Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jubileusz zespołu Trubadurzy: Znamy się świetnie! Od 50 lat [WYWIAD]

Marek Zaradniak
Trubadurzy: (Od lewej) Piotr Kuźniak, Sławek Kowalewski, Jacek Malanowski i Marian Lichtman. Oto najnowszy skład zespołu
Trubadurzy: (Od lewej) Piotr Kuźniak, Sławek Kowalewski, Jacek Malanowski i Marian Lichtman. Oto najnowszy skład zespołu Archiwum zespołu
W tym naszym długim życiu robiliśmy to, co najlepiej potrafimy - dawaliśmy ludziom mnóstwo piosenek, a wiele z nich stało się przebojami - mówią Marian Lichtman i Piotr Kuźniak z okazji 50-lecia powstania Trubadurów

Trubadurzy grają już pół wieku. Słyszałem, że macie świętować jubileusz koncertowo - w Poznaniu.
Marian Lichtman:
To prawda, ale data jeszcze nie jest ustalona. A Poznań dlatego, że to miasto zawsze było naszym oknem na świat. Zwłaszcza w czasach "komuny" Poznań był jakimś innym miastem niż reszta miast. Był przykładem gospodarności i czystości. Zawsze był bliski Trubadurom i jednym z najważniejszych - obok Łodzi, Warszawy i... Kopenhagi. Przecież już od 21 lat gra z nami poznaniak Piotr Kuźniak. Wcześniej przez 10 lat trubadurem był Krzysztof Krawczyk, który w młodości też mieszkał w Poznaniu. Ja natomiast dzielę swoje życie między Kopenhagę, Warszawę i Łódź. A co do jubileuszu? Cóż, te lata płyną tak szybko, że trudno mi uwierzyć, że to minęło już pół wieku. A gdyby ktoś mnie spytał, ile to czasu gramy, to bym bez namysłu rzucił, że góra... 45 lat (śmiech). Na szczęście koledzy z zespołu pamiętają... Jedno jest pewne - my sami, jak jeden mąż dawno mamy za sobą "50" i wcale się tego nie wypieramy ani nie wstydzimy. Zwłaszcza że w tym naszym długim życiu robiliśmy to, co najlepiej potrafimy - dawaliśmy ludziom mnóstwo piosenek, a wiele z nich stało się przebojami. No i jesteśmy dumni, że w tych czasach panowania i dominacji wszelkich cudów techniki i elektroniki, my zawsze i wciąż gramy i grać będziemy na żywo. A proszę zauważyć, że kiepskiego grania nie da się zakamuflować i gdybyśmy kiepscy byli, dawno stracilibyśmy publiczność. Tymczasem, choć w mediach jesteśmy rzadko, gramy dużo koncertów. O wiele więcej niż te gwiazdy, które są częściej na pierwszych stronach gazet i na listach przebojów niż na estradzie.

Jak Pan sobie tłumaczy Waszą nieobecność w mediach, jesteście może zbyt poprawni, ugrzecznieni, konserwatywni, za mało wokół Was plotek, afer i skandali?
ML:
W czasach PRL-u, kiedy zaczynaliśmy, cały ustrój był skandalem, więc skandale ze strony artystów nie były potrzebne. Trzeba było po prostu pracować i dzięki pracy mamy teraz to, co mamy - możemy świętować tak piękny jubileusz. Ale kłopoty z mediami mieli nawet sami Beatlesi. Ringo Starr w wywiadzie dla telewizji w Liverpool wspominał, że kiedyś poszedł do radia z prośbą, aby zagrali mu jego piosenkę. Usłyszał wtedy szczery do bólu komunikat: "Nie, bo jesteś za stary". W Polsce nikt nie powie, "jesteś za stary", ale i tak stacje chcą i puszczają u siebie ludzi młodych. W Stanach Zjednoczonych te relacje między starymi i młodymi jakoś porządkuje fakt, że starsze gwiazdy robią wspólne koncerty. W Polsce też powoli zaczyna się ten proces.

Wróćmy do tego - jak Pan mówi - rzadkiego zjawiska, czyli "grania na żywo". Ostatnio także artyści z zespołu Kombii powiedzieli mi, że grają "bez użycia maszyn".
ML:
Chodzi mi o to, że kiedyś śpiewanie z playbacku było niemożliwe, nie tylko z powodu niedoskonałości technicznych. Po prostu artysta musiał głosem udowodnić, co potrafi. A dziś każdy może śpiewać. Jakaś tam wytwórnia X wymyśla sobie, że dany artysta będzie gwiazdą. "My cię zrobimy, my cię wykreujemy" - słyszy taki młody człowiek i już nawet nie zastanawia się, czy w ogóle ma zadatki na artystę. A i są, o słowo i jego znaczenie na naszych oczach (uszach!) deprecjonuje się. "Artysta" stał się po prostu taką plastikową torbą. Jednorazówką. A my? 50 lat gramy i śpiewamy! Która z tych dzisiejszych gwiazd za 40 czy 50 lat - uruchommy wyobraźnię - w roku 2055 czy 2065 będzie udzielała jubileuszowych wywiadów i grała jubileuszowy koncert?
No to powspominajmy. Jak się rodzą prawdziwe gwiazdy, które świecą 50 lat. Jak zaczynali Trubadurzy?
ML:
Trochę pozazdrościliśmy Beatlesom, ich grupowego, wspólnego śpiewania i grania. Wcześniej każdy z nas śpiewał jako solista. Pamiętam na przykład odbywające się w Łodzi "Spotkania z piosenką". Śpiewał tam Krzysiek Krawczyk, śpiewał Sławek Kowalewski i ja śpiewałem. Krzysztof przyszedł kiedyś do mnie i poprosił: "Masz taki silny głos. Pokaż, jak śpiewasz". A Krzysztof miał charakterystyczny "biały" głos. Śpiewał piosenki kabaretowe. Przewiązał sobie głowę bandażem i zaśpiewał "boli mnie ząb". Ja pokazałem mu, jak się śpiewa "na maskę". Po dwóch tygodniach śpiewał już właśnie tak.

Co to znaczy "na maskę"?
ML:
To znaczy, że głos wydobywa się z przepony. My umiemy tak śpiewać, bo każdy z nas ma wykształcenie muzyczne. Można mieć wspaniały głos i zachorować na starość albo głos "wysiądzie". A u nas jednak to wszystko brzmi i się rozwija.

I od tego wzajemnego uczenia się śpiewu zaczęli się Trubadurzy?
ML:
Powoli. Pewnego dnia Krzysztof powiedział mi: "Będziesz perkusistą, ja gitarzystą, a Sławek Kowalewski - basistą".

Wkurzył się Pan?
ML:
No tak, obraziłem się! Ja, najpopularniejszy spośród całej trójki solista, mam być perkusistą!? Potem oni obrazili się na mnie. Pojechali do Jastarni przygotowywać repertuar. Po powrocie namówili mojego tatę, aby kupił mi perkusję. "Przecież Ringo Starr też śpiewa" - mówili. A ojciec jak echo za nimi: Marian, Ringo Starr też śpiewa, nie ma się czego gniewać. Ty jesteś przecież solistą". Co miałem robić? Zgodziłem się. Na początku miałem taką perkusję bez stopki. Stopką była moja prawa noga. Gdy uderzałem nią, było głośniej niż cała perkusja. Po prostu rozwalałem podłogi. Takie były moje początki jako perkusisty. Dziś kocham ten instrument, choć gram też na innych. Współpracuję wiele z młodymi wykonawcami. Piszę dla innych. Cały czas, jak to się mówi w żargonie artystycznym, nie ziewam.

Sporą rolę w Trubadurach odegrał też Ryszard Poznakowski.
ML:
Oczywiście. To właśnie dzięki Ryśkowi weszliśmy na salony polskiej muzyki rozrywkowej, choć na samym początku wprowadzała nas tam także Anna German. Jednak potem nasze drogi z German się rozeszły. Zaczęliśmy grać sami. Do czasu, gdy któregoś dnia zagraliśmy koncert z Czerwono-Czarnymi - zespołem, z którym śpiewały wtedy największe gwiazdy polskiej muzyki rozrywkowej. Grał tam wtedy Rysiek Poznakowski. Po koncercie oznajmił nam - tak po prostu - że chce z nami grać. I że - jako szef "Telewizyjnej Giełdy Piosenki" - chce nas tam pokazać. Weszliśmy do studia i wtedy ruszyliśmy z kopyta. Szybko przerwaliśmy hegemonię Czerwonych Gitar, które brały wówczas wszystkie nagrody. Stanowiliśmy dla nich zdrową konkurencję. Owszem, byli wtedy jeszcze Skaldowie, ale oni grali jednak troszkę inną muzykę. To Ryśkowi Poznakowskiemu zawdzięczamy miejsce, w którym jesteśmy.
Panie Piotrze, Pan późno trafił do Trubadurów, ale jest Pan z nimi już ponad 21 lat.
Piotr Kuźniak:
W 1993 roku wróciłem na stałe do Polski po 13 latach grania w Norwegii i 9 latach grania w Finlandii. Wyjechałem tam w styczniu 1972 roku, gdy rozpadł się zespół Waganci, i to dlatego, że Ania Jantar rozpoczynała właśnie solową karierę. W 1987 roku poznałem Ryśka Poznakowskiego, który zaproponował mi, abym po powrocie do Polski nagrał kilka jego piosenek. I rzeczywiście wróciłem i nagrałem. Najpierw napisane dla mnie "Słowa na wiatr", którymi wygrałem wtedy program "Od Opola do Opola" i zakwalifikowałem się na festiwal. Piosenka zajęła trzecie miejsce. Potem jeszcze nagraliśmy płytę z piosenkami z musicalu "Ostry makijaż", który wystawił teatr Syrena, a którego z kolei Rysiek był kierownikiem muzycznym. Musical był grany w Syrenie przez dwa lata. Czas leciał i kiedyś Zbigniew Niemczycki zadzwonił do Ryśka Poznakowskiego z propozycją, by Trubadurzy, jak wiele innych zespołów, reaktywowali się i zagrali na balu mistrzów sportu. Niestety, okazało się, że Krzysiu Krawczyk już nie może z nimi występować. Ponoć jego - jako solisty - menedżer mu zabronił. I tak oferta trafiła do mnie. 15 grudnia 1993 przysłał mi materiał, a bal miał się odbyć 7 stycznia 1994.

Miał Pan niewiele czasu, aby się nauczyć całego repertuaru Trubadurów!
PK:
Dwa tygodnie! I musiałem zaśpiewać solo piosenki "Byłaś tu" i "Kim jesteś?", czyli to, co śpiewał Krzysztof. Myślałem, że to będzie tylko jeden koncert, ale po tym występie Trubadurzy otrzymali tyle propozycji, że trzeba było grać dalej, no i zaczęły się intensywne próby. Musiało być tyle piosenek, aby starczyło co najmniej na półtorej godziny koncertu. I tak gram do dzisiaj. Zrobiło się 21 lat i tysiące koncertów. Zjechaliśmy też niemal cały świat. Jest miło i wesoło. Ludzie pamiętają nasze przeboje i życzę wszystkim tym młodym wykonawcom, aby przetrwali tyle lat ze swoimi przebojami. Aby po pół wieku ich publiczność przychodziła na koncert i śpiewała ich piosenki razem z nimi. Tak jak to robią nasi fani.
ML: Po prawie 20 latach przerwy byliśmy bez Krzysztofa. A chcieliśmy nasz sukces z młodości powtórzyć, aby się uwiarygodnić. Wiadomo że publiczność najbardziej ceniła "żelazny" skład Trubadurów i zdawaliśmy sobie sprawę, że powtórzyć tamten sukces będzie bardzo trudno. Gdy padło nazwisko Piotra powiedziałem, że to mój kolega, który bardzo dobrze śpiewa. Pamiętałem, że kiedy spotkaliśmy się pierwszy raz, Piotrek walnął trzy oktawy. Ryszard zgodził się. Dziś ludzie patrzą na nas i dziwią się, że nadal odnosimy sukcesy. Trochę dziwią się też, że nie mamy wielu nowych piosenek, ale z drugiej strony - po co nam nowe piosenki? Mamy tyle koncertów, że nie mamy czasu na nagrywanie czegoś nowego, ale obiecujemy, że teraz pokażemy coś nowego. A przecież nie wiedziałem, czy po odejściu Krzysztofa Krawczyka i wznowieniu działalności bez niego ludzie nas zaakceptują.

No właśnie, a jakie były kulisy odejścia Krzysztofa w 1974 roku?
ML:
Myślę, że Krzysztof odszedł, bo ja odszedłem. Dostałem wilczy bilet w jedną stronę do Kopenhagi jeszcze od towarzysza Władysława Gomułki. Do tego rock'n'roll był w Polsce wtedy źle widziany. Pojechałem do Kopenhagi, bo tam była moja rodzina. Tam przyjęto polskich emigrantów po marcu 1968 roku. W Danii zaczęło się nowe życie. Nagrałem płytę z kapelą Mosala Dosa, a także jedną piosenkę w studiu ABBY. Ale to, co zostawiłem w Polsce, moją młodość, to cały czas mi ciążyło.
Był Pan bardzo młody.
ML: Miałem zaledwie 28 lat. Chciałem wrócić do Polski, ale ojciec radził mi: "Marian, poczekaj. Co 40 lat się w świecie coś zmienia". Gdy w 1989 roku opadła żelazna kurtyna, zostawiłem kawiarnię muzyczną, klub muzyczny i wróciłem. Już tego nie chciałem, bo muzyka była i jest moją pasją. Chciałem wrócić, mimo że w Danii dobrze sobie radziłem i odnosiłem sukcesy. W 1977 roku grupę Mosala Dosa uznano za najlepszy debiut w rocku progresywnym. Dodam, że na początku, gdy przyjechałem do Danii musiałem mieszkać w hotelu, aby przejść kwarantannę. Uczyłem się języka. Zapisałem się do szkoły Elli Fitzgerald na perkusję.

Ma Pan też duńskie obywatelstwo?
ML:
Mam polskie i duńskie. Inaczej sobie nie wyobrażam. Zacząłem chodzić też w Danii na castingi. Któregoś dnia poszedłem na casting na perkusistę do zespołu Red Square. To taki angielski Beach Boys. Było tam dwieście osób. Wiele renomowanych nazwisk. Moja żona dziwiła się, że tam poszedłem. Wyniki mieli ogłosić o północy. Gdy wróciłem powiedziałem: "Zobaczysz, że oni dziesięć po dwunastej do mnie zadzwonią". Gdy dokładnie wtedy zadzwonił telefon, usłyszałem: "Witaj w klubie". Ja po prostu wyczułem, że zdecydowali się na mnie. To właśnie z tym zespołem nagrywałem w studio ABBY w Szwecji .

W pewnym momencie po reaktywacji byliście postrzegani jako zespół zaangażowany politycznie - związaliście się z Samoobroną.
ML:
Nigdy nie byliśmy zespołem politycznym. A wtedy dostaliśmy propozycję finansową nie do odrzucenia. Marszałek Andrzej Lepper zawsze mówił: "Wy nie gracie dla mojej partii. Jesteście prezentem dla ludzi, którzy przychodzą na spotkania. Naganiacie ludzi, aby przyszli mnie zobaczyć". Mało tego nikt z Samoobrony nigdy nie powiedział: "Wyjdźcie na scenę, gdy będziemy mówić o polityce". Gdy oni kończyli, padało hasło: "A teraz będzie karnawał" i tak się stało. Oczywiście nie chcę obrabiać tyłka innym kapelom. Gdyby pan wiedział, ile kapel dawało propozycje Samoobronie, ale zostały odrzucone. Lepper chciał, aby grali ci, których on kocha. My po prostu graliśmy dla ludzi, którzy przyszli na spotkanie z Samoobroną. Pamiętam jak w latach 60. w Olsztynie estradę ustawiono tuż obok katedry, aby ludzie nie poszli do kościoła. Gdy kardynał Wyszyński przejeżdżał tamtędy, widział, że my gramy, bo władze komunistyczne chciały zrobić na złość i odciągnąć ludzi. A on pokiwał nam ręką. Prawie pobłogosławił. Wszedł do katedry. A po koncercie 7 tysięcy ludzi, którzy nas słuchali, weszło do katedry. Kardynał Wyszyński z wielkim szacunkiem się do nas odnosił.
Złośliwi mówią, że Trubadurzy mieli układy.
ML:
To nieprawda. Nie mieliśmy żadnych układów. To raczej ci, którzy to mówią mieli wtedy układy, bo wtedy, aby być znaczącym człowiekiem mediów trzeba było mieć układy. Byliśmy młodzi i nie zdawaliśmy sobie sprawy, jak bardzo uwikłano nas wtedy w politykę. Nie było w sklepach szynki, a my stanowiliśmy dla nich rodzaj duchowego pożywienia, szczęścia i może dlatego mamy powodzenie do dziś. Pamiętam też, że gdy raz w czasach Gierka zagraliśmy na 20-leciu "Dziennika Zachodniego" w Katowicach pewien zaprzyjaźniony z nami redaktor powiedział: "Towarzysz Gierek uważa, że za głośno gracie. Powinniście grać trochę ciszej". A my z przekory zagraliśmy dwa razy głośniej. Po chwili usłyszałem, że towarzysz Gierek powiedział, że teraz jest fajnie. Zwiedziliśmy cały świat i nie mamy sobie nic do zarzucenia, że robiliśmy coś wbrew sobie. W byłym Związku Radzieckim sprzedaliśmy 10 milionów płyt za co nie dostaliśmy ani złotówki i to nieprawda, że kto inny zrobił tam karierę. Najpopularniejsi byli tam Trubadurzy i Czesław Niemen. A potem Maryla Rodowicz.

Czy teraz macie propozycje koncertów w Rosji?
ML:
Pytają tam o nas, ale kto zaprosi?
PK: Mamy zaproszenie na Litwę.
ML: Europa Wschodnia nas cały czas interesuje, ale najważniejsze jest, aby tam był spokój. My chcemy grać tam, gdzie jest spokojnie. Nie jesteśmy po żadnej ze stron. Chcemy, aby ludzie przestali się nienawidzić i kochali się. Gdybym dziś zobaczył zbombardowany stadion w Donbasie, gdzie kiedyś graliśmy, to bym się po prostu popłakał. My Polacy przeżyliśmy gehennę wojny i nie życzymy wojny innym.

A jacy są Trubadurzy dzisiaj?
PK:
Trubadurzy dziś to zespół, który gra swoje wielkie przeboje, ale też ma nowe piosenki. A poza tym, że gramy razem, każdy chce zrobić coś swojego. Marian wydał swoją płytę i nagrywa drugą. Sławek też wydał płytę. Ja też robię swoje i kończę drugą płytę z przebojami Niemena. Myślę też o swojej płycie autorskiej. Jacek Malanowski, nasz klawiszowiec też kilka lat temu wydał swój album. Każdy robi swoje i spełniamy się, ale priorytet to dla nas Trubadurzy. Działania własne rozwijają nas. Przy nowych nagraniach każdy coś od siebie dołoży i może powstać coś fajnego, coś nowego odbiegającego od starego stylu, ale klimat pozostanie taki sam.
ML: A ja ostatnio miałem nawet wykład o swojej działalności i muzyce na Uniwersytecie Warszawskim.

Trubadurzy

Najdłużej, bo od początku w zespole grają: Sławomir Kowalewski i Marian Lichtman. Ryszard Poznakowski występował w latach 1967-69 i 1971-2005, Krzysztof Krawczyk był członkiem Trubadurów w latach 1964-73 i w roku 1976, Piotr Kuźniak występuje w zespole od roku 1993. Jacek Malanowski gra w zespole od roku 2005, a Tadeusz Urbański sporadycznie od roku 2009 zastępując Lichtmana. Ponadto w Trubadurach grali Jerzy Krzemiński 1964-67 i Bogdan Borkowski 1964-65. (zmarł 24 marca 2007 w USA)

W zespole Trubadurzy śpiewały też kobiety W 1965 roku krótko Sława Mikołajczyk, a w latach 1969-73 Halina Żytkowiak, która zmarła w Los
Angeles 22 marca 2011 roku.

Dyskografia Trubadurów to siedem longplayów, z których sześć stało się "Złotymi płytami" oraz 21 płyt kompaktowych. Najpopularniejsze piosenki zespołu to "Znamy się tylko z widzenia", "Przyjedź mamo na przysięgę" , "Kim jesteś?", "Byłaś tu" "Kasia", "Będziesz ty" , "Hej sobótka, sobótka", "Cóż wiemy o miłości" , "Nie przynoś mi kwiatów dziewczyno" i "Zagrajmy rock and rolla jeszcze raz".

Medale 11 kwietnia 2011 roku Trubadurzy otrzymali przyznane im przez ministra kultury i dziedzictwa narodowego medale Zasłużony Kulturze Gloria Artis.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski