Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jerzy Kulej (1940-2012) - najwybitniejszy polski bokser [SYLWETKA]

JAC
W piątek 13 lipca przed godziną 18 zmarł Jerzy Kulej - najwybitniejszy polski bokser. Jako jedyny w historii polskiego boksu amatorskiego, był dwukrotnym mistrzem olimpijskim w kategorii lekkopółśredniej (63,5 kg) podczas igrzysk w Tokio 1964 i Meksyku 1968. Miał niespełna 72 lata.

Urodzony w Częstochowie w 1940 roku, bokserską karierę rozpoczął w wieku 15 lat w miejscowym klubie Start u trenera Wincentego Szyińskiego. Już trzy lata później trafił do reprezentacji Polski i pod trenerską opiekę Feliksa Stamma. W kolejnych latach systematycznie rozwijał się jego pięściarski talent, a w 1961 roku po raz pierwszy został mistrzem Polski, a do 1970 roku zdobył jeszcze siedem złotych medali na krajowych ringach. Dwukrotnie był mistrzem Europy (1963 i 1965) i raz wicemistrzem Starego Kontynentu (1967). W tamtych latach nie rozgrywano mistrzostw świata w boksie amatorskim (pierwsze odbyły się dopiero w 1974 roku), dlatego najcenniejsze były sukcesy w igrzyskach olimpijskich. I te stały się udziałem Jerzego Kuleja.

W Tokio 1964, polski pięściarz pokonał swojego odwiecznego rywala Jewgienija Frołowa, którego zaskoczył swoim stylem walki. Kulej zawsze imponował walecznością i niespożytą energią w ringu. Stosował ofensywny styl walki, dosłownie "zamęczał" tempem swych rywali. Tymczasem przez dwie pierwsze rundy przyjął styl defensywny, czym zupełnie zaskoczył przeciwnika. W trzeciej rundzie ruszył do ataku i pewnie wygrał jednogłośnie na punkty.

Ale zadziorny był także poza ringiem. Z tym między innymi związana jest obrona tytułu mistrza olimpijskiego w 1968 roku w Meksyku. Krótko przed igrzyskami, po zakończeniu zgrupowania przedolimpijskiego w Zakopanem, brał udział w głośnej na cały kraj bójce z góralami pod kinem Giewont. Stołeczny komendant milicji (Kulej był wtedy zawodnikiem Gwardii Warszawa i podporucznikiem) wydał "rozkaz": albo złoty medal olimpijski w Meksyku, albo sąd i degradacja oraz usunięcie ze służby. W tych warunkach Kulejowi nie pozostało nic innego jak walka do upadłego o olimpijskie złoto. No i w finałowej potyczce Polak pokonał po twardej walce 3:2 Kubańczyka Enrique Regueiferosa.

- W drugiej rundzie dostałem taką lufę, że zapomniałem, gdzie jestem, widziałem jedynie czarną plamę. Udało się przetrwać kryzys, dotrwać do gongu oznaczającego koniec walki i w napięciu czekaliśmy na werdykt. Siedzący obok sędziego głównego zawodów polski działacz Roman Lisowski miał umówiony ze Stammem znak, jeśli Polak przegrał, to pochylał się nad papierami, a jeśli wygrał, wówczas siedział wyprostowany. I... siedział wyprostowany - wspominał przed laty Jerzy Kulej. Trzeba dodać, że o mały włos nie pojechałby w ogóle do Meksyku, bo kilka miesięcy przed turniejem został ranny w wypadku samochodowym.

Kulej stoczył 348 walk w karierze - 317 wygrał, 6 zremisował, 25 przegrał. Nigdy nie leżał na deskach ringu. Absolwent warszawskiej AWF. Był trenerem, a potem też menedżerem boksu zawodowego. Pracował ostatnio jako komentator telewizyjny. W latach 2001-2005 był posłem na Sejm. Swoje życie opisał w książce "Jerzy Kulej - dwie strony medalu". W 1976 roku zagrał razem z Janem Szczepańskim, także bokserem, mistrzem igrzysk olimpijskich z Monachium 1972, w filmie Marka Piwowskiego "Przepraszam, czy tu biją?".

- Jurek był moim trenerem w kadrze młodzieżowej i muszę powiedzieć, że darzył mnie dużą sympatią. Zawsze był dobrym kolegą, a był przecież wielkim mistrzem. Zawsze życzliwy, potrafiący dać dobrą radę. Jeszcze trzy tygodnie temu rozmawiałem z nim telefonicznie i był pełen energii. Jego śmierć to bardzo smutna wiadomość i wielka strata polskiego boksu - powiedział Zdzisław Nowak, prezes Lechma PKB Poznań i wiceprezes Polskiego Związku Bokserskiego.

W grudniu 2011 roku Jerzy Kulej doznał rozległego zawału podczas benefisu Daniela Olbrychskiego w Warszawie. Potem przechodził codzienną, żmudną rehabilitację. Pracował z fizjoterapeutą i logopedą. Jak mówił wówczas jego syn Waldemar, ojciec wraca na prostą, jest coraz lepiej. Był jeszcze nawet gościem podczas tradycyjnego Pikniku Olimpijskiego w Warszawie 26 maja. Jednak w ostatnim okresie choroba powróciła i niestety, okazała się ponad siły nawet tak twardego człowieka, jakim był Jerzy Kulej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski