Sprawa ma dotyczyć spółki UWI. PSM miało udostępnić nieodpłatnie deweloperowi działkę, która jest kluczowa dla budowanego przez niego osiedla Botanica przy ul. Mieszka I, podczas gdy miastu płaciło 60 tys. zł rocznie. Na części działki UWI zbudowało parking dla spółdzielców. PSM miało nie pobierać jednak od dewelopera opłat za możliwość przejazdu przez swój teren. Opisujemy tę sprawę w „Głosie” od dwóch lat. Po naszych publikacjach, w czerwcu tego roku PSM spisało z UWI umowę, na mocy której za możliwość przejazdu przez działkę deweloper zapłaci prawie 29 tys. zł.
W związku z postępowaniem prokuratorskim obaj prezesi mają zakaz pełnienia swoich funkcji. Próbowaliśmy się z nimi skontaktować, ale PSM poinformowało nas, że przebywają na urlopach.
Jaki jest naprawdę?
Prezes Poznańskiej Spółdzielni Mieszkaniowej, Krzysztof W. nazywany jest czasem Stanisławem Aniołem z Poznania. Od dwudziestu lat niepodzielnie rządzi Piątkowem. Krążą o nim legendy. Kim jest? Jak znalazł się w spółdzielni? Pytamy o to Juliusza Kubla, twórcę postaci Starego Marycha i jednocześnie członka rady nadzorczej PSM.
- Ja nic nie wiem. Sam byłem ciekaw jak pan W. dostał się do spółdzielni. Pytałem o to różne osoby, ale tego nawet najstarsi członkowie nie pamiętają - mówi nam.
Dotarliśmy jednak do mieszkańca, który był w latach 90. w radzie nadzorczej, tej która wybierała prezesa. To Jerzy Ratajczak. Kandydata na prezesa pana W. pamięta doskonale. - Jego kwalifikacje budziły moje wątpliwości. Był kierownikiem magazynu płytek w CMB-udzie - wspomina. - Poprzednim prezesem PSM był Jacek Cenkiel, obecny prezes UWI. Jego następcę wybieraliśmy przez kolejne trzy miesiące. Nikt z kandydatów nie był idealny. W końcu trzeba było się zdecydować, W. wybraliśmy za którymś podejściem - opowiada. - W. początkowo był bardzo uległy. Potem obrósł w tzw. piórka. Zaczął jeździć drogimi samochodami. Mówił, że to nie za pieniądze ze spółdzielni, że to żona zarabia - opowiada Ratajczak.
Żona W. prowadziła wówczas sklep tzw. blaszak, który później spłonął. Ratajczak opowiada, że sam był świadkiem, gdy jeden ze spółdzielców na zebraniu poprosił o ujawnienie zarobków przez W. Odmówiono mu tłumacząc, że nie można podać kwoty przy osobach trzecich, bo istnieje ochrona danych osobowych.
- Owszem W. jeździ takim jakimś czarnym samochodem, ale o jego rzekomym zamiłowaniu do zegarków i butów z wężowej czy krokodylej skóry nic nie wiem - mówi Juliusz Kubel.
Konflikt z mieszkańcami
Po kilku latach swoich rządów W. skonfliktował się z mieszkańcami.
- W. i jego zastępca T. podzielili się rolami. Pierwszy gra złego, a drugi dobrego, pływaka, który wszystko obieca - mówi Ratajczak. - W. prezentuje sposób rządzenia despoty, „mówię, że będzie tak i koniec”. Nikt nie ma na niego wpływu ani jego zastępca T., ani rada nadzorcza - dodaje.
Pytamy przewodniczącego rady nadzorczej Rafała Kupsia, jak ocenia pracę W., któremu właśnie postawiono zarzuty. - Oceniam pracę prezesa W. zdecydowanie pozytywnie - twierdzi Kupś. - Przeżyłem w moim życiu kilkanaście walnych [zebrań dop. red.] i owszem, pytania i zarzuty były, ale prezes zawsze otrzymywał absolutorium - mówi. W czwartek to Rafał Kupś został wybrany tymczasowym następca prezesa.
Jako członek RN odżegnuje się od współodpowiedzialności za sprawę, za którą prezesom postawiono zarzuty. - Nie będę odpowiadał na pytania o odpowiedzialność rady. Sprawa prawdopodobnie trafi do sądu, niech sąd to oceni - mówi nam Kupś.
Juliusz Kubel, członek rady nadzorczej podobnie jak przedmówca uważa, że prezes PSM jest bez zarzutu. - W. merytorycznie jest dobrze przygotowany, bo jest budowlańcem. A zebrania? No trudno, żeby ktoś wygłosił tam pean na jego cześć - mówi Kubel. Dodaje, że nie wierzy, że W. zostały przedstawione zarzuty. Sprawia wrażenie niezorientowanego. Myli sprawę sprzed lat z teraźniejszością.
Bo to nie pierwszy raz, kiedy W. zatrzymuje policja. W 2001 r. trafił do aresztu, pod zarzutem przyjęcia łapówki od P. Nigdy mu tego nie udowodniono. Po 48 h został wypuszczony na wolność. Zarówno sąd rejonowy, jak i okręgowy odrzuciły wówczas wniosek prokuratury uznając, że zarzuty są wątpliwe i nie ma dowodów na popełnienie przez nich przestępstwa. Przypomnijmy, że Róża P. obiecywała swoim klientom załatwienie mieszkania w spółdzielni. Mieszkańcy wpłacali po kilkadziesiąt tysięcy zł. Swoich pieniędzy ani mieszkań już nie zobaczyli. W 2004 r. zapadł wyrok w tej sprawie. Róża P. przyznała się do winy. Oszukała 139 osób, które wpłaciły jej prawie 5 mln zł.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?