Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Najstarszy polski czynny muzyk gra już od 83 lat

Marek Weiss

Urodził się w 1918 roku w Niemczech, ale już dwa lata później wraz z rodzicami wrócił do Polski. Wcześnie stracił matkę, ale to od niej przejął w genach zainteresowania muzyczne i otrzymał w prezencie swój pierwszy instrument, jakim były skrzypce. Zaczął chodzić na lekcje gry do późniejszego kapelmistrza orkiestry kolejowej. Wykazywał duże zdolności, ale rodziny nie było stać na jego dalsze kształcenie muzyczne.
Gdy miał 14 lat, urzekła go orkiestra wojskowa 60 Pułku Piechoty. Zobaczył ją podczas spaceru po Ostrowie. Był tak zauroczony, że poszedł za muzykami aż do samych koszar i powiedział, że nie odejdzie, póki go nie przyjmą.
Zaprowadzono go do kapelmistrza Stanisława Paszke. Ten postanowił sprawdzić umiejętności kandydata. Polecił mu zanucić melodię, a potem zagrać ją na pianinie. Próba wypadła na tyle pomyślnie, że od razu zapadła decyzja o przyjęciu. 1 sierpnia 1932 roku oficjalnie został członkiem orkiestry.
- Przyjęli mnie, ale przez pierwszy rok grałem po cywilnemu, bo nie było etatu. Czekałem cierpliwie aż ktoś z muzyków pójdzie do poboru i w kwietniu następnego roku dostałem wreszcie wymarzony mundur. Był na mnie za duży, ale krawiec przerobił go na tyle, że wyglądałem w nim przyzwoicie - wspomina pan Edmund.
Na początku swojej kariery muzycznej nie potrafił zdecydować się na jeden instrument. Grał na klarnecie, ale popołudniami ćwiczył na perkusji. Od czasu do czasu sięgał także po werbel. Jego przełożeni postanowili zadbać o edukację młodego adepta i wysłali go na 3-letnie konserwatorium muzyczne do Katowic. Szkolili się tam uczniowie z całej Polski. Połowa nie wytrzymała rygoru. Ci, którzy dotrwali do końca mogli liczyć na ciekawe oferty. Pan Edmund został przyjęty do orkiestry Batalionu Stołecznego utworzonej przez najlepszych instrumentalistów z całego kraju. To tak, jakby dzisiaj znaleźć się w Kompanii Reprezentacyjnej Wojska Polskiego. Grał tam na swojej ulubionej perkusji. Był obecny na wszystkich ważniejszych wydarzeniach w stolicy, zapewniając im oprawę muzyczną. Prowadził kompanię na zmianę warty przed Grobem Nieznanego Żołnierza, witał na dworcu głównym trumnę ze szczątkami św. Andrzeja Boboli, grał hymny podczas
wszystkich oficjalnych wizyt zagranicznych delegacji i na meczach międzypaństwowych. Uczestniczył w pogrzebach wybitnych osób. Były też otwarte koncerty dla publiczności i cotygodniowe audycje w radio.
- Noclegi i wyżywienie mieliśmy w koszarach. Dano nam nowe instrumenty, zakupione specjalnie dla nas. Zajęć było co niemiara, bo mieliśmy wiele prób w poszczególnych sekcjach, a na dodatek po pewnym czasie zauważono, że ładnie piszę i zacząłem grę łączyć z urzędowaniem w biurze - wspomina pan Edmund.
Ten piękny okres w jego życiu został przerwany wybuchem wojny. W sierpniu 1939 roku przydzielono go do Dowództwa Obrony Warszawy w charakterze gońca frontowego. Po kapitulacji trafił do niewoli niemieckiej. Wkrótce mógł wrócić w rodzinne strony. Przez pewien czas pracował przy rozbiórce torów, a w czerwcu 1940 roku został wywieziony na przymusowe roboty do Niemiec. Przez dwa lata karczował lasy w Bawarii, potem trafił do Warsztatów Napraw Wagonów i Parowozów w miejscowości Weiden. Tam dotrwał do zakończenia wojny. Po powrocie do kraju podjął pracę na kolei.
Najdłużej był zatrudniony w ZNTK w Ostrowie, ale potem
jeszcze kilka razy zmieniał zakład. W 1978 roku przeszedł na emeryturę. Przez cały okres pracę zawodową łączył ze swoją największą pasją - muzyką. W latach 50. grał w orkiestrze kolejowej w Nowych Skalmierzycach. Pracując w Ostrowie został zaproszony do Orkiestry Węzła Kolejowego. Przez 15 lat był muzykiem orkiestry dętej ZNTK pod dyrekcją kolejno Stanisława Borusiaka, swojego przedwojennego kapelmistrza Stanisława Paszke oraz Zygfryda Biegały. Na ponad 5 lat związał się też z orkiestrą w Sulmierzycach. Po zakończeniu pracy w Ostrowie przeniósł się do kaliskich zespołów z Runoteksu i Wistilu. Przewinął się przez orkiestrę Gród nad Prosną oraz Orkiestrę Miejsko-Gminnej przy OSP Stawiszyn. Najdłużej jednak grał w orkiestrze z Nowych Skalmierzyc, której jest wierny do dziś. W jego muzycznej biografii jest więc aż dziesięć zespołów! Ciekawostką jest, że zdarzało mu się brać udział w konkursach czy przeglądach w barwach trzech różnych zespołów. Podczas jednego z takich spotkań jury zorientowało się, że w orkiestrach gra ta sama osoba, tylko zmienia marynarki. Konsekwencji jednak nie było... Trudno byłoby zliczyć wszystkie jego odznaczenia. Doceniono go m.in. honorową złotą odznaką Polskiego Związku Chórów i Orkiestr oraz medalem Za zasługi dla Ziemi Skalmierzyckiej.
Pół roku temu Szkoła Podstawowa w Nowych Skalmierzycach uhonorowała go statuetką ,,Przyjaciela Szkoły''. 97-letni Edmund Marczak jest obecnie najstarszym mieszkańcem gminy.
Pod koniec czerwca br. można było go zobaczyć i posłuchać podczas wojewódzkiego przeglądu w Kaliszu. Senior jest cały czas aktywny w życiu rodzinnym i dumą napawa go fakt, że oboje dzieci przejęły po nim zamiłowania do muzyki. Córka jest uzdolniona wokalnie i potrafi grać na fortepianie. Natomiast syn gra na saksofonie i klarnecie, razem z ojcem występując w nowoskalmierzyckiej orkiestrze. W swoim mieście pan Edmund jest człowiekiem - instytucją. Chętnie dzieli się swoimi wspomnieniami z najmłodszymi. Wszyscy, którzy go znają są przekonani, że nikt nie potrafi z taką pasją opowiadać o muzyce, jak on.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski