Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jarosław Pucek o Stolarskiej: Dla niektórych najważniejsze jest, że "walka trwa"

Jarosław Pucek
Jarosław Pucek.
Jarosław Pucek.
Sprawa "czyścicieli kamienic" oraz losy mieszkańców budynku przy ul. Stolarskiej przetaczają się przez poznańskie media od wielu miesięcy. I słusznie, bo cała sprawa jest bulwersująca, a działania podejmowane przez zarządcę budynku są bulwersujące i skandaliczne. Niemniej w całej tej sprawie pozostają wątki, które nurtują mnie już od dłuższego czasu.

Z lektury tekstów, które ukazały się na ten temat przeziera jedna konkluzja, z którą osobiście całkowicie się zgadzam. Otóż struktury państwa poległy w tej sprawie na całej linii. Jednak pozwolę sobie przy tej okazji przypomnieć kilka spraw, które zdają się umykać niektórym środowiskom, a także, co piszę z nieukrywaną przykrością, również i dziennikarzom, którzy tą sprawą się zajmują.

Czytaj także:
Tomasz Lisiecki: Sytuacja na Stolarskiej oskarżeniem elit
Jarosław Pucek o wyjściu ze studia: W Rzeczpospolitej chamom miejsca nie dajemy!

Kiedy rozpoczynała się debata na temat trudnych lokatorów i umieszczenia ich w kontenerach socjalnych, to środowiska, które dziś uznawane są za jedyną ostoję praworządności i ostatnich obrońców cnót wszelakich, podnosiły larum wniebogłosy. Prof. Tomasz Polak, który wówczas aktywnie brał udział w tej dyskusji, a także dzielnie stawia się na każdej pikiecie w obronie Stolarskiej, zawodowo zajmuje się stawianiem pytań granicznych. Ale dlaczego Pan Profesor nie postawi sobie pytania o wiele prostszego, a mianowicie jaka jest różnica między społecznym terrorem właściciela a terrorem trudnego sąsiada? Czy cierpienie i dopust boży, który spada na spokojnych sąsiadów jest moralnie mniej bulwersujące od codziennych dramatów ofiar "czyścicieli kamienic"?

Przypomnę w tym miejscu moją krótką wymianę zdań z prof. Polakiem podczas debaty zorganizowanej przez "Gazetę Wyborczą" w kwietniu ubiegłego roku. Wówczas Pan Profesor stwierdził, że "Jak ktoś zakłóca ciszę nocną, dewastuje, to przecież są na to przepisy, więzienie". Odpowiedziałem wówczas tak: "Jaki jest efekt stosowania paragrafów? Żaden!"
Niestety, miałem rację. Niestety, zamiast spojrzeć na problem indolencji państwa w przeciwdziałaniu bezprawiu, debata sprowadzała się do jednej prostej konkluzji. Że trudny lokator to nie terrorysta i, nazwijmy go tutaj, "czyściciel klatki schodowej", ale biedny, skrzywdzony człowiek, któremu należy się pomoc, a nie represja. Nikt nie podjął tematu bezradności urzędników wobec problemu przemocy sąsiedzkiej. Gdyby tak się stało, gdybyśmy nie stracili trzech lat na jałowe protesty i polemiki, dzisiaj wszyscy bylibyśmy mądrzejsi o wiedzę, którą można byłoby wykorzystać w obronie osób dotkniętych barbarzyńskimi metodami pana S. i jemu podobnych. Bo problem w istocie jest ten sam. Brak szybkiej i zdecydowanej reakcji organów ścigania, organów administracji na patologiczne zjawiska przemocy.

Nie mogę zrozumieć dlaczego dokładnie te same środowiska nie dostrzegały problemu przemocy sąsiedzkiej, a raczej braku możliwości skutecznej obrony przed takimi działaniami, a dziś dokładnie te same środowiska i osoby ciosają za to kołki na głowie urzędnikom, o czym mówiłem już od kilku lat. Moja odpowiedź jest jedna - tak było wygodnie i poprawnie politycznie. Bo jak można nazwać bandytą lokatora?! Można bandytą nazwać jedynie właściciela.
Dzisiaj oto za jedynych sprawiedliwych, według dziennikarzy "Gazety Wyborczej", można uznać anarchistów, którzy nielegalnie zajmują cudzą własność, nie dbają o podstawowe prawa, ale w sprawie Stolarskiej stoją po właściwej stronie mocy. Przepraszam za otwartość, ale moja liberalna dusza wpada w schizofrenię.

Kolejny zarzut stawiam mediom. Moim zdaniem dziennikarze popełnili w tej sprawie wiele złego nie z racji tego, że tak chcieli. Tak niestety wyszło. Pewnie i bez świadomości zjawiska, które wywołują. Otóż nie wystarczy przyprowadzić dziennikarza śledczego, nie wystarczy pisać o sprawie co tydzień, nie wystarczy program "Uwaga!", żeby ludziom pomóc. Trzeba mieć odwagę nie tylko napisać dobry tekst, ale trzeba mieć odwagę, żeby uświadomić ofiarom tej przemocy, że czeka ich gehenna. Roztoczenie parasola ochronnego nad ofiarami jest moralnie dobre. Ale stworzenie wrażenia, że media nie dadzą o sprawie zapomnieć, nie zwracając uwagi na to, że tym samym nieświadomie narażają na beznadziejną, wieloletnią walkę osoby trzecie, jest moralnie nie do usprawiedliwienia. Brakuje mi w całej tej medialnej awanturze przedstawienia losów tych osób, które same się wyprowadziły. Dlaczego to zrobiły? Kto im pomógł? Jak się teraz toczą ich losy?

To ważne pytania nie dlatego, że chcę ułatwiać pracę bandziorom - czyścicielom. To pytania, które mogą dać odpowiedź ofiarom, czy w obecnym ułomnym systemie ochrony prawnej na pewno chcą rozpocząć drogę przez mękę.

Trudno mi oprzeć się wrażeniu, że w całej tej sprawie aparat państwa przegrał. Sprawiedliwość leży i płacze. Pan S. się śmieje. Hipokryzja zwyciężyła. Dla niektórych ważne, że WALKA TRWA!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski