowania, zminimalizowania jej skutków dla otoczenia i ostatecznego - dobrego odbioru społecznego.

A za takie sprawy odpowiada wiceprezes?
Tak.

Czyli można by powiedzieć, że Poznań tego inżyniera z Dubaju może sobie wynająć na wolnym rynku?
Zresztą zrobiliśmy taki podły numer. Wysłaliśmy do najpoważniejszych biur HRowych CV człowieka o podobnych parametrach i talentach (co wiceprezes PIM - przyp. red.) oczywiście ze zmienionym nazwiskiem, ale ze wszystkim danymi dotyczącymi jego kwalifikacji no i oczywiście z jego oczekiwaniami finansowymi. Po 30 dniach krążenia po całym świecie - mówimy o Wietnamie, o Kambodży, o Rosji, o Stanach Zjednoczonych, o Peru - nikt nie zareagował na jego CV.

A prezydent Poznania mówi, że ten wiceprezes znajdzie pracę bez problemu.
Nie, zresztą sam nie wiem czy znajdzie. Wierzę w weryfikowalne umiejętności i doświadczenie zawodowe, to one są dla mnie najważniejsze.

To czasem nazwisko otwiera drzwi.
Nie. To są zbyt poważne stanowiska, żeby sobie robić tam polityczny show. Jeśli wynajmujemy profesjonalistę do wykonania pewnego rodzaju zadania, to jego polityczna twarz nie ma kompletnie żadnego znaczenia na placu budowy. Po owocach ich poznacie – że zacytuję biblię. Jeśli ocenimy efekty tych kontraktów, no to mamy kilka aspektów. Po pierwsze: pieniądze. Ile coś kosztowało, ile mogło kosztować, czy zostało rynkowo zweryfikowane, czy ktoś robił estymacje kosztów, czy te podmioty mogły wykonać określone zadanie. Cała ta dokumentacja powinna być publicznie dostępna. Pytanie czy jest. Ja jej nie widziałem.

Druga sprawa to, to czy inwestor zastępczy jakim jest PIM ma świadomość pracy na żywym organizmie, jakim jest miasto, czy pracuje z trupem w prosektorium. To jest dla mnie ważne, bo po prostu mieszkam na Starym Mieście. Gdyby nie te internetowe skandale, to do dzisiaj byśmy się nie doczekali głupich napisów wiszących na siatkach albo tablic kierunkowych. Mówimy o tym, że ludzie po prostu błądziliby pomiędzy wykopami. Czasami zwyczajnie inżynier prowadzący inwestycji powinien się przejść i zobaczyć, czy może przepuścić sto tysięcy ludzi przez korytarz jakiś, który jest utworzony. I to stosunkowo bezpiecznie, że tak powiem, tych ludzi przytargać pomiędzy jednym, a drugim wykopem. Po tym skandalu pierwszym efektem było to, że Tormel powiesił jakieś paskudne siatki. To są takie ruchy, które są za pomocą maksymalnie tanich środków wykonywane bardzo gwałtownie i doraźnie.

Bo ktoś tego nie przewidział?
Przewidzieć to oni może i przewidzieli, że będzie istniał problem. Tylko, że to powinno być na poziomie kontraktu firmy wyartykułowane przez inwestora. Firma, która prowadzi inwestycję, to jest ostatni etap, a nie pierwszy.

A może to jest głębszy zamysł? Przy Starym Rynku mówi się o tym, że nawet dobrze, że ten Stary Rynek umrze towarzysko, bo będzie mógł się odrodzić na nowo.
My tu sobie teraz żartujemy. A ja myślę, że właśnie taki jest zamysł.

Ja to słyszałem oficjalnie: że fajnie będzie jak na Starym Rynku umrą te wszystkie kluby gogo, te pijalnie wódki i piwa i tak dalej, bo wtedy to się wreszcie Stary Rynek stanie salonem Poznania.
W porządku. Tylko że tutaj mówimy o sytuacji prawnej, w której jeden podmiot doprowadza podmiot drugi do upadłości za pomocą dostępnych mu narzędzi. Nawet nie mówiąc o moralności, ale to generuje ciężkie procesy jak. Bo, jeżeli ktoś udowodni, że miasto świadomie i celowo zarżnęło mu biznes, to znaczy, że jednostka samorządowa złamała zapisy ustawy o wolności prowadzenia działalności. Myślę, że skończy się to ciężkimi układami, dużymi kosztami, ale one mogą być skalkulowane w kwoty wynikające z inwestycji.

Kolejny punkt jaki jeszcze nam został: Zieleń w Poznaniu.
Wszyscy dosyć łatwo mówią, zwalając winę na prezydenta. Mam wrażenie, że prezydent albo nie ma świadomości, albo nie dostrzega złożoności wielu aspektów, które towarzyszą życiu miasta. On po prostu niektóre z nich biznesowo ignoruje jako nieistotne w danym momencie, dlatego, że ma istotniejsze, które są strategicznie ważniejsze do osiągnięcia. A potem będziemy się martwić o resztę. Sprawa tej zieleni trafiła do Poznaniatora siłą grawitacyjną. Ludzie, którzy rzekomo prowokują, że tak powiem medialny, zły obraz Urzędu Miasta, to ludzie, których ja często znam osobiście, i nie wierzę w to, żeby ktoś to zrobił za pieniądze, a szczególnie partyjne. Niestety, partie mają tendencję do przyklejania się do pewnego rodzaju koncepcji czy ruchów społecznych. I będą to robić dlatego, że lgną do tego ula, w którym ktoś robił zasięgowy miód.

W Poznaniu wycinano drzewa przez lata przy kolejnych remontach. I nagle wybucha sprawa wycinki drzew na 27 Grudnia. Ale wybucha jak bomba atomowa.
27 Grudnia jest ważniejszy. Rynek łazarski jest mimo wszystko poza centrum. Nie dotyczy ruchu turystycznego i nie dotyczy ruchu tak zwanego starego Poznania. Rynek łazarski po remoncie oceniam jako przestrzeń wrogą. I nie mówię tu o betonozie, w ogóle nie lubię tego słowa. Mnie interesuje skutek, który na końcu został osiągnięty za pomocą bardzo konkretnych i bardzo dużych nakładów. Myślę, że stworzono wrogą ludziom przestrzeń. Ta przestrzeń jest nieatrakcyjna, długo będzie nieatrakcyjna, a szczególnie nie zaakceptują jej ludzie, którzy funkcjonują tam dziś. Tę inwestycje zaplanowano pewnie w przyszłość, czyli na pokolenie, które się dopiero pojawi w tym miejscu. A ci ludzie, którzy tam dzisiaj przychodzą, są skazani na dotrwanie do momentu kiedy przyjdą nowi i po prostu postawią może w tym miejscu coś nowego.

Wróćmy do zieleni.
27 Grudnia. Tam się udało wygenerować taki ruch, który bardzo agresywnie zareagował na kumulację tego podejścia czy filozofii miasta, która tworzy… Jest takie powiedzenie wśród architektów mówiące, że Bóg nie tworzy pod linijkę. Tu mamy zaprzeczenie. Stworzono rzeczywistość, która jest do linijki ustawiona. Zaprojektowali to ludzie, którzy bardzo szybko chcieli ten projekt skończyć. Sam miałem przyjemność współpracować z ADS-em. Bardzo dawno temu. I wtedy to była zupełnie innego rodzaju firma niż ta, która zaprojektowała czy Święty Marcin czy 27 Grudnia. Ten projekt trzeba było gwałtownie skończyć i wtedy do linijki się ustawia. Drzewa oblicza się z cyrklem w ręce. Oblicza się gęstość drzew, ich kształt, wysokość. To wszystko to ustawienie mebla, a nie zbudowanie przestrzeni. Tam są ustawione klocki, nie biorące pod uwagę chociażby kamienic, z których każda jest inna, ani nie biorące pod uwagę całej tej struktury społecznej. A ja jeszcze jestem przekonany, że tam w grę wchodzi jeszcze kwestia, tej słynnej miejskiej działki, która jak jakaś czarna dziura wciągnie grawitacyjnie mnóstwo wydarzeń. Dopiero o nich usłyszymy.

Ona ciągle chyba jest na sprzedaż?
Nie, już nie. No, ale teraz wyobraźmy sobie podejście miasta, które mogłoby tam na przykład zbudować park. Który by się przydał w tym konkretnym miejscu. Wiadomo, że nikt nie zmarnuje biznesowo takiej okazji, żeby zarobić te 300 milionów. Nawet dla miasta. Teraz pytanie, jakiego rodzaju funkcje pełni urzędnik. Czy ma zarabiać pieniądze do budżetu miasta, czy ma dbać o ludzi. Bo jeśli nie ma dbać o ludzi, to wykona polecenie, które ma zapisane w projekcie ADS sprzed 6 lat i zrealizuje bardzo kosztowną infrastrukturę podziemną, która zaopatrzy ten obiekt, którego dzisiaj tam nie ma i nikt nie chce sprzedać tej działki.

I, którego może nigdy nie być.
Ale infrastruktura tam będzie czekała.

Dobra, to mamy kolejny cel działalności Poznaniatora. Jeszcze są jakieś?
Taki generalny cel. Podejście miasta wobec mieszkańców pokazuje pewnego rodzaju postawę zmęczenia stanowiskiem. Mówimy o utrzymywaniu pewnych na konkretnych stanowiskach, którzy po prostu są tam za długo. Jestem zwolennikiem takiej tezy, że każdemu dobrze robi co jakiś czas zmiana. O ile można prywatną firmę rozwijać ją, budować, o tyle z urzędnikami miejskimi, którzy tam pracują 15 lat, problem polega na tym, że oni przez dosyć niewdzięczną pracę i ciężki los, zmagając się z przeróżnymi problemami, po prostu są zamęczeni. Tak psychologicznie: taki urzędnik dotrze do takiego punktu, w którym będzie apodyktyczny, niemiły, nieprzyjemny. On będzie groził palcem wszystkim tym, którzy się z nim nie zgadzają.

Czyli jednak jest cel polityczny istnienia Poznaniatora: chcecie przewietrzyć urząd.
Jeśli mamy cel polityczny, to tak, to to jest ten cel.

Widzi pan takich na horyzoncie kandydatów na następców?
Powiem szczerze, że chyba jestem za mało zorientowany w sytuacji, bo ja ich nie dostrzegam. Dużo wiary pokładam w ludzi, których można sprawdzić, co zrobili przez ostatnie 5 lat i wśród nich szukałbym kandydatów. Zweryfikować kogoś pozytywnie na podstawie tego, co w ogóle zrobił, na podstawie efektów jego pracy, czy jego determinacji, jego pracy, która miała jakiemuś domu, z którego on nie ciągnął zysków. Teraz możemy sobie strzelać. Czy któryś z radnych się na to łapie? Czy któryś z wiceprezydentów?

Ja rzucę nazwiskiem, bo od dawna się mówi o tym, że Mariusz Wiśniewski, obecny wiceprezydent chciałby, czy też pretenduje, czy będzie pretendował do wyższego stanowiska.
Nie, nie sądzę. Nie z powodów politycznych, a dlatego, że on już przeszedł pewnego rodzaju drogę, już ją wykorzystał. Nie wiem czy wystarczająco czy na maksa swoich możliwości. Jeśli myślimy o tym, że można by go wepchnąć na nowe tory, to on będzie kontynuował tę samą drogę. Tam się nie zmieni nic.

Czy Poznań potrzebuje rewolucjonisty?
Wydaje mi się, że przede wszystkim potrzebuje profesjonalisty. Profesjonalisty, który załatwi milion spraw, które są po prostu robione bardzo amatorsko. Ludzie, którzy mają bardzo dużo kontaktów w urzędzie miasta, mówią, że jeśli ktoś tam trafia do pracy z kwalifikacjami zawodowymi, to wystarczą 2 lata pracy w urzędzie i wyrywają sobie włosy z głowy po prostu. Cierpią przez tę pracę i zwyczajnie odchodzą. Nie ma tam gruntu, przestrzeni. Już nie mówię o kwestiach finansowych, bo są ludzie, którzy by pracowali nawet za minimalne pieniądze i czerpali z życia. To modna postawa ostatnio, wśród młodych ludzi, którzy pracowaliby choćby po to, żeby osiągać pewnego rodzaju cele inne niż finansowe. Nie ma takiej możliwości w tym konstrukcie.

Bezwładność urzędu? To urząd zmienia ludzi, a nie ludzie urząd?
No tak. I teraz możemy karmić tego potwora niesłychanie wielkimi pieniędzmi. A urząd każdą kwotę przyjmie na klatę i zmieli, pociacha na kawałki, a i tak efekty będą niewspółmierne do poniesionego nakładu. I to wynika z administracyjnej konstrukcji, które jest wypracowana chyba jeszcze od czasów upadku komuny.

Czytając wpisy Poznaniatora można wręcz odnieść wrażenie, że urząd miasta tonie w jakiejś sitwie układów, układzików.
To są prywatne, drobne interesy, układy, znajomości rodzinne, ale one są wszędzie. To jest taka dosyć powszechna sytuacja.

Gdy mówi pan o tych wszystkich zaprzepaszczonych szansach, straconych pieniądzach to powstaje pytanie: dlaczego?
Teraz przechodzimy do hipotetycznej wersji wydarzeń. Koncern reklamowy został kilkakrotnie przyłapany na nielegalności swoich działań. Mówimy otwarcie, bo to jest potwierdzone. To jest pewniak, że firma stawiała nielegalnie swoje nośniki, a potem przyłapana, na lekkim fochu je usuwała. I dalej się z PIM-em dogadywała, stawiała wiaty, na których rośnie mech, robiło się publicity , że to dla przyrody. Tymczasem w całym mieście usunięto 100 nielegalnych plakatów, które stały tam 15 lat. To jest sprawny biznes i biznesowo to się wszystko spina. I to jest bardzo otwarcie mówione przy okazji powstawania uchwały krajobrazowej: że koncern współpracuje z miastem, a miasto bierze zupełnie serio pod uwagę te wnioski. Jeżeli ja bym miał do czynienia z człowiekiem, który na „wnuczka” orżnął moją babcie i zarąbał jej 70 tysięcy złotych, gromadzone przez całe życie, to ja bym tego człowieka jako opiekuna mojej babci nie zatrudnił po tygodniu.
Po pierwsze bym mu nie ufał, a pod drugie założyłbym (pewnie jak każdy), że on okradnie tę moją babcię drugi raz. A tutaj urząd miasta zaprasza „wnuczka”, który okradł babcię i proponuje mu biznesowy układ, nie zachowując żadnych granic bezpieczeństwa. Mówimy tutaj o tym słynnym kontrakcie, kiedy dziesięcioletni kontrakt w ciągu jednego dnia, bez ani jednego dnia straty przeszedł w następny dziesięcioletni kontrakt na wiaty do koncernu, za pomocą operacji przeprowadzonej przez przekazanie wiat jako zadania własnego gminy do MTP. Bo zadaniem gminy nie jest zarządzanie reklamami. Trzeba było obejść prawo, a tego rodzaju obejście samo w siebie jest złamaniem prawa, czyli ktoś zaplanował operację bezprawną, która została wykonana i zrealizowana. I wszyscy przeszli nad nią do porządku dziennego.

Ale skoro tak jest, to dlaczego nie zajmuje się tym prokuratura?
Cała ta sytuacja będzie pewnie znajdowała swój finał po wynikach kontroli nikowskiej. NIK nie może postawić zarzutów, ale NIK może złożyć zawiadomienie do prokuratury. Tomek Hejna pewnie złoży swoje zawiadomienie, bo będzie to zwieńczeniem 10 lat jego roboty.

Gdybym ja takie pytanie, czy nawet stwierdzenia postawił jako dziennikarz - to mam proces. Czy panu właśnie ta anonimowość nie służy do tego, aby bezkarnie takie pytania, czy stwierdzenia stawiać?
Może ktoś się odważy i zada te pytania w sposób oficjalny, może któryś radny podejmie pałeczkę i zada pytanie do spółki miasta, dlaczego firma, która wykorzystuje miejską przestrzeń, dostaje jeden z najlepszych kontraktów na rynku reklamowym? I nie dość tego, pisze się pod nią uchwałę reklamową, która pozwala im działać, a wszystkim innym już nie.

Proszę zwrócić uwagę na jedną rzecz, sam pan formułuje pytanie mówiące że samo „zadanie pytania może skończyć się procesem”, „stwierdzenie może skończyć się procesem” - niech pan pomyśli komu i czyjemu dobru ma służyć taka prewencyjna autokorekta. Bez dyskusji, pytań i odpowiedzi, możemy mianować tych ludzi wyroczniami i jedynie pochylić wzrok kiedy przechodzą obok.

A może radni czekają z tą amunicją, żeby ją odpalić przed wyborami?
To trzeba radnych zapytać.

Ale jeszcze raz zapytam: dlatego Poznaniator jest anonimowy?
Anonimowość pozwala skuteczniej wydobywać informacje.

A może pan o powiedzieć o groźbach, ryzyku?
Mogę o tym powiedzieć. Grożono nam już kilka razy. Zapraszano do ustawek w stylu kibicowskim.

Kto grozi?
Nie wiem, na razie blokujemy od razu ludzi, którzy są potencjalnie niebezpieczni. Dzięki anonimowości utrzymujemy formułę bezpieczeństwa. Ale zgłosiliśmy to, powiedzmy, na policję, dlatego, że te groźby są bardzo wymierne. Nie sprowadzają się do wyzywania kogoś w Internecie, tylko chodzi o groźby od ludzi, którzy wyglądają na zdolnych do popełnienia tego czynu. Chodzi o ludzi, jakby to powiedzieć, nie wystarczająco mądrych, żeby tylko grozić.

O, to macie coś wspólnego z prezydentem Poznania, który też się takich ludzi obawia.
Ja mam na to dowody, gdzie próbowano się ze mną umówić na bójkę, na noże na przykład. I na takie wyjaśnienie sobie sprawy. Albo podawano adres jednego z ludzi, którzy bierze udział w pisaniu treści dla Poznaniatora, z groźbą, uważaj i oglądaj się za siebie. Dlatego, że ktoś cię napadnie i okradnie, albo skończysz z nożem w plecach. Nie jestem jakiś strachliwy…

Ale pan sugeruje, że to są groźby ze strony osób, którym nacisnęliście na odcisk?
Nie, nie sądzę.

Ale mi bardziej chodzi o potencjalnych zwolenników.
Może tak. Ludzie mają przeróżne motywacje. Mamy dosyć dużo ekstremy. Pewnie na poziomie Internetu porusza się wielu ludzi, którzy są bardzo mocne wbici w swoje wątki.

Pytałem o to Jacka Jaśkowiaka, bo ostatnio w Internecie mamy wysyp takich miejsc, które - jak wskazywał prezydent - mają źródła w jednym miejscu, wśród przeciwników politycznych.
Może tak, nie wiem. Myślę, że Poznaniator może być uznawany za kogoś, kto w miarę sprawnie posługuje się prowadzeniem takiej fabularnej narracji. No jest oczywiście Poznański Trójkąt Bermudzki, on jest wręcz przyrośnięty do miasta. Ma ogromne, żywe zaplecze wiernych czytelników i dostęp do najnowszego kontentu. To on jest źródłem najszybszych mediów spływających do sieci w skali Poznania. Prezydent mylnie, po raz kolejny skojarzył go z Poznaniatorem, znamy się tylko z chatu i dość często dzielimy się nowościami. Trójkąt jest pierwotnym źródłem wielu Poznaniatorowych postów, filmów i zdjęć. Nie dość tego, zaangażował się w te same wątki, co mnie bardzo cieszy i bardzo mi z tym po drodze. Formuła jest inna, on ma dużo więcej luzu i tempa. Ja już nie nadążam, ale nadal jakoś udaje się robić szum wspólnie. Spora część ludzi - naprawdę dotkniętych wrażeniem niesprawiedliwości i opresyjności urzędników miejskich robi te internetowe treści, źle, bo z dużym ładunkiem emocji. Często klnąc, bluzgając i wygrażając - trochę za dużo w tym nerwów, a za mało merytoryki. Szkoda, bo łatwo obalać nawet dobre argumenty wypowiadane w ten sposób.

Ale ich masa sugeruje, że jeżeli nie pół Poznania, to przynajmniej pół Internetu nienawidzi Jacka Jaśkowiaka.
No i teraz pytanie do kogo to pytanie?

To pytanie o opinię.
Moim zdaniem jest to pytanie do prezydenta. Dlatego, że to jego decyzje wywołują bardzo silną polaryzację, a z tej dużej części tych ludzi, którzy mają ekstremalne poglądy 2-3% są naprawdę świrami. Socjologicznie na to patrząc też po prostu widzimy, że w tej przestrzeni jest jakiś procent ludzi, którzy po prostu wchodzą w ekstremę. Im mocniej nadepniemy, że tak powiem, masę ogólną, tym więcej soków wyciśniemy z różnych miejsc. A crème de la crème tych soków będą profile, o których pewnie mówi prezydent. Czy one są inspirowane politycznie? Dla mnie wygląda to zbyt amatorsko, żebym to tak oceniał.

A może one tak mają wyglądać?
Tego nie da się wysterować. Mówimy o projektach, które są – z sympatią to powiem – prowadzone przez świrów, którzy siedzą z nosami w klawiaturach, waląc w nie z całej siły palcami.

A Poznaniator wygląda na tym tle profesjonalnie?
Za tym kryje się jeszcze wsad merytoryczny, samo pisanie zajmuje dużo czasu. Powiem mniej więcej o czasami 20-30 godzinach pracy dziennie (na kilka osób).

Praktycznie charytatywnie. I ja mam uwierzyć w idealistów?
Nie wiem, co mam powiedzieć. Zainwestowałem jakieś tam pieniądze w uruchomienie tego projektu. To są pieniądze pochodzące z mojej kieszeni. Poznaniator, w którymś momencie doszedł do wniosku, że można wykorzystać zasoby, które funkcjonują w mojej przestrzeni zawodowej, czyli można poświęcić na przykład biuro na to, żeby zorganizować miejsce, w którym się może parę osób spotkać i zwyczajnie pogadać. Wydałem swoje pieniądze na ekspres do kawy. Kupiłem przyzwoite kubki, które będę niedługo rozdawał czytelnikom. Mówimy o takich inwestycjach. Tak, w Poznaniatora zostało włożone trochę pieniędzy, gdzieś na poziomie 20-30 tysięcy złotych. Ale to są moje prywatne pieniądze, mam na to papiery, zarobiłem je z normalnej pracy zawodowej (nie z partyjnej dotacji).

I nie oczekuje pan zwrotu?
I tak tam siedzę. Lubię jak jest ładnie, po prostu, także czy remont biura, czy tam ekspres dobry to są dla mnie narzędzia pracy. I biurko, żeby się nie gibało i żebym nie musiałbym pod nie książek podstawiać. Zajmuję się zawodowo czymś takim, co angażuje mnie na tydzień, a potem mam trochę spokoju.

To tak na koniec, Poznaniatorze. Poznań mój widzę?
Z taką opinią, jak miał dawniej. Miasta wzorca.

A teraz trzeba jeszcze ustalić ten wzorzec.
Poznań bardzo długo ciągnął swoją opinię na czymś, co w całej Polsce jest słynne, znane. Może nie wszyscy mają tego świadomość, jak na zewnątrz jesteśmy postrzegani. Przeprowadziłem parę rozmów, które mówią o tym, że - nie wiem czy to plus - że w Poznaniu są niebezpieczni faceci. Pewnie to jeszcze ta historia kibicowska się ciągnie. Ale jesteśmy traktowani jako ludzie, którzy nie popuszczą, to dobra cecha. Mamy opinię poniemieckiego miasta, w którym porządek ma znaczenie, solidność ma znaczenie. Ten bunt społeczny z 56 roku jest bardzo cenny. Powstanie wielkopolskie jest bardzo cenne. I chciałbym, żeby te wartości, ta kumulacja cech nadal funkcjonowała, albo się odnowiła w jakiś sposób. Chcę wierzyć, że będzie temu sprzyjał koniec tego, co się dzieje. Ale ten koniec oznacza dla mnie wiele wymiarów, czyli zamknięcie tych remontów. Oznacza też, o czym mówiłem, przewietrzenie struktury.

Poznaniator będzie kandydował?
Nie. Nie, nie mam czasu.

Byli My poznaniacy, może będzie partia czy stowarzyszenie Poznaniator?
Bardzo chętnie, ale znowu wracamy do kwestii czasu. Jeżeli ja będę w stanie poświęcić tyle czasu i tyle własnych pieniędzy, żeby pomóc komuś, kto będzie skłonny do podjęcia i realizacji tych celów, które ja chcę osiągnąć - chętnie się przyłączę.

To było trochę pytanie o przyszłość Poznaniatora.
Nie wiem jak ona jest. To już pochłania za dużo czasu, za bardzo na serio zaczyna wyglądać. Naprawdę musieliśmy zacząć trochę uważać w sensie rodzinnym i to jest kłopot. Okazało się, że czasami zapytaliśmy o pewne rzeczy, o które się nie powinno po prostu zapytać. I nie będę panu o nich opowiadał.

I odpuściliście?
Odpuściliśmy. Na chwilę.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Zwolnienia grupowe w Polsce. Ekspert uspokaja

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski